Nazywana od kilkudziesięciu lat "wyspą szczęśliwych", spokojna, bogata i w dobrym tego słowa znaczeniu nudna Austria przeżywa trzęsienie ziemi. Za miesiąc głową tego państwa może zostać Norbert Hofer, przedstawiciel radykalnie prawicowej i niechętnej UE partii FPOe. Jeśli dodatkowo jego "wolnościowcy" zdobędą w najbliższych wyborach większość parlamentarną, naddunajską republikę czeka swoista narodowa rewolucja.
Na przełomie XX i XXI wieku liderem "wolnościowców" był flirtujący ze skrajną prawicą i pogrobowcami III Rzeszy Joerg Haider. Przez krótki czas jego partia współrządziła Austrią, co doprowadziło do specjalnych sankcji Unii Europejskiej wobec Wiednia. Kilka lat temu Joerg Haider zginął w wypadku samochodowym i wydawało się, że jego formacja zejdzie ze sceny. Tymczasem przeciwnie – dzisiaj następcy Haidera poczuli wiatr w żaglach i szykują się do przejęcia władzy w Austrii.
Początek końca starej Austrii?
Sprzyja im wzrost nastrojów ksenofobicznych i antyeuropejskich spowodowany szczególnie przez kryzys migracyjny i osłabienie europejskiej waluty. Tradycyjne partie: socjaldemokraci i konserwatyści ponieśli w niedawnych wyborach prezydenckich sromotną klęskę – ich kandydaci nie tylko nie weszli do drugiej tury, ale zajęli 4. i 5. miejsce. To może być początek końca Austrii, jaką znamy.
W pierwszej turze wyborów prezydenckich przewaga Hofera nad jego rywalem, kandydatem Zielonych Alexandrem van der Bellenem, wyniosła aż 16 proc. (36 proc. do 20 proc.). Komentarze w mediach są niemal jednoznaczne: Hofera trudno będzie pokonać. I jeśli spełni się ten scenariusz, po drugiej turze wyborów (w maju) wszystko może stanąć na głowie. Kandydat Wolnościowej Partii Austrii (FPOe) już zapowiada, że jeśli zostanie prezydentem, będzie bardzo aktywny. Zamierza "wtrącać się w sprawy rządu", "razem z kanclerzem i ministrami" jeździć na szczyty europejskie do Brukseli i "sprawdzać rząd, czy działa zgodnie z wolą obywateli".
Zapowiedzi Hofera to prosta droga do wywrócenia stabilnego systemu politycznego Austrii. Wolnościowa Partia Austrii, z której się wywodzi, chce rozbicia "układu" socjaldemokratów z SPOe i konserwatystów z OeVP rządzącego naddunajską republiką oraz zapowiada prawdziwą rewolucję narodową czy wręcz nacjonalistyczną. Z hasłami przeciwstawienia się fali imigracji i drastycznego uszczelnienia granic Austrii i granic Unii Europejskiej "wolnościowcy" są na dobrej drodze do przejęcia urzędu prezydenta i w przyszłości, być może niedalekiej, większości parlamentarnej.
Wybory do parlamentu planowane są na 2018 r., ale jeśli teraz w wyborach prezydenckich zwycięży kandydat FPOe, to możliwe, że odbędą się wcześniej. Może tak się stać z kilku powodów. Przede wszystkim zdobycie prezydentury przez "wolnościowców" będzie takim wstrząsem, że większość parlamentarna socjaldemokratów i konserwatystów być może po prostu uzna, że nastroje w kraju na tyle się zmieniły, że konieczne są zarówno dymisja rządu, jak i rozwiązanie parlamentu. Zwłaszcza że Austria w zasadzie nie zna przypadków kohabitacji prezydenta z obcą mu większością parlamentarną. Obie strony będą się zwalczać i wchodzić sobie w kompetencje, co prędzej czy później doprowadzi do przesilenia i najprawdopodobniej do nowych wyborów.
Narodowa rewolucja
Co się stanie, jeśli Austrią zaczną rządzić "wolnościowcy"? Alpejską i naddunajską republikę czeka swoista rewolucja narodowa. Partia FPOe to może nie skrajna prawica na wzór Jobbiku z Węgier, ale jest bardzo podobna do francuskiego Frontu Narodowego. W programie "wolnościowcy" są zdecydowanymi przeciwnikami zacieśniania współpracy w Europie i opowiadają się za odrębnością poszczególnych państw UE.
Choć może to nie być proste w realizacji, w FPOe słychać także żądania rezygnacji z waluty euro na rzecz narodowego, stabilnego pieniądza. Może to być z powrotem austriacki szyling, który był silną walutą i zachęcał Austriaków do oszczędzania. FPOe jest przeciwna wejściu Austrii do NATO, które uważa za zdominowane przez Amerykanów. Chcąc zachować neutralność kraju, opowiada się za silniejszą armią, która powinna być użyta już teraz do obrony kraju przez imigrantami. Wiele ciepłych słów słychać z szeregów FPOe na temat putinowskiej Rosji. Postulat zniesienia sankcji wobec Moskwy w Austrii jest popularny, jednak szczególnie popierają go właśnie zwolennicy "wolnościowców". Sam kandydat na prezydenta Norbert Hofer uznaje zaś aneksję Krymu.
FPOe zdecydowanie nie lubi Stanów Zjednoczonych. Hofer zapowiada wręcz, że jeśli wygra, to zawetuje układ handlowy USA – UE. Niechęć do Ameryki jest tak silna, że w programie partii wyraźnie napisano, że Waszyngton miesza się w sprawy europejskie i doprowadził do wybuchu konfliktu na Ukrainie.
Jednak nie tylko antyunijne i antyamerykańskie nastroje i poglądy charakteryzują działaczy FPOe i wielu jej sympatyków. W polityce wewnętrznej partia jest bardzo konserwatywna i otwarcie mówi na przykład, że jej celem jest, aby kobiety w Austrii nie pracowały, lecz wychowywały dzieci w domu. Wypowiedzi działaczy partii są często otwarcie homofobiczne.
Najbardziej dalekosiężne zmiany, jakich możemy być świadkami we współczesnej Austrii, jeśli Partia Wolnościowa zdominuje krajobraz polityczny, dotyczyć będą stosunków Austrii z Niemcami. To szczególnie delikatny problem, który wymaga wyjaśnienia.
Austria jako osobne państwo, oddzielone od reszty Niemiec, istnieje dopiero od II połowy XIX w. Wtedy o przywództwo w czasie jednoczenia Niemiec rywalizowały między sobą dwa mocarstwa: Prusy i Austria. Wojna między nimi zakończyła się zwycięstwem Prus i wypchnięciem Austrii z nowej Rzeszy Niemieckiej. Jednak w Austrii w końcu XIX w. i XX w. narastał ogromny sentyment "pangermański" na rzecz powrotu ziem austriackich do Niemiec. Na tym podglebiu wyrósł, szczególnie w Austrii, ostry nacjonalizm niemiecki.
W marcu 1938 r. III Rzesza Niemiecka, burząc porządek europejski, zlikwidowała odrębność Austrii, dokonując tzw. Anschlussu, który, co ważne, cieszył się poparciem przygniatającej większości Austriaków, zadowolonych z powrotu do Niemiec. Niemcy z Austrii stali się gorliwymi zwolennikami hitleryzmu, dlatego wśród kadr np. SS znalazło się wielu Austriaków. Państwo austriackie wydawało się być jedynie epizodem w historii. Ale alianci – Stany Zjednoczone, Wielka Brytania i Związek Sowiecki – rysując porządek powojenny, uznali konieczność przywrócenia państwowości austriackiej, a nawet potraktowały Austrię, na wyrost, jako pierwszą ofiarę Hitlera. Państwo wróciło na mapę, a status ofiary niejako odsunął od Austriaków odpowiedzialność za zbrodnie III Rzeszy, stąd w Austrii rozliczenie z narodowym socjalizmem i skrajnym niemieckim nacjonalizmem nie dokonało się tak głęboko jak w Niemczech, szczególnie Niemczech Zachodnich. W 1955 r. z Austrii wycofano wojska okupacyjne, a kraj miał zostać na trwałe państwem neutralnym. Kilka lat po upadku komunizmu Austriacy chętnie wstąpili do EWG, późniejszej UE, porzucili szylinga na rzecz euro i stali się europejskimi sąsiadami Niemiec. Problem relacji z sąsiadem wydawał się być rozwiązany.
Pangermańskie sentymenty
Jednak środowiska, z których wywodzi się obecny najpoważniejszy kandydat na prezydenta, nierzadko flirtują z dawną tradycją pangermanizmu. Jedno ze stowarzyszeń uczniów i studentów, do którego należał faworyt w wyścigu prezydenckim Norbert Hofer, uważa narodowość "austriacką" za twór sztuczny. Sam Hofer otwarcie mówi o jednolitym, niemieckojęzycznym obszarze kulturowym. W dodatku manifest jego partii FPOe wspomina o niemiecko-językowej wspólnocie, co może być zakamuflowanym dążeniem do odrodzenia "wielkich Niemiec". "Wolnościowcy" zachęcają do ochrony "niemieckojęzycznych" wspólnot w Europie, które znajdują się poza Austrią i RFN. Chodzi głównie o mieszkańców południowego Tyrolu, którzy od końca I wojny światowej są obywatelami Włoch, ale kultywują odrębność od Włochów i podkreślają przynależność do kultury niemieckojęzycznej.
Oczywiście możliwość Anschlussu dzisiaj wydaje się kompletnie niemożliwa, ponieważ nie dążą do niego w żadnym wypadku elity niemieckie, ale zagadką jest, jak na "pangermańskie" sentymenty w Austrii, jeśli takie zaczną się budzić silniej, zareaguje prawicowa i balansująca na granicy ekstremizmu Alternatywa dla Niemiec.
My w Polsce nie doceniamy znaczenia ostatnich wyborów w Austrii – a to kraj, który stał się swoistym laboratorium współczesnej Europy. Jest jednocześnie starą UE i nową UE, łączy w sobie Europę Zachodnią i Środkową. Wysoce prawdopodobna dominacja polityczna FPOe w polityce austriackiej sprawi, że renacjonalizacja i fragmentaryzacja Unii Europejskiej nabierze tempa.
Wzorów w Wiedniu będą szukać wrogowie UE z Zachodu i Europy Środkowo-Wschodniej. Po sukcesach FPOe wzrosną w siłę partie i formacje otwarcie kwestionujące obecny ład europejski, wzywające do wycofania Ameryki z Europy i odbudowy relacji z Moskwą.
Niewykluczone, że Austrii, a w konsekwencji też w Niemczech i we Francji wzrośnie niechęć do obywateli UE zza dawnej żelaznej kurtyny. Gdy żył Joerg Haider, jego partia często odwoływała się do prymitywnej niechęci do Polaków czy Rumunów. W Austrii mogą znacznie łatwiej niż w Niemczech upowszechniać się nastroje sympatyzujące z tradycją III Rzeszy, ponieważ w Niemczech wciąż establishment czy media nie dopuszczają skrajnych nacjonalistów do pełnego życia politycznego i do debat. W Austrii, w której z powodu niezbyt głębokiej denazyfikacji wciąż istnieją pozostałości brunatnej przeszłości, takie sympatie mogą się zakorzenić.
W przypadku Brexitu i załamania się UE oraz pieniądza euro Austriacy mogą zażądać własnego referendum w sprawie wyjścia z Unii. Powszechna wręcz niechęć do Turcji nad Dunajem na pewno nie pomoże w realizacji porozumień Brukseli z Ankarą o imigracji, a już na pewno nie pozwoli znieść wiz dla obywateli Turcji, co jest warunkiem realizacji porozumienia.
Wiedeń i Austria to laboratorium i pewien model tego, w jakim kierunku podąży zarówno mała republika naddunajska, jak i jej otoczenie, czyli jednocześnie Europa Zachodnia oraz Środkowo-Wschodnia.