Adrian mówi "mamo" do Moniki i "tato" do Łukasza. Asi prawie nie zna, chociaż to ona go urodziła. Artura - biologicznego tatę - mógł widzieć przypadkiem, kiedy ten obserwował go z ukrycia pod przedszkolem. Dziś wszyscy czują się ofiarami kłamstwa sprzed lat.
Adrian mówi "mamo" do Moniki i "tato" do Łukasza. Asi prawie nie zna, chociaż to ona go urodziła. Artura - biologicznego tatę - mógł widzieć przypadkiem, kiedy ten obserwował go z ukrycia pod przedszkolem. Dziś wszyscy czują się ofiarami kłamstwa sprzed lat.
CIĄŻA
Jest listopad 2011 roku. Asia patrzy na test ciążowy i blednie.
Nie jest gotowa urodzić dziecko. Razem z matką, siostrą i babcią mieszka w 27-metrowym mieszkaniu w centralnej Polsce. Kobiety przeprowadziły się tu, bo ojciec Asi pił.
Artur. Starszy o sześć lat, ale życiowo na tym samym etapie. Nie ma nic. Mieszka razem z ojcem i babcią na innym osiedlu.
Para decyduje się ukrywać ciążę.
Kiedy brzuch w końcu staje się widoczny, wynajmują mieszkanie. Chodzi o to, żeby o dziecku nikt się nie dowiedział.
W lipcu 2012 roku Asia pisze ogłoszenie.
Jestem z ***. Jestem już w 8 miesiącu ciazy. Muszę wyjechać i urodzić rodzice nie moga sie dowiedziec.. (pisownia oryginalna - red.)
Nie ma odpowiedzi. Mijają dwa dni. Asia znowu siada do komputera:
Witam. Jestem w 8 miesiacu ciazy, musze jak najszybciej wyjechac z miasta i urodzic nie mam na to srodkow poszukuje rodzicow adopcyjnych ktorzy beda dobrze wychowywac moje dziecko. (pisownia oryginalna - red.)
Myślę, że to, że mamy już dziecko da Ci gwarancję, że będziemy dobrze potrafili zająć się Twoim maluszkiem
Pierwsza wiadomość Moniki do Asi
Po kilku godzinach dostaje powiadomienie. Przyszła nowa wiadomość.
Przeczytałam Twój post na forum i postanowiłam do Ciebie napisać, bo my jesteśmy kochającym się i szanującym małżeństwem, które pragnie zaadoptować kruszynkę (...) Myślę, że to, że mamy już dziecko da Ci gwarancję, że będziemy dobrze potrafili zająć się Twoim maluszkiem (...) Na tą malutką istotkę z jednakowym zapałem czekają trzy serduszka. Będziemy kochać tak mocno jak to można sobie wyobrazić.
Pod wiadomością podpisuje się Monika. Potem będzie tłumaczyła, że przeglądała ogłoszenia, żeby komuś pomóc. Poza bezdusznymi urzędniczymi procedurami.
Na pierwszym spotkaniu z Asią mówi, że rozpoczęła z mężem szkolenie dla przyszłych rodziców adopcyjnych. Nigdy go nie skończą.
Strony się dogadują i Asia przeprowadza się do Moniki. W pięknym domu zostaje do momentu rozwiązania. Dziewczyna czuje się bezpiecznie – nikt jej nie zdekonspiruje, niczego jej nie brakuje.
Adrian ma kilka dni
Adrian. Zdrowy chłopczyk przyszedł na świat przez cesarskie cięcie. W szpitalu jest z mamą przez cztery dni. Regularnie odwiedza ich Monika. To ona karmi butelką chłopca, zmienia mu pieluszki. Przytula, kiedy się obudzi.
Asia już po powrocie do domu mówi, że nie chce zbliżać się do syna.
- Jeszcze obudzi się we mnie instynkt macierzyński i nic z tego nie będzie – tłumaczy.
Małym Adrianem opiekują się nowa "mama", nowy "tata" i starsza o dziewięć lat "siostra".
Adrian ma dwa tygodnie
W urzędzie stanu cywilnego stawiają się dwie osoby. Asia, czyli biologiczna matka, i Łukasz, mąż Moniki.
W rubryce "ojciec" wpisuje swoje dane. Sytuacja Adriana – z prawnego punktu widzenia - wygląda więc tak:
Matką, posiadającą wszystkie prawa do opieki jest 19-letnia Asia.
Ojcem, 41-latek posiadający inną żonę i inne dziecko.
Asia po powrocie mówi Monice, że chciałaby widywać dziecko. Żeby upewnić się, że wybrała mu dobrą rodzinę.
Adrian ma dziewięć miesięcy
Jest kwiecień 2013 roku.
Monika rozpoczyna kolejny etap zdobywania praw do opieki nad Adrianem. Zgłasza się w urzędzie w celu uznania dziecka swojego męża.
To proces. W jego trakcie trzeba sprawdzić, czy dziecko ma dobre relacje z osobą, która ma je adoptować.
Monika jest w kontakcie z biologicznymi rodzicami Adriana. Częściej z matką. Kiedy ta skręca rękę, załatwia jej nawet prywatną wizytę u dobrego specjalisty.
Do Artura, biologicznego ojca, wysyła SMS-y.
Witam, pierwsza rozprawa za nami, teraz będziemy czekać na termin do psychologów na badanie więzi z dzieckiem, pozdrawiam – pisze Monika.
Dobrze dzięki za informacje – odpowiada ktoś z numeru należącego do Artura.
Zbliża się Wielkanoc. Monika dostaje kolejne wiadomości:
Witam ja jednak narazie nie bede przyjezdzal jest u pani rodzina i niebede przeszkadzal w maju przyjde tak bedzie lepiej wesolych swiat:) dla wszystkich
Pani moniko narazie nie przyjade musze wyjsc na prosta i dopiero a jak krolewicz?" (pisownia oryginalna - red.)
Adrian rośnie. Stawia pierwsze kroki, czuje się kochany.
Adrian ma rok i osiem miesięcy
Asia zrzeka się praw do opieki nad dzieckiem na rzecz Moniki. Formalnie wygląda to więc tak:
Matką jest Monika, która przysposobiła nieślubne dziecko męża. Posiada pełne prawa do opieki.
Ojcem jest jej mąż.
Wszystko wskazuje na to, że dzika adopcja skończyła się sukcesem...
Adrian ma rok i dziesięć miesięcy
Do Moniki dzwoni Asia.
- Powiedziałam mamie i babci o dziecku – słyszy w słuchawce.
Asia płacze. Mówi, że to był zły pomysł. Że ona nie może żyć z myślą, że porzuciła dziecko. Że musi je odzyskać.
Adrian to nie odkurzacz. Nie mogę ci go teraz oddać, dlatego że zmieniłaś zdanie
Monika do biologicznej matki Adriana
- Adrian to nie odkurzacz. Nie mogę ci go teraz oddać, dlatego że zmieniłaś zdanie – odpowiada Monika.
Asia inaczej pamięta tę rozmowę. Monika ma jej mówić, że "ma siedzieć cicho". Bo jak nie, to sprawa trafi do sądu.
- My się z tego wyliżemy, mamy pieniądze na adwokatów. Wy będziecie mieć przewalone – słyszy.
Adrian ma rok i jedenaście miesięcy
Asia pojawia się w prokuraturze. Zgłasza, że popełniła przestępstwo. Podobnie zresztą jak Monika i Łukasz. Rusza lawina. Misternie przygotowany plan zaczyna się walić.
Prokuratura oskarża Asię i Łukasza o wyłudzenie poświadczenia nieprawdy, a Monikę o podżeganie do popełnienia przestępstwa. Wszyscy dobrowolnie poddają się karze grzywny i roku więzienia "w zawiasach" na dwa lata. Śledczy na tym jednak nie poprzestają. Kierują do sądu wniosek o unieważnienie ojcostwa.
Śledczy podkreślają, że:
Formalnie ojcem dziecka jest człowiek, który przyznał się do kłamstwa w urzędzie stanu cywilnego. Dlatego też bezprawnie zyskał prawa do opieki nad Adrianem.
Matką dziecka jest kobieta, która bezprawnie zdobyła prawa do opieki. Uznając dziecko męża, oparła się na wyłudzonym przez męża dokumencie.
Adrian ma trzy lata
W domu Adriana pojawiają się pracownice społeczne, wezwane przez sąd. Oglądają zdjęcia rodzinne, przyglądają się zabawkom w pokoju chłopca. On zawstydzony chowa się za nogami Moniki.
Zadanie urzędniczek jest proste: stwierdzić, czy chłopcu jest dobrze w domu ludzi, z którymi nie jest spokrewniony.
Pracownice społeczne pojawiają się też u Asi. Notują, że dziewczyna nie ma warunków na przyjęcie dziecka. Zapisują też, że nie ma pomysłu, jak poradziłaby sobie z wychowaniem dziecka, którego prawie nie zna.
Adrian ma pięć lat
Wraca z wakacji. Cieszy się na powrót do przedszkola. Nie wie, że niedługo sąd wyda wyrok w jego sprawie.
Kiedy rodzice jadą do sądu, on zostaje pod opieką dziadków.
Monika i Łukasz prawie mdleją w sądzie, kiedy słyszą wyrok:
- Uznanie ojcostwa przez Łukasza R. jest nieważne. Nie ma on praw do opieki – odczytuje sędzia.
I uzasadnia:
"Należało ustalić bezskuteczność uznania ojcostwa (...) po to, by w przyszłości nie dochodziło do podobnych transakcji pomiędzy rodzicami".
Jednocześnie sąd rodzinny zaznacza, że w tej sprawie nie rozstrzyga o przyszłości dziecka. Widzi bowiem, że Adrian będzie szczęśliwy tylko z Moniką i Łukaszem.
Ich pełnomocniczka, mec. Maria Wentlandt-Walkiewicz, bije na alarm:
- Sąd usunął właśnie fundament, na którym opierały się prawa do pozostania Adriana w domu. Biologiczny ojciec może uznać dziecko za swoje. I zabrać je – podkreśla.
Artur triumfuje.
- Jak tylko wyrok się uprawomocni, to przyjadę do Adriana i powiem, że jestem jego wujkiem. Nie mogę zacząć przecież z grubej rury. Najpierw mnie pozna, polubi. Zbliżę się do niego. A potem dam mu szansę. Albo zostanie z tamtymi ludźmi, albo pójdzie ze swoim prawdziwym tatą do domu – opowiada.
Adrian ma pięć i pół roku
Monika i Łukasz odwołali się od wyroku. Kilka tygodni przed odczytaniem decyzji sądu drugiej instancji, spotykam się z biologicznym ojcem Adriana.
Chciał się spotkać, żeby udowodnić, że "nie jest z patologii".
- Zrobiliśmy duży błąd. Byliśmy młodzi, głupi - mówi.
Psychicznie byliśmy nastolatkami. Mnie sparaliżowało, ją też. Nie mieliśmy pracy, mieszkania ani wsparcia rodziny
Artur, biologiczny ojciec
Stara się wytłumaczyć, czemu przed laty porzucili dziecko.
- Psychicznie byliśmy nastolatkami. Mnie sparaliżowało, ją też. Nie mieliśmy pracy, mieszkania ani wsparcia rodziny.
Przekonuje, że do końca nie miał pewności, że oddaje Adriana na stałe. Płacze.
- Co zatem działo się z synem? Jaki to był układ? - dopytuję.
- Myślałem, że oni nam chcą pomóc, że trafiliśmy na dobrych ludzi. Że jak staniemy na nogi, to go nam oddadzą. A tamci go nam ukradli - odpowiada.
Sam przyznaje, że brzmi to dziwnie.
Opowiada, że "tamta rodzina" zabroniła im nagle kontaktów z dzieckiem. Dlatego zdarzało mu się obserwować syna z ukrycia. Pokazuje filmy, które nagrał przy ogrodzeniu przedszkola: jak Adrian biega za piłką, jak bawi się na huśtawce.
Adrian ma pięć lat i siedem miesięcy
Obie pary siedzą po przeciwnych stronach korytarza. Nerwowo czekają na decyzję sądu.
Asi nie podoba się to, że pojawiam się na sądowym korytarzu.
- Po co o tym pisać? To sprawa między nami, naszym synem a tamtymi ludźmi. Zabrali mi dziecko, kiedy sama byłam dzieckiem – mówi przed wyrokiem. Dopiero po pewnym czasie się uspokaja i zgadza na rozmowę.
Zaczyna się rozprawa, która szybko zostaje utajniona.
Mija kilkadziesiąt minut.
Po odczytaniu wyroku Asia nie może już rozmawiać. Idzie płakać do łazienki. Bo sąd drugiej instancji prawomocnie uchyla poprzedni wyrok. Uznaje, że dziecko nie może płacić za błędy dorosłych.
Ojcem Adriana formalnie pozostaje więc Łukasz. A Monika – poprzez uznanie dziecka męża – pozostaje matką.
- Wygrał rozsądek. Pierwszy raz na odczytaniu wyroku leciały mi łzy - komentowała mec. Wentlandt-Walkiewicz.
- Wystąpimy o kasację. To jeszcze nie koniec - zapowiada Asia.
Na dziko
Czemu Monika i Łukasz zdecydowali się na lewą adopcję, zamiast przejść tę ścieżkę legalnie i mieć spokój? Bo – jak mówi Izabela Rutkowska, psycholog, specjalista adopcji - procedura legalnej adopcji jest długotrwała.
Nie skończyli szkolenia dla przyszłych rodziców. Trwa ono co najmniej kilka miesięcy (często tyle, ile trwa ciąża, czyli 9 miesięcy) i niektóre pary rezygnują.
Dlaczego?
- Są informowani o tym, że pracownicy ośrodka adopcyjnego dobierają rodzinę do dziecka, a nie dziecko do rodziny. Dowiadują się, że mogą nie dostać noworodka. Że dziecko może być chore - opowiada Izabela Rutkowska, psycholog, specjalista adopcji.
Dodaje, że rodzice są też uświadamiani, że większość dzieci czekających na adopcję nie pochodzi od matek, które dbały o siebie w czasie ciąży.
- Zderzenie z rzeczywistością jest dla wielu nie do zniesienia. Wielu chętnych nie może pogodzić się z tym, że nie wybiorą sobie potomstwa idealnego, którego obraz często stworzyli w swojej głowie - tłumaczy rozmówczyni tvn24.pl.
Wielu chętnych odstrasza też czas oczekiwania. Po ukończeniu dziewięciomiesięcznego szkolenia, złożeniu szeregu dokumentów, poddaniu się diagnozom psychologicznym i pedagogicznym trzeba czekać na telefon z ośrodka adopcyjnego. Czasami nawet dwa, trzy lata.
- W pierwszej kolejności dzieci trafiają do najlepiej ocenionych rodzin. I nie chodzi tu tylko o warunki życiowe, ale też nastawienie do przyjęcia dziecka niezależnie od tego, kim ono jest - opowiada Izabela Rutkowska.
Zderzenie z rzeczywistością jest dla wielu nie do zniesienia. Wielu chętnych nie może pogodzić się z tym, że nie wybiorą sobie potomstwa idealnego, którego obraz często stworzyli w swojej głowie
Izabela Rutkowska, psycholog
W Polsce dochodzi do około 3 tysięcy legalnych adopcji rocznie. Nie wiadomo, ile jest tych lewych.
- Ta historia pokazuje, do czego może doprowadzić jazda na skróty. Cały ten system czemuś ma służyć. Chroni przez sytuacjami, które mogą z opóźnieniem uderzyć w dziecko - komentuje Agnieszka Czechowska, psycholog.
Prawda, z którą będzie musiał zderzyć się Adrian, będzie dla niego bardzo trudna. Zwłaszcza że obie pary są w stanie wojny.
- Trudno liczyć na to, że jedna czy druga strona obiektywnie opowie chłopcu o jego przeszłości. To sprawa, za którą jeszcze długo będzie płacił rachunek – uważa Agnieszka Czechowska.
*Ze względu na dobro dziecka zmienione zostały dane pozwalające na jego identyfikację