Rywalki potrafiła dźgać po tysiąc razy. Karierę zakończyła jednym ostrym cięciem. Agnieszka Radwańska zaczyna nowy rozdział.
Radwańska przestępuje z nogi na nogę. Nerwowo zerka na zegarek: sparingpartnerka już dawno powinna być. Nagle mruży oczy. Z lewej strony na kort wskakuje ninja. W charakterystycznym czarnym stroju, z rakietą w ręku. Polka przygląda się sytuacji trochę z zainteresowaniem, bardziej z niedowierzaniem. - Poważnie? - marszczy brwi, widząc, że rywalka przyjmuje pozycję bojową.
Rozpoczyna się pojedynek. Radwańska - to jej stała zagrywka - początkowo daje się wyszaleć przeciwniczce. Pierwsze piłki przegrywa. Ninja operuje rakietą sprawnie jak nunczako. Polka kręci głową z uznaniem. - No dobra, zagrajmy - i zaczyna się zupełnie inna śpiewka.
Krakowianka podkręca tempo, nie odpuszcza już żadnej piłki. W starciu o honor ninja dwoi się i troi, ale w końcu kapituluje. Próby sił nie wytrzymuje sprzęt. Ninja pokazuje wielką dziurę w naciągu pośrodku rakiety. To koniec.
Reklama z triumfującą Radwańską niewiele odbiegała od rzeczywistości. W prawdziwym sportowym życiu polska tenisistka odgrywała jednak obie te role. Naraz. Ninja Radwańska.
"Przykro to słyszeć"
Zakończenie kariery przez najlepszą polską tenisistkę w historii, sformalizowane 14 listopada, wisiało w powietrzu od dobrych kilku miesięcy.
"Niestety nie mogłam już trenować jak dawniej, a organizm coraz częściej odmawiał posłuszeństwa. W trosce o swoje zdrowie, z pełną świadomością obciążenia, jakie niesie rywalizacja na tak wysokim poziomie, nie jestem już w stanie zmobilizować swojego organizmu do jeszcze większej eksploatacji" - wyjaśniła.
Wiadomość spodziewana, a jednak środowisko poruszyła. Bo choć Radwańska na swoim szlaku nie odnalazła tenisowego Świętego Graala, czyli numeru 1 w rankingu lub tytułu wielkoszlemowego, jej nazwisko znaczyło dużo.
Najwięcej dla tych, którzy wiedzą z autopsji, ile zdrowia kosztuje zawodowa kariera.
Roger Federer: Kiedy zobaczyłem tę wiadomość, to sprawdziłem raz, drugi i trzeci, czy to faktycznie prawda. Agnieszka jest stosunkowo młoda, ale wiem, że miała spore problemy zdrowotne i to mocno odbijało się na jej grze. Myślę, że prezentowaliśmy podobne style, czasami jej tenis przypominał mi to, co sam robię na korcie. Agnieszka znakomicie przewidywała zamiary rywalki, potrafiła grać wyjątkowo (za TVP Sport).
Andy Murray: Przykro mi to słyszeć. Zawsze uwielbiałem ją oglądać.
Novak Djoković: Zapamiętam ją - a myślę, że nie ma tak wielu osób w tenisie - jako jedną z najmądrzejszych tenisistek, które kiedykolwiek widziałem w akcji. W jej grze nie było takich ciężkich broni jak na przykład serwis czy forhend Sereny Williams, ale potrafiła znakomicie przewidzieć, co zrobią jej przeciwniczki. Miała świetne czucie piłki. Pokazywała takie slajsy i dropszoty, których nie widzi się często.
Tak mówili jesienią w sumie 37-krotni mistrzowie wielkiego szlema.
Radwańskiej przynajmniej tego jednego szlema rzeczywiście zabrakło. Ale wygrała 20 turniejów, w tym drugi po szlemach WTA Finals w Singapurze w 2015 roku, a dodatkowo przez 13 lat podniosła z kortu 27 milionów dolarów. Nie tytułami budowała jednak swoją popularność.
Szczęka opada
Drugiej Radwańskiej nie będzie. W czasach coraz bardziej siłowego kobiecego tenisa Polka była w awangardzie. Przez lata w unikalny na skalę światową sposób potrafiła przeciwstawiać głowę mięśniom.
- Zwykle zawodnicy wykazują się wyobraźnią podczas treningu. Ona działała odwrotnie - komentowała legendarna Martina Navratilova, nazywając Radwańską najbardziej kreatywną zawodniczką w swoim pokoleniu.
- Wywierała presję na przeciwniczkach tym, że po pierwsze: nie psuła, po drugie: była w stanie odgrywać piłki zagrane z dużym ryzykiem, nierzadko takie, które były już uznane za zdobyty punkt. To było dla nich strasznie frustrujące i prędzej czy później owocowało jakąś serią błędów - tłumaczył jej trener Tomasz Wiktorowski w rozmowie z "Polska The Times". - Aga nie bazowała na prędkości i punktach zdobywanych bezpośrednio. Była za to praktycznie jedyną dziewczyną w zawodowym cyklu, która potrafiła sprawić, że rywalki zaczynały grać gorzej. Gdy pojawiała się frustracja u przeciwniczki, Aga dokładała zagrania wzdłuż linii, slajsy, skróty, dojścia do siatki. Albo zagrywała nagle coś takiego, że rywalce opadała szczęka, a ona wygrywała kolejny konkurs na zagranie miesiąca - opowiadał.
Radwańska miała takich zagrań na pęczki. Tylko w 2015 i 2016 roku zdobyła po cztery takie wyróżnienia. U szczytu formy co trzecie zagranie miesiąca było jej. Publiczność ją uwielbiała. Sześciokrotnie wybierała ją na zawodniczkę sezonu.
- Ona nie miała żadnej broni, dzięki której mogłaby dominować nad rywalkami. Ale zagrywała piłki, z którymi kibice mogli się identyfikować. To był taki klubowy tenis na wysokim poziomie - tłumaczyła fenomen 29-letniej Polki Navratilova.
Rywalki w kawałkach
Kiedyś legenda tenisa, dziś wzięta ekspertka przez kilka miesięcy była konsultantką Polki. Współpraca nie przyniosła takich efektów, jakie mogłaby, ale Navratilova do końca pozostała wielką admiratorką Radwańskiej.
- Gra przeciwko niej to było jak śmierć poniesiona w wyniku tysiąca cięć. Rywalki rozpadały się na kawałki - opisywała obrazowo Navratilova. Wyobraźnia Radwańskiej na korcie była niczym nieskrępowana. W 2013 roku w ćwierćfinale turnieju w Miami przeciwko Kirsten Flipkens zanotowała być może najbardziej spektakularne uderzenie w historii kobiecego tenisa. Odbiła piłkę, stojąc do niej tyłem i wykonując pełen obrót. Wymianę oczywiście wygrała. Belgijka odrzuciła rakietę i chwyciła się pod boki. "No to w końcu będę miała szansę, żeby wygrać konkurs na piłkę roku" - napisała w żartach Flipkens, komentując odejście Radwańskiej.
Na swój przydomek polska tenisistka pracowała latami. Ninja była tylko jedna. Jeśli padało to słowo, wszyscy wiedzieli, że chodzi o Radwańską.
Od kiedy w 2013 roku został wprowadzony plebiscyt na zagranie roku, Radwańska wygrała wszystkie jego edycje. Już po tym, jak Polka zakończyła karierę, nagroda za sezon 2018 powędrowała w ręce pierwszej w rankingu Simony Halep. "Halep przejęła koronę Radwańskiej" - podsumowała strona WTA.
Radwańska grała po swojemu i po swojemu też odeszła. Jako jedna z nielicznych przez całą karierę nie wypadła z pierwszej setki rankingu. Do końca nie oddała też miana pierwszej rakiety w Polsce. Na kolejne niezawinione spadki w rankingu nie chciała się zgodzić i odłożyła rakietę.
"Potrzebuję chwili żałoby po przejściu na emeryturę jednej z najlepiej uderzających w historii tenisa" - napisała z żalem na Twitterze była liderka rankingu deblistek Rennae Stubbs. "Uwielbiałam grać przeciwko tobie, ale wolałam ciebie oglądać i komentować. Nikt nie zapewniał więcej rozrywki" - dodała czterokrotna zwyciężczyni turniejów wielkiego szlema w grze podwójnej.
CZYTAJ TEŻ: W SZPILKACH I W TRAMPKACH BOLI TAK SAMO. NINJA SIĘ PODDAŁA
Plan na wszystko
Inna mistrzyni wielkoszlemowa, mieszkająca w podpoznańskim Puszczykowie Andżelika Kerber zna się z Radwańską jeszcze z czasów juniorskich. Razem dorastały na korcie i stoczyły wiele niezapomnianych pojedynków. Ale dopiero żegnając młodszą o rok koleżankę, niemiecka tenisistka zwierzyła się, że Radwańską zawsze podziwiała za to, że miała jakiś plan. Nigdy nie zdawała się na los.
Coś w tym musi być, skoro zakończenie kariery zbiegło się w czasie z otwarciem butikowego hotelu AGA Tenis Apartments by Radwańska na Starym Mieście w rodzinnym Krakowie. Ma propozycję komentowania meczów. Do trenerki się nie garnie, ale już współpracę z Ministerstwem Sportu i Turystyki rozważa. Miałaby, a jakże, promować tenis.
Łukasz Przybyłowicz