Premier Węgier, premier Słowacji, premier Czech i na końcu rzędu ona. Blondynka w czerwonej sukni, uśmiechająca się znad stołu. To zdjęcie z Izraela dla Polaków było niepełne, bo zabrakło na nim Mateusza Morawieckiego. Dla Czechów jednak było na nim wszystko, co czytelnicy tamtejszej prasy bulwarowej chcieliby zobaczyć. To kolejny rozdział z życia żony szefa rządu. Monika Babiszowa od kilku lat porusza się w świetle kamer i fleszy.
Andrej Babisz – posiadacz tysięcy hektarów ziemi, twórca imperium spożywczego, dla którego największymi wrogami są od zawsze polscy producenci, właściciel spółki medialnej i kilkuset firm z fortuną wycenianą przez "Forbesa" na ponad trzy miliardy euro, agent dawnych komunistycznych służb i od 2017 roku premier – ma też lepszą, o 20 lat młodszą, połówkę.
Monika Babiszowa to prawdziwa gwiazda.
Druga połowa lutego – czas, gdy u nas komentowało się spór Warszawy z Tel Awiwem i nieobecność polskiej delegacji na niedoszłym szczycie grupy V4 w Izraelu – dla Czechów była dosyć zwyczajna. Wyjazd premiera Babisza do Izraela doczekał się jednak wielu komentarzy, a powodem większego nim zainteresowania była obecność żony. W Izraelu działo się bardzo wiele.
Najpierw pokazano wspomniane już zdjęcie Viktora Orbana, Petera Pellegriniego i Andreja Babisza siedzących przy stole z Benjaminem Netanjahu. Gospodarzowi, szefowi rządu Izraela, towarzyszyła żona Sara, choć wydaje się, że gdyby nie obecność Moniki – nie znalazłoby się dla niej tam miejsce. Panowie rozmawiali o polityce. Pojawienie się jednej żony w tej sytuacji tłumaczyło obecność drugiej.
W życiu kolorowej prasy u naszych południowych sąsiadów Monika Babiszowa pierwsze strony zajęła dnia następnego. Czeska para odwiedzała wtedy najważniejsze dla Izraela miejsca, w tym Stare Miasto w Jerozolimie i Ścianę Płaczu (w chwili, w której zaczęło padać).
"Babisz spełnił swoje marzenie" – donosił dziennik "Blesk" w tytule bardzo rozbudowanej korespondencji z Izraela, skupiając się jednak na żonie premiera. "Monika Babiszowa we łzach w nowym płaszczu" – donosił.
Najpierw ubrana była w czerwoną suknię, potem był czarny golf pod czerwonym płaszczem, a już kilkanaście godzin później w Muzeum Historii Holokaustu czarny płaszcz z motywem florystycznym – opisywała gazeta. Monika wyszła stamtąd, ocierając łzy. Widzieli to i dokumentowali fotoreporterzy. Andrej Babisz zapytany o wrażenia po wizycie z przewodnikiem, powiedział, że Zagłada była czymś, "o czym trzeba zawsze przypominać". – Ta wizyta była bardzo trudna dla mojej żony – dodał już w drugim zdaniu.
Sama Monika też rozmawiała z dziennikarzami. – Wszystko to, co przydarzyło się Żydom, było okrutne. Kiedy oglądasz zdjęcia, zwłaszcza zdjęcia dzieci, dociera to do ciebie jeszcze mocniej. Trudno nie poddać się emocjom – tłumaczyła.
Wszystko, co Monika Babiszowa powie i zrobi, z kim, gdzie i w czym się pojawi – interesuje Czechów w najwyższym stopniu.
Andrej Babisz nazywany jest na Zachodzie czeskim Donaldem Trumpem, choć to Trump powinien być nazywany Babiszem Ameryki. 64-letni miliarder – szef rządu w Pradze – to znacznie sprawniejszy od amerykańskiego prezydenta biznesmen, który w polityce jest aktywny już od kilku dobrych lat. Teka premiera dla twórcy populistycznego ruchu ANO (czeskie "tak") wydaje się ukoronowaniem jego drogi. Z przedsiębiorcy, który od lat powtarza, że do wszystkiego doszedł sam, stał się politykiem, przekonując wyborców, że będzie rządził krajem tak jak swoimi firmami. Słowa najbogatszego Czecha żyjącego w luksusie dotarły do naszych sąsiadów.
Szef rządu jest wciąż podkopywany przez politycznych przeciwników, którzy chcieliby jego skazania za niejasne - zdaniem wielu ekspertów - powiązania ze służbami, interesy z lat 90., które przyniosły mu miliony, a dziś już miliardy czy zamieszanie wokół pozyskania funduszy unijnych na prywatną rezydencję nazywaną Bocianim Gniazdem.
Tam zresztą – w dniu ślubu Andreja i Moniki 29 lipca 2017 roku – przez kilka godzin, w odległości zaledwie kilkuset metrów od pary młodej i 200 weselników, pikietowały środowiska żądające wyjaśnienia, w jaki sposób Babisz zdobył z Brukseli pieniądze na Bocianie Gniazdo – donosiła czeska agencja prasowa.
Przeszłość zdaje się stale zaglądać przez ramię premierowi, ale w tworzeniu jego wizerunku w dużej mierze, od momentu wejścia do polityki, pomaga – być może nie zawsze świadomie – małżonka.
Wisienka na torcie
Pytani przez nas o nią czescy dziennikarze przekonują, że Monika Babiszowa nie grzeszy rozumem, ale to nie przeszkadza w politycznej karierze jej męża. Wręcz odwrotnie – może działać na jego korzyść, skutecznie bowiem odwraca uwagę od jego polityczno-biznesowej działalności, która nie zawsze jest tak przejrzysta jak powinna.
– Jest bardzo aktywna na Instagramie, na którym zamieszcza różne fotografie. Odnosi się wrażenie, że zachowuje się tak, jakby sobie nie uświadamiała, że jest żoną premiera. Publikuje zdjęcia, jakby była nastolatką – opowiada dziennikarka Johana Hovorkova, autorka książki o Babiszu. Podkreśla, że akurat to jest na rękę premierowi. To nią, a nie politycznymi aferami, zajmują się tabloidy.
– Tematem dnia bywa to, co miała na sobie podczas oficjalnych uroczystości, jaką sukienkę wybrała na spotkania z ważnymi osobistościami, o czym rozmawiała i tak dalej. Jakbym miała ją określić jednym słowem, powiedziałabym, że jest celebrytką – wyjaśnia Hovorkova. Zaznacza jednak, że widać, że Babiszowa nie jest obyta w wielkim świecie i nie umie się odnaleźć w roli żony premiera. – Była żoną bogatego biznesmena, która przez przypadek została panią premierową – dodaje czeska dziennikarka.
- Ozdoba premiera, wisienka na torcie, tak większość Czechów odbiera Monikę Babiszową – uważa Josef Pazderka, redaktor naczelny portalu Aktualne.cz. – Druga, młodsza żona, która uwielbia spotkania z celebrytami, a której nie bardzo interesują sprawy polityczne – dodaje. Zgadza się też z Hovorkovą, że dobór jej strojów na spotkania przy okazji wizyt międzynarodowych czy innych wydarzeń, wzbudza pewne kontrowersje.
Odmówiła prezydentowi
Gdyby przywoływaną analogię między Andrejem Babiszem i Donaldem Trumpem odnieść do kwestii opisywanej niekiedy przez media - dość chłodnej relacji prezydenta USA i jego żony Melanii - okazałoby się, że w tym miejscu się ona kończy. W czasie wystąpień i wspólnych wizyt "zgrzytów" między Moniką i Andrejem bowiem nie ma.
Do niezwykłej wręcz sceny, pokazującej, że Monika Babiszowa – jak uważa część komentatorów prasy plotkarskiej w Czechach – wie, jak unikać sytuacji, których nie chciałaby się znaleźć, doszło 1 lutego w trakcie dorocznego balu prezydenckiego w zamku na Hradczanach w Pradze.
Monika Babiszowa odmówiła wtedy tańca gospodarzowi wieczoru – Miloszowi Zemanowi. Prezydent podszedł w pewnym momencie do stolika, przy którym siedziała para jego gości i – jak zauważyli obecni tam dziennikarze – po krótkim dialogu żona lidera ANO pokręciła przecząco głową. Zeman, który kilka chwil później przemawiał, przyznał głośno: - Podszedłem i powiedziałem pani Monice Babiszowej, że zaraz czeka ją najgorsza chwila w życiu, bo poproszę ją do tańca, ale ona się wymigała, mówiąc, że ma powłóczystą suknię i dzisiaj tańczyć nie będzie.
Ostatecznie prezydent Czech zatańczył ze swoją żoną.
Pani Babiszowa wiernie trwa przy mężu, a on jej bezgranicznie ufa. Dowodem na to jest fakt, że w 2017 roku, kilka miesięcy przed wyborami, w których sondaże (słusznie, jak się okazało) dawały jemu i jego partii ANO zwycięstwo, miliarder zrezygnował z kierowania wszystkimi swoimi interesami, przekazując je dwóm utworzonych funduszom powierniczym. W radach obu zasiada Monika. Oczywiście niektórzy twierdzą, że to dlatego latem 2017 roku odbył się ślub. Wcześniej, przez ponad 20 lat, para była razem, ale nigdy związku nie przypieczętowała.
Idolka tabloidów
Nasi rozmówcy zgodnie przyznają, że 44-latka nie komentuje żadnych politycznych poczynań męża i nie odnosi się też do aktualnej sytuacji w kraju. Nie wiadomo, czy za sprawą doradców, czy też sama, choć trudno byłoby stwierdzić, że trzyma się z dala od działalności Andreja, skoro jest jedną z osób, która zarządza funduszami powierniczymi z majątkiem Babisza, a ponadto – jak mówi Hovorkova – jest zamieszana w sprawę z wyłudzaniem dotacji na kompleks Bocianie Gniazdo.
Jej jedyną działalnością, ewidentnie związaną z byciem żoną wysoko postawionego polityka, jest zaangażowanie w działalność charytatywną. Za pośrednictwem fundacji konsorcjum Agrofert pomaga samotnym matkom.
Monika Babiszowa to idolka tabloidów. W poważniejszych gazetach pojawia się głównie w kontekście afery związanej ze wspomnianym Bocianim Gniazdem. Lubiana a nawet podziwiana przez zwykłych Czechów, przez elity traktowana jest z lekceważeniem.
Asystentka żoną
Poznali się już w latach 90. Monika Herodeszowa – jego asystentka w jednej z firm – zajęła wtedy miejsce żony biznesmena.
W długim wywiadzie udzielonym w kwietniu 2014 roku portalowi iDnes - wchodzącemu w skład spółki medialnej, której właścicielem rok wcześniej stał się Andrej Babisz - Monika opowiadała o tamtym okresie.
Ślub ze swoją miłością z lat dzieciństwa, a potem ze szkolnych ław wzięła jeszcze jako nastolatka, ale zorientowała się, że związek przypomina bardziej "relację rodzeństwa" niż małżeństwo i już w wieku lat 20 postanowiła go zakończyć. W tym czasie znała się już z Andrejem Babiszem, choć pytana, czy to on był powodem rozstania, zaprzeczyła.
Tłumaczyła, że kiedy już zaczęli być razem, myślała o małżeństwie, ale rozwód biznesmena trwał całe lata i w końcu przestała się tym przejmować. "Jako dorosła osoba" wytłumaczyła sobie potem, że po latach bycia razem bez ślubu "żaden dokument nie zmieni związku". W końcu jednak, w 2013, zrezygnowała z nazwiska (Herodeszowa) po byłym mężu, noszonego niemal 20 lat. Jak powiedziała - ze względu na dzieci.
Co interesujące, bo raczej niecodzienne, przez lata Andrejowi najwyraźniej nie robiło wielkiego problemu to, że jego druga połówka wciąż nosi nazwisko po innym mężczyźnie, choć razem mają już dwoje własnych dzieci: 19-letnią dziś Viviene i 15-letniego Frederika. Sam premier ma też dwójkę dzieci z pierwszego małżeństwa i – jak mówiła w 2014 roku Monika – stosunki całej rodziny "układają się dobrze".
Urodzona w 1974 roku Babiszowa miała trudne dzieciństwo. W wieku pięciu lat straciła ojca, a jej matka, pracująca w branży filmowej, rzadko bywała w domu. Potem w życiu matki pojawił się inny mężczyzna, ale ten - według słów Moniki - był "cholerykiem" i jako dziecko nigdy nie nawiązała z nim głębszej więzi. – Gdybyśmy się rozstali z Andrejem, nigdy nie przyprowadziłabym do domu innego mężczyzny, żeby zastąpił im ojca – mówiła w wywiadzie dla iDnes.
Wynika z niego ponadto, że uważa siebie za dobrą organizatorkę. Przez moment chciała być fryzjerką, ale potem wybrała studia ekonomiczne. Mówi, że z jednej strony jest ekstrawertyczką, ale z drugiej osobą dosyć nieśmiałą. – To dlatego, że jestem zodiakalnymi Bliźniętami – dodała, tłumacząc, że "trochę wierzy w astrologię", choć gdyby przywiązywała do niej naprawdę wielką wagę, nie byłaby z Andrejem, bo "według gwiazd" ich związek nie mógł przetrwać (on jest Panną).
Przyznawała też wtedy, że z natury jest "trochę leniwa", ale zajmuje się projektowaniem wnętrz. Opisywała nowy dom rodzinny, który urządziła, i "stary hotel", który kupiła z mężem. Zaznaczyła, że ma zamówienia z Francji.
W tamtym czasie rosła jej rola w wielkiej rolniczej spółce Babisza – Agrofercie. Monika zajęła tam jedno z głównych miejsc, bo Andrej rozwijał polityczną karierę i chciał uniknąć konfliktu interesów (najwięksi krytycy i tak twierdzą, że również dziś "po cichu" zarządza swoimi firmami). Monika narzekała, że "cierpią na tym dzieci", z którymi "nie ma czasu rozmawiać", choć z drugiej strony, jako już starsze (w tamtym czasie Viviene miała 14, a Frederik 10 lat), "rozumiały", że mama musi więcej pracować.
Minęły cztery lata i teraz - w noworocznym wydaniu dwutygodnika "Ekskluziv" - Monika Babiszowa (okładka należy do niej) mówi: "Andrej to dobry tata".
Wywiad nie porusza kwestii, które interesują dziennikarzy krytycznych wobec Babisza, takich jak jego interesy, przeszłość, Bocianie Gniazdo czy unijne dotacje. Dowiadujemy się z niego, że Andrej nie może spędzać z dziećmi tyle czasu, ile by chciał, i "nie sprawdza im po południu prac domowych", ale wiele z siebie daje. Monika Babiszowa mówi w nim, że jest zła na czeskie państwo za to, że nie zapewnia odpowiedniej opieki medycznej obywatelom, podkreślając przy tym, że Agrofert - w ramach fundacji, jaką prowadzi - finansuje leczenie niektórych pacjentek onkologicznych. Ale firma "nie może zastępować państwa" – wskazuje pani Babiszowa.
Dodaje też, że nie może się uporać z "zawiścią ludzi" (myśli nie rozwija). Tłumaczy, że zawsze, niezmiennie dba o prywatność – nie tylko swoją, ale przede wszystkim dzieci i całego domowego ogniska.
Daje się tu zauważyć pewien rozdźwięk między słowami a czynami, bo 44-latka swoją prywatną sferą dzieli się na Instagramie niemal codziennie (ponad 900 postów w cztery lata).
Od lutego 2015 roku, chwilę po tym, jak jej mąż wszedł na stałe do czeskiej polityki, Monika Babiszowa fotografuje się z przyjaciółmi, dziećmi, zdrowymi potrawami i raz na kilka tygodni publikuje zdjęcie z mężem (ostatnie – 12 lutego – ze stoku w alpejskim kurorcie Courchevel).
Nie ma tu złotych myśli. Nie jest z tych, co szafują cytatami z książek. Nie jest też coachem wyznającym tylko dążenie do doskonałości i czekającym na przyszłość.
Regułą tych zdjęć – właściwie wszystkich jej zdjęć – jest uśmiech. Sama, z mężem, dziećmi czy znajomymi – jest wyraźnie szczęśliwa. Czasami, gdy śmiech nie przystoi, jest zamyślona lub słucha z uwagą. Zdjęcia pani Babiszowej wskazują, że dużo czasu spędza, podróżując. Nie zawsze z panem Babiszem, ale kiedy pojawia się za granicą w jego obecności, jest to skwapliwie odnotowywane.
Ma wspólną fotografię z Angelą Merkel, z Brigitte Macron i z Melanią Trump, z którą w czasie spotkania mogła się pewnie dogadać bez angielskiego (czeski i słoweński są do siebie dosyć podobne, a Melania to Słowenka). Ma zdjęcia z Włoch, z wakacji w Chorwacji i Grecji. Na fotografii z 11 listopada ubiegłego roku podziwia wieczorem wieżę Eiffla (ponownie czerwona sukienka, lubi czerwień), zwiedza galerię sztuki w czasie wystawy obrazów Picassa, a na jeszcze innej roześmiana, ze swoimi koleżankami, (#girls, #cruise, #sea, #sun) relaksuje się w październikowym słońcu w skąpym bikini na jachcie w Dubaju.
Monika Babiszowa częstuje też na Instagramie ciastem z jagodami, lubi małe dzieci i przynajmniej raz wydaje się siedzieć w niewygodnej pozycji w berlińskim biurowcu w charakterze bizneswoman.
Cała reszta wychodzi bardzo naturalnie.