Amfetamina, którą dają nastolatce na zmniejszenie apetytu, pomaga, ale podnosi ciśnienie. Od 13. roku życia dziewczynka dostaje więc leki na jego obniżenie. Mdleje, bo działają zbyt mocno, ale matka przynosi jej kawę i każe wracać na plan. Gdy kończy 17 lat, za zgodą szefa MGM zaczyna palić papierosy. Też powstrzymują apetyt. Jest lekomanką i ćpunką, a wkrótce zacznie pić, by to znieść. W filmie "Judy" Renée Zellweger wciela się w Garland u kresu życia, w gwiazdę, która przeszła piekło i postanowiła w nim spłonąć.
Judy ma ukończone 16 lat, a jej filmowa bohaterka zaledwie 12. Dlatego przed każdym wejściem na plan "Czarnoksiężnika z Oz" inspicjenci mocno obwiązują jej kobiece już ciało warstwami bandaży. Mają ukryć biust i zmienić sylwetkę na "bardziej dziecięcą". Bandaże nie tylko uciskają tak mocno, że z trudem oddycha, ale też skóra swędzi pod nimi niemiłosiernie. W trakcie pierwszych dni zdjęciowych Judy drapie tak mocno, że gdy je zdejmują, wraz z nimi odpadają krwawe strupki. Przez tyle warstw nawet ich nie poczuła. Teraz krzywi się z bólu.
- Zrobimy dwa, trzy dni przerwy, aż wszystko się zagoi – mówi z życzliwym uśmiechem kostiumografka.
- Nie ma potrzeby. Ona da radę, prawda, Judy? – mama oczekuje potwierdzenia jej słów przez córkę. Dziewczyna kiwa więc głową, bo gdyby spróbowała tylko się jej sprzeciwić, matka w domu dałaby jej do wiwatu.
Judy ma w nosie gumowe wkładki, które czynią go bardziej kształtnym, a w ustach plastikowe zęby, które podczas scen wokalnych mają przykryć jej własne krzywe. Kiedy po 14 godzinach na planie ma tak dość, że z niego ucieka, przychodzi po nią sam wielki Louis B. Mayer, szef MGM. Grozi palcem i każe wracać. Judy próbuje się buntować.
- Przecież pan nawet nie zna mojego imienia - krzyczy mu w twarz.
Louis Mayer patrzy na nią z pobłażaniem. "Wiem o tobie wszystko. Masz na imię Frances Gumm, a dla świata jesteś Judy Garland. Twój ojciec jest pedałem, a twoją matkę interesuje jedynie to, co ja sądzę na twój temat i nawet cię nie wysłucha. A teraz wracaj do pracy".
Scena z Mayerem pochodzi z filmu "Judy" Ruperta Goolda z wielką rolą Renée Zellweger, za którą wedle wszystkich znaków na niebie i ziemi 9 lutego aktorka odbierze drugiego Oscara. Film skupia się na ostatnich miesiącach życia Garland, ale w retrospekcjach widzimy majaczące w pamięci artystki, przeważnie bolesne zdarzenia z dzieciństwa i początków kariery. Sezon przedoscarowy pokazał, że nikt nie jest w stanie pokonać Zellweger w walce o Oscara dla najlepszej aktorki.
We wspomnieniu o Judy Garland jej przyjaciel, aktor Peter Lawford napisze: "Nie była jedyną gwiazdą Hollywood, której wielka wytwórnia zniszczyła życie, po niej było ich mnóstwo. Ale była pierwszą. Być może także najzdolniejszą w całej jego historii".
Brzydkie kaczątko MGM
Co noc śni się jej ten sam sen: jest w kawiarni z Mickeyem Rooneyem, w którym się podkochuje, i zamawia dużą porcję lodów orzechowych. Je zachłannie, posypuje lody jeszcze dodatkowo czekoladą i nikt na nią nie krzyczy, nie mówi, że nie wolno. Gdy się budzi, niemal czuje w ustach ich smak. Tymczasem na śniadanie dostaje filiżankę gorzkiej kawy, jajko na twardo i parę liści sałaty skropionych cytryną.
- Błagam, tylko jedną bułkę z samym masłem – prosi.
- Przecież wiesz, że ci nie wolno – mówi mama. – Znów przytyjesz i co wtedy?
Na obiad będzie jedynie chudy rosół do wypicia. Na kolację - twarożek z chudego sera. Czekolada, pieczywo, frytki, pizza są wśród potraw zakazanych. Tata próbuje tłumaczyć, że przecież córka jeszcze rośnie i nie wolno jej głodzić, ale to mama rządzi. Judy zawsze miała kłopoty z utrzymaniem szczupłej sylwetki. Odkąd trzy lata temu podpisała kontrakt z wytwórnią MGM i gra w filmach, opiekunka między ujęciami podaje jej amfetaminę w tabletkach. Lekarz zapewnia, że pomaga ona zwalczyć głód, a ponadto działa jak zastrzyk energii. Co z tego, że po amfetaminie ma kłopoty ze spaniem, skoro na sen dostaje równie skuteczne tabletki. Nikt nie przejmuje się faktem, że lekarz znowu kazał zwiększyć ich dawkę, bo zdążyła się do niej przyzwyczaić w ciągu trzech lat.
Amfetamina pomaga zmniejszyć apetyt, ale niestety bardzo podnosi ciśnienie. Od 13. roku życia zdrowa dziewczynka dostaje więc również leki na jego obniżenie. Kilka razy mdleje, bo podziałały zbyt mocno, ale mama przynosi kawę i każe wracać do pracy. Odkąd Judy skończyła 16 lat, może także palić papierosy. Nawet do dwóch paczek dziennie. One też skutecznie powstrzymują apetyt. Mayer ma swoich szpiegów wszędzie. Gdy pewnego dnia umawia się z kolegą na hamburgery, ku jej zaskoczeniu obsługa odmawia wydania jej zamówienia. Tego samego wieczoru Mayer dowiaduje się, że próbowała "złamać zakaz".
Podczas mierzenia kostiumów do roli Dorotki w "Czarnoksiężniku z Oz" krawcowa wytwórni kręci głową.
- Znowu przytyła i będę musiała poszerzyć kostium. Na pewno je po kryjomu - mówi do mamy.
- Nieładnie Judy, chcesz być jak świnka Piggy? Nieładnie - potwierdza pan Mayer. Wyrósł spod ziemi, jak zawsze, gdy trzeba ją skarcić.
- Przyrzekam, że jak będzie trzeba, ona się zagłodzi, panie Mayer - obiecuje mama, cała w ukłonach.
Dziecko, któremu dzieckiem być nie wolno. Judy nie wie, kogo nienawidzi bardziej - mamy czy szefa MGM. Po latach powie, że matka była jak "Zła Czarownica z Zachodu, postać z "Czarnoksiężnika...", "sadystyczna i bezlitosna". Gdy podczas kręcenia filmu obchodzone są jej urodziny i pojawia się prawdziwy tort, nie pozwala jej nawet spróbować. Gdy odkryła, że córka po kryjomu zjadła kawałek, podchodzi i po prostu uderza ją w twarz. Dokładnie tak samo jak wówczas, gdy 16-letnia Judy zaproponowała, by zarobione przez nią pieniądze zainwestować w złoto, a nie - jak uczyniła to mama - w nowo odkryte kopalnie niklu, które - jak się okazuje - nigdy nie istniały. Pieniądze przepadają, ale słowo "przepraszam" nigdy nie pada z mamy ust.
O Mayerze opowie wiele lat po tym, jak MGM zerwie z nią kontrakt. Szef wytwórni, który natychmiast poznaje się na "wielkim głosie małej gwiazdy" (dorosła Judy mierzyła zaledwie 151 cm), od początku wpędza ją w kompleksy. Nazywa "swoim małym garbuskiem", co przypomina jej o fatalnej sylwetce - jakby mało było skłonności do tycia, odziedziczyła po matce i babce widoczne skrzywienie kręgosłupa, dające efekt "starczego garbu". Judy walczy ze schorzeniem z pomocą rehabilitantów, ale nigdy się go nie pozbędzie. Mayer daje jej też do zrozumienia, że jest w MGM, słynącym z pięknych aktorek (Greta Garbo, Lana Turner, Ava Gardner, Liz Taylor), jedynie brzydkim kaczątkiem, które zatrudnił z uwagi na jej głos. Judy chodzi z Liz i Laną do szkoły przy MGM i dobrze wie, że przy nich jest bez szans. Ale to ona, od czasu "Czarnoksiężnika z Oz", gwarantuje wytwórni gigantyczne wpływy.
W jednym z wywiadów Garland przyznała, że szef MGM wielokrotnie molestował ją seksualnie, a nawet pozwalał na to innym wysoko postawionym podwładnym z wytwórni. To wszystko zrujnowało ją emocjonalnie i miało zaważyć na jej życiu.
Urodzona do sławy
Naprawdę nazywała się Frances Ethel Gumm. Pseudonim Judy Garland pojawił się później. Urodziła się 10 czerwca 1922 roku w Grand Rapids w stanie Minnesota jako trzecia, najmłodsza z córek Ethel Marion i Francisa Aventa Gumma. Właściwie to Ethel nie chciała jej wcale urodzić, była zdecydowana na aborcję, a zdanie zmieniła w ostatniej chwili pod wpływem lekarza. Wiele lat później, już po śmierci matki, równie sławna i nieszczęśliwa córka Garland - Liza Minnelli powie, że choć przy jej kołysce "stanęły wróżki - sławy i talentu, zabrakło najważniejszej - tej, która przynosi szczęście".
Rodzice Judy prowadzili teatr wodewilowy, z którym najpierw jeździli po kraju, by potem osiąść w Grand Rapids. "Baby" - jak nazywała ją rodzina - odziedziczyła po rodzicach talent do śpiewu i tańca, bijąc ich na głowę. Pierwszy raz pojawiła się na scenie w wieku dwóch lat, kiedy dołączyła do swoich starszych sióstr Mary i Dorothy Gumm na scenie teatru ojca podczas świątecznego show. Zaśpiewała z nimi refren "Jingle Bells". Była tak zachwycona sobą, że gdy występ dobiegł końca, nadal stała i śpiewała ku radości widowni. Siostry występowały potem przez kilka lat w towarzystwie matki, która akompaniowała im na fortepianie.
W 1926 roku rodzina Gummów musiała szybko wyprowadzić się z Minnesoty, gdyż pojawiły się pogłoski, że Frank składał propozycje seksualne mężczyznom pracującym w jego teatrze (homoseksualizm był jeszcze przez wiele dekad karalny). Ethel wiedziała o skłonnościach męża, dlatego postanowiła skupić się na córkach. Ojca najbliższe relacje łączyły właśnie z Judy. Zawsze widziała w nim kogoś, kto uchroni ją przed okrucieństwem matki. (Jako gwiazda Garland zostanie ikoną gejów, o prawa których będzie się mocno upominać.)
Po wyjeździe z Minnesoty rodzina Gummów zakotwiczyła w Lancaster, w Kalifornii. Frank zakupił i prowadził tam kolejny teatr, a Ethel - jako menadżerka córek - pracowała nad ich zaistnieniem w filmie. Zadebiutowały w krótkometrażówce "The Big Revue", a po niej przyszły kolejne. Zmieniły nazwę zespołu na Garland Sisters, a Frances wkrótce została Judy.
We wrześniu 1935 roku Louis B. Mayer poprosił autora tekstów Burtona Lane'a, aby udał się do teatru w centrum Los Angeles i obejrzał wodewil Garland Sisters. Kilka dni później Judy i jej ojciec zostali zaproszeni na przesłuchanie w Metro-Goldwyn-Mayer. Judy śpiewała piosenki z wodewilu, a potem wykonała pieśń w jidysz "Eli, Eli", robiąc furorę. Studio natychmiast podpisało z nią kontrakt i to bez testu ekranowego. Ethel szalała ze szczęścia, Frank robił wszystko, by wynegocjować warunki, które nie zamienią dzieciństwa córki w piekło. Niestety nie zdążył. Niespodziewanie zmarł na zapalenie opon mózgowych. Matka zabroniła starszym siostrom mówić Judy o jego stanie, gdy był już umierający. W efekcie Frank odchodził w chwili, gdy córka nagrywała w radiu swoją pierwszą piosenkę. Nigdy nie wybaczyła matce, że nie mogła się z nim pożegnać. "Straciłam jedyną osobę, która była po mojej stronie" - powie.
MGM początkowo nie miało pomysłu na Judy i na siłę obsadzało ją w dziecięcych rolach. Gdyby nie "Czarnoksiężnik z krainy Oz", wówczas wielki przebój amerykańskiej literatury dziecięcej, mogłaby nie zostać zauważona. Niewiele zresztą brakowało, a rola trafiłaby do ślicznej Shirley Temple (młodszej o 6 lat w dodatku), która - na szczęście dla Judy - nie umiała wystarczająco dobrze śpiewać.
"Czarnoksiężnik...", do którego prawa wytwórnia kupiła za gigantyczną kwotę, to był przebój nie tylko kina familijnego, z jakim przez dekady nie mógł się równać żaden tytuł tego gatunku. O skali przedsięwzięcia mówi także sporo to, że film miał trzech reżyserów (z których wiodący, Victor Fleming, w tym samym 1939 roku nakręcił "Przeminęło z wiatrem", zdobywając Oscara). Na 100-lecie kina obraz trafił na szóste miejsce listy najlepszych filmów wszech czasów American Film Institute, a także na watykańską listę 45 filmów fabularnych, które "propagują szczególne wartości religijne, moralne lub artystyczne".
Przepiękna opowieść o sierocie Dorotce, którą tornado przenosi do fantastycznej krainy Oz, znajdującej się po drugiej stronie tęczy, doczekała się jeszcze później wielu ekranizacji, ale żadna nie dorównała musicalowi z Judy Garland w głównej roli. Film otrzymał Oscara za muzykę oraz za najlepszą piosenkę ("Over the Rainbow" śpiewaną przez Judy). Ona sama dostała specjalnego, pozaregulaminowego Oscara dla młodego wykonawcy.
- Naprawdę chciałam ze wszystkich sił, jak Dorotka, dotrzeć na drugą stronę tęczy, gdzie spełniają się marzenia. Ale się nie udało - powie wiele lat później biografowi.
Mężczyźni, muzyka i kino
Po sukcesie "Czarnoksiężnika..." Garland nie zwalnia tempa. Kręci - dziś rzecz nie pomyślenia - trzy filmy rocznie. I wciąż gra nastolatkę. Między innymi w "Strike Up the Band" wraz z Mickeyem Rooneyem, który choć ma niecałe 160 cm i pucułowatą twarz, ma status gwiazdora i wkrótce poślubi zjawiskową Avę Gardner. Judy też się w nim kocha, on widzi w niej tylko przyjaciółkę.
W końcu Judy wikła się w romans z dwukrotnie starszym rozwodnikiem Artiem Shawem, co nie podoba się wytwórni. Zakochuje się w nim, zaczyna wreszcie wierzyć w siebie. Ale któregoś ranka bierze do rąk gazetę i czyta, że Artie właśnie ożenił się po raz trzeci. Jest zdruzgotana. Bierze coraz więcej leków i wciąż pracuje. Rok później poznaje menadżera muzycznego Davida Rose'a, za którego wychodzi za mąż. Chyba mniej z miłości, a bardziej z chęci wyrwania się spod skrzydeł apodyktycznej matki. Małżeństwo nie przetrwa nawet roku, jednak przynajmniej jest teraz "na swoim".
Ale raz jeszcze pozwoli matce ingerować w swoje życie intymne: w 1941 roku, jeszcze jako mężatka, pod jej naciskiem decyduje się na aborcję. Matka przekonuje Judy, że ciąża zniszczy jej karierę. Studio także nie chce, by macierzyństwo pogrzebało wizerunek wiecznego dziewczątka. Judy ulega, ale będzie żałować swojej decyzji. Gra w kolejnych musicalach, z których większość dziś jest zapomniana. Może oprócz "Zwariowanej dziewczyny", gdzie znów występuje z Rooneyem.
Przełom w jej życiu następuje w 1944 roku, gdy poznaje Vincente Minnellego. Pracują nad filmem, który on reżyseruje - "Spotkajmy się w St. Louis", jednym z najciekawszych, w jakich dotąd zagrała. Z pozoru banalna opowieść o czterech siostrach mieszkających w Saint Louis, w czasach wystawy światowej z 1904 roku, okazuje się jednym z najpiękniejszych musicali XX wieku - pełnym wdzięku, klasy i wspaniałej muzyki, z popularnym standardem "Have Yourself a Merry Little Christmas".
Początkowo reżyser i aktorka ścierają się ze sobą, z czasem jednak są coraz bardziej sobą zauroczeni, a w końcu się zakochują. Minnelli jako pierwszy daje zagrać Judy nie podlotka, ale piękną, dojrzałą kobietę. Znajduje jej świetną wizażystkę Dorothy Ponedel, która będzie z nią do końca w MGM. Poprawia jej wygląd, przedłużając i zmieniając brwi, linię włosów, modyfikując linię warg i usuwając plastikowe zęby, które kazano jej nosić. Garland pięknie wygląda i jaśnieje szczęściem. Biorą ślub. Oboje cieszą się, gdy okazuje się, że Judy spodziewa się dziecka. Odstawia na czas ciąży leki, wierząc, że już nigdy po nie nie sięgnie.
Wkrótce na świat przychodzi Liza Minnelli, która odziedziczy talent po matce. Wbrew wcześniejszym obietnicom, gdy Judy wraca do pracy, znowu sięga po leki. Bezsenność ją wykańcza. Na planie filmu "Pirat", który reżyseruje mąż, ma halucynacje. Gdy kręcą scenę z ogniskiem, biega dookoła i krzyczy: "Chcą mnie spalić żywcem!". Jest tak wykończona, że lekarz wytwórni mówi Mayerowi: "Ona nie wytrzyma, jeśli będziecie ją tak eksploatować. Umrze wam na planie. Musi odpocząć". W odpowiedzi słyszy: "To ją wylecz. Za to ci płacę".
Pobyt w szpitalu i kilkumiesięczny odwyk stawiają Judy na nogi. Lekarz zaleca roczny odpoczynek, ale MGM nie chce o tym słyszeć. Musi natychmiast wracać na plan. "Garland nawet ledwo żywa i tak jest lepsza niż inna aktoreczka w doskonałej formie" - mówi podczas zdjęć do kolejnego filmu Mayer. Gdy Judy w poczuciu bezsilności znów sięga po leki, małżeństwo zaczyna się walić. Któregoś dnia załamana zamyka się w pokoju, tłucze szkło i ostrym kawałkiem zahacza o gardło. Rana jest płytka, jakby Judy rozmyśliła się, gdy już miała zamiar to zrobić. Lekarz żartuje, że on mocniej zacina się przy goleniu. Ale ktoś informuje media. Następnego dnia na czołówkach gazet widnieje nagłówek: "Judy Garland podrzyna sobie gardło".
Jest rok 1950. Po 15 latach wytwórnia MGM zrywa kontrakt z jedną ze swoich największych gwiazd. Zastępuje ją Ginger Rogers. Judy nareszcie jest wolna. I przerażona, bo od 13. roku życia nie zna tego uczucia. Ma dopiero 28 lat. Jej małżeństwo z Minnellim dogorywa. Wkrótce spotka nowego mężczyznę, którego nazwie miłością swojego życia.
M jak miłość, S jak Sid
Sida Lufta poznaje przypadkiem i początkowo widzi w nim raczej współpracownika, a nie życiowego partnera. Ale to się szybko zmienia. "Opiekuj się mną - mówiła mama mężczyznom - a w jej przypadku opiekowaniem było kochanie jej" - napisze wiele lat później jej druga córka Lorna Luft.
Sid pojawia się w jej życiu, gdy Judy nie bardzo wie, co z nim zrobić. Jest po kolejnej próbie samobójczej. Nie ma propozycji ról, bo wytwórnie boją się jej braku subordynacji, a w trasę koncertową, po latach przerwy, sama boi się ruszyć. Sid - były bokser i hazardzista, który teraz chce być producentem w Los Angeles, szybko znajduje na nią pomysł - sam produkuje jej show wystawiany w The Palace Theatre na Broadwayu, a wcześniej w londyńskim Palladium. W stolicy Wielkiej Brytanii występuje przez miesiąc, zbierając entuzjastyczne recenzje i owacje opisane przez menadżera Palladium jako "najgłośniejsze, jakie tu słyszano".
Gdy jest już wiadomo, że show jest gigantycznym sukcesem, Sid oznajmia Judy, że teraz wystąpi w The Palace Theatre na Broadwayu. Spektakl jest tak ogromnym wydarzeniem, że nie schodzi z afisza przez pięć miesięcy, zaś samej aktorce przynosi nagrodę Tony za "odrodzenie sztuki wodewilu". To wielki come back gwiazdy, o której mówiono już, że się skończyła.
W wydanej trzy dekady po śmierci Garland książce "Judy and I: My Life with Judy Garland" Sid Luft wspomina: "Dzięki występom w nowojorskim The Palace Judy stała się samodzielną gwiazdą pokroju Franka Sinatry, której żadna wytwórnia nie mogła już niczego narzucić. Sama wybierała piosenki do swojego repertuaru, sama decydowała o aranżacji, nareszcie mogła ubierać się jak dorosła, seksowna kobieta".
Jako jedyny potrafi tchnąć w nią nowe życie, powstrzymać od picia alkoholu i zażywania leków. "Odwyk" przechodzą oboje w domu, bez wsparcia lekarza. Pobierają się w 1952 roku. Wkrótce na świat przychodzi Lorna Luft, a trzy lata później (1955) drugie dziecko pary: Joey Luft. Życie poranionej, uzależnionej od leków Judy, która przeszło piekło, nie staje się z dnia na dzień bajką, ale zawsze już będzie podkreślać, że związek z Sidem był najszczęśliwszym okresem jej życia. To z jego inicjatywy w 1954 roku powstał dla wytwórni Warner remake głośnego filmu z lat 30. "Narodziny gwiazdy", którego Sid i Judy zostają producentami. Obraz reżyseruje wielki George Cukor.
Tę historię, w 2018 roku na nowo przeniesioną na ekran przez Bradleya Coopera, znamy wszyscy, ale to właśnie wersja z Judy i Jamesem Masonem uważana jest za najdoskonalszą. Film staje się wielkim sukcesem artystycznym i otrzymuje aż sześć nominacji do Oscara, w tym dla Garland jako najlepszej aktorki. Wydaje się stuprocentową faworytką, a ponieważ właśnie urodziła syna i nie może pojawić się na gali, telewizja jedzie do szpitala. Transmisja ma rozpocząć się, gdy ze sceny padnie nazwisko zdobywczyni Oscara - Garland. Ku zaskoczeniu wszystkich statuetka wędruje jednak do Grace Kelly za rolę w "Dziewczynie z prowincji". Znów wokół Judy robi się pusto.
A potem Warner wpada na pomysł skrócenia "Narodzin...", w efekcie czego z filmu wylatują najlepsze sceny. Zostaje zniszczony i ponosi klęskę w kinach, nawet na siebie nie zarabiając. Dla Judy nadal nie ma ról, bo okazała się "niedochodowa i ekstrawagancka".
Carnegie Hall i wojna o dzieci
Nie mając propozycji filmowych, Judy wraca do śpiewania na estradzie. Ale tęskni za kinem. Zaczyna pić, potwornie tyje. Przy wzroście 151 cm waży ponad 100 kg. Kocha bardzo swoje dzieci, ale nie jest typem kobiety, która czuje się spełniona, będąc wyłącznie żoną i matką. Zaczyna też gwałtownie brakować im pieniędzy. Nagle okazuje się, że nie tylko zalegają z wypłatami dla licznej służby, ale również z podatkami. - Jak to możliwe? Byłam Dorotką, a Dorotka nie może być przecież biedna - rozkłada ręce. I pije jeszcze więcej.
Po awanturach o pieniądze, alkohol i leki, do których znów wraca, Sid wyprowadza się do hotelu. Jest 1960 rok. Judy ciężko choruje na żółtaczkę zakaźną typu B. Po prawie rocznym pobycie w szpitalu lekarze uznają, że już nigdy nie powinna pracować. Nie mając jednak wyjścia, znów wybiera się w trasę koncertową, która ponownie okazuje się sukcesem. Wkrótce dowiaduje się, że ma marskość wątroby. Lekarze mówią, że zostało jej niewiele życia, ale na scenie wciąż jest wspaniała. Zwieńczeniem trasy jest koncert w Carnegie Hall w 1961 roku. Krytycy muzyczni nazywają go "najwspanialszą nocą w historii show-biznesu".
Po tym koncercie Garland znowu wierzy w siebie i zaczyna walkę o dzieci, które krążą między nią a Sidem. Wynajmuje strażników, na wypadek gdyby ojciec próbował je porwać. Lorna Luft wspomina, że ojciec "był największym wielbicielem mamy na świecie i wszystko potrafił jej wybaczyć". W 1963 roku zaczyna się sprawa rozwodowa, która jest koszmarem.
O tym właśnie okresie życia artystki opowiada film Goolda "Judy", ze świetną Renée Zellweger. Obraz koncentruje się na ostatnich miesiącach jej życia, walce o dzieci i występach w londyńskim klubie, gdy jest już po rozwodzie. "Judy" - powiedzmy to wprost - jest filmem dość powierzchownym i płytkim, jednak Zellweger tworzy w nim swoją bodaj największą kreację. Nie tylko w zdumiewająco wierny sposób oddając sposób bycia, poruszania się, mówienia gwiazdy, ale nade wszystko dokonując genialnej reinterpretacji jej głośnych piosenek. Dzięki niej utwory Garland znowu żyją! O tym, że potrafi doskonale śpiewać, wiemy już zresztą choćby z oscarowego "Chicago".
Dorosłe dzieci trudnych rodziców
W filmie Goolda, opartym z kolei na spektaklu teatralnym Petera Quiltera, nie znajdziemy najbardziej dramatycznych epizodów z trwającej trzy lata sprawy rozwodowej Sida i Judy. Jest już po wszystkim, widzimy Judy wyrzucaną z kolejnych hoteli, samotną. Komornicy zabrali wcześniej jej dom, a teraz przejmują jej kolejne dochody. Liza jest już dorosła, ma 23 lata, ale nastoletnie dzieci z małżeństwa z Sidem miotają się między rodzicami, których szczerze kochają.
Znacznie wcześniej niż film Goolda, bo w 2001 roku powstaje przejmujący miniserial "Historia Judy Garland", oparty na biografii Lorny Luft "Life with Judy Garland: Me and My Shadows" w reżyserii Roberta Allana Ackermana. Serial dbający o wierność faktom, również z wielką, nagrodzoną Złotym Globem kreacją Judy Davis w roli Garland, pokazujący całe życie artystki - od dzieciństwa aż do przedwczesnej śmierci.
W jednej z najbardziej przejmujących scen filmu widzimy, jak Judy wygrywa z Sidem walkę o prawo do opieki nad dziećmi. Ale nie dlatego, że sąd uznaje, iż jest dla nich lepszą niż Sid opiekunką. Przeciwnie. Kiedy sędzia pyta dzieci: "Dlaczego wolicie zostać z mamą?", 12-letnia Lorna i młodszy o trzy lata Joey odpowiadają: "Bo tata sobie poradzi, ale mama na pewno nie. Ona nas potrzebuje". Ostatecznie (to oglądamy w obecnej na ekranach kin "Judy") i tak dzieci trafiają do ojca po tym, jak Garland, wyrzucana z kolejnych hoteli, bezdomna, bez grosza przy duszy, zaczyna sypiać kątem u przyjaciół.
Obie siostry - zarówno starsza Liza, jak i młodsza Lorna - przyznają, że nosiły wszędzie ze sobą pompę do płukania żołądka, która wielokrotnie ratowała Judy życie po próbach samobójczych. "Ratowanie życia mamy stało się jednym z moich obowiązków, takich jak mycie naczyń lub zamiatanie podłogi w kuchni. Raz w tygodniu siadałyśmy z Lorną i opróżniałyśmy trzy czwarte sypkich kapsułek mamy, napełniając je cukrem" - wspomina Liza Minelli w biografii. Tego nauczył je Sid.
Jak wiadomo, córkom nie udało się ocalić matki. Lorna twierdzi, że Judy przeżyła około 30 prób samobójczych, do których się przyznawała. Ironią losu jest to, że umarła po niezamierzonym przedawkowaniu leków nasennych. Liza nie wierzy jednak w to, iż to leki ją zabiły. "Gdy widziałam ją tydzień wcześniej, wyglądała na tak potwornie zmęczoną, że jestem pewna, iż odeszła, bo chciała w końcu odpocząć" - wspomina. "Mama mówiła, że jako dziecko przeszła piekło, ale patrząc na nią, za każdym razem myślałam, że ona bardzo chciała w nim płonąć" - dodaje.
Judy Garland umiera 22 czerwca 1969 roku w Londynie. Ma zaledwie 47 lat. "Przyczyna śmierci: przypadkowe przedawkowanie barbituranów" - pisze w akcie zgonu koroner.
Jak pamiętamy, w "Czarnoksiężniku z Oz" tornado przenosi graną przez Judy Dorotkę z Kansas do fantastycznej krainy po drugiej stronie tęczy. Judy Garland przez całe życie powtarzała, że poza ekranem nigdy jej nie znalazła.
Dokładnie wtedy, gdy nad ranem 22 czerwca żegnała się ze światem, nad Kansas pojawiło się tornado.