Oferta była prosta i atrakcyjna finansowo: zabicie człowieka w zamian za 50 tysięcy euro w gotówce oraz anulowanie długu wartego ponad 20 tysięcy euro. Zoltán Andruskó, słowacki właściciel pizzerii, szybko ją przyjął. Decyzja, którą podjął, miała na zawsze zmienić jego życie oraz zapisać się na stałe w historii Słowacji.
Aby uczcić pamięć brutalnie zamordowanych Jána Kuciaka i Martiny Kusznirovej, publikujemy tekst pt. "Unfinished lives, unfinished justice. How Jan and Martina died" napisany przez dziennikarki Pavlę Holcovą i Evę Kubaniovą z Crime and Corruption Reporting Project (OCCRP), organizacji dziennikarskiej zajmującej się zorganizowaną przestępczością i korupcją. Zabójstwo młodego dziennikarza śledczego wstrząsnęło Słowacją i odbiło się głośnym echem na całym świecie. Ján Kuciak zajmował się problemem wpływu zorganizowanej przestępczości na świat słowackiej polityki. 21 lutego minęła pierwsza rocznica tej wstrząsającej zbrodni.
Andruskó zeznał, że ofertę złożyła mu Alena Zsuzsová, tłumaczka języka włoskiego oraz prawa ręka jednego z najbogatszych ludzi na Słowacji - Mariána Kocznera. Szczegóły zlecenia podała mu, gdy siedzieli w samochodzie przed jej domem: imię, zdjęcia i adres domowy. To było wszystko, czego potrzebował.
Celem miał być Ján Kuciak, dziennikarz aktuality.sk. Informacja o kontrakcie na zabicie Kuciaka wyszła w śledztwie przeprowadzonym przez słowacką policję oraz przeanalizowanym przez OCCRP.
Andruskó nie był oczywistym kandydatem do takiego zlecenia. Nie był zabójcą. Był biznesmenem w średnim wieku, łysiejącym i z brzuszkiem, który później zeznał, że tak naprawdę nie chciał nikogo zabić, głównie dlatego, że nie miał pojęcia, jak to zrobić.
Poprosił zatem o pomoc swojego kolegę, byłego policjanta. Tomáš Szabo wyglądem idealnie przypominał zabójcę z hollywoodzkiego filmu: wysoki, umięśniony i wytatuowany, o kwadratowej szczęce i z łysą głową. Wiedział też, jak obchodzić się z bronią i był chętny do podjęcia się zadania.
Zwerbował także swojego wszechstronnego kuzyna Miroslava Marczka, wysportowanego byłego żołnierza, który znał się na broni i potrafił nieźle prowadzić. Zespół był w komplecie.
Każde zabójstwo wymaga odpowiedniego rekonesansu, tak aby wybrać najbardziej dogodny moment. Mężczyźni odwiedzili dom Kuciaka i jego narzeczonej Martiny Kusznirovej co najmniej siedmiokrotnie. Wieś Vel’ká Mača znajduje się na południowym wschodzie Słowacji, około 60 kilometrów od Bratysławy.
Raport OCCRP, dotyczący kolejnych wizyt w miasteczku oraz samych zabójstw, powstał w oparciu o analizę dokumentów ze śledztwa policji, których część to zapisy z kamer przemysłowych.
Szabo i Marczek po raz pierwszy odwiedzili Vel’ką Mačę po południu w poniedziałek 5 lutego 2018 roku. Przyjechali białym peugeotem 206.
Kuciak i Kusznirova właśnie planowali urządzenie wnętrza niedawno zakupionego domu, który sprawcom wydawał się idealnym miejscem na dokonanie zbrodni. Znajdował się daleko od centrum miasta, na skraju lasu, skąd był świetny dojazd do autostrady. Na drodze dojazdowej nie było kamer.
Dwa dni później, w środę 7 lutego, mężczyźni przyjechali do Vel’kej Mačy dwukrotnie. Rano przyjechali wspomnianym białym peugeotem, a po południu srebrną skodą superb, należącą do Andruski.
Później wrócili jeszcze raz weekend. Dotarli na wieś okrężną drogą, na której nie było żadnych kamer drogowych, i znaleźli miejsce obok boiska piłkarskiego, gdzie mogli zaparkować samochód bez wzbudzania podejrzeń.
Wkrótce potem trio napotkało na kluczowy problem. Jak komunikować się bez pozostawiania cyfrowych śladów? Wymyślili zatem system polegający na dzwonieniu do siebie nawzajem, ale nieodpowiadaniu na wysłany sygnał. Sądzili, że wówczas połączenia nie zostaną zarejestrowane przez operatora sieci komórkowej.
Kolejny raz przyjechali do Vel’kej Mačy w śnieżny wieczór, pięć dni później. Podczas tej wyprawy, jak i podczas kolejnej, mężczyźni zdawali się monitorować wieczorne zwyczaje Kuciaka.
Tej nocy Andruskó zawiózł swoich kompanów na skraj wsi i wysadził ich tuż przy placu zabaw, po czym pojechał na stację benzynową, żeby coś zjeść. O 19.22, kuzyni przeszli obok domu Kuciaka. Dwanaście minut później puścili Andrusce jeden sygnał, a ten zabrał ich sprzed boiska.
Kolejnej nocy, 16 lutego, mężczyźni przyjechali do Vel’kej Mačy białym peugeotem o 18.49. Szabo udał się pieszo do domu Kuciaka i wrócił do punktu odbioru 20 minut później.
Aby jeszcze bardziej ukryć swoją tożsamość, mężczyźni postanowili, że będą używać tanich telefonów na kartę, które mogliby wyrzucać po jednorazowym użyciu. Kolejnego dnia kupili dwa takie telefony poprzez pośrednika, żeby ominąć obowiązujący na Słowacji nakaz rejestracji.
Na krótko przed dokonaniem zabójstwa Szabo i Marczek przygotowali broń – lugera 9 mm z tłumikiem. Śledczy odkryli potem, że pistolet został naładowany zmodyfikowanymi nabojami: sprawcy usunęli z nich odrobinę prochu, aby kule leciały wolniej i ciszej.
Mężczyźni przyjechali na wieś jeszcze raz, na ostatni rekonesans. Na krótko przed 19.00, w poniedziałek 19 lutego, Szabo obszedł dokoła boisko i ruszył w stronę domu narzeczonych przy ulicy Brezovej 558. Powinno było mu to zająć raptem kilka minut, ale Szabo się nie spieszył. Możliwe, że sprawdzał potencjalne drogi ucieczki. Około 20 minut później zadzwonił do Marczka i po jednym sygnale rozłączył się. Chwilę później Marczek zabrał go i odjechali srebrnym citroenem berlingo.
Ostatni dzień Jána i Martiny
Ján i Martina, oboje 27-letni, nie tylko nie zorientowali się, że byli obserwowani, ale nawet nie przyszło im do głowy, że byli na celowniku. Temat, nad którym Ján pracował razem z OCCRP – śledztwo w sprawie stopnia, w jakim włoska mafia 'Ndrangheta zinfiltrowała Słowację – dotyczył głównie kilku niebezpiecznych postaci, a dziennikarz zdążył raptem wystąpić o wgląd w publiczne dokumenty, przeszukując internet.
Na przestrzeni ostatnich lat na Słowacji żaden dziennikarz nie został zamordowany. Rodzina i znajomi Jána nie słyszeli, aby ktokolwiek mu groził. Nie miał prawa podejrzewać, że jego życie stało się bezpośrednio zagrożone.
Narzeczeni mieli na głowie masę spraw. Ich ślub był zaplanowany na początek maja, byli więc pochłonięci przygotowaniami. Ostatnie wiadomości i rozmowy telefoniczne z rodzinami dotyczyły zbliżającej się uroczystości. Ján dopiero co omawiał z mamą kwestię etykiet na butelkach od wina.
Swój czas poświęcali także na remont i urządzanie swojego nowego domu. Odwiedzali lombardy, żeby kupić kilka rzeczy, takich jak stary telewizor z lat 60. czy stary stół pocztowy.
Poznali się, gdy mieszkali w akademiku w malowniczej Nitrze w zachodniej Słowacji. Ján oświadczył się Martinie podczas wakacji w Gruzji, ostatniego dnia stycznia 2017 roku.
Będąc gorliwą katoliczką, Martina poprosiła swoją mamę, aby pozwoliła jej zamieszkać z Jánem jeszcze przed ślubem. Mama zgodziła się, ale najpierw Ján musiał jej obiecać, że związek z jej córką nie będzie jedynie przelotnym romansem.
Ich życie posuwało się naprzód. Ján był zdolnym i utalentowanym dziennikarzem śledczym, bardziej analitykiem niż narratorem. Uwielbiał wczytywać się w oficjalne dokumenty, które dla wielu jego rówieśników byłyby zbyt nudne. Martina była archeolożką, lubiła swoją pracę.
Była środa, 21 lutego. Kiedy para planowała spokojny wieczór w domowym zaciszu, o 16.40 Szabo i Marczek wsiedli do citroena berlingo i pojechali do Vel’kej Mačy, unikając po drodze wielu kamer. Wyłączyli swoje osobiste komórki, zostawiając włączone tylko telefony kartę.
Marczek, były żołnierz, zaparkował auto przy boisku o 18.28. Ubrany na czarno Szabo wyszedł z pojazdu. Był chłodny wieczór.
Zabrał ze sobą telefon i lugera. Broń była wyposażona w tłumik i nabita specjalnie przygotowaną, cichszą amunicją. O 18.31 ruszył w stronę domu przy ulicy Brezovej.
Okazało się, że pary nie ma w domu.
Ján wrócił z Bratysławy tym samym pociągiem jak zazwyczaj, ale padł akumulator w jego aucie i Martina pojechała go odebrać. Do domu wrócili około 19.30. Było już wtedy ciemno, para dopiero co rozgościła się, aby napić się herbaty. Martina planowała zadzwonić do mamy, aby porozmawiać o ich projekcie dotyczącym historii ich rodzinnej wsi Gregorovce.
Szabo już czekał nieopodal. O 20.21 wszedł do ogrodu i ruszył w kierunku drzwi wejściowych, których prawie nigdy nie zamykali. W kuchni natrafił na Martinę i strzelił jej w głowę, prosto między oczy. Martina osunęła się podłogę.
Ján był akurat w piwnicy, usłyszał strzał i pobiegł na górę. Szabo już na niego czekał. Oddał dwa strzały w klatkę piersiową, tuż obok serca. Młody dziennikarz upadł na schody. Szabo strzelał z tak bliska, że rozgrzany tłumik zostawił oparzenia na klatce piersiowej Jána.
Mniej więcej wtedy zadzwoniła mama Martiny, nikt nie odebrał.
Szabo wyszedł przez tylny ogródek i wrócił przed boisko, skąd puścił sygnał, aby go zabrali. O 20.25, zaledwie cztery minuty po zabójstwie, Marczek zabrał go i odjechali.
Pojechali do domu Andruski w Kolarovie, aby poinformować o wykonaniu zadania i odebrać pieniądze. Gdy Andrusko usłyszał, że zginęła także kobieta, powiedział, że to nie powinno było się wydarzyć. Tego nie było w planie. Niemniej jednak obiecał, że otrzymają swoje pieniądze wkrótce.
Zapłata
Następnego dnia Andrusko i Zsuzsova, czyli kobieta podejrzewana o zlecenie zbrodni, rozmawiali w samochodzie zaparkowanym przed jej domem. Powiedział jej, że wystąpiły komplikacje i zginęła druga osoba.
Zsuzsova była zdenerwowana i powiedziała, że to "niemożliwe". Zadzwoniła jednak później do Andruski, aby przyjechał odebrać pieniądze. Zapłata była zawinięta w papierową chusteczkę – 50 tysięcy euro w banknotach po 500. Andrusko zachował 10 tysięcy, a resztę podzielił dla swoich kompanów.
Nieznany jest motyw Zsuzsovej, dla którego miałaby zlecić zabójstwo Jána. Nigdy nie pisał akurat o niej. Pisał za to dość obszernie o Marianie Kocznerze, znanym biznesmenie, dla którego kobieta pracowała. Andursko później zeznał policji, że Zsuzsova powiedziała mu, że za zabójstwo zapłacił Koczner.
Koczner nie usłyszał zarzutów w sprawie morderstwa, ale został zatrzymany w związku z przestępstwami finansowymi, o których pisał Ján.
Nie udało się poprosić Kocznera o komentarz, a jego adwokat sprawy komentować nie chciał.
"Było przestępstwo, musimy jechać"
Ciała Jána i Martiny leżały nieodkryte przez cztery dni.
Po dwóch dniach nieskutecznych prób skontaktowania się z córką, mama Martiny zadzwoniła do rodziców Jána, aby sprawdzić, czy oni kontaktowali się z parą. Kuciakowie myśleli, że młodzi po prostu byli zajęci.
Po kolejnych dwóch dniach Zlata Kusznirowa wpadła w panikę. Ponownie zadzwoniła do Kuciaków, a potem zawiadomiła lokalną policję.
Policjanci nie przejęli się zbytnio zawiadomieniem. Zlata zapamiętała, że powiedzieli: "wie pani, jacy są ci młodzi, lubią sobie wypić i poimprezować".
Zlata zadzwoniła zatem do swojej krewnej, która mieszkała około godziny drogi od domu pary, i poprosiła, aby do nich zajrzała. Kuciakowie postąpili podobnie i poprosili siostrę Jána - Marię - aby wsiadła w samochód i pojechała do brata. Z Nitry dojazd do wsi zajmuje około 30 minut.
Około godzinę po tym, jak Zlata zawiadomiła policję, wysłano na miejsce radiowóz. Gdy policjanci weszli do ogródka, przez okno zobaczyli ciało leżące w kuchni na podłodze. W obawie, że mógł być wyciek gazu, zadzwonili po straż pożarną i pogotowie.
Kilka minut później przyjechała krewna Zlaty. Zajrzała do piwnicy przez małe okno i na schodach zobaczyła nogę. Policja nie zgodziła się, żeby wpuścić ją do środka. Kiedy spytała, czy młodych ktoś zastrzelił, policjant skinął głową.
Ojciec Jána - Jozef - powiedział, że jego córka przyjechała na miejsce 10 minut później.
"Zadzwoniła do mnie i powiedziała, że policja nie wpuściła jej do środka, ale też, że w karetce nie było pacjentów, więc trochę nas to uspokoiło" - powiedział Jozef.
Krewna Zlaty już wiedziała i była w szoku. Nie była w stanie przekazać tragicznych wieści. Zadzwoniła więc do syna Zlaty - Lukasa - i poprosiła go, aby zabrał mamę na policję, bo stało się coś złego.
"Mamo, było przestępstwo, musimy jechać" - Zlata zapamiętała słowa swojego syna. "Lukas już wtedy wiedział, co się stało… ale nie chciał mi za dużo powiedzieć, więc ponaglałam go, aby jak najszybciej przyjechać na miejsce".
Na miejsce dotarli po trzech godzinach jazdy samochodem, którą rozpoczęli o północy. "Kiedy podeszliśmy do policjantów, aby złożyć zeznania, Kuciakowie już tam byli, płakali. Spytałam ich, co się stało, ale nie byli w stanie mi odpowiedzieć" - powiedziała Zlata.
"I wtedy policjantka powiedziała do kogoś: 'O, jest ta kobieta ze wschodu, matka zamordowanej dziewczyny'. Tak dowiedziałam się o śmierci Martiny" - dodała Zlata. "Nie wiedziałam, co się dzieje".
Rozmowa na policji trwała około dwóch godzin. Kiedy wyszła z posterunku, był już ranek. Było chłodno, ale nie czuła zimna.
"Chciałam jechać do Vel’kej Mačy. Nie do samego domu, tego bym nie zniosła. Tylko żeby być blisko, bliżej domu. Tak bardzo chciałam choć raz jeszcze przytulić i pogłaskać Martinę" - powiedziała.
Brat Jána - Jozef - powiedział, że ten dzień był jak koszmarny sen. Nawet teraz, rok po tragedii, nie pamięta dokładnie wielu tamtych chwil. "Byłem tym kompletnie przytłoczony" - wspomina.
Poszukiwanie sprawiedliwości
Kiedy wieść o zabójstwach się rozniosła, Słowacy przeżyli ogromny wstrząs.
W ciągu kilku dni w całym kraju wybuchły największe protesty od czasów upadku komunizmu. Dziesiątki tysięcy obywateli domagały się wszczęcia niezależnego śledztwa oraz potępiły wpływ zorganizowanej przestępczości, który ujawnił Ján.
Przez wiele dni zbrodnia była tematem numer jeden w mediach, a Vel’ká Mača przeżywała oblężenie przez dziennikarzy. Najbliżsi współpracownicy Jána otrzymali policyjną ochronę. Siedziba Aktuality - portalu, w którym pracował Kuciak, również była pilnie strzeżona.
W ciągu miesiąca słowacki rząd, wraz z premierem Robertem Fico, podał się do dymisji. Oprócz ministrów ze stanowiska odeszli też szef policji i dyrektor wydziału antykorupcyjnego narodowej agencji ds. przestępczości.
Andruskó, Szabo, Marczek i Zsuzsová zostali aresztowani i usłyszeli różne zarzuty dotyczące morderstwa. Jak dotąd nikt oprócz nich nie został oskarżony w związku z organizacją tej zbrodni.
Dotychczas nie było okazji, aby poprosić adwokata Andruski o komentarz; adwokat Marczka odmówił komentarza, a prawnicy Zsuzsovej i Szabo nie odnieśli się do zadanych pytań.
Zabójstwa pozostają niezgłębionym dramatem dla rodzin Kuciaka i Kusznirovej.
Zlata nadal czasami wraca do ich domu, tylko po to, żeby dotknąć rzeczy, które po nich zostały.
"Nawet ostatnim razem, kiedy odwiedziłam Vel’ką Mačę, wyciągnęłam z kosza na pranie jedną z brudnych skarpet Martiny" - powiedziała Zlata. "Chciałam ją mocno przytulić, mieć część Martiny blisko siebie, chociaż przez krótką chwilę".
Oryginalny tekst w języku angielskim można znaleźć na stronie OCCRP.