Gdy 24 listopada turecki F-16 zestrzelił rosyjski bombowiec Su-24, w ciągu kilku dni nastawienie Rosjan do Turcji zmieniło się o 180 stopni – teraz to ona stała się dla nich wrogiem nr 1. Rozpoczął się wyścig o to, kto bardziej widowiskowo zademonstruje nienawiść do tego kraju. A jeszcze do niedawna przyjaźń rosyjsko-turecka kwitła.
Miliony Rosjan co roku wylegiwały się na tureckich plażach (w 2014 r. – 4,5 mln), a w tureckich kurortach prędzej można było usłyszeć język rosyjski niż turecki czy angielski, m.in. dzięki zniesieniu wiz turystycznych dla Rosjan. Turecki urlop all inclusive stał się synonimem luksusu dla każdego, tym bardziej że Krym zawsze kojarzył się z drożyzną, a po aneksji półwyspu przez Rosję w 2014 r. wypoczynek tam stał się nie tylko kosztowny, ale też trudno dostępny – dotarcie promami zajmowało kilkadziesiąt godzin, a bilety na samolot były niezwykle drogie. Co innego Turcja, do której leci się może dłużej, ale za to na miejscu można nie zaprzątać sobie głowy szukaniem noclegu w pokojach u "babuszek", zakupami i gotowaniem.
Burzliwa historia
W samej Rosji Turcy zdominowali rynek budownictwa i tkanin, dostarczali warzywa i owoce. Gdy po aneksji Krymu Zachód nałożył na Rosję sankcje gospodarcze, a Rosja w odpowiedzi wprowadziła kontrsankcje, zakazując importu żywności m.in. z Polski, Turcja została jednym z największych kontrahentów rosyjskich supermarketów i hurtowni spożywczych. Szacuje się, że w 2015 r. stała się piątym rynkiem zbytu dla rosyjskich towarów i handlu, a w 2014 r. obroty handlowe między tymi krajami wynosiły 44 mld dolarów – to więcej niż obroty Rosji z Białorusią, Kazachstanem i Ukrainą.
I choć historia stosunków rosyjsko-tureckich zawsze była burzliwa – w szkole uczniowie dowiadują się o 13 wojnach, które toczyły się w latach 1568–1918 i o tym, że w sumie Rosja i Turcja walczyły ze sobą przez 69 lat – to od czasu rozpadu ZSRR relacje wciąż się zacieśniały.
Zestrzelenie rosyjskiego bombowca Su-24 i śmierć kapitana samolotu oraz pilota helikoptera, który wyleciał na poszukiwanie zaginionych, zmieniły optykę władz rosyjskich i samych Rosjan na te stosunki o 180 stopni.
Kto szkodzi Rosji?
Od czasu Majdanu w Kijowie, aneksji Krymu i wybuchu konfliktu w Donbasie media federalne i ich czołowi publicyści, tacy jak Władimir Sołowiow, Dmitrij Kisielow czy Jegor Chołmogorow po kolei demonstrowali Rosjanom, kto szkodzi interesom Rosji i które z państw zasługują na potępienie. Na początku byli to Ukraińcy – "chochły", "banderowcy", "majdowny" – inspirowani przez Waszyngton oraz sami Amerykanie, o których proputinowscy satyrycy w stylu Michaiła Zadornowa czy Jewgienija Petrosiana mówią ze sceny, że to "tępi, pozbawieni duchowości kapitaliści". I nieważne, że większość urzędników państwowych ma lub miała nieruchomości w Stanach Zjednoczonych, a ich dzieci zazwyczaj albo tam studiują, albo już osiadły tam na stałe, jak choćby córka szefa rosyjskiego MSZ Siergieja Ławrowa (która według najnowszych doniesień rosyjskiej prasy miała wrócić na łono Ojczyzny) czy ambasadora Rosji przy ONZ Witalija Czurkina, a przy okazji dziennikarki kremlowskiej telewizji RT Anastasii Czurkinej.
Gdy po zestrzeleniu malezyjskiego boeinga nad Donbasem w lipcu 2014 r. państwa zachodnie przejawiały ostracyzm wobec prezydenta Władimira Putina, m.in. podczas szczytu G20 w Australii (z którego prezydent Rosji wyjechał przedwcześnie), Rosjanie odebrali to jako policzek wymierzony bezpośrednio w nich samych.
Wśród narodów "rusofobicznych" Rosjanie wymieniali m.in. Polaków – zwłaszcza po tym, jak polskie władze zakazały proputinowskim motocyklistom z Nocnych Wilków przejazdu przez kraj na obchody 70. rocznicy zakończenia II wojny światowej. Dostało się też "histerycznym" Holendrom, "leniwym" Brytyjczykom, "usłużnym wobec USA" Niemcom czy też "tchórzliwym" Finom.
Ostatnia – tuż przed zaostrzeniem stosunków z Turcja – fala rosyjskiej nienawiści została skierowana wobec Francuzów. Po zamachu na samolot linii Kogałymawia, lecący z egipskiego kurortu do Petersburga, magazyn satyryczny "Charlie Hebdo" zamieścił rysunek w wulgarny sposób ilustrujący, jak i w co Rosja dostaje za naloty w Syrii, które rozpoczęły się pod koniec września. Prokremlowskie media podniosły larum, że po ataku na redakcję magazynu w styczniu Rosjanie solidaryzowali się z zamordowanymi dziennikarzami, a za to spotyka ich taka niewdzięczność. Gdyby nie fakt, że rosyjskie kontrsankcje gospodarcze już wcześniej objęły francuskie wina, sery inne przysmaki, produkty te zostałyby niechybnie ustawowo zakazane.
Bojkot na potęgę
Zestrzelenie rosyjskiego samolotu Su-24 wywołało gniew jeszcze większy. Tym razem to nie Rosja była agresorem, jak w przypadku aneksji Krymu. To "walcząca z terrorystami i islamistami Rosja w osobach zabitych pilotów została zaatakowana, na dodatek przez państwo, w którym coraz większą rolę odgrywa islam" – pisali rosyjscy internauci. I Rosja odpowiedziała z całą stanowczością – nie tylko na poziomie państwowym, ale też społecznym. Tym razem to Rosja nałożyła sankcje, a nie kontrsankcje, i to Rosja mści się za poległych. Tego też od prezydenta Władimira Putina oczekuje naród.
"Zestrzelony rosyjski bombowiec stał się wyzwaniem dla Władimira Putina nie tylko na polu międzynarodowym, lecz także wewnątrz kraju. Pozostawienie tak bezczelnego policzka bez nie mniej poniżającej odpowiedzi w rozumieniu Putina byłoby niemożliwością" – pisał w Deutsche Welle Aleksandr Pluszczew, publicysta radia Echo Moskwy. "Putin jest w bardzo trudnej sytuacji, ponieważ jego naród nie mówi o niczym innym, jak o wojnie. Ludzie raczej nie chcą jej naprawdę, ale telewizyjne podsycanie nienawiści do państw zewnętrznych nie poszło na marne. Ludzie chcą, by od czasu do czasu przechodzić od słów do czynów, choć tylko w ramach telewizora" - dodawał.
Odpowiedź na "policzek" była natychmiastowa. Tego samego dnia, w którym doszło do zestrzelenia samolotu Su-24, szef dyplomacji Siergiej Ławrow odwołał swoją wizytę w Turcji.
Władimir Putin, który jeszcze kilka dni wcześniej dziękował prezydentowi Turcji Recepowi Tayyipowi Erdoganowi za sprawne i bezpieczne zorganizowanie szczytu G20, a miesiąc wcześniej podejmował go w Moskwie na otwarciu największego w tej części Europy meczetu, teraz był wściekły. Podkreślił, że odpowiedź Rosji na zniewagę Turcji będzie "odpowiednia".
"Nasi przodkowie nie mieli zwyczaju jeździć nad morze"
Sankcje wobec Turcji uderzyły przede wszystkim w branżę turystyczną. Agencja turystyki Rosturizm zakazała biurom podróży sprzedaży wycieczek do tureckich kurortów, a wielu turystów rezygnowało z wycieczek nad Morze Egejskie, zanim rozporządzenie weszło w życie. Okazywali tym samym swoją niechęć do "brzegu tureckiego". Po tym, jak po zamachu na Synaju na rosyjski samolot Rosjanom zakazano latać do Egiptu, a wiele innych kierunków stało się dla nich za drogich lub niedostępnych z powodu sankcji, na pocieszenie szef Rosturizmu Oleg Safonow stwierdził, że wakacje all inclusive są passe, a "nasi przodkowie nie mieli zwyczaju jeździć nad morze". Tylko dzięki opozycyjnym dziennikarzom okazało się, że jeszcze kilka miesięcy wcześniej Safonow był właścicielem dwóch nieruchomości na Seszelach. Deklaracje i zapewnienia, że ich noga nigdy więcej nie postanie na piasku tureckich, plaż złożyli m.in. piosenkarz Filip Kirkorow i była primabalerina Teatru Bolszoj Anastazja Wołoczkowa.
Straty branży turystycznej w 2015 r. nie zostały jeszcze dokładnie oszacowane, jednak wiadomo już teraz, że 2016 może stać się rokiem zapaści sektora, w którym pracuje ok. 400 tys. Rosjan.
Jak to zazwyczaj bywa w takich przypadkach, agencja ochrony konsumentów Roskomnadzor natychmiast doszukała się w tureckich warzywach, owocach, mięsie i przetworach szkodliwych substancji, które dyskwalifikują obecność produktów spożywczych z Turcji na rosyjskich stołach.
Czarna lista
W sieci natychmiast powstała strona z listą firm tureckich lub powiązanych z kapitałem tureckim, które należy bojkotować. Autorzy twierdzą: "Od dwóch lat usiłuje się wciągnąć nas w wielką wojnę, aby przeszkodzić naszemu krajowi rozwijać się, kwitnąć i stawać się coraz silniejszym. Możemy pomóc naszemu państwu, bez użycia siły wojskowej zadać Turcji rewanżowy cios. Musimy tylko wykazać się obywatelską solidarnością i zwykłą ludzką higieną, odgradzając się od tureckich towarów i usług. Wtedy Rosja nie będzie musiała podejmować ostrych kroków dyplomatycznych czy militarnych".
Rosja w ciągu kilku dni cofnęła też wizy pracownicze – np. tureckim biznesmenom, ale też robotnikom pracującym m.in. na budowach. Media natychmiast przypomniały zawalenie się dachu w wybudowanym przez turecką spółkę podmoskiewskim aquaparku w 2004 r., gdy zginęło 28 osób, podkreślając "znaną od lat niską jakość" stawianych przez Turków budynków. Tymczasem to właśnie Turcja miała być jednym z najważniejszych kontrahentów Rosji przy budowie obiektów sportowych na potrzeby mistrzostw świata w piłce nożnej w 2018 r. Już 24 listopada minister sportu Rosji zażądał, by na wszystkich budowanych stadionach wprowadzono "zmiany w dokumentacji projektowej, związane z optymizacją, zamianą towarów importowanych na produkcję rodzimą i wzmocnieniem środków bezpieczeństwa budowy obiektów".
Tylko raz na Rosjan w związku z bojkotem tureckich produktów padł blady strach - gdy deputowani Moskiewskiej Dumy Miejskiej - organu ustawodawczego stolicy Rosji - zaczęli domagać się zakazania emisji tureckich seriali i filmów na kanałach federalnych i prywatnych. Od 2012 roku na ekranach króluje bowiem, popularny również w Polsce, turecki serial "Wspaniałe stulecie". Deputowanym w przypadku tego serialu nie spodobało się "popularyzowanie haremów i muzułmanów".
Szefowa emitującej serial telewizji Domasznij stwierdziła, że w przypadku podjęcia takich kroków przez władze rosyjskie z bólem serca dostosuje się do nowej rzeczywistości, choć "widz się na pewno zmartwi".
Przez celownik
Przykłady sankcji i związanych z nimi absurdów można by mnożyć. Jednym z nich jest problem, przed którym stanęli producenci ubrań w Rosji. Z powodu zakazu wwozu tkanin tureckich – a Turcja jest na tym rynku monopolistą w Rosji – projektant modnych koszulek bawełnianych Aleksandr Konasow nie może wyprodukować kolekcji z antytureckimi hasłami: "Biegnij, Turku, biegnij" (z przedstawieniem uciekającego przed rosyjskim niedźwiedziem prezydenta Turcji) oraz "Niepotrzebny nam brzeg turecki, teraz jest z nami Krym i śnieżne Soczi". Sam projektant zapewnia, że koszulki powstaną z rosyjskiej bawełny. Nie doprecyzował jednak, skąd ją weźmie.
"Nasz patriotyzm najbardziej jaskrawo przejawia się w nienawiści do innych – gdy nie ma różnicy między jakimś prezydentem, z którym pokłócił się Putin, a całym narodem" – stwierdził na stronie internetowej radia Echo Moskwy publicysta Anton Oriech na wieść o zamknięciu rosyjsko-tureckiego centrum naukowego w Bibliotece Literatury Obcej w Moskwie. "Przed wrogością i wzajemnym niezrozumieniem ludzi zawsze ratowała kultura – żywe ludzkie kontakty. A my zwijamy programy wymiany studentów" – napisał publicysta. "Nie ma w obecnej sytuacji większej głupoty niż zwinięcie kulturowych, naukowych i edukacyjnych programów wymiany z Turcją, ponieważ w przyszłości będziemy mogli rozmawiać ze sobą, tylko patrząc na siebie nawzajem przez celownik" – podkreślił Anton Oriech.
Podczas dorocznej konferencji prasowej, która odbyła się 17 grudnia, Władimir Putin ostro wypowiadał się o władzach Turcji, którym zarzucił m.in., że chciały "liznąć Stany Zjednoczone po pewnym miejscu". Zapowiedział też, że nie przewiduje poprawienia relacji: - Na poziomie państwowym nie widzę perspektyw dogadania się. Na poziomie humanitarnym - być może.
A to oznacza, że bojkot wszystkiego, co tureckie, może potrwać jeszcze długo.