Ponad dwie dekady temu OJ Simpson był ulubieńcem Ameryki oraz jednym z najbardziej rozpoznawalnych ludzi w kraju. Przystojny, czarujący i wiecznie uśmiechnięty. Po prostu nie dało się go nie lubić. Za sobą miał wybitną karierę sportową, odniósł sukces w Hollywood, cieszył się szacunkiem, olbrzymią sławą i nieprzyzwoitym majątkiem. Dobra karta odwróciła się, gdy został oskarżony o podwójne morderstwo, a później skazany za napad z bronią w ręku. Najsłynniejszy więzień Ameryki właśnie wyszedł na wolność.
Ponad dwie dekady temu OJ Simpson był ulubieńcem Ameryki oraz jednym z najbardziej rozpoznawalnych ludzi w kraju. Przystojny, czarujący i wiecznie uśmiechnięty. Po prostu nie dało się go nie lubić. Za sobą miał wybitną karierę sportową, odniósł sukces w Hollywood, cieszył się szacunkiem, olbrzymią sławą i nieprzyzwoitym majątkiem. Dobra karta odwróciła się, gdy został oskarżony o podwójne morderstwo, a później skazany za napad z bronią w ręku. Najsłynniejszy więzień Ameryki właśnie wyszedł na wolność.
20 lipca bieżącego roku świat zobaczył go po raz pierwszy od wielu lat, kiedy wolnym krokiem wszedł do jednej z sal zakładu karnego Lovelock w stanie Nevada. Zestarzał się i posiwiał, ale nie stracił swojego uroku, którym kiedyś wszystkich czarował. Więzień numer 1027820 za kratkami spędził prawie 9 lat z zasądzonego 33-letniego wyroku. Tego dnia komisja ds. zwolnień warunkowych miała rozstrzygnąć o jego losie. Ameryka znów się zatrzymała. Tak jak ponad 20 lat wcześniej.
Co wtedy robiłeś?
Było kilka momentów w historii Stanów Zjednoczonych, kiedy obywatele tego kraju wstrzymywali oddech. Kiedy mogą powiedzieć: „pamiętam, kiedy to się stało” lub „wiem, co wtedy robiłem”. Takim momentem było zabójstwo prezydenta Johna Fitzgeralda Kennedy’ego, pierwsze lądowanie na Księżycu czy ataki terrorystyczne z 11 września. Taki moment nadszedł również w tamten piątkowy, gorący wieczór. Był 17 czerwca 1994 roku.
Ludzie szykowali się do rozpoczęcia weekendu po ciężkim tygodniu pracy. Kibice koszykówki czekali na piąty mecz finałów NBA pomiędzy New York Knicks i Houston Rockets, fani piłki nożnej odliczali ostatnie minuty do pierwszego spotkania odbywającego się w USA Mundialu, a kinomaniacy pędzili się do kin, gdzie właśnie debiutował „Wilk” z Jackiem Nicholsonem i Michelle Pfeiffer w rolach głównych.
Ale zamiast tego Amerykanie otrzymali rozrywkę, jakiej wcześniej nie znali. Tuż po godz. 18.00 większość stacji telewizyjnych przerwało nadawanie swoich programów i pokazało obrazki z policyjnego pościgu, jakich wiele w Los Angeles. Na pierwszy rzut oka było jednak widać, że ten jest wyjątkowy.
Ścigany biały ford bronco jechał po autostradzie międzystanowej nr 405 z prędkością zaledwie 50 kilometrów na godzinę, za nim leniwie podążało kilkadziesiąt radiowozów. Nad drogą unosiło się co najmniej dziewięć helikopterów, dzięki którym obraz trafiał na żywo do milionów amerykańskich domów. Sygnały przenikały się, więc zdezorientowani ludzie oglądali w telewizorach zmieniające się co kilka sekund różne stacje. NBC, transmitująca finałowy mecz NBA, podzieliła ekran na dwie ramki; na większej pokazywano wydarzenia na autostradzie, a na mniejszej mecz.
Biali, czarnoskórzy, imigranci różnego pochodzenia, kobiety, mężczyźni, bogaci i biedni. W sumie 95 milionów Amerykanów „przykleiło się” do telewizorów. Pościg oglądali nawet... koszykarze, którzy na drugim krańcu kraju grali w najważniejszym meczu sezonu. To było jak najlepsze sensacyjne kino i jednocześnie jeden z najbardziej surrealistycznych momentów w historii amerykańskiej telewizji. Pizzerie przeżywały oblężenie i nie nadążały z zamówieniami. Ostatecznie i tak nie mogły ich realizować, bo skończył im się ser.
Wokół drogi i na wiaduktach nad nią ustawiały się tysiące ludzi. Wiwatowali tak, jakby w samochodzie znajdował się amerykański prezydent lub papież, a nie osoba ścigana przez wymiar sprawiedliwości. Niektórzy zdążyli nawet przygotować transparenty z wyrazami poparcia dla niej. Dopingowali ją. Chcieli, żeby udało jej się uciec.
Na tylnym siedzeniu bronco, z przystawionym pistoletem do głowy, leżał 47-letni OJ Simpson. Groził, że pociągnie za spust. Auto prowadził jego przyjaciel Al Cowlings. Simpson od kilku godzin był poszukiwany przez policję w związku z zabójstwem jego byłej żony Nicole Brown Simpson i jej znajomego Ronalda Goldmana.
Sukces, sława i pieniądze
Orenthal James Simpson był bohaterem i idolem Amerykanów, uosobieniem „amerykańskiego snu” i Afroamerykaninem, któremu "się udało". Powiedzieć o nim celebryta to jakby nic nie powiedzieć. Przyjaźnił się ze śmietanką amerykańskiego show-biznesu, m.in. z obecnym prezydentem USA Donaldem Trumpem. Był nawet gościem na jego ślubie z Marlą Maples w grudniu 1993 roku.
Początki nie były jednak usłane różami. OJ przyszedł na świat w 1947 roku w San Francisco. Wychowywał się w getcie, bieda aż piszczała, a wokół roiło się od gangów. Dorastał w czasach, w których segregacja rasowa była obecna w szkołach, pracy, autobusach i barach. Jego ojciec opuścił rodzinę, gdy OJ miał pięć lat. Z powodu niedoboru wapnia i witamin jego nogi były nienaturalnie wykrzywione, a matki nie stać było na operację. Stworzyła więc prymitywne szyny i włożyła lewą stopę syna w prawy but i odwrotnie. Poskutkowało. Nogi OJ’a stały się tak silne, że gdy dorósł potrafił przebiec 100 jardów (ok. 92 metry) w czasie poniżej 9,9 sekundy.
Poszedł za ciosem i dzięki talentowi oraz ciężkiej pracy udało mu się zdobyć stypendium sportowe na Uniwersytecie Południowej Kalifornii, gdzie stał się gwiazdą uniwersyteckiej drużyny futbolu amerykańskiego. W 1968 roku zdobył Heisman Trophy - najbardziej prestiżową nagrodę indywidualną, przyznawaną najwybitniejszemu zawodnikowi w futbolu uniwersyteckim.
Zawodową karierę kontynuował w drużynach Buffalo Bills i San Francisco 49ers. Lata 70. należały do niego. W 1973 roku otrzymał nagrodę na najbardziej wartościowego zawodnika sezonu (MVP) i był najlepiej opłacanym graczem ligi NFL. Z powodu licznych kontuzji i urazów musiał zakończyć przygodę z futbolem w 1979 roku. Do dziś zaliczany jest do najlepszych zawodników w historii dyscypliny, którą Amerykanie traktują jak religię.
Nie stracił jednak na popularności, w czym pomogła mu kariera filmowa. W sumie zagrał w ponad 20 produkcjach. Najbardziej znany jest z roli gamoniowatego policjanta Nordberga w serii „Naga broń”. Występował też w wielu reklamach i komentował mecze w telewizji. Ameryka go kochała.
Brutalny mord
Zwłoki Nicole i Rona odnaleziono tuż po północy 13 czerwca w Brentwood, ekskluzywnej dzielnicy Los Angeles. Zamordowani mieli liczne ślady cięte i kłute. Zabójstwa były niezwykle brutalne, kobieta miała niemal odciętą głowę. Tuż obok ciał, policjanci znaleźli skórzaną rękawiczkę, należącą prawdopodobnie do mordercy. Wszędzie było pełno krwi.
Policjanci, po odkryciu tożsamości kobiety, postanowili pojechać do oddalonej o około 3 kilometry rezydencji Simpsona, żeby poinformować go o śmierci byłej żony. Nie zastali go w domu, ale zarówno na karoserii zaparkowanego na ulicy samochodu Simpsona, jak i na tapicerce pojazdu znaleźli ślady krwi. Mimo że nie mieli stosownych dokumentów, postanowili wejść na teren jego posiadłości. Jeden z detektywów, Mark Furhman, znalazł w ogrodzie zakrwawioną rękawiczkę, podobną do tej, jaką wcześniej odkryto w pobliżu zwłok ofiar. W momencie wizyty policjantów Simpsona nie było w Los Angeles, kilka godzin wcześniej, tuż przed północą, poleciał do Chicago.
Kiedy policjanci zadzwonili ze smutną wiadomością do pokoju hotelowego Simpsona w Chicago, OJ stwierdził tylko, że złapie najbliższy samolot i wróci do Los Angeles. Funkcjonariuszy najbardziej zdziwiło, że nie zapytał nawet, jak zginęła Nicole.
Ameryka w szoku
Dwugodzinny "pościg" za bronco zakończył się ostatecznie pod domem Simpsona, gdzie OJ oddał się w ręce policji. W samochodzie znaleziono m.in. paszport, 8 tysięcy dolarów w gotówce, sztuczne wąsy i brodę, zdjęcia rodzinne, ubrania oraz naładowany pistolet. Ale to nie był koniec zainteresowania tą sprawą. To był dopiero początek szaleństwa, którego Stany Zjednoczone jeszcze nigdy nie były świadkiem.
20 czerwca OJ Simpson został oskarżony o podwójne morderstwo, przestępstwo zagrożone w Kalifornii karą śmierci. Nigdy wcześniej i nigdy później tak wielka sława nie była oskarżona o tak makabryczną zbrodnię. Ameryka była w szoku.
OJ poznał Nicole w 1977 roku (miała wtedy 18 lat) w klubie w Beverly Hills, gdzie pracowała jako kelnerka. Zaczęli się spotykać, mimo że Simpson wciąż był żonaty z pierwszą żoną Marguerite (rozwiódł się z nią w 1979 roku). Pobrali się w lutym 1985 roku, małżeństwo przetrwało siedem lat. Rozwód nastąpił z powodu „różnic nie do pogodzenia”. Mieli dwoje dzieci: córkę Sydney i syna Justina.
Przygniatające dowody
Proces rozpoczął się w styczniu 1995 roku. O losie Simpsona miało zdecydować 10 kobiet i dwóch mężczyzn. Prokuraturze nie przeszkadzał fakt, że aż 75 proc. ławy przysięgłych stanowili Afroamerykanie. Główna prokurator Marcia Clark uważała, że nie ma to znaczenia. Dla niej najważniejsza była duża liczba kobiet, bo według niej będą się one solidaryzować z zamordowaną Nicole. Później okaże się, jak bardzo się myliła.
Oskarżyciele byli pewni swego. Wydawało im się, że zwycięstwo mają podane na tacy, a skazanie Simpsona to formalność. Dysponowali, jak sądzili, przygniatającymi dowodami, świadczącymi o winie byłej gwiazdy futbolu, mimo że nie było ani żadnych świadków ani narzędzia zbrodni. Prokuratora nie zdecydowała się jednak żądać najwyższego wymiaru kary, bo była przekonana, że przysięgli nie będą mieli odwagi posłać na śmierć celebrytę takiego kalibru. Simpsonowi groziło dożywocie.
Według wersji prokuratury późnym wieczorem 12 czerwca 1994 roku OJ przyjechał do domu Nicole i w ataku chorobliwej zazdrości zamordował ją przy użyciu noża. Nachodził ją już wcześniej, szpiegował i śledził, bo nie mógł pogodzić się z rozstaniem. Goldman był prawdopodobnie przypadkową ofiarą, która znalazła się w nieodpowiednim miejscu, w nieodpowiednim czasie. Skończył właśnie pracę w restauracji Mezzaluna, gdzie był kelnerem i chciał zawieźć Nicole okulary, które jej matka zostawiła wcześniej tego dnia w lokalu. Znał Nicole, bo była w nim częstym gościem.
Simpson do swojej obrony wytoczył najcięższe działa. Zatrudnił zespół najlepszych adwokatów, prawdziwe gwiazdy amerykańskiej palestry, który prasa nazwała „Dream Team” (Drużyna Marzeń). W jego skład wchodzili m.in.: Robert Shapiro (specjalista od układów między prokuratorem a oskarżonym, nazwany „prawnikiem stulecia”), Johnnie Cochran (adwokat gwiazd, reprezentował m.in. Michaela Jacksona, Tupaca Shakura i Marion Jones), F. Lee Bailey (specjalista od krzyżowych przesłuchań świadków), Alan Dershowitz (profesor prawa na Uniwersytecie Harvarda), eksperci od DNA Peter Neufeld i Barry Scheck oraz wieloletni przyjaciel Simpsona Robert Kardashian. Ten ostatni nie był wcześniej znany szerokiej opinii publicznej. Zmieniło się to po procesie, a na jego sławie, kilka lat później, wypromowały się jego córki: Kim, Khloe i Kourtney.
OJ nie przyznał się do winy. Nie miał jednak wiarygodnego alibi. Twierdził, że w momencie popełniania zbrodni uciął sobie drzemkę w oczekiwaniu na limuzynę, która zawiezie go na lotnisko. Nie znalazł się żaden świadek, który potwierdziłby jego wersję. Wręcz przeciwnie. Kierowca limuzyny, który podjechał pod dom Simpsona, zeznał, że zauważył w ciemnościach postać, sylwetką przypominającą OJ’a, wchodzącą do domu. Było to kilka minut po tym, jak zamordowano Nicole i Rona.
Druga twarz OJ'a
Prokuratura udowodniła ponadto, że OJ często znęcał się nad Nicole psychicznie i fizycznie zarówno w czasie trwania małżeństwa, jak i po rozwodzie. Przysięgli wysłuchali m.in. taśmy z nagraniami jej rozmów z policją (Nicole wzywała ją dziewięciokrotnie) oraz zobaczyli zdjęcia z obdukcji, na których widać Nicole z posiniaczoną twarzą. Kobieta przechowywała je w sejfie na dowód brutalności OJ'a. - On mnie kiedyś zabije - powtarzała znajomym i rodzinie.
Badania DNA, które były wówczas stosunkowo nowymi dowodami w sprawach sądowych, wykazały, że krew znaleziona w samochodzie Simpsona należy do ofiar. Krew Nicole była również na skarpetkach Simpsona, które znaleziono w jego sypialni. Na koszuli Goldmana znaleziono włos należący do oskarżonego. Udowodniono również, że rękawiczki znalezione w pobliży zwłok ofiar i w ogrodzie Simpsona pochodzą z tej samej pary. Co więcej, Simpson posiadał identyczne rękawiczki, które kilka lat wcześniej kupiła mu… Nicole.
Obrona nie starała się przedstawiać dowodów niewinności swojego klienta. Skupiała się raczej na podważaniu dowodów oskarżenia. Udowodniła, że ślady krwi były nieodpowiednio zabezpieczone przez policjantów, którzy nie mieli założonych rękawiczek. Ich zdaniem mogło dojść w ten sposób do zanieczyszczenia próbek, a tym samym wynik DNA mógł być niepoprawny.
Pokerowe zagranie
Później wyciągnęli z rękawa prawdziwego asa, jaką była karta rasowa. Ich zdaniem OJ padł ofiarą... spisku policjantów z Los Angeles, którzy nienawidzą czarnych. Ponad dwa lata wcześniej inni funkcjonariusze zatrzymali do kontroli drogowej niejakiego Rodney'a Kinga, którego brutalnie pobili pałkami. Całą scenę nagrał przypadkowy świadek, a taśma trafiła do mediów. Przeciwko policjantom wniesiono oskarżenie, ale zostali uniewinnieni.
Na ulice Los Angeles wyszli wówczas czarnoskórzy mieszkańcy, którzy wzniecili trwające sześć dni zamieszki, w czasie których doszło do kradzieży i podpaleń. Powodem była ich frustracja wynikająca z przekonania, że do uniewinnienia policjantów doszło wyłącznie z powodów rasowych. W zamieszkach zginęły 53 osoby, ponad 2 tysiące osób zostało rannych, a straty materialne wyceniono na blisko miliard dolarów.
Adwokaci Simpsona dowiedli, że Mark Fuhrman, kluczowy świadek oskarżenia, który znalazł zarówno rękawiczkę w ogrodzie Simpsona, jak i ślady krwi na bronco, jest rasistą i kłamcą. Wielokrotnie obrażał Afroamerykanów, nazywając ich „czarnuch…”, czego wcześniej wypierał się w sądzie oraz chwalił się, jak wrabiał aresztowanych Murzynów, podkładając sfałszowane dowody.
Za małe rękawiczki
Ale chyba najbardziej pamiętną i przełomową chwilą w procesie był moment, w którym Simpson został poproszony przez prokuratura Christophera Dardena o przymierzenie rękawiczek, które znaleziono na miejscu zbrodni i na terenie jego posiadłości. Simpson podszedł do ławy przysięgłych i rozpoczął prawdziwe show.
Simpson musiał nieźle się nagimnastykować, aby wcisnąć na ręce rękawiczki. Zajęło mu to dobre kilkanaście sekund, ale w końcu mu się udało. Rezultat? Wyglądało na to, że rękawiczki są co najmniej dwa numery za małe. Prokuratura strzeliła sobie w stopę, a prezentacja przemówiła do przysięgłych bardziej niż jakikolwiek inny dowód przedstawiony w sprawie.
Cochran, pytany przez dziennikarzy, czy w przymierzaniu rękawiczek Simpsonowi pomogły jego zdolności aktorskie, odpowiedział z uśmiechem na ustach: „nie wiem, czy można zagrać za małe rękawiczki”.
Cztery godziny na decyzję
Finał procesu nastąpił 3 października 1995 roku. Ława przysięgłych potrzebowała zaledwie 4 godzin, aby podjąć jednomyślną decyzję. Emocje sięgnęły zenitu. Przed budynkiem sądu w Los Angeles zgromadziły się tysiące ludzi. Ruch na Times Square w Nowym Jorku po prostu stanął. Ludzie wpatrywali się tam w wielki telebim, aby dowiedzieć się, jaki los spotka ich niedawnego bohatera. Sklepy elektroniczne przeżywały oblężenie. Wszyscy chcieli poznać werdykt. Szacuje się, że moment jego ogłaszania oglądało na żywo 150 mln osób, czyli grubo ponad połowa amerykańskiej populacji.
Tuż po godzinie 10.00 na sali sądowej padło: "niewinny". Simpson delikatnie się uśmiechnął i wziął głęboki oddech. Wyraźnie słychać było płacz Kim Goldman, siostry Rona. Wyrok był ogromnym zaskoczeniem dla opinii publicznej. Biali mieszkańcy Ameryki uznali go za niesłuszny. Natomiast wśród Afroamerykanów nastąpił wybuch radości. Dla nich była to swoista zemsta za Rodney'a Kinga.
Co ciekawe, w niewinność Simpsona nie wierzyli nawet jego adwokaci i niektórzy przyjaciele. Shapiro namawiał swojego klienta, aby poszedł na układ z prokuraturą i przyznał się do zabójstwa w afekcie, za co miałby otrzymać kilka lat więzienia zamiast dożywocia. Już po procesie Robert Kardashian przyznał w rozmowie z Barbarą Walters, że ma duże wątpliwości co do niewinności swojego przyjaciela, wywołane głównie dowodami DNA. Gdy popatrzymy zresztą na moment ogłaszania wyroku zobaczymy na jego twarzy szok i niedowierzanie.
Ron Shipp, wieloletni przyjaciel Simpsona i były policjant, powiedział w wywiadzie dla magazynu „People”, że Simpson mówił mu o swoich snach, w których zabija Nicole. Miał mu to wyznać nazajutrz po jej zabójstwie. - Kiedy mi to powiedział, chciałem wydostać się tego pokoju. Mówiłem do siebie: „on to zrobił, jestem w pokoju z podwójnym mordercą” - relacjonował Shipp.
Decyzja, która wywołała ogromne kontrowersje, odzwierciedliła podziały rasowe w Stanach Zjednoczonych. Sondaż, przeprowadzony przez CNN tuż po ogłoszeniu wyroku pokazał, że 62 proc. białych mieszkańców USA uważało, iż Simpson jest winny, natomiast 68 proc. czarnych obywateli, że jest niewinny.
Proces stulecia
Proces stał się jednym z najbardziej sensacyjnych wydarzeń w historii Stanów Zjednoczonych. Zainteresowanie mediów z całego świata (wydano ponad 1000 wejściówek dla dziennikarzy) zrodziło zjawisko znane później jako reality TV.
„Proces stulecia”, bo tak go nazwano, był transmitowany na żywo, co było absolutną nowością w tamtym czasie. Kamery na sali sądowej sprawiły, że Amerykanie czuli się, jakby siedzieli w pierwszym rzędzie i aktywnie uczestniczyli w rozprawie. Winny czy niewinny? To pytanie zadawano sobie w pracy, w domu, podczas weekendowego grilla, w samolocie, dosłownie wszędzie. Ponoć kiedy prezydent Rosji Borys Jelcyn przyleciał z wizytą do USA, to jednym z pierwszych zdań, jakie wypowiedział w kierunku amerykańskiego przywódcy Billa Clintona brzmiało: „Czy myślisz, że OJ to zrobił?”.
Przez ponad rok proces był absolutnym numerem 1 w amerykańskich mediach i domach; historia nie schodziła z pierwszych stron gazet i czołówek wiadomości telewizyjnych. „Los Angeles Times” opisywał sprawę na pierwszej stronie przez ponad 300 dni z rzędu. Eksperci komentowali wydarzenia na bieżąco w najpopularniejszych programach telewizyjnych, takich jak "Larry King Live" czy "The Jay Leno Show".
Uczestnicy procesu - prokuratorzy, obrońcy, świadkowie a nawet sędzia - natychmiast zyskali status celebrytów, a ich ubrania, fryzury, majątek i wiele innych aspektów prywatnego życia były szeroko komentowane w kolorowej prasie.
A jeśli to zrobił?
OJ Simpson był wolnym człowiekiem, ale jego wizerunek legł w gruzach. Nie uciekł też całkowicie od odpowiedzialności za wydarzenia z 12 czerwca 1994 roku. Rok od zakończeniu procesu karnego, rodziny Nicole Brown i Rona Goldmana wytoczyły mu proces cywilny. Sąd, w którym większość ławy przysięgłych stanowili biali, uznał Simpsona winnym podwójnego morderstwa i nakazał mu wypłacić odszkodowanie rodzinom ofiar w wysokości 33,5 mln dolarów. Simpson, zrujnowany kosztami procesu, do dziś nie wypłacił większości z zasądzonej sumy. Heisman Trophy, które zajmowało honorowe miejsce w jego domu, zostało zlicytowane za 500 tys. dolarów. Pieniądze trafiły na konto rodziny Goldmanów.
OJ usunął się z życia publicznego, ale wkrótce powrócił z wielkim hukiem. Napisał autobiografię pod kontrowersyjnym tytułem "Jeśli to zrobiłem", w której opisał, jak hipotetycznie mógł dokonać morderstw w 1994 roku. Zbliżająca się publikacja książki wywołała potężne protesty i oburzenie. Wydawca książki, magnat medialny Rupert Murdoch, zdecydował dlatego, że nie trafi ona do księgarń.
Sprawa trafiła do sądu, a ten, w sierpniu 2007 roku, przyznał prawa do publikacji książki rodzinie Goldmanów. Publikacja została ostatecznie wydana pod zmienionym tytułem ''Jeśli to zrobiłem: wyznanie mordercy'' i natychmiast stała się bestsellerem. Część zysków z jej sprzedaży została wykorzystana do uregulowania zaległych należności Simpsona.
Po pamiątki z bronią
OJ nie uniknął jednak więzienia. W 2007 roku stanął ponownie przed sądem za napad z bronią w ręku na kolekcjonera pamiątek w Las Vegas. Były futbolista tłumaczył się, że po prostu chciał od niego odzyskać swoje memorabilia. Sąd nie był łaskawy i skazał go na 33 lata więzienia z możliwością ubiegania się o warunkowe zwolnienie po 9 latach odsiadki.
20 lipca br. specjalna komisja wyraziła zgodę na wcześniejsze zwolnienie Simpsona z więzienia. - Jestem dobrym facetem i w zasadzie spędziłem życie wolne od konfliktów - oświadczył 70-letni Simpson podczas przesłuchania, które znów, tak jak przed ponad 20 laty, oglądały miliony ludzi.
Z więzienia został zwolniony warunkowo w niedzielę 1 października. Do dziś pozostaje jedyną osobą oskarżoną o morderstwo Nicole Brown Simpson i Rona Goldmana.