Twierdzą, że nie są faszystami. Są gotowi wytaczać procesy, gdy ktoś ich tak nazwie. Zręcznie lawirują w labiryncie przepisów, wymykając się organom ścigania. Rosną w siłę. Do niedawna byli blisko partii rządzącej. Dziś chcą zakładać własną partię. Kim są i jak działają?
Twierdzą, że nie są faszystami. Są gotowi wytaczać procesy, gdy ktoś ich tak nazwie. Zręcznie lawirują w labiryncie przepisów, wymykając się organom ścigania. Rosną w siłę. Do niedawna byli blisko partii rządzącej. Dziś chcą zakładać własną partię. Kim są i jak działają?
Propagowanie faszyzmu jest bardzo trudno udowodnić na gruncie procesowym. Przyznaje to zarówno prokurator krajowy Bogdan Święczkowski, jak i wiceminister sprawiedliwości Łukasz Piebiak. Sami radykalni narodowcy uważają, że to dla nich obraza, gdy ktoś nazwie ich faszystami.
Stanowcze zaprzeczenia w kwestii odwoływania się do takiej ideologii słychać nie tylko z Obozu Narodowo-Radykalnego, ale również z kręgów Młodzieży Wszechpolskiej czy Ruchu Narodowego, na czele którego stoi poseł Robert Winnicki.
Oprócz wyżej wspomnianych ugrupowań w polskim internecie aktywne jest znacznie bardziej radykalne Narodowe Odrodzenie Polski, które przyznaje, że ma "kolegów faszystów". Ustaliliśmy również, że po latach uśpienia odrodziła się ostatnio rasistowska strona Redwatch, która wprost nawołuje do walki ze wskazanymi przez siebie przeciwnikami bądź do ich "trafienia". Z kolei osób o czarnym kolorze skóry nie uznaje w ogóle za ludzi.
Czy skrajni narodowcy mają powody, by się obrażać, gdy w ich działaniach wskazuje się elementy ideologi faszystowskiej? Przeanalizowaliśmy ich aktywność w ostatnich latach i poglądy, które głoszą obecnie. Wyodrębniliśmy siedem wspólnych cech.
1. Bronią się przez atak
Gdy ktoś zarzuca skrajnym narodowcom łamanie prawa, oskarżają go przed sądem o zniesławienie. Przed sądem w Elblągu toczy się proces, w którym oskarżonym jest działacz partii Razem, a oskarżycielem prywatnym działacz Obozu Narodowo-Radykalnego. Oskarżyciel uznał, że sugerowanie, iż ONR jest ugrupowaniem o cechach faszystowskich, zniesławia go osobiście i naraża na utratę zaufania.
Na stronie internetowej zbierają pieniądze na obsługę prawną, bo zamierzają pozywać wszystkich tych, którzy rzekomo naruszają ich dobre imię. Zebrali ponad osiem tysięcy złotych. Zamierzają uskładać dwadzieścia. "Kłamcy pod sąd. Koniec ze szkalowaniem uczestników marszu niepodległości" - głosi hasło na przycisku, który uruchamia podstronę zbiórki.
Grożą pozwami za to, że ktoś nazwie ich faszystami. Ostatnio zasugerowali to prezydentowi Białegostoku Tadeuszowi Truskolaskiemu, który uważa, że wyjątkowo silny w tym mieście ONR szkodzi wizerunkowi stolicy województwa podlaskiego.
"Panie @TTruskolaski, mamy dla Pana smutną wiadomość. Otóż prokuratora właśnie umorzyła czynności ws. ewentualnej delegalizacji ONR. Wedle śledczych 'ONR nie nawołuje do faszyzmu'. W związku z tym teraz każdy kto nazwie nas faszystą może wylądować w sądzie za zniesławienie" - zapowiada ONR na swoim profilu społecznościowym.
2. Twierdzą, że nie są rasistami. Wolą homogeniczność etniczną
ONR odtrąbił walne zwycięstwo po tym, jak Prokuratura Okręgowa w Częstochowie umorzyła śledztwo w sprawie domniemanego złamania prawa w statucie tej organizacji. Wspomniana prokuratura zajmowała się sprawą dlatego, że w tamtym czasie siedzibą stowarzyszenia ONR była Częstochowa. Prezydent tego miasta po interwencji jednej z radnych skierował do prokuratury wniosek o zbadanie jednego z zapisów w statucie ONR. Brzmi on:
"Potępiając rasizm biologiczny, postulujemy zachowanie stanu homogeniczności etnicznej, który sprzyja utrzymaniu pokoju społecznego i stabilności państwa".
Radna Jolanta Urbańska uważa, że zapis ten godzi w zakaz propagowania faszyzmu opisany w Konstytucji RP i w Prawie o stowarzyszeniach. Prokuratura - jak wynika z komunikatu jej rzecznika prasowego - zbadała sprawę wyłącznie pod kątem prawa karnego, o co radna w ogóle nie wnosiła. Prokuratura nie stwierdziła przestępstwa, umorzyła postępowanie. Prezydent Częstochowy zaskarżył to postanowienie do sądu. Sprawa jest w toku.
Ten wyżej cytowany zapis ze statutu ONR - obecny również w deklaracji ideowej organizacji - jest charakterystyczną dla "niefaszystów" metodą działania. Gorliwie zapewniają, że rasizm jest im obcy. Odżegnują się jednak wyłącznie od "rasizmu biologicznego", a nie od rasizmu w ogóle. Tymczasem rasizm, według teoretyków zjawiska, ma wiele twarzy i odmian - rasizm religijny, rasizm kulturowy, rasizm narodowy.
Od tych rodzajów rasizmu ONR już się nie odcina. Nie twierdzi, że je popiera. Oględnie natomiast podaje w statucie, że chce zachowania "homogeniczności etnicznej", czyli jednego narodu w jednym państwie.
Działacze organizacji otwarcie więc mówią, że nie chcą w Polsce żadnych imigrantów. Zarówno tych, którzy z powodu niedostatku czy wojen przybywają do Europy z Azji i Afryki, jak i obcokrajowców zza wschodniej granicy, którzy - według ONR - psują rynek pracy w Polsce.
"Stanowczo sprzeciwiamy się masowemu napływowi obcych kulturowo przybyszów z państwa o wysokiej skali przestępczości (...) To nasz dom i my wybieramy gości" - skonstatował po debacie w Radomsku w grudniu ub.r. Piotr Kurdysz w artykule udostępnianym na stronach ONR. Na wspomnianą debatę został zaproszony członek Rady Głównej ONR Damian Kita.
Działacze Obozu Narodowo-Radykalnego i Młodzieży Wszechpolskiej tworzą Stowarzyszenie "Marsz Niepodległości", które organizuje co roku w Święto Narodowe 11 Listopada demonstrację na ulicach Warszawy. W czasie marszu w 2017 r. pojawiły się na nim rasistowskie hasła: "Wszyscy różni, wszyscy biali", "Europa tylko dla białych", "Czysta krew" i "Biała Europa braterskich narodów".
Organizatorzy marszu odcięli się od tych haseł, choć nie zdejmuje to z nich odpowiedzialności za to, że na marszu się pojawiły. "Organizator zgromadzenia oraz przewodniczący zgromadzenia są obowiązani do zapewnienia przebiegu zgromadzenia zgodnie z przepisami prawa" - stanowi Prawo o zgromadzeniach publicznych. Policja od dwóch miesięcy prowadzi śledztwo w sprawie rasistowskich haseł niesionych 11 listopada. Na razie nikomu nie postawiła zarzutów.
Tuż po marszu narodowców ówczesny rzecznik Młodzieży Wszechpolskiej zajął publicznie bardzo dwuznaczną postawę wobec rasizmu. W rozmowie z serwisem DoRzeczy.pl Mateusz Pławski tłumaczył, "że czynnik rasowy jest bardzo ważny, mimo że rasistami nie jesteśmy", z kolei "w haśle 'biała Europa' nie ma nic złego", a "osoba czarnoskóra nie jest Polakiem". Pławski zadeklarował też w imieniu swojej organizacji: "Jesteśmy separatystami rasowymi, uważamy, że jedna rasa nie jest lepsza od drugiej, ale każda jest inna, zamieszkuje inny kontynent. Etniczności nie należy mieszać". Po tej wypowiedzi Pławski przestał zasiadać w zarządzie Stowarzyszenia "Marsz Niepodległości ".
"Obrońcy rasy" i inne osoby, głoszące skrajne poglądy, korzystają z tego, że dziś bardzo łatwo jest wejść do debaty publicznej z dowolnymi poglądami.
- Z życia publicznego wycofują się ludzie zrównoważeni, bo po prostu ich poglądy są mniej wyraziste. A przestrzeń nie znosi pustki. W rolę autorytetów wchodzą ci, którzy jeszcze niedawno byliby skompromitowani - komentuje politolog prof. Wawrzyniec Konarski.
3. Nie hajlują. Niektórzy tylko zagłębiają się w "morzu rzymskich salutów"
Do przeszłości należą już czasy, gdy narodowcy hajlowali i chętnie przy tym się fotografowali, a gdy zdjęcia wyciekły do mediów, tłumaczyli, że uniesioną do góry prawicą pozdrawiali kogoś lub zamawiali pięć piw. Dziś, w dobie smartfonów z aparatami fotograficznymi i możliwości umieszczenia zdjęcia w internecie zaledwie w ciągu kilku sekund, lepiej jest pilnować przystojności swego zachowania.
Radykalni narodowcy obecnie intensywnie więc pokazują w sieci, że zbierają dary dla ubogich i wyprowadzają na spacer psy ze schroniska. Są jednak wyjątki. Internetowy organ Narodowego Odrodzenia Polski nie ma większych oporów, by eksponować gesty hitlerowskich pozdrowień czy pochwały pod adresem armii III Rzeszy.
"International Third Position" - organizacja uznawana za granicą za neofaszystowską, w szeregach której działa określający sam siebie jako faszystę Roberto Fiore - wydaje internetowy dziennik nacjonalista.pl. Jeden z najnowszych tekstów opublikowanych tam sławi "heroizm Waffen SS", który "powstrzymał sowieckiego kolosa pod Moskwą, Charkowem, Czerkasami i Tarnopolem".
W winiecie "nacjonalisty" widnieje stylizowana ludzka postać zaczesana na lewo, wznosząca prawą rękę w nazistowskim pozdrowieniu. Na lewym zaś ramieniu trzyma sztandar z falangą.
Sądząc po treściach, serwis ten popiera, a być może jest organem Narodowego Odrodzenia Polski. NOP-owcy również wystrzegają się potwierdzenia, iż są faszystami. Określają się jako "narodowi radykałowie", ale - jak donosi nacjonalista.pl - mają "faszystowskich kolegów z CasaPound Italia".
I właśnie na zaproszenie swych "faszystowskich kolegów" delegacja Narodowego Odrodzenia Polski, "kierowana przez członka władz centralnych Grzegorza Stemlera" wzięła 7 stycznia br. udział w marszu ulicami Rzymu. Sprawozdawca zachwyca się "morzem rzymskich salutów", jakie oddawali demonstranci podczas wspomnianego marszu. Donosi również, że na czele marszu, któremu towarzyszyły "rzymskie saluty", Stemler niósł biało-czerwony sztandar, co zresztą jest udokumentowane na towarzyszących artykułowi zdjęciach.
Wracając do Roberto Fiorego, warto pamiętać, że w listopadzie 2015 roku działacze założonego przez niego neofaszystowskiego ugrupowania Forza Nuova zwiedzali polski Sejm. Zaprosił ich lider Ruchu Narodowego poseł Robert Winnicki. Fiore był też zaproszony i przemawiał na ubiegłorocznym Marszu Niepodległości.
Serwis nacjonalista.pl nie jest jedynym miejscem w internecie, gdzie można spotkać treści nieuchronnie kojarzące się z faszyzmem. Oto po wielu latach ożyła niebezpieczna strona Redwatch. Swego czasu na liście "wrogów rasy" widniał na niej Maciej D. z Warszawy, zaatakowany później przez napastników uzbrojonych w noże. Sprawcy trafili do więzienia, ale polska prokuratura długo nie mogła dobrać się do skóry autorom jawnie rasistowskich treści zamieszczanych na Redwatchu. Wszystko dlatego, że hosting strony świadczony był na terenie Stanów Zjednoczonych. Ostatecznie w 2010 roku udało się skazać trzech mężczyzn, którzy zamieszczali treści na stronie Redwatch.
Po kilku latach uśpienia strona nadal działa i trafili na nią nowi "wrogowie rasy": Agnieszka Holland, Karol Modzelewski, Wanda Nowicka, Kamila Gasiuk-Pihowicz, Ryszard Petru i działacze Komitetu Obrony Demokracji. Co do niektórych "wrogów rasy" Redwatch informuje, gdzie są "do trafienia".
- Skrajnościowcy są wszędzie. Groźnie zaczyna się robić, kiedy przestają oni być marginesem. A w Polsce coraz łatwiej opuścić im margines - podkreśla prof. Wawrzyniec Konarski.
4. Ledwie skrywają lub jawnie manifestują niechęć do Żydów
Redwatch przypisuje części postaci z życia publicznego żydowskie imiona i nazwiska. Pod tym względem jest to strona podobna do serwisu internetowego Obozu Narodowo-Radykalnego.
"Spora grupa mieszkańców Leszna zaprotestowała przeciwko wizycie Adama Michnika vel. Arona Szechtera w swoim mieście" - czytamy w jednym z artykułów na stronie ONR. W innej publikacji ONR powraca do tej samej kwestii, pisząc: "Leszczyńscy ONR-owcy w ubiegłym miesiącu organizowali wyjazd autokarowy na Marsz Niepodległości oraz protestowali przeciwko wizycie Arona Szechtera vel. Adama Michnika w swoim mieście".
O ile działanie ONR polega na próbie stygmatyzowania znanego publicysty z powodu żydowskiego pochodzenia jego rodziców, o tyle już w powiązanym z Narodowym Odrodzeniem Polski nacjonaliście.pl zarzut współpracy z Żydami (mniejsza o to, czy realnej) ma już brzmieć jak obelga. "Kaczyński i wierchuszka PiS-uaru – lokaje żydowskiego lobby" - brzmi tytuł jednego z artykułów. W jego treści piętnowane są domniemane "wiernopoddańcze hołdy wobec 'starszych braci'" klasy politycznej w Polsce.
5. Odwołują się do śmierci, gdy potępiają przeciwników
Innym wspólnym mianownikiem w działaniu organizacji zaprzeczających, jakoby miały cokolwiek wspólnego z faszyzmem, jest jawne manifestowanie skojarzeń ze śmiercią w walce z ideowymi przeciwnikami.
Powszechnie znane są ekscesy w Katowicach, gdzie w listopadzie ubiegłego roku na symbolicznych szubienicach narodowcy powiesili portrety eurodeputowanych Platformy Obywatelskiej. Wydarzeniu temu towarzyszyły banery Obozu Narodowo-Radykalnego, Młodzieży Wszechpolskiej i Ruchu Narodowego.
Na stronie internetowej ONR znalazła się sugestia, że powieszenie portretów jest ostrzeżeniem.
"Chodź wydarzenie miało wymiar symboliczny, a na szafocie znalazły się zdjęcia (jak niegdyś obrazy zbiegłych zdrajców z 1792 roku) to był to sygnał, że społeczeństwo nie zapomina osób pogardzających ich wartościami. Wydarzenie, w którym uczestniczyli narodowi-radykałowie jest ostrzeżeniem, upomnieniem, że nic nie umknie naszej uwadze" [pisownia oryginalna - przyp. red.].
"Każdy haniebny czyn będzie miał swoje konsekwencje" - podkreślono.
Ta metoda działania jest bardzo podobna do akcji, którą we wrześniu ubiegłego roku przeprowadziła Młodzież Wszechpolska. Organizacja ta wydrukowała i rozpowszechniła imienne "akty politycznego zgonu" każdego z jedenastu prezydentów polskich miast, którzy zadeklarowali przyjmowanie uchodźców. Publikacje te były bardzo podobne do urzędowych formularzy, na których urzędy stanu cywilnego drukują prawdziwe akty zgonu. Prokuratura nie dopatrzyła się w tej akcji znamion groźby karalnej.
Jedno z najczęściej powtarzanych przez narodowców haseł w przestrzeni publicznej brzmi: "Śmierć wrogom ojczyzny". Wśród gadżetów identyfikujących ich poglądy znajdują się naszywki na odzież z tymi właśnie słowami. W relacji fotograficznej z ubiegłorocznego marszu narodowców na stronach ONR zaprezentowany jest mężczyzna eksponujący na kurtce słowa: "Śmierć wrogom ojczyzny".
Doktor Paweł Dobrosielski, filozof i kulturoznawca z Uniwersytetu Warszawskiego, zwraca uwagę, że demonstracjom narodowców ze śmiercią w tle towarzyszy powszechna mowa nienawiści w internecie, która nie spotyka się ze stanowczym potępieniem.
- Wystarczy wspomnieć o wpisach, które krążą po internecie od trzech lat, od czasów, kiedy zaczął się kryzys uchodźczy. One są pełne mowy nienawiści, która jest ubrana w treści stricte nazistowskie. Przywołuje się piece krematoryjne, komory gazowe, obóz Auschwitz. Mówi się, że Hitler by sobie z nimi poradził. W tym sensie ta mowa nienawiści, która się sączy z internetu, nie spotyka się z jednoznacznymi i twardymi reakcjami elit symbolicznych - wskazuje Dobrosielski.
6. Konflikt a przemoc
Kolejną wspólną cechą działania członków organizacji zaprzeczających, że mają faszystowski charakter jest fakt, iż w niektórych sytuacjach konfliktowych z ich udziałem dochodzi do aktów przemocy.
Powszechnie znany jest incydent z pobiciem Andrzeja Majdana, działacza Komitetu Obrony Demokracji w Radomiu, w czerwcu ubiegłego roku. Nie było tam policji, za co zapłacił stanowiskiem komendant miejski. Na nagraniach, które świadkowie umieścili w internecie widać, jak ludzie w koszulkach z napisem "Młodzież Wszechpolska" kopią leżącego. Oni sami twierdzą, że musieli się bronić.
Do szarpanin między narodowcami a przedstawicielami KOD dochodziło również wcześniej, m.in. na uroczystościach pogrzebowych bohaterów niepodległościowego podziemia antykomunistycznego w Gdańsku. KOD twierdzi, że został wtedy pobity jego działacz Radomir Szumełda. Robert Bąkiewicz z ONR utrzymuje, że jego działacze zostali sprowokowani do bicia. Obie strony doniosły na siebie do prokuratury. KOD - że ONR-owcy bili przeciwników; ONR - że KOD-owcy złośliwie zakłócali uroczystość religijną. Było to w sierpniu 2016 roku.
W relacji z marszu 11 listopada 2017 roku ONR z satysfakcją pokazuje zdjęcie flagi Komitetu Obrony Demokracji, którą depczą osobnicy w wysokich butach, tzw. "glanach".
ONR pokazuje tymczasem w ostatnich dniach, że potrafi siłą rozprawić się z "prawdziwymi faszystami". Obecny rzecznik prasowy organizacji Tomasz Kalinowski obwieścił 23 stycznia internetowej społeczności:
"[UJAWNIAM]. Tak wygląda współpraca #ONR z neonazistami. Marsz antyimigrancki wrzesień 2015".
Załączone nagranie filmowe przedstawia mężczyznę, który najpierw leży na chodniku, a potem stoi z zakrwawioną twarzą. Kolejna sekwencja przedstawia innego mężczyznę, który stwierdza z nieskrywaną satysfakcją: "Na manifestacji pojawili się enesi, czyli narodowi socjaliści, tak? I co zrobili ONR-owcy? Pobili ich!".
[UJAWNIAM]
Tak wygląda współpraca #ONR z neonazistami
Marsz antyimigrancki wrzesień 2015 pic.twitter.com/r8Dk0S3GWe— Tomasz Kalinowski (@kalinowski__) 23 stycznia 2018
- Panuje atmosfera usprawiedliwiająca przemoc, usprawiedliwiające skrajne, radykalne ruchy w Polsce - mówił w piątek 26 stycznia w TVN24 wspomniany dr Paweł Dobrosielski.
7. Obnoszą się z hasłami i symbolami za granicą uznanymi za faszystowskie
Demonstracjom współczesnych polskich narodowców towarzyszy dwuznaczna symbolika. Na ich pochodach można dostrzec krzyże celtyckie i hasła "white power". Krzyż wpisany w okrąg jest symbolem zakazanym w części państw europejskich jako znak neonazistowski. Używała go przed wojną i w czasie II wojny światowej norweska partia nazistowska, która wzorowała się na NSDAP i kolaborowała z hitlerowcami. W Niemczech symbol został sądownie zakazany na początku XXI wieku, ponieważ używało go ugrupowanie neonazistowskie.
Z kolei "white power" jest rozpoznawalnym w wielu krajach hasłem, mającym oznaczać wyższość białej rasy ludzkiej nad innymi rasami.
Zarówno krzyż celtycki, jak i hasło "white power" nie są w Polsce oficjalnie i precyzyjnie uznane za nielegalne symbole. W Rzeczpospolitej bowiem, choć zakazane jest propagowanie faszyzmu i komunizmu, nie ma ściśle określonego, zamkniętego katalogu symboli, które prawo uznawałoby za propagujące totalitaryzmy. Stąd o ile, poza incydentalnymi przypadkami, polscy ekstremiści nie obnoszą się ze swastykami czy czarnym orłem III Rzeszy, o tyle celtyckie krzyże i hasła "white power" stosunkowo łatwo można znaleźć zarówno w serwisach internetowych narodowców, jak i na zgromadzeniach publicznych z ich udziałem.
Osoby z krzyżem celtyckim na sztandarach i naszywkami "white power" na kurtkach dostrzegliśmy również w relacjach z wydarzeń zamieszczanych na stronach ONR, który - przypomnijmy - "potępiając rasizm biologiczny, postuluje zachowanie stanu homogeniczności etnicznej",
- To grupy o charakterze przestępczym, bo nawołują do nielegalnych, rasistowskich motywacji. Nazwałbym ich szowinistami. W pewnym zakresie przypominają grupę terrorystyczną. Dążą do tego, żeby było o nich głośno. W ciszy skazani są na niebyt - komentuje dr Jacek Reginia-Zacharski, politolog z Uniwersytetu Łódzkiego.
Skandal, jaki wybuchł po ujawnieniu przez "Superwizjer" TVN jawnego czczenia Adolfa Hitlera pod sztandarami ze swastykami przez osoby związane z liderem organizacji "Duma i Nowoczesność", spowodował, że organy ścigania już po kilku dniach zidentyfikowały sprawców i doprowadziły ich na przesłuchania. Przedstawiciele władz zaczęli nawet głośno mówić, że należy zdelegalizować najbardziej radykalne ugrupowania, w tym ONR. Zapowiedzieli to wiceministrowie sprawiedliwości Patryk Jaki i Michał Wójcik.
Rozbrat narodowców z władzą. Sami chcą iść do parlamentu
Dotychczas w debacie publicznej słychać było głosy, że radykalnym organizacjom wiele uchodziło na sucho, a władza tolerowała, a niekiedy wręcz wspierała ich budzące wątpliwości działania.
Takie zarzuty wysuwała opozycja parlamentarna i pozaparlamentarna. Posłowie Platformy Obywatelskiej pytając ministrów o reakcje na rasistowskie incydenty lub ekscesy narodowców mówili o "cichym przyzwoleniu" (Grzegorz Furgo) i "jawnym przyzwoleniu" (Monika Wielichowska) władzy.
O tym, że politycy co najmniej tolerowali naganne działania narodowców, przekonuje również działaczka antyrasistowskiego stowarzyszenia.
- Od połowy 2015 roku zanotowaliśmy znaczący wzrost liczby przejawów ksenofobii w Polsce. Politycy wykorzystywali negatywną atmosferę społeczną w kampanii wyborczej. Politycy nie tylko ten wzrost bagatelizowali, ale wręcz usprawiedliwiali. Poprzedni minister spraw wewnętrznych Mariusz Błaszczak twierdził, że ksenofobia to w Polsce „margines marginesów”, a przecież wtedy dochodziło do bardzo poważnych zdarzeń o charakterze rasistowskim. Rzeczniczka PiS Beata Mazurek mówiła, że "rozumie" ludzi, którzy w Radomiu pobili działacza KOD. Z kolei poseł Marek Jakubiak z Kukiz '15 ocenił, że ONR-owcy, którzy dopuścili się przemocy w czasie pogrzebu "Inki" i "Zagończyka", zachowali się "jak mężczyźni". Takie postawy były niewątpliwie oburzające. To zmieniło się dopiero w ostatnim czasie. Obecny premier zdecydowanie potępił rasizm. Odczytuję to za dobry sygnał. Pytanie, co będzie dalej - mówi Anna Tatar ze Stowarzyszenia Nigdy Więcej.
Partia Razem publicznie stawiała pytania o to, czy PiS wspiera organizacyjnie ONR. Działo się to w 2016 roku zaraz po tym, jak "Gazeta Wyborcza" zarzuciła posłom i samorządowcom z PiS, że dofinansowują organizację wyjazdów grup ONR na marsz. W tym samym roku "Życie Pabianic" ujawniło zaś, że posłanka PiS Beata Mateusiak-Pielucha udostępniła im swoje biuro.
"Świetnie współpracuję z narodowcami. Poznałam pabianicki ONR. To bardzo wartościowi młodzi chłopcy. Będą mogli korzystać z mojego biura" - cytował miejscowy tygodnik wypowiedź posłanki.
W ostatnich dniach, po deklaracjach wpływowych polityków PiS, że trzeba zdelegalizować ONR, rzecznik tej organizacji został zapytany, czy nie czują się opuszczeni przez Prawo i Sprawiedliwość.
- Nie mieliśmy złudzeń co do PiS-u - przekonywał Tomasz Kalinowski. - To oczywiste, że jesteśmy zupełnie odrębnym ugrupowaniem. Będziemy zastanawiać się nad ruchami politycznymi.
Na Twitterze zaś Kalinowski zapowiedział powstanie ugrupowania politycznego wokół ONR-u, który jest obecnie stowarzyszeniem.
.@kalinowski__ : W obliczu tego że Prawo i Sprawiedliwość zaczyna mówić głosem eurolewactwa i TVNu być może konieczne będzie powołanie nowej partii politycznej. To jest dobry moment na rozpoczęcie takiej dyskusji w środowisku narodowym. pic.twitter.com/o2QLt31aAW
— ONR (@1934ONR) 24 stycznia 2018
CBOS zapytał w 2016 roku ankietowanych o to, czy popierają działalność organizacji i środowisk, takich jak Obóz Narodowo Radykalny czy Młodzież Wszechpolska.
"Raczej tak" - odpowiedziało 17 proc. respondentów. "Zdecydowanie tak" - 2 proc. W tych dwóch grupach 38 proc. ankietowanych to ludzie młodzi - od 18 do 24 lat.
O tym poziomie poparcia ONR informuje nie bez dumy. Nie chce jeszcze przejmować władzy. W społecznościach internetowych sugeruje natomiast, że nadszedł czas na powstanie "prawdziwej narodowej opozycji w Sejmie".
Twierdząc, że nie ma nic wspólnego z faszyzmem, ONR umiejętnie porusza się w labiryncie obowiązujących przepisów. Wie, że pewnych granic nie może przekroczyć. Zdaje sobie sprawę, że za krzyż celtycki i "white power" nie poniesie konsekwencji. I że prokuratura ma kłopot z udowodnieniem, co jest propagowaniem totalitaryzmu, a co nawoływaniem do nienawiści. Rzecznik ONR zapewnia, że nie dadzą się zdelegalizować i przedstawia już profesjonalnego pełnomocnika prawnego, który ma do tego nie dopuścić.
Urząd Prezydenta Miasta Krakowa, który sprawuje nadzór nad stowarzyszeniem, obserwuje wszelkie przejawy, gdy ONR-em zajmują się organy ścigania. Od stycznia 2013 roku w sześciu przypadkach organy ścigania odmówiły podjęcia lub umorzyły postępowania wobec narodowych radykałów. Pozostałe sprawy są w toku.
O tym, jak polskie państwo przymykało oczy na zjawiska mogące nosić znamiona faszyzmu i rasizmu, pisaliśmy tutaj.