Miała około 30 m szerokości i kilkanaście wysokości. Trzy piętra, sklepy na parterze. Zwykła czynszówka, jakich wiele było w Warszawie przed wojną. Wtedy minęlibyśmy ją pewnie obojętnie, teraz to najgorętszy adres w Polsce. Choć kamienica, o której mowa, dawno nie istnieje, to od działki, na której stała, zaczęła się największa afera reprywatyzacyjna w Polsce.
"Tu była ulica Chmielna" – tę charakterystyczną tabliczkę w chodniku mijają ci, którzy przechodzą obok Pałacu Kultury i Nauki od strony ruchliwych Alej Jerozolimskich. To pamiątka po liczącym kilkaset metrów odcinku, który po II wojnie światowej przestał istnieć. Od kilku miesięcy jest jednak na ustach całej Polski. Wszystko za sprawą działki o powierzchni ok. 1,4 tys. m. kw., na której przed wojną pod numerem 70 stała niepozorna kamienica.
Dziś jest tu trawnik, chodnik, murek. I teren wyceniany na 160 mln złotych.
"Dość prosta" czynszowa kamienica
– Chmielna 70 to była typowa warszawska kamienica z podwórkiem studnią. Dość prosta. Szeroka na ponad 30 m i wysoka na 13-15 m. Pierwotnie dwupiętrowa, potem zostało dobudowane trzecie, żeby zwiększyć dochodowość tego budynku – opisuje Ryszard Mączewski z fundacji Warszawa1939.pl.
Było w niej coś wyjątkowego? Varsavianista rozkłada ręce.
– Nie ma nawet informacji, jaki miała kolor. Należy podejrzewać, że to była zwykła piaskowa elewacja. Miała sklepy w przyziemiu, co jest jednym z wyjątków w tej okolicy, bo dużo kamienic ich nie miało. Udało mi się w książkach adresowych znaleźć informację, że jeden z nich to był sklep z artykułami kolonialnymi – zaznacza.
Mączewski architekta się nie doszukał, podejrzewa za to, że budynek powstał w latach 80. XIX wieku. O tym, że kamienica niczym szczególnym się nie wyróżniała, może przekonać się każdy. Zachowała się jej fotografia, która znajduje się obecnie w zbiorach referatu gabarytów Archiwum Państwowego w Warszawie:
I choć nieistniejący odcinek Chmielnej był na pierwszy rzut oka właśnie rzędem tego typu kamienic, to nie można odmówić tej przedwojennej ulicy kolorytu.
"Mieścił się dom publiczny"
Przekonujemy się o tym, czytając chociażby książkę Magdaleny Stopy "Przed wojną i pałacem". Ulicę wspomina tam Emil Mieszkowski, który mieszkał w kamienicy u zbiegu Chmielnej i Marszałkowskiej. "Na drugim piętrze jeden lokal zajmowaliśmy my, drugi – pan Ignacy Sołtys, a na trzecim piętrze mieścił się dom publiczny. To było typowe na Chmielnej, zwłaszcza w okolicy dworca. Ale wbrew pozorom nie było to uciążliwe sąsiedztwo. Żadnych ekscesów czy pijaństwa. Dziewczyny zachowywały się bardzo powściągliwie" – relacjonuje urodzony w 1926 r. warszawiak.
Charakter ulicy określała w dużej mierze bliskość dworca (najpierw Wiedeńskiego, a później – tuż przed wojną – Głównego). – Te dalsze ulice od dworca: Złota, Wielka były już bardziej reprezentacyjne, a Chmielna niestety zbyt blisko torów kolejowych, więc taka trochę biedniejsza – wyjaśnia Ryszard Mączewski.
Powstawało tam sporo hoteli – głównie po to, żeby pasażerowie wysiadający z pociągów na dworcu mieli gdzie się zatrzymać. Niektóre były większe i eleganckie, inne mniejsze i nie cieszyły się dobrą sławą. Tuż obok znajdowały się magazyny, parowozownia. A także tymczasowa hala dworcowa, która powstała na czas budowy Dworca Głównego. Figurowała pod numerem 51 (obecnie jest tam fontanna). To był duży, drewniany budynek przykryty kolebkowym dachem. Spłonął we wrześniu 1939 r. Niemcy go odbudowali, ale ogień strawił go znów w 1944 r.
Hitler widziany z balkonu
Wspomnień z tamtego rejonu jest więcej. Dzieli się nimi chociażby światowej sławy historyk i sowietolog polsko-żydowskiego pochodzenia Richard Pipes, który mieszkał pod numerem 43.
"Gdy patrzę na centrum Warszawy, nie mogę się nadziwić. Dlaczego nie burzycie tego pałacu?! Przecież to wygląda zupełnie jak Moskwa. Mam do sprawy stosunek emocjonalny, bo przed wojną mieszkałem w tym miejscu. W drugim domu, licząc od Marszałkowskiej. Chmielna 43, mieszkania 10, czwarte piętro. Tylna oficyna, więc na klatkę schodową wchodziło się z podwórka. Nie mieszkaliśmy tam długo, tylko cztery lata, od 1935 r. do początku wojny" – tak dawną Chmielną wspomina w książce Magdaleny Stopy.
Miał 13 lat, gdy tam się wprowadził. Wspomina, że na dole działały sklep i kawiarnia, a wieczorami, zasypiając, słyszał muzykę. "Inni lokatorzy pewnie się uskarżali, ale ja to lubiłem" – relacjonuje.
Mieszkanie było pięciopokojowe, miało też kuchnię z osobnym wejściem i łazienką. Z balkonu widać było Dworzec Główny i hotel Polonia. Na początku wojny wraz z rodzicami wyprowadził się, ale wrócił w październiku. "Pamiętam, jak nasz piesek z radości zaczął biegać wokół stołu w jadalni. Po prostu zwariował ze szczęścia! Zwierzęta mają takie uczucia jak ludzie" – wspomina.
I podkreśla, że 5 października był dniem szczególnym. "Z naszego balkonu widziałem Hitlera jadącego Marszałkowską. Razem z nim przejeżdżały kolumny wojska. Był wówczas planowany zamach. Szkoda, że do niego nie doszło, historia świata potoczyłaby się inaczej. Tamtego dnia wzdłuż jezdni przy Marszałkowskiej co parę metrów stał niemiecki żołnierz z karabinem" – relacjonuje.
Zarówno Richard Pipes, jak i Emil Mieszkowski wspominają, że mieszkania były duże, kilkupokojowe, z łazienką. Ale generalnie standard zależał od piętra. Najbardziej luksusowe lokale były na pierwszym i drugim, te na parterze już mniej, bo często były ciemniejsze.
– Te domy, co widać też na przedwojennej Chmielnej, były w większości czterokondygnacyjne. Budowa wyższych oznaczałaby, że trzeba by zainstalować windę, a przed wojną to był duży koszt – tłumaczy Magdalena Stopa. – Głosy krytykujące zabudowę czynszową pojawiły się na długo przed wojną. Zarzucano zbyt ciemne podwórka studnie, brak zieleni, brak nowoczesnych instalacji, np. centralnego ogrzewania. Było w tym sporo racji, jednak zamiast burzyć, należało modernizować – zaznacza.
Schemat budynków był z grubsza ten sam. Wewnątrz składały się właśnie z podwórek studni, które nie były zbyt duże. Do tego miały boczne ściany, czyli oficyny. Ale niektóre wyburzano, by zrobić miejsce na specjalne funkcje.
Znana wytwórnia płyt
Tak było z kamienicą, która znajdowała się pod numerem 66, czyli niedaleko sławnej już siedemdziesiątki. Tam, gdzie obecnie znajduje się skrzydło Pałacu Kultury i Nauki z Muzeum Techniki, działała znana w całej Polsce, a nawet w Europie wytwórnia płyt gramofonowych.
Firma powstała w 1904 r. i była wtedy pierwszą w Polsce, a czwartą na świecie wytwórnią płyt. W latach 1911-12 została przeniesiona właśnie na Chmielną 66. W domu frontowym znajdowały się mieszkania – tam pod numerem drugim mieszkał właściciel Syreny Record – Juliusz Feigenbaum.
– Mówiło się, że w tej firmie on jest Syreną, a cały personel to Record. Inni pracowali, a on był subtelny, wyniosły i przede wszystkim wskazujący. Sam był muzykiem, więc o jednych artystach, którzy do niego przychodzili, wypowiadał się dobrze, a innych tępił – wyjaśnia Tomasz Lerski, autor książki "Syrena Record – pierwsza polska wytwórnia fonograficzna".
W najlepszych momentach firma potrafiła produkować 15 tys. płyt dziennie. Szlagiery pisane do polskich filmów, tanga czy walce docierały do polskich domów właśnie za pośrednictwem płyt Syrena Record. I choć budynek był podobny do innych w tej okolicy, to sala studyjna w środku robiła duże wrażenie. – Studio płytowe nie przypominało zwykłej fabryki. To była sala balowa ze sztukaterią, lustrami – te wnętrza były bardzo luksusowe – zaznacza Lerski.
Jeszcze więcej roszczeń
Po tej kamienicy, ale też innych, które znajdowały się na nieistniejącym teraz odcinku Chmielnej, nie ma już śladu. – W czasie wojny większość tych budynków została wypalona. Później, czyli w latach 1946-47, zaczęto je wyburzać, by zrobić miejsce dla nowego centrum. Wtedy nie było jeszcze wiadomo, jakiego dokładnie. Nie było też ze strony socjalistycznych władz woli, by odbudować te kamienice, ponieważ stanowiły ostoję prywatnego handlu, a temu, jak wiadomo, władze PRL wytoczyły bitwę – wyjaśnia Magdalena Stopa.
W kolejnych latach kamienice już zupełnie wyburzono. Ulica Chmielna pomiędzy Marszałkowską a dzisiejszą al. Jana Pawła II przestała istnieć. Stworzono miejsce, na którym kilka lat później nowa władza mogła postawić Pałac Kultury i Nauki.
Jednak historia reprywatyzacji na dawnej Chmielnej nie dotyczy tylko osławionej działki pod numerem 70. Jak dowiedzieliśmy się w ratuszu, grunty oddano też w miejscu, gdzie stały budynki oznaczone numerami 48 i 50. Odmówiono oddania dawnej Chmielnej 56, a sprawy dotyczące numerów 43 i 47 są zawieszone. Nadal jednak sprawy dawnych działek przy ul. Chmielnej 58, 67, 68 i 78 są w toku – prowadzą je Samorządowe Kolegium Odwoławcze, sąd administracyjny czy Ministerstwo Infrastruktury i Budownictwa.
Tymczasem dawna Chmielna mocno się zmieniła – znajduje się w ścisłym centrum Warszawy, przewijają się przez nią tysiące osób dziennie. A według niektórych wizji ulica, jak i okolice Pałacu Kultury i Nauki mogłyby wyglądać nawet tak: