Tylko w trakcie tej kampanii wyborczej byliśmy już świadkami suszy i pożarów największych polskich bagien nad Biebrzą, a teraz także ulewnych deszczy, podtopień i powodzi. Zalana Warszawa i podtopione Podkarpacie wyglądają symbolicznie, jakby kryzys klimatyczny pukał do naszych drzwi i domagał się atencji od polityków. O dziwo, jeszcze nigdy w wyborach w Polsce nie było tylu kandydatów, którzy poświęciliby tej sprawie tak dużo uwagi w swoich programach. Jaką receptę na kryzys klimatyczny oferują Andrzej Duda i Rafał Trzaskowski? Dlaczego to ważne, by prezydent RP rozumiał stojące przed nami wyzwanie ochrony klimatu? Dla Magazynu TVN24 pisze Marek Józefiak z Greenpeace.
Jest to w Polsce sytuacja nowa, by aż kilku kandydatów w wyborach prezydenckich kładło mocny nacisk na sprawy klimatu i ochrony środowiska. Jeden z nich, Szymon Hołownia, uczynił z niego wręcz jeden z centralnych punktów swojej kampanii i uzyskał przy tym niezły wynik wyborczy. Znak czasu? Raczej coraz lepsze rozumienie, że to ważna dla społeczeństwa kwestia. Badania opinii publicznej zrealizowane przez IBRiS w sierpniu 2019 roku pokazały, że dla Polaków najważniejsze tematy debaty wyborczej to służba zdrowia i… ochrona klimatu. Co więcej, według badań Kantar ponad trzy czwarte Polek i Polaków popiera odejście Polski od węgla do 2030 roku. Jak w tym obszarze wypadają Andrzej Duda i Rafał Trzaskowski? Przyjrzyjmy się.
Andrzej Duda: od "zbrodni w Ostrołęce" po "polski klimat"
W kontekście ochrony klimatu kluczowe jest pytanie o datę odejścia Polski od węgla. Po pierwsze z tego względu, że sektor węglowy jest największym źródłem emisji gazów cieplarnianych w naszym kraju. Składają się na to głównie emisje dwutlenku węgla z elektrowni opalanych węglem i emisje metanu z górnictwa. Elektrownia Bełchatów jest wręcz największym źródłem emisji CO2 w Europie. Po drugie, w energetyce najłatwiej o obniżenie emisji ze względu na dostępne i relatywnie tanie alternatywy dla węgla w postaci m.in. odnawialnych źródeł energii.
Zarówno Andrzej Duda, jak i jego macierzysta partia nie chcą podać daty wyznaczającej ścieżkę odejścia od energetyki opartej na węglu. Przeciwnie, urzędujący prezydent RP szedł do poprzednich wyborów z wyraźnie prowęglową narracją. W lutym 2015 roku pomstował na ówczesny rząd PO-PSL za przerwanie kontrowersyjnego projektu budowy elektrowni węglowej Ostrołęka C. "Jest zbrodnią, że porzucono tę inwestycję" – stwierdził wówczas kandydat Andrzej Duda. Prace budowlane ruszyły kilka dni przed wyborami samorządowymi w 2018 roku. Stało się tak mimo braku finansowania dla inwestycji i mimo licznych głosów ekspertów i ekologów, które mówiły o tym, że budowanie kolejnej elektrowni na węgiel to co najmniej lekkomyślność i murowana strata pieniędzy. Po półtora roku historia zatoczyła koło. W lutym 2020 roku budowę przerwano. Do tego czasu państwowe spółki - Enea i Energa - zdążyły na nią wydać około miliarda złotych.
Według ekspertów, większości z tych pieniędzy nie da się już odzyskać, ani wykorzystać do innych celów na potrzeby energetyki. Jak Andrzej Duda nazwałby porzucenie budowy po tym, jak utopiono w niej miliard złotych z pieniędzy podatników? Tego się na razie nie dowiedzieliśmy. W tej kampanii Andrzej Duda nie odwiedził Ostrołęki, choć bywał w tamtych okolicach.
Dwie porzucone wieże w Ostrołęce to niejedyny symbol polityki ekologicznej pierwszej kadencji Andrzeja Dudy. W trakcie szczytu klimatycznego w Katowicach w 2018 roku prezydent zasłynął wypowiedziami o tym, że Polska ma węgla na 200 lat i że obstawanie przy węglu nie stoi w sprzeczności z ochroną klimatu - czym jako przedstawiciel gospodarza szczytu ONZ zbulwersował gości z całego świata. Trzeba podkreślić, że obie wypowiedzi nie mają pokrycia w faktach. Po pierwsze, wydobycie węgla w Polsce od lat maleje i przy obecnym tempie jego spadku ostatnia tona węgla wyjedzie z polskich kopalni za kilkanaście lat. Od 2015 roku wydobycie węgla kamiennego spadło w Polsce aż o 25 procent. Jednocześnie w ostatnich latach o połowę wzrósł jego import, głównie z Rosji. Podobny trend spadkowy odnotowujemy też w górnictwie węgla brunatnego.
Po drugie, spalanie węgla jest jedną z najbardziej szkodliwych dla klimatu form produkcji energii i przyczynia się do pogłębiania kryzysu klimatycznego. Nauka mówi jasno: najbliższe 10 lat będzie kluczowe dla sprawy ochrony klimatu. W tym czasie wszystkie kraje tzw. Globalnej Północy, w tym Polska – powinny odejść od spalania węgla w energetyce, by udało nam się zachować szansę na osiągnięcie celu porozumienia paryskiego – czyli, abyśmy zatrzymali ocieplenie klimatu Ziemi na 1,5 stopnia Celsjusza.
W ciągu pięciu lat prezydentury Andrzej Duda omijał temat ochrony klimatu. Angażował się za to w kampanie na rzecz sprzątania lasów, sadzenia drzew czy rządowe inicjatywy na rzecz walki ze smogiem. Choć to potrzebne działania, to jednak mają się nijak wobec stojącego przed nami wyzwania klimatycznego. Częścią obecnej kampanii Andrzeja Dudy stały się za to wielkie inwestycje, szkodliwe dla środowiska, jak przekop Mierzei Wiślanej czy budowa Centralnego Portu Komunikacyjnego (obok pozytywnej dla klimatu budowy nowych linii kolejowych, CPK zakłada budowę wielkiego lotniska w Baranowie pod Warszawą).
Na wyborczym szlaku prezydent stronił w swoich przemówieniach od problemu ochrony klimatu, a jeśli już był w tej sprawie odpytywany przez młodych aktywistów klimatycznych, uciekał od istoty sprawy. Tak postąpił np. wobec Bartka Marca, 16-letniego aktywisty Greenpeace, który przybył w lutym na inaugurację jego kampanii w Lubartowie. W odpowiedzi na pytania o klimat Andrzej Duda zaprosił młodego działacza ekologicznego do wzięcia udziału w akcji sadzenia drzew. 16-letni Bartek tłumaczył wówczas prezydentowi, że to nie wystarczy. Zaznaczył, że Polska musi odejść od węgla. Miał rację. Wszystkie rosnące w Polsce lasy pochłaniają (zaledwie) mniej więcej tyle dwutlenku węgla, ile emituje jedna elektrownia w Bełchatowie.
Jeśli już kandydat Duda mówi o klimacie, to robi to w bardzo pokrętny sposób, mieszając tematykę klimatu (największym źródłem emisji są elektrownie na węgiel) i smogu (w głównej mierze również pochodzącego z węgla, ale wytwarzanego w domach), z czego wychodzi prezydentowi combo pod tytułem "polski klimat".
Kłopot z tym, że "polski klimat" nie istnieje. Atmosfera Ziemi jest jedna i niezależnie od tego, gdzie emitowane są do niej gazy cieplarniane, trafiają do wspólnego wora i podgrzewają ją, wzmagając szereg niekorzystnych zjawisk.
Osobną, ale nie mniej ważną i przykrą sprawą są ataki na aktywistki i aktywistów Młodzieżowego Strajku Klimatycznego, do których dochodzi na wiecach Andrzeja Dudy. Młodzież była w ich trakcie obrzucana wyzwiskami, popychana i bita, a na wiecu w Białymstoku jedna z aktywistek padła ofiarą przemocy seksualnej. W żadnym z tych wypadków ani prezydent, ani jego sztab nie zareagowali na przemoc.
Trzaskowski na papierze bardziej zielony od Hołowni. Ale czy wiarygodny?
Gdybyśmy zapytali przeciętnego wyborcę o to, kto ma bardziej proklimatyczne postulaty - Hołownia czy Trzaskowski - zapewne większość wskazałaby na tego pierwszego. Szymon Hołownia rzeczywiście wiele mówił m.in. o suszy, potrzebie walki z kryzysem klimatycznym i zapowiadał "zielone weto". "Solidarna - Zielona - Demokratyczna" - takiej Polski chce Hołownia. Co ciekawe, to jednak Rafał Trzaskowski ma bardziej daleko idące postulaty klimatyczne w kluczowych kwestiach dotyczących transformacji energetycznej. O ile Hołownia chce odejścia Polski od węgla do 2050 roku (o takiej dacie wspominają również politycy PiS), o tyle Trzaskowski - za Koalicją Obywatelską – postuluje termin o 10 lat wcześniejszy.
Jeśli byłaby nagroda na najbardziej przemilczany news z kategorii ważnych dla klimatu, w tej kampanii byłby nim apel prezydentów stolic państw Grupy Wyszehradzkiej - w tym prezydenta Warszawy - o podwyższenie ambicji klimatycznych Unii Europejskiej. UE szykuje się obecnie do zwiększenia celów redukcji emisji z obecnych 40 proc. do 50 lub 55 proc., zgodnie z założeniami swojej nowej strategii klimatycznej - Europejskiego Zielonego Ładu. Prezydenci stolic V4 opowiedzieli się w połowie czerwca za celem redukcji o 55 proc. To jeden z pierwszych w historii unijnej polityki klimatycznej tak znaczący głos proklimatyczny, płynący z naszej części Europy. Szczególnie Polska i Czechy raczej znane były do tej pory ze spowalniania europejskiej polityki klimatycznej. Z punktu widzenia ochrony klimatu europejskie cele nie są wystarczająco ambitne (w związku z czym organizacje ekologiczne postulują cel 65 procent), to jednak mocny głos od rządzących czterema największymi miastami naszej części Europy ma swoją wagę. Jeżeli przyjęty zostanie nowy, ambitniejszy cel redukcji emisji, prognozuje się, że ceny uprawnień do emisji wzrosną mniej więcej trzykrotnie do roku 2030 (w porównaniu do obecnych cen). Wzmocni to dodatkowo silną już obecnie presję na polską energetykę węglową.
Warto również wspomnieć, że Rafał Trzaskowski zapowiedział powołanie Rady Klimatycznej przy Prezydencie RP, a także opowiedział się za powiększeniem Białowieskiego Parku Narodowego na obszar całej Puszczy Białowieskiej.
Postulaty to jedno, inną rzeczą jest wiarygodność Rafała Trzaskowskiego, jeśli chodzi o zagadnienia ekologii. Jego krytycy mogą mieć na tym polu używanie. Nie ze względu na awarię "Czajki" - o którą do znudzenia pytają go państwowe media (trudno mieć do niego pretensje o awarię wybudowanego wiele lat wcześniej kolektora ściekowego), ale ze względu na niemrawe działania proekologiczne na początku kadencji. Poczynając od spraw łatwych w realizacji - jak spełnienie obietnicy danej Młodzieżowemu Strajkowi Klimatycznemu - powołania Warszawskiego Panelu Klimatycznego (postulat jest wdrażany dopiero po przypomnieniu się w tej sprawie przez MSK już w trakcie kampanii), po sprawy trudniejsze - jak polityka transportowa czy głośna wycinka drzew nad Wisłą.
Ruchy miejskie słusznie punktują prezydenta Warszawy za zbyt słabe promowanie transportu zbiorowego, ruchu rowerowego i pieszego. Stolica w roku 2020 nadal w zbyt dużym stopniu jest miastem korków i samochodów. Wydaje się, że Warszawa przegapiła szansę na wprowadzenie większych zmian w transporcie (np. wytyczenie pasów dla rowerów, nowych buspasów) przy okazji pandemii – tak jak zrobiło to wiele miast na Zachodzie Europy. W lutym tego roku ratusz przeprowadził wycinkę na praskim brzegu Wisły, motywowaną budową zabezpieczeń przeciwpowodziowych, pomimo istnienia bardziej przyjaznego dla przyrody wariantu tej inwestycji. W sytuacji kryzysu klimatycznego, który wzmacnia problem miejskiej wyspy ciepła, tak duża wycinka pokazuje, że Warszawa prezydenta Trzaskowskiego nie traktuje tego problemu z taką powagą, jak twierdzą jej włodarze.
Pewne przyspieszenie widać na przykład w walce ze smogiem - stołeczny ratusz zaapelował w lutym tego roku do sejmiku województwa o wprowadzenie zakazu palenia węglem od 2024 roku na wzór Krakowa. To zdecydowany i pożądany krok, ale mimo to apetyty na zielone zmiany w Warszawie były większe.
Rzeczywistość nie czeka na decyzje polityków
Niezależnie od tego, kto wygra wybory, najbliższe pięć lat będzie miało raczej rewolucyjny niż ewolucyjny charakter w europejskiej polityce klimatyczno-energetycznej. Europa wchodzi na zielone tory wyznaczone przez nową strategię - Europejski Zielony Ład. Przyspieszenie polityki klimatycznej już teraz jest odczuwalne w Polsce. Rok 2019 był pod tym względem przełomowy. Ze względu m.in. na wzrost cen uprawnień do emisji CO2, udział węgla w miksie energetycznym spadł skokowo o niemal 5 procent. W tym roku możemy po raz pierwszy wyprodukować z węgla poniżej 70 procent energii elektrycznej (podczas gdy jeszcze kilka lat temu ten wskaźnik wynosił ponad 80 procent). Niestety wobec zastoju w rozwoju odnawialnych źródeł energii, w Polsce lukę po węglu zasypujemy głównie importując więcej energii od naszych sąsiadów. Mimo palących potrzeb inwestycyjnych rząd zwleka z wprowadzeniem odpowiednich przepisów dla farm wiatrowych na morzu, a także odwleka oczekiwaną liberalizację przepisów dotyczących wiatraków na lądzie. Po wejściu w życie tzw. ustawy antywiatrakowej, podpisanej przez Andrzeja Dudę, inwestycje w tę najtańszą technologię OZE stanęły niemal w miejscu.
Europejski Zielony Ład przewiduje ogromną pulę środków na pomoc w transformacji energetycznej dla regionów zależnych od węgla. Jednak brak podpisu naszych rządzących pod celem neutralności klimatycznej osłabia pozycję negocjacyjną Polski i powoduje, że rośnie ryzyko, iż zostaniemy z transformacją energetyczną pozostawieni sami sobie. Nasi dotychczasowi sojusznicy - Czesi i Węgrzy - już się pod tym celem podpisali. Słowacy są jeszcze bardziej do przodu i chcą osiągnąć neutralność klimatyczną już w 2040 roku.
Na wczoraj potrzebne są plany transformacji regionów górniczych, bez których Śląsk czy Zagłębie Bełchatowskie nie będą w stanie sięgnąć po europejskie środki na sprawiedliwą transformację i wymyślenie się na nowo. To, że koniec węgla jest dużo bliżej niż się politykom wydaje, pokazuje fakt, że nawet najbardziej "betonowi" gracze polityczni - prezesi spółek energetycznych - bez ogródek mówią o odchodzeniu od węgla. Przed kilkoma tygodniami prezes PGE mówił o odejściu tej największej polskiej spółki energetycznej od węgla do 2040 lub 2045 roku. Podobna przyszłość co węgiel czeka również gaz. Europejskie instytucje finansowe już wycofują się z finansowania paliw kopalnych, czego dobrym przykładem jest nowa polityka Europejskiego Banku Inwestycyjnego, zgodnie z którą bank nie będzie finansował projektów bazujących na paliwach kopalnych (w tym na gazie) po 2021 roku. EBI - największy kredytodawca sektora energetycznego - będzie wspierał inwestycje energetyczne, ale tylko te zielone.
Jak może wyglądać prezydentura dla klimatu?
Najbliższe 10 lat będzie kluczowe dla powodzenia misji zachowania Ziemi w stanie nadającym się do życia dla ludzi. Jeśli ten czas prześpimy i nie obniżymy emisji o połowę do roku 2030, niechybnie przekroczymy kolejny próg bezpieczeństwa klimatu naszej planety - ocieplenia o 1,5 stopnia Celsjusza. Już dzisiaj - przy ociepleniu o "zaledwie" 1 stopień - na własnej skórze doświadczamy, z czym wiąże się zmiana klimatu. To wcale nie "przyjemne ciepełko", jakby chcieli to widzieć denialiści klimatyczni, a susze, podtopienia i powodzie oraz droga żywność w sklepach. To śmiertelne upały w miastach i problemy z działaniem systemu energetycznego. To niemal bezśnieżne zimy i modlitwy rolników o deszcz na wiosnę. Połowa z czasu, jaki nam pozostał na działanie, przypadnie na kadencję osoby, którą wybierzemy 12 lipca. Transformacja klimatyczna będzie wymagała głębokich zmian we wszystkich sektorach gospodarki, a także zmiany naszego podejścia do ochrony przyrody, w tym przede wszystkim do ochrony starych lasów i mokradeł. Jakie możliwości ma prezydent, aby odegrać istotną rolę w sprawie polityki klimatycznej?
Choć kwestie klimatyczne nie należą do kompetencji prezydenta, ma on w ręku co najmniej trzy narzędzia. Po pierwsze, może i powinien korzystać z zielonego weta - czyli blokować wszelkie ustawy, które są sprzeczne z celami ochrony klimatu i przyrody. Ten postulat z programu Hołowni wziął już na pokład Trzaskowski, co zadeklarował we wtorek w Chojnicach. Po drugie, prezydent może budować atmosferę ponadpartyjnej współpracy i zgody wobec spraw, które Polaków łączą, a taką sprawą są często sprawy ochrony środowiska. Taką sprawą, która będzie wymagała konsensusu politycznego, są choćby odejście od węgla (już teraz trzy czwarte Polek i Polaków chce odejścia od niego do roku 2030) i długofalowe inwestycje w OZE w energetyce. Jeszcze żaden rządzący polityk tego nie przyznał otwarcie, że dni węgla są policzone i nie zaproponował regionom górniczym i górnikom alternatywy. Po trzecie wreszcie, prezydent może korzystać z inicjatywy ustawodawczej i proponować własne rozwiązania legislacyjne.
Kwestie klimatu już od dawna nie są tylko problemem nauki czy wąskiego grona ekspertów. W momencie, gdy każdego dnia doświadczamy skutków pogłębiającego się kryzysu klimatycznego, strach pomyśleć, jaka rzeczywistość czeka nas i nasze dzieci. Czy możemy sobie pozwolić na dalszą bierność polityków w tej sprawie?