Komuniści bali się imiesłowów jak czarnej ospy. Kazali zniszczyć nakład wywrotowej książki, która dopuszczała w każdym przypadku łączną pisownię takich wyrazów jak niepalący, niepijący, niespełniony, niechroniony. Problem pisowni łącznej i rozdzielnej udało się rozwiązać dopiero w wolnej Polsce. Emocje wcale jednak nie ostygły.
"Niewiele rzeczy
potrafi tak poruszyć umysły
i namiętności naszego społeczeństwa,
jak sprawa ortografii".Walery Pisarek, 1963
Zadziwiające jest, jak wiele ważnych dla człowieka spraw można opisać przez zaprzeczenie. Są ludzie niezastąpieni, a ich pomoc bywa nieoceniona. Zwłaszcza gdy o tę pomoc prosi ktoś nieradzący sobie z problemami. Tylko jak to wszystko zapisać, żeby nie popełnić błędu? Razem czy osobno?
Przed 1997 rokiem trzeba było z wyczuciem oceniać znaczenia zaprzeczeń, bo od spacji lub jej braku wiele zależało. Na przykład tytoniowego abstynenta należało opisywać jako osobę "niepalącą". Ale już o palaczu, który chwilowo, okazjonalnie odmówił palenia, należało pisać "nie palący".
Z kolei słowo "nieskończony" opisywało coś co wymykało się miarom w systemie SI, np. "nieskończony Wszechświat". Tymczasem "nie skończony" odnosiło się do rozpoczętej, a nie ukończonej czynności np. "nie skończony obraz".
Ocenienie przez piszącego, czy jakaś cecha jest trwała, czy tymczasowa, sprawiało jednak wiele kłopotów.
Z odsieczą wątpiącym równo 20 lat temu pospieszyła Rada Języka Polskiego, która raz na zawsze (miejmy nadzieję) rozstrzygnęła ten problem. Na posiedzeniu w Pałacu Kultury i Nauki w Warszawie 9 grudnia 1997 roku najwybitniejsi znawcy polszczyzny oficjalnie dopuścili pisownię łączną słowa "nie" ze wszystkimi słowami, które fachowo nazywają się imiesłowami przymiotnikowymi.
Imiesłowy to takie wyrazy, które wyglądają jak czasownik, ale odmieniają się jak przymiotnik np. kochający - kochany, palący - palony, doceniający - doceniany, wymijający - wymijany itd. To dość uproszczone wyjaśnienie, czym jest imiesłów, wydaje się w tym miejscu niezbędne, bo jak można przekonać się po lekturze serwisów społecznościowych i forów internetowych, nawet studenci polonistyki miewają kłopot ze wskazaniem i właściwym nazwaniem imiesłowu. A wyrazów tych występuje w polszczyźnie z kilkanaście tysięcy (co najmniej cztery razy tyle co czasowników) i przez całe dziesięciolecia był z nimi istny galimatias.
- Rada Języka Polskiego otrzymywała bardzo wiele zapytań od różnych instytucji, na przykład jak pisać "nie" z imiesłowami. Na przykład przed wakacjami nasilały się pytania od szkół, czy na świadectwach należy pisać "uczeń niepromowany", czy "nie promowany", albo uczeń "nieklasyfikowany" czy "nie klasyfikowany" - wspomina prof. Katarzyna Kłosińska, sekretarz Rady Języka Polskiego od początku jej istnienia.
Jest też wiele innych dziedzin życia, opisywanych przez zaprzeczenia, z którymi ludzie różnych profesji nie dawali sobie rady.
Pisownia powodowała liczne kolizje
Rejonowi geodeci pytali więc językoznawców, czy status gruntu jest nieuregulowany, czy nie uregulowany. Policjanci głowili się, czy napisać "nieznany sprawca" czy "nie znany sprawca". A w czasach, gdy w książeczkowych dowodach osobistych obowiązkowo zapisywano rysopis obywatela (wzrost, kolor oczu, znaki szczególne), urzędnicy wydziałów spraw obywatelskich szukali pomocy w kwestii, czy kolor oczu jest nieokreślony, czy nie określony.
Nie są to bynajmniej jednostkowe przypadki. Rzesze Polaków pragną ustrzec się przed błędami w mowie i w piśmie. Abstrahując już od łącznego i rozdzielnego pisania wyrazów z "nie", Rada Języka Polskiego otrzymuje tyle listów od zwykłych ludzi z prośbą o rozstrzygnięcie wątpliwości, że musiała zastrzec na swoich stronach internetowych, iż nie jest poradnią językową i nie odpowiada na pytania dotyczące poprawności. Reaguje jedynie na listy organów państwowych i samorządowych oraz towarzystw naukowych.
Sama profesor Katarzyna Kłosińska policzyła, że tylko w dobie powszechnego internetu otrzymała trzydzieści tysięcy e-maili od Polaków zatroskanych, czy aby na pewno poprawnie posługują się swoim ojczystym językiem.
Nie wszyscy oczywiście mają takie dylematy. W popularnym serwisie społecznościowym znajdujemy wypowiedź (jak należy domniemywać z kontekstu - policjantki), która podważa porzekadło, jakoby wszystko, czego nauczymy się w szkole, kiedyś przyda nam się w życiu. Gęsto ścieląc koszarowym słownictwem, autorka pyta: po co jej wiedza o imiesłowach w prowadzeniu śledztwa? Odpowiedź wydaje się oczywista. Po to, żeby w postanowieniu o umorzeniu poprawnie napisać "nieznany sprawca o nieustalonym rysopisie".
Dziś to, co wcześniej było trudne, jest proste. "Nieustalony" i "nieznany" można pisać łącznie, niezależnie od kontekstu oraz znaczenia - i nie popełni się błędu. Ale zanim do tego doszło, boje o słowo "nie" oraz spację lub jej brak przypominały thriller psychologiczny. Cofnijmy się do czasów przed 1997 rokiem.
Wielki kryzys lat 30. dotknął również myśl językoznawczą
Trudności z pisownią "nie" z imiesłowami językoznawcy polscy próbowali rozwiązać jeszcze przed wojną. Brak porozumienia w kwestii pisania łącznego i rozdzielnego doprowadził w 1930 roku do słynnego kryzysu ortograficznego. Udało się go wprawdzie rozwiązać i przeprowadzić w 1936 roku wielką reformę polskiej ortografii. Imiesłowy z zaprzeczeniem, z powodu sporów, pozostały jednak nietknięte.
Ponownej próby definitywnej odpowiedzi na pytanie, jak pisać "nie" z imiesłowami, językoznawcy podjęli się dopiero po trzydziestu latach. W 1961 roku Komisja Kultury Języka Polskiej Akademii Nauk podjęła decyzję "o wprowadzeniu pisowni łącznej partykuły 'nie' z imiesłowami przymiotnikowymi". Postanowienia komisji zostały zawarte w "Pisowni polskiej" (wydanie XIII, Wrocław 1963). Jednak wydrukowany już nakład książki nieoczekiwanie w całości poszedł na przemiał.
Komunistyczna władza, w samym środku ponurej epoki towarzysza Gomułki, uznała jednak tę decyzję językoznawców za zbyt rewolucyjną (a może kontrrewolucyjną?). Sprawa niedopuszczenia do kolportażu "Pisowni polskiej" przez Ministerstwo Oświaty wydaje się tak sensacyjna i kuriozalna zarazem, że trzeba przy niej przez chwilę się zatrzymać.
Władza bała się reformy imiesłowów jak czarnej ospy
W czwartek 19 września 1963 roku Wrocław podwójnie otworzył się na świat. Tego dnia została zniesiona blokada miasta po śmiercionośnej epidemii czarnej ospy i podpisano do druku XIII wydanie "Pisowni polskiej", które miało stanowić milowy krok w dziejach polskiej ortografii. Zbieg tych dwu wydarzeń o tyle wart jest odnotowania, że postępowe dzieło językoznawców władza potraktowała jak istną zarazę.
W czasie, gdy książka znajdowała się w zecerniach wrocławskiego Ossolineum, krakowski "Przekrój", wówczas pismo wielce opiniotwórcze i wydawane w prawie milionowym nakładzie, opublikował na pierwszej stronie artykuł młodego magistra polonistyki Walerego Pisarka (późniejszego profesora, jednego z najwybitniejszych znawców polszczyzny w dziejach, zm. 2017 r.).
Pisarek, z właściwą sobie swadą, w brawurowym wywodzie, zaczął od tego, że po tym, jak ukaże się XIII wydanie "Pisowni polskiej", co najmniej pół miliona słowników ortograficznych częściowo się zdezaktualizuje. Omówił najważniejsze zmiany wprowadzone przez Komisję Kultury Języka i z rezerwą, ale jednak je poparł. Dowodził wtedy: "pozwolą one uniknąć wielu błędów i zaoszczędzą wiele wysiłku niezbędnego do poznania poprzednich subtelności". Na koniec zaapelował do wszystkich, by wstrzymali się z krytyką wprowadzonych zmian, dopóki nie zapoznają się z XIII wydaniem "Pisowni polskiej".
Ufność młodego magistra w racjonalny porządek świata została jednak wtedy mocno nadwerężona. Okazało się bowiem, że (używając dzisiejszego języka) w mainstreamie narracji medialnej z artykułu Pisarka pozostał jedynie przekaz, że słowniki ortograficzne z dnia na dzień staną się nieaktualne. Nic poza tym.
"Publikacja tego artykułu wyzwoliła lawinę kampanii w prasie, że oto językoznawcy zmajstrowali takie nowe reformy w ortografii, że wszystkie wydrukowane dotąd książki, encyklopedie i słowniki mogą pójść na przemiał" - napisze niemal pół wieku później Maciej Malinowski w swojej rozprawie doktorskiej.
"Pomysł [łącznej pisowni "nie" z imiesłowami - przyp. red.] nie spodobał się któremuś z wysokich działaczy partyjnych, który uznał, że wprowadzi to zbyt wiele zamieszania i za dużo będzie kosztowało. Władze więc na zmianę się nie zgodziły, a cały nakład, gotowego już, trzynastego wydania (...) w całości został przemielony" - wspominał obecny przewodniczący Rady Języka Polskiego prof. Andrzej Markowski w wywiadzie dla "Polityki" (nr 10 /2131/, 7 marca 1998 r.).
"W atmosferze społecznego niepokoju (prawie że psychozy) Ministerstwo Oświaty (...) zaczęło nieoczekiwanie zmieniać front" - pisze Malinowski. Minister Wacław Tułodziecki opublikował w prasie centralnej komunikat, w którym obwieścił, że jednak "obowiązywać będą nadal obecne zasady pisowni i żadne zmiany w tym zakresie nie będą wprowadzone do programów nauczania ani do książek i podręczników szkolnych" .
Afera z XIII wydaniem "Pisowni polskiej", którego żywot zakończył się tuż po narodzeniu, w gorszących okolicznościach, w trzewiach hydropulpera, ostudziła reformatorski zapał językoznawców na kolejne trzy dekady.
Lakoniczną uchwałę należało objaśnić
Wróćmy więc do roku 1997. Po burzliwych obradach, 9 grudnia, Rada Języka Polskiego podjęła jednozdaniową uchwałę, mającą w zamyśle uchwałodawców uregulować pisownię "nie" z imiesłowami przymiotnikowymi. Czyli tymi zakończonymi na - ący, -ny, -ty.
"Nie wykluczając zasadniczych zmian w przyszłości w polskiej ortografii, Rada Języka Polskiego podejmuje decyzję pozytywną co do łącznej pisowni nie z imiesłowami odmiennymi z dopuszczalnością świadomej pisowni rozdzielnej" .
Lakoniczną sentencję uchwały objaśniono rok później w broszurze "Komunikaty Rady Języka Polskiego".
"'Nie' z imiesłowami przymiotnikowymi - czynnymi i biernymi - piszemy zawsze łącznie, bez względu na znaczenie (...), a więc zawsze: niepijący, niepalący, niewierzący, nienaruszony, nieoceniony, nieznany itp. Wyjątkowo rozłącznie, podobnie jak z przymiotnikami - należy pisać partykułę 'nie" w wyraźnych przeciwstawieniach, jak np.: nie pijący, ale jedzący".
W dalszej części Komunikat Rady Języka Polskiego dopuszcza kolejne odstępstwo od uchwały. "Jeśli jednak autorowi szczególnie zależy na podkreśleniu czynnościowego ('czasownikowego') znaczenia zaprzeczanego imiesłowu, może partykułę 'nie' napisać rozłącznie".
Upraszczając sprawę: kto chce, może rozdzielać "nie" i imiesłów, pod warunkiem że robi to świadomie. Jednak łączna pisownia nie może być uznawana za błąd.
Uchwała Rady Języka Polskiego sprzed dwudziestu lat nie napotkała już oporu ministra edukacji, wówczas profesora Mirosława Handkego. Horyzonty tego specjalisty w dziedzinie spektroskopii oscylacyjnej i fizykochemii krzemianów bezbłędnie obejmowały również subtelności nauk humanistycznych. Poparł uchwałę w całej rozciągłości.
Nie wszystkim podoba się, że miało być łatwiej
- Ułatwiliśmy życie bardzo wielu Polakom. Od dwudziestu lat można to wszystko pisać łącznie, ale podkreślam: można. Nie jest to bezwzględny obowiązek. Uchwała dopuszcza możliwość świadomej pisowni rozłącznej - mówi dziś prof. Katarzyna Kłosińska, sekretarz Rady Języka Polskiego.
Część językoznawców krytykowała jednak uchwalone zmiany
"Wymieniona uchwała stała się powodem dużego zamieszania, wprowadziła dezorientację zarówno u piszących po polsku, jak i u autorów oraz wydawców słowników i poradników ortograficznych, którzy dostosowywali je do nowych ustaleń, sprowadzających się w gruncie rzeczy do innego rozłożenia akcentów (to, co było normą, stało się dopuszczalnym wyjątkiem i vice versa)" - dowodził prof. Zygmunt Saloni w piśmie skierowanym do Rady w 2003 roku.
Po dwudziestu latach od podjęcia uchwały imiesłowowej nadal z rezerwą podchodzi do niej przewodnicząca Stowarzyszenia Nauczycieli Polonistów.
- Wskutek tamtych zmian rzeczywiście uczniowie radzą sobie z imiesłowami przymiotnikowymi. Gorzej jest z imiesłowami przysłówkowymi [zakończone na -ąc, -łszy, -wszy, np. 'idąc", "poszedłszy" - przyp. red.] ponieważ ich pisownia jest rozdzielna. Uważam jednak, że do kolejnych zmian w pisowni 'nie' z imiesłowami, nie powinno już dochodzić. Odnoszę wrażenie, że obecnie nasi znakomici profesorowie językoznawcy są zbyt liberalni w dopuszczaniu jako normy form, które do niedawna były uważane za błąd - twierdzi Maria Gudro-Homicka.
Istotnie, dopuszczanie na równych prawach różnych form słów czy wyrażeń stało się już nawet przedmiotem dowcipów. Takich jak ten:
Pewnego znanego profesora językoznawcę zapytano: "Panie profesorze, jak powinno się mówić i pisać - Iran czy Irak?". Odpowiedział na to: "Norma językowa ma charakter wariantywny. Obie formy są dopuszczalne".
Skutki uboczne złożone w ofierze
Odłóżmy jednak żarty na bok. Profesor Kłosińska zupełnie serio, przy całym swoim poparciu dla wprowadzonych zmian, przyznaje dziś, że uchwała sprzed dwudziestu lat miała pewne - nazwijmy to - skutki uboczne. Jednak suma zysków i strat przedstawia się korzystnie. Skutki uboczne to dopuszczenie jednakowej pisowni wyrazów, które mają odmienne znaczenie np. słowo nie przebrany (w sensie: "nie oddzielony", pisane niegdyś obowiązkowo rozdzielnie) i nieprzebrany (w znaczeniu: "nie dający się zmierzyć") .
- Cóż, nieprzebrana fasola i nieprzebrana mądrość czy nieskończony Wszechświat i nieskończona książka musiały zostać złożone na ołtarzu tych zmian, które mają ułatwić nam życie. Na pewno wymierną korzystną zmianą jest mniej ocen niedostatecznych na sprawdzianach szkolnych czy egzaminach maturalnych - konstatuje sekretarz Rady Języka Polskiego.
Jest więc norma, są wyjątki. Uchwała doprowadziła do tego, że w większości przypadków nie sposób jednoznacznie wskazać, że jakaś forma "nie" z imiesłowem - łączna lub rozdzielna - jest ewidentnym błędem. Przypomnijmy przeto, co pisał Witold Doroszewski w 1933 roku, apogeum kryzysu ortograficznego: "Nie da się przeprowadzić wyraźnej granicy między jednolitym wyrazem a połączeniem dwu wyrazów".
Historia pisowni łącznej i rozłącznej zatoczyła koło? Pozostawmy ten dylemat nierozstrzygnięty. I zapisany - rzecz jasna - łącznie.
___________________________________________________________________________
Źródła:
"Nie z imiesłowami przymiotnikowymi (w zasadzie) zawsze razem", w: "Komunikaty Rady Języka Polskiego przy Prezydium Polskiej Akademii Nauk, nr 1 (2), 1998 r.
Zygmunt Saloni, "O kodyfikacji polskiej ortografii – historia i współczesność", w: "Nauka" nr 4/2005, str. 71-96.
Maciej Malinowski, "Ortografia polska od II połowy XVIII wieku do współczesności. Kodyfikacja, reformy, recepcja", Uniwersytet Śląski w Katowicach, 2011 r.