Po tym, jak "Dzięki Bogu" wszedł do kin, są widoczne pewne zmiany. Film pokazywany jest w seminariach młodym księżom, żeby zobaczyli, czym jest pedofilia. "Dzięki Bogu" to obraz cierpienia. Pokazuje, jak pedofilia wpływa na otoczenie, jaką siłę rażenia ma to przestępstwo – mówi dla Magazynu TVN24 francuski reżyser François Ozon w rozmowie z Tomaszem-Marcinem Wroną.
François Ozon w ciągu ostatnich dwóch dekad stał się jednym z najważniejszych francuskich filmowców swojego pokolenia, zaliczanym do czołowych przedstawicieli "nowej francuskiej nowej fali" obok Yves'a Caumona, Jeana-Paula Civeyraca oraz Philippe Ramosa. Filmy 51-letniego twórcy to niejednokrotnie satyryczne, ocierające się o farsę, opowieści o ludzkiej naturze. Światową sławę zdobył kryminalnym musicalem "8 kobiet" w 2002 roku, a rok później w Konkursie Głównym Międzynarodowego Festiwalu Filmowego w Cannes zaprezentował "Basen". Krytyków i publiczność zachwycił ponownie w 2012 roku dramatem "U niej w domu".
W swoim najnowszym filmie, który nagrodzony został Srebrnym Niedźwiedziem Wielką Nagrodą Jury podczas tegorocznego Berlinale, sięga do jednego z największych skandali pedofilskich we francuskim Kościele katolickim.
Chodzi o sprawę księdza Bernarda Preynata, który oczekuje na proces karny w związku z zarzutami o przemoc seksualną wobec nieletnich. Do organów ścigania ostatecznie zgłoszono 80 przypadków takiej przemocy, do których miało dojść w latach 1986-91. Preynat był wówczas opiekunem skautów. Na emeryturę odszedł cztery lata temu. Do tego czasu wciąż miał kontakt z dziećmi, chociaż od 1991 roku jego zwierzchnicy wiedzieli o zadanych przez niego krzywdach. 4 lipca bieżącego roku Preynat został wydalony ze stanu duchownego.
W związku z tą sprawą arcybiskup Lyonu, kardynał Philippe Barbarin został skazany na sześć miesięcy więzienia w zawieszeniu za tuszowanie pedofilii. Jest on najwyższym hierarchą francuskim uwikłanym w skandal pedofilski tamtejszego Kościoła.
Głównymi bohaterami "Dzięki Bogu" są trzej mężczyźni, którzy postanawiają zmierzyć się z demonami przeszłości. Próbują postawić przed wymiarem sprawiedliwości księdza, który molestował ich w dzieciństwie i wciąż pracuje w strukturach kościelnych. Alexandre (Melvil Poupaud) mieszka w Lyonie z żoną i pięciorgiem dzieci. Jest przykładnym katolikiem. Pewnego dnia przez przypadek odkrywa, że kapłan, który go wykorzystał w dzieciństwie, nadal pracuje z nieletnimi. Alexandre postanawia podjąć działania. Wkrótce dołączają do niego dwie inne ofiary księdza: François i Emmanuel.
Siłą "Dzięki Bogu" jest doskonałe połączenie wstrząsających historii przypadków pedofilii ze sprawnym warsztatem dokumentalisty. Lawina, którą porusza Alexandre, pozwala poznać kolejne postaci, a poprzez ich indywidualne doświadczenia reżyser - w uniwersalnej perspektywie - ukazuje dramat ofiary przemocy seksualnej.
W filmie słyszymy wiele wypowiedzi duchownych, które niejednokrotnie padały na konferencjach prasowych. Dobitnie za to brzmią słowa jednej z ofiar, która, zeznając na policji przeciw księdzu, mówi: "Szlag mnie trafi. Pan chce ukarać człowieka, ja - całą instytucję. System, który przez lata pozwalał działać pedofilowi". Ozon unika jednoznacznego moralizatorskiego oceniania. Nie goni za sensacją, nie skandalizuje. Stawia na emocje, które odczuwają ofiary molestowania seksualnego przez całe życie. Pokazuje, że muszą mierzyć się nie tylko z ciężarem traumatycznych doświadczeń, ale także z brakiem wsparcia ze strony najbliższych. "Robisz z gówna operę" – mówi matka jednego z bohaterów, gdy ten oznajmia jej, że zamierza walczyć o sprawiedliwość.
Film "Dzięki Bogu" trafi do polskich kin 20 września.
Z François Ozonem rozmawiał Tomasz-Marcin Wrona, tvn24.pl
Tomasz-Marcin Wrona: Przeczytałem, że ksiądz Preynat, a w zasadzie jego pełnomocnicy, chcieli zablokować "Dzięki Bogu".
François Ozon: Zgadza się. Adwokaci księdza Preynata próbowali opóźnić premierę do czasu ogłoszenia wyroku w jego sprawie. Jednak proces jeszcze nie ruszył, a przecież wiadomo, że jeśli nawet sąd podejmie jakąś decyzję, to Preynat będzie się odwoływać. Dlatego też sąd uznał, że w tym przypadku wolność słowa jest ważniejsza od domniemania niewinności.
A Kościół francuski jak zareagował na pana film?
Kościół katolicki bardzo bał się tego filmu. Robiliśmy wszystko, żeby biskupi i księża jak najszybciej go zobaczyli. To nie jest film przeciw Kościołowi, ale dla Kościoła, żeby zaczął się zmieniać. Przyniosło to bardzo pozytywny efekt, bo po seansie zmienili zdanie o nim. Odczuli ulgę, ponieważ zobaczyli, że jest to film zrobiony z pełnym szacunkiem oraz z perspektywy ofiar. Jest to obraz cierpienia, będącego efektem tych czynów, obrazem tego, jak pedofilia wpływa na otoczenie, jaką siłę rażenia ma to przestępstwo.
Czy Kościół we Francji poprosił o wybaczenie, przeprosił ofiary przemocy seksualnej ze strony księży? Były jakieś odszkodowania?
Kardynał Barbarin, który zamieszany jest w całą tę historię, został skazany na sześć miesięcy więzienia w zawieszeniu, po czym wniósł apelację, która jeszcze się nie zakończyła. Złożył także u papieża dymisję z zajmowanej funkcji. Papież Franciszek jej nie przyjął. Widzimy więc rozdźwięk pomiędzy słowami a czynami, bo przecież papież głosi politykę zero tolerancji dla pedofilii, a jednak jest problem, jeśli chodzi o reakcję.
Ale widoczne są pewne zmiany po tym, jak "Dzięki Bogu" wszedł do kin. Film pokazywany jest w seminariach młodym księżom, żeby zobaczyli, czym jest pedofilia. Myślę, że zmiany powoli następują. W przeciwieństwie do Polski, gdzie - jak słyszałem - w tej kwestii nic się nie dzieje.
Myślę, że w Polsce też następują zmiany, przynajmniej w części Kościoła, a na pewno w społeczeństwie. Zapadł chociażby wyrok, na mocy którego ofiara księdza pedofila otrzymała milion złotych odszkodowania od zakonu. Słyszał pan o filmach "Kler" Wojciecha Smarzowskiego czy "Tylko nie mów nikomu" braci Sekielskich i reakcji polskiego Kościoła?
Żaden z nich nie wszedł do Francji, więc mogę tylko mówić o reakcjach Polaków i znajomych dziennikarzy. Rozmawiałem o nich dzisiaj tu, w Polsce, i kilka osób mówiło mi o ogromnej popularności obu filmów, jeden z nich miał nawet pięć milionów widzów. Jednak - jak moi rozmówcy twierdzili - nic się nie zmieniło. Myślę, że podstawową kwestią jest to, że we Francji istnieje rozdział państwa od Kościoła, a w Polsce hierarchowie kościelni próbują oddziaływać na politykę państwa.
Jednak, gdy rozgorzała debata publiczna po premierach tych filmów, hierarchowie kościelni odwracali uwagę opinii publicznej, atakując środowiska LGBT.
To we Francji byłoby niemożliwe. Była duża debata wokół małżeństw gejów we Francji i katolicy mocno protestowali, mówiąc, że będzie to koniec cywilizacji. Ostatecznie małżeństwa te zostały zalegalizowane i nic się nie stało. Uważam, że cała ta historia jest śmieszna. Myślę, że mój film pomógł też zrozumieć biskupom i księżom, że homoseksualizm nie jest tożsamy z pedofilią, że homoseksualizm jest orientacją, a pedofilia jest przestępstwem.
W Kościele panuje duża hipokryzja. O tym jest "Sodoma" Frédérica Martela, traktująca o homoseksualizmie w Watykanie. Pisze on, że 80 procent populacji Watykanu jest homoseksualna. Dlaczego nie ujawnia się wszystkich afer pedofilskich? Wszyscy o tym wiedzą. Jednak wiedzą też, że jeśli hierarchowie zaczną ujawniać pedofilów, ci wskażą, którzy kapłani są gejami. Dlatego wszyscy milczą i nawzajem się chronią.
Rozmawiałem z Frédérikiem jakiś czas temu. Myśli pan, że wasze działania, książka, film, zmienią coś w społeczeństwie albo w tak konserwatywnym Kościele, jakim jest diecezja Lyonu?
Mam taką nadzieję. Nie sądzę jednak, żeby to miało wyjść ze strony kościelnych hierarchów, którzy są starszymi mężczyznami i nie są w stanie przeprowadzić rewolucji w Kościele. Wolą status quo, są bardzo konserwatywni, a te zmiany muszą rozpocząć się u podstaw, właśnie wśród katolików. Moim zdaniem wielu z nich bardzo cierpi, bo nie chcą, żeby ich religia była kojarzona z pedofilią. Poza tym to jest wbrew naukom Chrystusa. Myślę, że ta walka o Kościół zacznie się właśnie od wiernych.
Przygotowując się do tego filmu, trafił pan na jakieś badania, opracowania, które pokazywałyby skalę pedofilii we francuskim Kościele? W filmie przedstawieni zostali ci, którzy oskarżają jednego księdza.
Takich przypadków było bardzo dużo. O sprawie pedofilii we francuskim Kościele jest bardzo głośno, ponieważ zamieszani są w nią bardzo znani biskupi, ważne postaci Kościoła. W innych miastach też były takie skandale. Stowarzyszenie La Parole Libérée (Wyzwolone Słowo) jest w trakcie reorganizacji, która pozwoli tropić przez nie przypadki molestowania seksualnego nieletnich.
To nie jest film, który charakteryzuje pana dotychczasową twórczość. Skąd pomysł na fabułę o pedofilii?
Na początku chciałem nakręcić po prostu film o męskiej wrażliwości. Cały czas mężczyźni kojarzeni byli z kinem akcji, a kobiety z emocjami. Chciałem trochę przewrócić ten porządek i pokazać męską wrażliwość. To był mój punkt wyjścia. Potem przez przypadek trafiłem na świadectwo mężczyzny, który jako chłopiec był molestowany przez księdza. Bardzo zbulwersowało mnie to, co przeczytałem. Spotkaliśmy się. Przyniósł wtedy całą teczkę dokumentów, która zawierała korespondencję, jaką wymienił z Kościołem. Powiedział mi, że mogę z tym zrobić, co zechcę.
Mówi pan o postaciach męskich. Jednak kobiety także mają tu swoją rolę.
Interesowały mnie przede wszystkim konsekwencje tego, że ofiary księdza zaczynają mówić na głos o swoich doświadczeniach. Moim zdaniem dziecko, które jest ofiarą molestowania, jest niczym bomba z opóźnionym zapłonem. Gdy wybuchnie, w polu rażenia jest cała rodzina, rodzice, żony, dzieci. Moi bohaterowie przyznają: gdyby nie moja matka czy żona, tobym nie przeżył. Kobiety stanowią więc bardzo ważną część tej historii.
Podczas prac nad scenariuszem przeprowadził pan pewnego rodzaju dziennikarskie śledztwo i dotarł do bogatego materiału, a mimo to nie chciał pan zrobić z tego dokumentu. Dlaczego?
Początkowo miał to być film dokumentalny. Jednak ofiary księdza, z którymi rozmawiałem, były zawiedzione takim pomysłem. Powierzyli mi tyle szczegółów swojego życia, właśnie dlatego, że jestem tym, kim jestem, tworzę filmy fabularne, a nie dokumentalne. Myśleli, że, biorąc się za ten temat, zrobię fabułę. Poza tym mniej więcej w tym czasie do francuskich kin wszedł film "Spotlight", zdobywając ogromną popularność. Liczyli na to, że zrobię coś w rodzaju francuskiego "Spotlight". Gdybym zrobił dokument, to myślę, że ani żony, ani dzieci nie zdecydowaliby się na udział w nim.
W "Dzięki Bogu" unika pan moralizatorstwa i chociaż wiadomo, kto jest ofiarą, a kto oprawcą, unika pan jednoznacznych ocen.
Nie chciałem typowo amerykańskiego filmu z wyraźnym podziałem na dobro i zło, wolałem się skupić na złożonej rzeczywistości. Chciałem też pokazać perspektywę Kościoła, co sądzi na ten temat. I chociaż cała opowieść jest z perspektywy ofiar - przez co poniekąd jestem po ich stronie - to starałem się zachować pewną neutralność i pokazać też punkt widzenia katolika. Przez to "Dzięki Bogu" został dobrze przyjęty wśród katolików, którzy identyfikowali się z Alexandre'em. Jest to mężczyzna głęboko wierzący, wierzy też w instytucję Kościoła, ale jednocześnie walczy w ramach jej struktur.