Trzy książki, które miały pomóc mu wyjść z choroby, wysłały Wojciecha do sądu. Agata od 12 lat nie odebrała dyplomu, bo boi się kary za książkę, którą zgubiła. Grzegorz nie ma już w ogóle wstępu do biblioteki – dostał dożywotni zakaz. W jednej z gdańskich bibliotek firma windykacyjna prowadzi sprawy 768 osób.
1400 zł – taki rachunek do zapłaty dostał Wojciech z Gdańska. Z firmą windykacyjną spotkał się w sądzie. Chodzi o trzy książki warte ok. 160 zł: dwie autorstwa Stephena Kinga - "Desperacja" i "Rose Madder" oraz "Głód" Grahama Mastertona.
Biblioteka nie jest po to, by była w paki pozamykana albo do ozdoby służąca, jest po to, by była powszechnie użytkowana
Joachim Lelewel
Zalegał z ich zwrotem ponad trzy lata. Miały mu pomóc wyjść z depresji, jednak przez długie pobyty w szpitalu – jak przekonuje – nie był w stanie oddać ich w terminie.
Depresja to nie tłumaczenie
– Choroba pogłębiała się i ostatnią rzeczą, o której pamiętałem, było oddanie na czas książek. Zwróciłem je w połowie kwietnia, ale w bibliotece dowiedziałem się wtedy, że moją sprawą zajmuje się już firma windykacyjna, która 7 września 2015 r. złożyła pozew do sądu o wyegzekwowanie długu – opowiada pan Wojciech. – Skontaktowałem się z nimi, powiedzieli, że jest już za późno – dodaje.
Sąd niebawem ma wydać wyrok w tej sprawie.
Na czarnej liście
Grzegorz kilkanaście lat temu wypożyczył książkę z biblioteki pedagogicznej – studiował archeologię, była mu potrzebna do egzaminu. – Ciężko było dostać ją gdzie indziej – opowiada. Potem o niej zapomniał.
Biblioteka załatwiła to poza nim. Po jakimś czasie do domu przyszedł wyrok sądu z nakazem zapłaty, dostał też… dożywotni zakaz korzystania z biblioteki pedagogicznej. – Nie sądziłem, że takie kary w ogóle istnieją. Po takim załatwieniu sprawy nie chcę mieć z nimi nic wspólnego, trzymam się teraz z daleka od bibliotek – podkreśla.
"Dobrze, że to państwo działa tylko teoretycznie"
Mateusz miał więcej szczęścia niż ci, których system znalazł, zidentyfikował i namierzył. Nie dostał wezwania do zapłaty kilkuset złotych. Jeszcze?
Czytamy książki, by odkryć, kim jesteśmy. To, co inni ludzie robią, myślą i czują, jest bezcennym przewodnikiem w zrozumieniu, kim jesteśmy i kim możemy się stać
Urszula K. LeGuin
Książka z pieczątką biblioteki leży w piwnicy już ponad 10 lat. Jest jak wyrzut sumienia, bo Mateusz o tym, że ona tam zalega, zapomnieć nie może.
– Dotyczy znanego poznańskiego działacza. Potrzebna mi była do zdania egzaminu, bo była jedną z ulubionych lektur mojego wykładowcy. Na egzamin nic nie umiałem, ale kiedy ją przeczytałem, zaliczyłem – opowiada.
Teraz Mateusz się obawia, że jeśli pojawi się w Poznaniu, usłyszy, że ma do zapłacenia całkiem sporą karę, może nawet kilka tysięcy. – Czasami myślę, że dobrze, że to państwo działa tylko teoretycznie, bo do tej pory nie dostałem wezwania – mówi z przekąsem.
"Czuję, że to będą tysiące"
– Mam pięć książek i zbieram się, żeby odnieść je po dwóch latach do biblioteki, ale jestem przerażona. Czuję, że to będą tysiące złotych kary – zwierza się Ewa, która przetrzymuje książki z uniwersyteckiej biblioteki.
– Na początku byłam pilną wypożyczającą, ale potem, kiedy raz zapomniałam, to dalej jakoś już poszło – tłumaczy. Wciąż na podstawie wypożyczonych książek pisze pracę magisterską na temat Turcji.
Nie dostała jeszcze żadnego upomnienia z biblioteki, ale dla własnego spokoju chciałaby sprawę załatwić. Nie pali się jednak, by wydawać na nią wszystkie oszczędności. Według niej dobrym rozwiązaniem byłyby np. prace społeczne. Przede wszystkim czeka jednak na amnestię.
Nie ma dyplomu, bo boi się bibliotekarki
Na forach w sieci historii zapominalskich jest dużo, dużo więcej. Czytelnicy często mają do zapłaty kary liczące grubo ponad 1000 złotych. "Ja mam 1200 do zapłacenia w UAM, przez to nie odebrałam w ogóle dyplomu, który zrobiłam w 2004", "żona musi zapłacić karę 1200 zł za nieterminowe oddane książek", "zapłaciłam 2 koła, bo już nie chciałam się męczyć" – piszą internauci.
Pieniądze i książki tylko wtedy pożytek przynoszą, gdy są w obiegu
Friedrich Rueckert
Podrobione podpisy, ukrywane monity
Niektórzy idą w zaparte i, już przyłapani na zapominalstwie, próbują za wszelką cenę udowodnić swoją niewinność.
– Trafił się czytelnik, który zakwestionował wiarygodność swojego podpisu na karcie bibliotecznej. Twierdził, że ktoś go podrobił. My poprosiliśmy o opinię grafologa. Sprawą zajęła się policja, a ekspertyza wykazała, że mężczyzna kłamał, przez co ściągnął na siebie inne problemy – wspomina Andrzej Dąbrowski z Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej w Kielcach.
Inny czytelnik uparcie twierdził, że nigdy nie dostał od biblioteki żadnego monitu.
– Niestety, zapomniał, że schował je (monity) właśnie w tej książce, którą w końcu zdecydował się zwrócić – mówi Dąbrowski. Zapewnia jednocześnie, że w jego placówce jeszcze nigdy nie skierowano wcześniej sprawy do sądu, ale przy takich sytuacjach nie wyklucza tego. – Od momentu rozpoczęcia współpracy z windykatorem udało się odzyskać kilka tysięcy książek, również takich, których na rynku już nie można dostać. Bardzo sobie to cenimy – podkreśla.
Rekordziści nie oddawali wypożyczonych książek nawet przez 12 lat. – Największym problemem jest chyba lekceważenie biblioteki, ale jak się dostaje pismo od windykatora, to efekty są widoczne od razu – ocenia.
Nie oddał na czas, bo był… nalot bombowy
I książki mają swoje losy
Terencjusz
Zostawianie sobie książek "na pamiątkę" zdarza się nie tylko w Polsce. Pewna kobieta z Nowej Zelandii zdecydowała się oddać książkę do biblioteki po… 67 latach. Zgodnie z obowiązującą stawką kara powinna wynieść – w przeliczeniu na polską walutę – 65,6 tys. złotych. Tyle że starsza pani nie musiała jej płacić, bo gdy wypożyczała lekturę, była dzieckiem, a nieletni nie są obciążani karami za spóźnienia.
– Wyglądała na zawstydzoną, ale byłam zadowolona, kiedy powiedziała, że w ciągu tych dekad kilka razy przeczytała tę książkę. Ucieszyło mnie to, że spędziła tyle czasu w dobrych rękach – powiedziała Zoe Cornelius, bibliotekarka z Auckland.
67 lat to jednak nie rekord.
85-letni mieszkaniec Estonii zwrócił do Centralnej Biblioteki w Tallinie książkę wypożyczoną 69 lat wcześniej. Jako powód opóźnienia podał… zamieszanie spowodowane nalotem bombowym z 9 marca 1944 r. Biblioteka odstąpiła od nałożenia kary.
Zabytek przeleżał na strychu do amnestii
Po 78 latach do publicznej biblioteki w Chicago zwrócono "Portret Doriana Graya" –rzadki, zabytkowy wolumin. Właścicielka usłyszała o trwającej przez trzy tygodnie amnestii i zwróciła książkę, bo wiedziała, że uniknie kary.
Przyzwyczaić się do czytania książek to zbudować sobie schron przed większością przykrości życia codziennego
William Somerset Maugham
Okazało się, że wypożyczony po raz ostatni w 1934 r. egzemplarz z limitowanego wydania "Portretu Doriana Graya" Oscara Wilde'a otrzymała dawno temu jej matka od przyjaciela z dzieciństwa. Córka znalazła ją na strychu rodzinnego domu po śmierci matki w 1993 r.
Czytajcie umowy
Czy kary można uniknąć? Tak, np. licząc się z nią.
– W momencie zapisywania się do biblioteki każdy czytelnik zobowiązany jest zapoznać się z regulaminem wypożyczania i korzystania ze zbiorów bibliotecznych. Regulamin określa też sposób naliczania kar finansowych za nieoddane w terminie materiały biblioteczne – mówi Przemysław Czaja z Wojewódzkiej i Miejskiej Biblioteki Publicznej im. Josepha Conrada-Korzeniowskiego w Gdańsku.
I tak za każdy dzień zwłoki gdańska biblioteka nalicza 0,50 zł za każdą książkę, audiobook czy film.
– Sprawy do windykacji przez firmę zewnętrzną trafiają po około 1,5 roku nieskutecznych prób nawiązania kontaktu przez pracowników biblioteki – wyjaśnia Czaja i przekonuje, że często i tak wysyłane przez lata pisma na nikim nie robią wrażenia, co innego list z ponagleniem od windykatora.
To właśnie najstarsze przypadki bibliotekarze oddają firmom windykacyjnym. Im dłużej książki nie oddaliśmy, tym więcej biblioteka i firmy ściągające długi mogą zarobić. Obecnie w gdańskiej bibliotece firma windykacyjna prowadzi sprawy 768 osób i próbuje odzyskać łącznie 1747 książek.
– W kontaktach z dłużnikami nie zawsze spotykamy się ze zrozumieniem tego, że książki posiadają konkretną wartość i są własnością publiczną. Dotyczy to w szczególności osób młodych, często studiujących – mówi Krzysztof Iwanicki z Centrum Windykacji LEX, które od prawie czterech lat współpracuje z gdańską biblioteką.
Ludzie przestają myśleć, gdy przestają czytać
Denis Diderot
Czekając na przedawnienie
Można też cierpliwie czekać na przedawnienie roszczenia. Choć to może być ryzykowne. – Jest taka możliwość, ale tylko w wypadku, kiedy biblioteka nie może ze względów formalnych skontaktować się z dłużnikiem – przyznaje Czaja.
Po jakim czasie taka kara ulegnie przedawnieniu? Według prawników musimy odczekać minimum trzy lata.
– Każdą wypożyczoną książkę, według umowy z biblioteką, należy zwrócić w odpowiednim terminie. Jeśli go przekroczymy, od tego momentu nalicza się okres kary, która ulega przedawnieniu po trzech latach – ocenia adwokat Piotr Bartecki.
Bieg przedawnienia przerywają jednak czynności dokonane przed sądem, np. pozew lub wezwanie do próby ugodowej.
Ratunkiem jest amnestia
Zbawieniem w wielu przypadkach okazuje się amnestia, którą biblioteki ogłaszają raz czy dwa razy w roku. Wtedy kary można uniknąć – oczywiście jeśli zwróci się przetrzymany wolumin. Szczególnie w okresie Dni Książki biblioteki rozgrzeszają swoich niesolidnych czytelników. W tym roku może już być za późno – Światowy Dzień Książki był 23 kwietnia. Do przyszłego roku!