Niedawno w Moskwie zapadł wyrok w sprawie tak drastycznej i nietypowej, że nie wymyśliłby jej nawet hollywoodzki scenarzysta. 17 ofiar, pięcioro rannych, krwawe egzekucje w stolicy sparaliżowanej strachem, a w tle okrucieństwo i terror na wielką skalę.
Latem 2014 roku uwaga świata skupiała się na aneksji Krymu przez Rosję i wojnie w Donbasie, na wschodzie Ukrainy. Gdy media informowały o ciężkich walkach o donieckie lotnisko czy zestrzeleniu samolotu MH-17 z 298 osobami na pokładzie i porwaniach tatarskich aktywistów na anektowanym półwyspie, niewiele osób zwracało uwagę na doniesienia o tajemniczych zabójstwach, do których dochodziło na podmoskiewskich trasach. Działo się to zazwyczaj w nocy. Kierowca łapał gumę, a po wyjściu z auta orientował się, że najechał na rozłożone na jezdni przeszkody. Po chwili ginął od kul nieznanych sprawców.
Początkowo władze nie łączyły tych przestępstw – każde popełniono w innej części tzw. nowej Moskwy, czyli do niedawna w podmoskiewskich miejscowościach. Do kilku zabójstw doszło na trasie Don, prowadzącej ze stolicy do Rostowa nad Donem. Modus operandi był jednak na tyle charakterystyczny, a ofiar tak dużo, że śledczy zorientowali się – mordów dokonuje zorganizowana grupa przestępcza. Wówczas nikt jeszcze nie podejrzewał, jak koszmarny jest obraz tych zbrodni.
Przejażdżka
Wieczorem 25 lutego 2014 roku Władimir Kiriluk, przewodniczący rady nadzorczej jednego z rosyjskich banków, wybrał się na przejażdżkę rowerową po lesie. Mieszkał na osiedlu willowym w niewielkim miasteczku Istra i często wybierał się na wycieczki po spokojnej okolicy. Jak to miał w zwyczaju, zabrał ze sobą psa – zwierzak musiał się wybiegać. Gdy Kiriluk wyjeżdżał już z lasu, zauważył kilku mężczyzn, którzy przeciągali na jezdnię duży konar, tworząc na drodze przeszkodę.
Żona bankiera, do której dzwonił przed wyjściem z domu, zaniepokoiła się, że mąż długo nie wraca. Nie mogła się do niego dodzwonić, pojechała więc porozmawiać z ochroniarzem, który dyżurował przy wjeździe na luksusowe osiedle. Ochroniarz powiedział jej, że kilka chwil wcześniej widział ich psa, wbiegającego na teren osiedla. Przypomniał sobie również słowa jednego z mieszkańców, który niedawno wracał do domu. Widział on, jak trzy osoby w ciemnych ubraniach kopią leżącego na ziemi mężczyznę. Działo się to 500 metrów od osiedla. Żona bankiera ruszyła na poszukiwania męża. We wskazanym miejscu bójki leżało ciało Władimira Kiriluka. Mordercy zadali mu około 20 ciosów nożem i dwa razy strzelili w głowę. Niczego nie zabrali, choć miał przy sobie drogi telefon, zegarek i rower.
Później okaże się, że tego dnia zabójcy ćwiczyli rozstawianie przeszkód na drogach, a Kiriluk im przeszkodził, dlatego musiał zginąć.
3 maja 2014 małżeństwo Lebiediewów – Tatiana i Anatolij – wracało z daczy. Pojechali po turystyczną lodówkę – uznali, że przyda im się na urlopie. Gdy późnym wieczorem jechali trasą M4, usłyszeli huk, a samochód zaczął zjeżdżać na pobocze. Pękła opona. Gdy 64-letni Anatolij Lebiediew wysiadł z auta, podbiegło do niego czterech zamaskowanych mężczyzn. Okazało się, że przestępcy rozrzucili na trasie kolce, które przebiły koło. Wystrzelili cztery razy w głowę mężczyzny, po czym zabili jego żonę, która siedziała na miejscu pasażera. Ukradli torbę ze słodyczami, ubraniami i kilkoma tysiącami rubli, z uszu kobiety wyrwali kolczyki. Zwłoki pary odnaleziono dopiero nad ranem.
Miesiąc później, 4 czerwca, w swoim samochodzie marki Mitsubishi Lancer zginął dzielnicowy Oleg Tołmaczow. Z auta zniknęły okulary przeciwsłoneczne, perfumy i dwie komórki. 30 czerwca – kolejna ofiara: 57-letni kierowca, któremu ukradziono złoty łańcuch, krzyżyk i torbę z pieniędzmi. Półtora miesiąca później, 18 sierpnia, ofiarą przestępców padł wracający z urlopu były tancerz popularnego zespołu ludowego Albert Jusupow. Myślał, że złapał gumę – choć w rzeczywistości najechał na rozrzucone kolce. Zadzwonił do kolegi z prośbą o pomoc w naprawie koła. Gdy siedział w samochodzie i grał na komórce, zobaczył zbliżających się do niego mężczyzn w maskach chirurgicznych. Rzucił się do ucieczki, jednak zabójcy strzelili do niego niego pięć razy. Nie miał szans na przeżycie.
Na początku września 2014 roku w mediach już huczało od doniesień o "bandzie GTA" (od nazwy popularnej gry komputerowej "Grand Theft Auto"). Tak media nazwały przestępców z uwagi na przypadkowy wybór ofiar i brak wyraźnego motywu. Pisano, że to miłośnicy nielegalnych wyścigów samochodowych, którzy od grania w internecie przeszli do popełniania zbrodni w realu. Podejrzewano też "dywersantów" z Ukrainy i najemników powracających z Donbasu.
Ludzie ostrzegali się nawzajem w mediach społecznościowych, a na podmoskiewskie trasy wyruszyły tzw. patrole społeczne, zorganizowane przez popularnego blogera Erika "Dawidycza" Kituaszwilego. Około 150 osób co wieczór zatrzymywało przypadkowe auta, sprawdzając tożsamość "podejrzanych" kierowców, przez co na drogach często dochodziło do bójek i awantur.
Do września 2014 roku, gdy organy śledcze wreszcie połączyły kilka oddzielnych spraw w jedno śledztwo, ofiarami zabójców padło dziesięć osób. Mordercy byli bezwzględni, na palcach jednej ręki można było policzyć osoby, którym udało się przeżyć ich atak.
W noc z 2 na 3 września 2014 roku kierowca kii sportage zatrzymał się na stacji benzynowej w miejscowości Jasieniewo pod Moskwą, by zatankować. Gdy wracał do auta, napadło go trzech mężczyzn – jeden z nich strzelił mężczyźnie w kolano z broni pneumatycznej, dwaj pozostali zaczęli bić go pałkami bejsbolowymi. Na widok pracownika stacji, który – zaniepokojony krzykami – wyszedł z budynku, napastnicy rzucili się do ucieczki.
Po chwili na stację podjechał inny kierowca, który zobaczył zakrwawioną ofiarę i pracownika. Wiedział z mediów o "bandzie GTA", zapytał, co się stało, ale słysząc, że na miejsce jadą już pogotowie i policja, zatankował i odjechał. Po kilku minutach jednak wrócił z piskiem opon. Powiedział, że zobaczył niedaleko trzech mężczyzn siedzących w aucie zaparkowanym na poboczu – uznał, że mogą to być napastnicy i zaproponował rannemu kierowcy, który widział ich twarze i mógłby ich rozpoznać, by razem ruszyli w pościg.
Dogonili auto i udało im się zepchnąć je na pobocze, jednak na widok pistoletu, wystawionego przez okno, zrezygnowali z dalszej pogoni. Rannemu udało się jednak nagrać kilkusekundowy filmik, na którym widoczne były numery rejestracyjne samochodu napastników. Od razu zgłosił się na policję – i to był przełom w sprawie.
Policja ustaliła właściciela samochodu. Był nim Fazliddin Chasanow, obywatel Uzbekistanu, który przyjechał do Rosji do pracy. Przez kilka miesięcy śledczy obserwowali Chasanowa i krąg jego znajomych. Do listopada 2014 roku ustalili, że stale spotyka się z kilkoma imigrantami, wśród których byli Chazratchon Dodochonow i Ibajdułło Subchanow. To ich odciski i materiały genetyczne znaleziono na jednym z aut zamordowanych ofiar.
Strzały na ulicy Gorkiego
Obserwujący podejrzanych policjanci ze zdziwieniem odkryli, że Ibajdułło Subchanow pracuje jako ochroniarz na posesji należącej do jednego z najważniejszych urzędników rosyjskiej Prokuratury Generalnej – naczelnika administracji Aleksieja Starowierowa. Nie otrzymywał wynagrodzenia, ale w zamian mógł mieszkać wraz z rodziną w jednym z budynków gospodarczych, przerobionych na mieszkania. Posesja znajdowała się w miejscowości Udielnaja pod Moskwą – typowym letniskowym raju dla właścicieli komfortowych dacz.
W nocy z 5 na 6 listopada 2014 roku rosyjski specnaz (między innymi elitarna jednostka Ryś) i policjanci otoczyli budynek, w którym przebywał Subchanow. Przez megafon mężczyzna usłyszał, że ma wyjść z mieszkania. Był przygotowany na taki scenariusz. Zadzwonił do dwóch z członków bandy i uprzedził ich o tym, że zostali zdemaskowani. W tym czasie zapadła decyzja o szturmie przybudówki. Członkom specnazu udało się wyprowadzić z pomieszczenia matkę i dwoje dzieci Subchanowa. Ibajdułło został zabity na miejscu.
Dziewięciu członków bandy zatrzymano w ciągu kilku następnych dni – jeden ukrywał się u rodziny w Nowosybirsku, inni nawet nie podejrzewali, że policja od kilku miesięcy obserwuje ich domy. Zatrzymani mieli zazwyczaj około 30 lat (najmłodszy miał 26, najstarszy 42 lata). Zostali oskarżeni o zamordowanie 17 osób. Pięciu innych członków bandy zdołało wyjechać z Rosji – dwóch z nich zatrzymano w Tadżykistanie w 2015 i 2016 roku.
Gdy policjanci zaczęli przeszukiwać pomieszczenia, wynajmowane i zamieszkiwane przez podejrzanych, znaleźli arsenał, którego nie powstydziłaby się sycylijska mafia: 60 automatów, trzy karabiny Kałasznikowa, 877 naboi, proch i inne materiały wybuchowe, części do pistoletów, celowniki optyczne do broni, detonatory i liny oraz ściągnięte z internetu instrukcje przygotowania bomb i materiałów wybuchowych, a także zapisany maczkiem po uzbecku zeszyt w kratkę z instrukcjami szybkiego zabijania i konspiracji. "Banda szykowała zamachy na stadionach" – informowały gazety, powołując się na źródła w prokuraturze. Po przesłuchaniach podejrzanych obraz zbrodni, który udało się odtworzyć policjantom, był szokujący.
Goście stolicy
Moskwa jest olbrzymią metropolią, w której od dawna liczba rzeczywistych mieszkańców przekracza oficjalne dane. Największa stolica Europy, zamieszkiwana przez ponad 12 milionów osób (a jeśli doliczyć aglomerację – ponad 17 milionów), wśród których dużą część stanowią tzw. gastarbajterzy z dawnych republik Związku Radzieckiego. Azerowie, Kazachowie, Tadżycy, obywatele Uzbekistanu i Mołdawii – wielu z nich przybywa do rosyjskiej stolicy w poszukiwaniu zajęcia i lepszego bytu. Na co dzień gastarbajterzy wykonują zazwyczaj proste, słabo płatne prace i często spotykają się z szykanami, padają też – zwłaszcza kobiety – ofiarami handlu ludźmi, stręczycielstwa i zabójstw, którymi rosyjska policja niechętnie się zajmuje. "Prawdziwi" moskwianie, z których większość, nawiasem mówiąc, to przyjezdni, rzadko zauważają takich przybyszów, zwłaszcza jeśli pochodzą z byłych republik południowych i mają skośne oczy.
Takimi właśnie "gastarbajterami" byli, na pierwszy rzut oka, imigranci z Kirgistanu Ibajdułło Subchanow i jego brat Cholik. Do Moskwy przyjechali w marcu 2011 roku – jak się później okazało, na podstawie podrobionych dokumentów. Pracowali na czarno. Subchanow, który przemianował się na Rustama Usmanowa, był ochroniarzem na osiedlu willowym pod Moskwą. Uważano go za człowieka "w najwyższym stopniu uczynnego, pogodnego i wyjątkowo skromnego". Po pracy często spotykał się z innymi imigrantami z państw Azji Środkowej. Razem czytali Koran, ale też ćwiczyli sztuki walki i uczyli się strzelać. Po co?
Cholik Subchanow zeznał podczas śledztwa, że od 2009 roku przez kilkanaście miesięcy wraz z bratem przebywał w obozie szkoleniowym dla radykalnych islamistów w Pakistanie. Ich przywódcą był niejaki Rawszan, członek podobnej do tzw. Państwa Islamskiego (ISIS) organizacji terrorystycznej Związek Islamskiego Dżihadu, której celem jest utworzenie państwa islamskiego na terenie Uzbekistanu i Tadżykistanu. Wieści z tamtych regionów rzadko przebijają się na czołówki światowych mediów, wiadomo jednak, że już pod koniec lat 90. ubiegłego wieku organizacja ta dokonywała ataków terrorystycznych m.in. w Kirgistanie, a w 2015 roku połączyła się z ISIS. Zradykalizowani bracia w 2012 roku na polecenie Rawszana zaczęli tworzyć w Moskwie siatkę przestępczą, której celem było dokonywanie zabójstw i kradzieży. Pieniądze miały zasilać Związek Islamskiego Dżihadu. Z zeznań Subchanowa wynika, że z czasem ugrupowanie miało przejść do ataków terrorystycznych na terenie Moskwy, by zastraszyć mieszkańców i zwiększyć stopień radykalizacji osób podatnych na wpływ ideologii islamistycznej.
Jak zauważa reporter niezależnego portalu Meduza Daniił Turowski, który badał sprawę "bandy GTA", nawet prezydent Rosji Władimir Putin przyznał, że przestępcy dokonywali zabójstw z powodów ideologicznych, a ich działalność miała "ukierunkowanie terrorystyczne". Wątek ten, o dziwo, nie był kontynuowany ani w śledztwie, ani po zatrzymaniu przestępców. Co więcej, 12 listopada 2014 roku rzecznik Komitetu Śledczego FR Władimir Markin poinformował, że podczas dokonywania zabójstw "członkowie bandy kierowali się pobudkami materialnymi, kradnąc pieniądze i kosztowności swoich ofiar".
Rok po sygnale od Rawszana o konieczności utworzenia grupy przestępczej Ibajdułło Subchanow, który był jej przywódcą i „mózgiem” wszystkich ataków, zdołał zorganizować stały skład: ok. 10-12 osób, które dokonywały napadów i zabójstw.
Nigdy nie jeździli mordować wszyscy razem. Ibajdułło typował, kto ma wziąć udział w "akcji". Często po zabójstwie rzeczy zabrane ofiarom oddawali swoim żonom i członkom rodziny. Wielu z nich łączyły więzy rodzinne – na polecenie Subchanowa żenili się z siostrami współczłonków bandy, żeby tworzyć rodzinny krąg powiązań i zależności.
Ciało w toalecie
Pierwszą ofiarą "bandy GTA" był taksówkarz – również imigrant, którego 7 marca 2012 roku zwabił do mieszkania Cholik Subchanow. Ciało schował pod podłogą w toalecie na terenie posesji – znaleziono je dopiero po kilku latach. Motywem zbrodni było auto mężczyzny, którym przestępcy planowali jeździć na "zadania".
Drugiego morderstwa Ibajdułło i Cholik dokonali 22 czerwca 2012 roku – zatrzymali na trasie pod Moskwą opla astrę, zamordowali kierowcę – byłego dzielnicowego Karakułowa, jego ciało zakopali na terenie posiadłości, w której pracował jeden z braci. Samochód ofiary Ibajdułło Subchanow przerejestrował na siebie. Tym sposobem mieli już dwa auta, które posłużyły im do dokonywania kolejnych napadów. We wrześniu 2013 roku zabili biznesmena, jadącego terenowym land cruiserem, wkrótce potem porzucili jednak auto w obawie, że może za bardzo rzucać się w oczy.
28 listopada 2013 roku zastrzelili pod Riazaniem dwóch studentów, jadących autem. Trzeci mężczyzna - pasażer na tylnym siedzeniu – został ciężko ranny. Miejscowe media opisywały, że miejsce zbrodni wyglądało jak po mafijnej egzekucji.
Najbardziej krwawą i bezsensowną zbrodnią, jakiej dokonali, było zamordowanie czterech robotników, którzy mieszkali w baraku na budowie. Przestępcy byli przekonani, że w środku znajduje się torba z pieniędzmi na wypłaty. Po kanonadzie zabrali stojącą na podłodze sportową torbę i uciekli. Okazało się, że były w niej... ubrania na zmianę.
Czasem jednak udawało im się rzeczywiście obłowić. We wrześniu 2012 roku dostali cynk o tym, że dwaj biznesmeni z Chin, prowadzący sklep w moskiewskim centrum handlowym, właśnie dokonali intratnej transakcji i jadą wpłacać pieniądze do banku. Kilkoma samochodami zablokowali auto przedsiębiorców. Grożąc bronią, ukradli torbę z pieniędzmi, a Chińczyków ciężko pobili. Ich łupem padło 17 milionów rubli – według ówczesnego kursu grubo ponad półtora miliona złotych. Ta pokaźna kwota wystarczyła przestępcom na kupienie kolejnych samochodów i broni.
Ostatni akord
Proces w sprawie "bandy GTA" trwał dwa lata. Akta sprawy liczyły 170 tomów. Odbyło się 115 posiedzeń sądu, podczas których oskarżeni zazwyczaj odmawiali składania zeznań i odwracali się do sali bokiem, zasłaniając twarze teczkami.
1 sierpnia 2017 roku w Moskiewskim Sądzie Okręgowym, po kolejnej rozprawie, oskarżeni zostali wyprowadzeni z sali. Ręce mieli skute kajdankami. Pięciu z nich weszło do windy wraz z dwojgiem konwojentów – kobietą i mężczyzną. Według konwojentki nagle mężczyźni zaczęli głośno rozmawiać ze sobą w nieznanym jej języku, po chwili jeden z nich rzucił słowo, które zabrzmiało jak rozkaz, po czym rzucili się na eskortujących i zaczęli ich bić – kajdanki założono im z przodu, a nie z tyłu, co było złamaniem procedur.
Odebrali konwojentom broń, a później zaczęli skakać, by winda zatrzymała się w trybie awaryjnym. Stanęła na trzecim piętrze. Napastnicy wbiegli do najbliższej sali rozpraw. Byli tam: oskarżony, jego adwokat i inni prawnicy oraz funkcjonariusze Rosgwardii – podlegającej prezydentowi gwardii narodowej, formacji powołanej w 2016 roku, której zadaniem jest walka z terroryzmem i ekstremizmem.
Na widok uzbrojonych funkcjonariuszy oskarżeni zaczęli strzelać. Ci odpowiedzieli ogniem. Zginęło trzech napastników, w tym Cholik Subchanow, brat Ibajdułły. Ranni zostali dwaj członkowie bandy: Chazratchon Dodochonow i Fazletdin Chasanow, który po kilku dniach zmarł w szpitalu. Podczas strzelaniny ranny został też jeden z gwardzistów.
Okazało się, że podczas konwoju oskarżonych złamano niemal wszystkie instrukcje bezpieczeństwa, obowiązujące w przypadku tak groźnych przestępców: zamiast dwóch konwojentów powinno ich pilnować co najmniej dziesięciu. Nie wiadomo też, dlaczego władze aresztu dopuściły, żeby oskarżeni porozumiewali się ze sobą. Okoliczności ataku miało wyjaśnić dochodzenie wewnętrzne, wciąż jednak nie zostało wszczęte. Pracę stracili za to szef jednostki ochrony i zastępca kierownika plutonu MSW obwodu moskiewskiego.
Po strzelaninie w sądzie Chazratchon Dodochonow spędził dwa tygodnie w szpitalu. Psycholodzy uznali go za zdolnego do uczestnictwa w procesie, choć twierdził on, że widzi potwory, a w sobie czuje "obecność dżina".
Bliscy oskarżonych wciąż nie mogą pogodzić się z myślą, że ich synowie, mężowie okazali się bezwzględnymi mordercami. "To Moskwa i widok luksusowego życia tak zepsuły mojego syna" – mówił w wywiadzie dla "Komsomolskiej Prawdy" ojciec Chazrata Dodochonowa Ajdar. Wielu z bliskich skłania się też do tezy, którą wysunął "Moskiewski Komsomolec", że członkowie bandy zostali sprowokowani do ucieczki, żeby można było ich zabić, bo "wiedzą za dużo". "Zabili ich, żeby czegoś nie wypaplali podczas rozprawy" – przekonują rodziny przestępców.
Rok po krwawej strzelaninie, w tym samym budynku moskiewskiego sądu, rozpoczęło się odczytywanie wyroku. Trwało siedem dni. Czterech oskarżonych, którzy dożyli tego dnia, zostało skazanych na dożywocie w kolonii karnej o zaostrzonym rygorze. Piąty członek bandy, twierdzący, że nie zabijał, a stał na czatach, dostał 20 lat więzienia. Trzech podejrzanych o współudział w mordach i napadach "bandy GTA" wciąż jest poszukiwanych międzynarodowym listem gończym.
Jedna z rosyjskich telewizji nakręciła siedmioodcinkowy serial na podstawie tej niewiarygodnej historii, opisał ją też w swojej książce "Zabójstwa, ataki terrorystyczne, katastrofy" były rzecznik Komitetu Śledczego FR Władimir Markin. Sprawa "bandy GTA" odpływa do sfery pitawali, choć pewnie już zawsze kierowcy będą mimowolnie odczuwać chłodny powiew strachu, jadąc trasą Don.