W tym roku oboje skończą 70 lat. I właśnie ruszają w podróż dookoła świata. "Podróż dla żony" - jak mówi Ryszard. - Bo to on jest podróżnikiem, a ja tylko żoną podróżnika - tłumaczy Jadwiga. W podróży będą obchodzić 46. rocznicę ślubu.
Ryszard tę podróż planował od lat. Wszystko, co do najmniejszych szczegółów. Kupione bilety, hotele, wytyczone trasy ... Koronawirusa nie dało się przewidzieć, a teraz musi wziąć pod uwagę także zagrożenie epidemią. Ale jadą i nie wpadają w panikę. - Strachu nie ma. Na szczęście najpierw lecimy w rejony wolne od wirusa. W dalszym etapie, kiedy dotrzemy do Australii, mamy nadzieję, że epidemia ucichnie. Jeśli nie - skrócimy naszą wyprawę - mówi. Ruszają 12 marca.
****
Jadwiga: - Napije się pani czegoś? Kawy? Dobrze, tylko proszę się nie dziwić, bo my nie mamy dwóch takich samych kubków. Każdy z innego miejsca… O, dostanie pani w Islandii, ja w Kapadocji, a mąż w Azerbejdżanie...Ryszard: - To zanim zaczniemy rozmawiać, ja pani wszystko pokażę…
Idziemy drewnianymi schodami na górę domu. Na początek w oczy rzucają się dwie małe walizki na kółkach. Naprawdę małe. Takie, jakie bierze się na weekendowy wyjazd albo krótką służbową podróż. - To nasz cały ekwipunek - Ryszard nie zostawia miejsca na domysły. Bierzemy podstawowe rzeczy - bieliznę, parę koszulek, szczoteczkę do zębów, resztę będziemy kupować, oddawać, kupować nowe. W zależności od potrzeb.
W tym podstawowym ekwipunku mają na przykład superśpiwór dla Jadwigi. Złożony w pokrowcu mieści się w dłoni i waży tylko 200 gramów. - Żeby mogła odpoczywać komfortowo na lotniskach. Ona będzie spała, a ja będę czuwał - mówi mąż. Żona w swojej walizce ma… szpilki i dwie sukienki. - Na samym początku podróży będziemy na luksusowym statku na Karaibach. To przecież nie mogę wystąpić w butach trekkingowych. Wzięłam takie sukienki, które lubię, ale w których już się nachodziłam, więc nie będzie mi szkoda zostawić - śmieje się.
Pokój Ryszarda to logistycznie królestwo. Na stole leżą poukładane wszystkie bilety lotnicze. Planował całą podróż ponad rok. Nad szafką mapa z rozrysowanym planem podróży dookoła świata. Czerwonym flamastrem napisane: "Dookoła świata z żoną. 12.03.2020".
W planie między innymi: wyspy Morza Karaibskiego, rejs Amazonką, Wyspa Wielkanocna, Machu Picchu, Las Vegas, Hawaje, Nowa Zelandia i Sri Lanka. W sumie odwiedzą 27 krajów.
Zakochałem się od tyłu
On - urodził się w Szczecinie. Ona - w oddalonym o niespełna 80 km Choszcznie.
Zanim się poznali - on zdążył zjechać całą Polskę. Najpierw, jako dzieciak, jeździł z tatą w odwiedziny do krewnych rozsianych po kraju. A potem razem z kolegą zmontowali tandem i po prostu ruszyli na nim w trasę. Czarno-białe zdjęcie z tej wyprawy wisi na ścianie w pokoju Ryszarda. - Ja nie wiem, czy ktoś jeszcze oprócz nas zrobił coś takiego na tandemie… - zastanawia się. Wychowany na książkach znanych podróżników od dziecka marzył o wielkim świecie.
Ona znała tak naprawdę tylko Szczecin, rodzinne Choszczno, no i Międzyzdroje, gdzie jako młoda dziewczyna dorabiała jako kelnerka.
Ich drogi zeszły się w 1973 roku. Jadwiga wybrała się z koleżanką do Zamkowej, szczecińskiej restauracji. - Wtedy tam spotykała się młodzież, były tańce, najmodniejsze miejsce w mieście - mówi. Wypatrzyła Ryszarda. - Zauważyłam, że zerka na mnie. Ale nie pcha się jak inni. Więc odmawiałam wszystkim, kiedy prosili do tańca, i czekałam, aż on się odważy. No i podszedł w końcu. Od razu iskra jakaś taka przeskoczyła! Tego wieczoru tańczyłam już tylko z nim!
Ryszard jak dziś pamięta, że zobaczył w szatni dziewczynę, która ściąga płaszcz. - Ja ją tylko od tyłu zobaczyłem. Figura marzenie! Miała modne wtedy dzwony, tu u góry obcisłe, a na dole szerokie, i zarzuconą piękną, robioną przez siebie, taką dzierganą czerwoną chustę. Zakochałem się, widząc ją tylko tyłem! - opowiada. - Jak ja się bałem, że dostanę kosza!
Po przetańczonej nocy rozstali się, nie przekazując sobie żadnych telefonów czy adresów. Jadwiga powiedziała tylko, że za dwa tygodnie przyjedzie znowu do Szczecina. On obiecał, że będzie czekał na dworcu.
- I akurat wtedy była ogromna śnieżyca. Wszystko zasypane, pociągi z ogromnymi opóźnieniami. Myślę sobie - przepadło! Taki fajny chłopak i nic z tego - wspomina Jadwiga.
Przez cały dzień kilometr po kilometrze trasę kolejową do Szczecina odśnieżało wojsko. Pociąg z Choszczna dotarł do celu z ośmiogodzinnym opóźnieniem. A Ryszard czekał na dworcu. Pół roku później byli już mężem i żoną.
Trabantem przez Polskę. Najpiękniejsze były góry
Ryszard miał ciągle w pamięci rowerową wyprawę przez Polskę. I chciał koniecznie wszystko pokazać żonie. Do dziś lubi o niej mówić: "moja dziewczyna". Miał smykałkę do samochodów, tak więc z części po trzech starych trabantach złożył jeden. - Pamiętam, że najpierw pokazałem jej Siekierki, Cedynię. Wszystko opowiadałem, bo ona wcześniej nigdy nie interesowała się historią - mówi.
Jadwiga: - Ale najpiękniejsze były góry. Widziałam je pierwszy raz w życiu. Spałam w samochodzie, otwieram oczy i widzę, że coś ogromnego jest przed nami. Nie wiedziałam, co się dzieje! Coś na drodze wielkiego stoi? Co to jest? Byłam zachwycona. Nie wyobrażałam sobie nawet, że góry mogą być tak zjawiskowe!
Ryszard: - I jeszcze Wieliczka ci się bardzo podobała... No i Warszawa! Jadwiga: - No tak, pamiętam. Wjechaliśmy na ostatnie piętro Pałacu Kultury. To było coś. Stolica.
Luksusowy rejs i depresja Jadwigi
A potem trochę ich dopadła proza życia. Ona - ekonomistka, pracowała za biurkiem. On - mechanik, w warsztacie. Ale jednocześnie realizowali swoje małe marzenia - chociażby o posiadaniu własnego kąta. Dom w prawobrzeżnej części Szczecina, w którym mieszkają do dziś, Ryszard wybudował sam. W pewnym momencie zdecydował też, że otworzy własny warsztat samochodowy, a Jadwiga zajmie się całą księgowością firmy.
- Jego ciągnęło do podróży, a ja się denerwowałam. Wtedy nie było tak łatwo o wyjazd zagraniczny. Nie było kont bankowych, pieniądze składało się na kupkę. I co? Szedł do biura podróży z taką kupką i wracał z pustymi rękami. Owszem, był wyjazd, ale pieniądze trzeba znowu składać od nowa! Trochę nie mogłam tego zrozumieć.
Ryszard pamięta, że udało im się zapisać na wycieczkę do Wiednia. To była pierwsza podróż za żelazną kurtynę. Dom w budowie, a w jego głowie kołatała się myśl, żeby już nie wrócić do Polski. - Większość osób, które wtedy były z nami w autokarze, została. My wróciliśmy.
- Tamta podróż to był dla nas szok kulturowy - mówi ona. - Patrzymy, piękne domki i wysokie płoty. Co za tymi płotami? Podeszliśmy, podskakujemy, a tam jakieś krzaczki i trawa! To nam się nie mieściło w głowach! My na każdym skrawku ogródka mieliśmy posadzone ziemniaki, pomidory. A tam tylko trawa. Wtedy to było nie do pojęcia.
Ryszard przynosi oprawione w szklaną antyramę zdjęcie. On z Jadwigą, uśmiechnięci, eleganccy, przy stole. - Co pani widzi na talerzu? Gruszkę? Ano właśnie nie! To ziemniaki tak pięknie podane!
Menu z luksusowego statku, który płynął z Odessy do Izraela, wspominają do dziś. To była ich druga zagraniczna podróż. - Ta wycieczka to było na tamte czasy spełnienie marzeń - mówi Ryszard.
- My codziennie mieliśmy do wyboru kilkanaście pozycji z tego menu! - wspomina Jadwiga. - Dzisiaj nikogo to nie dziwi, ale wtedy robiliśmy zdjęcia tych dań, żeby pokazać rodzinie i znajomym. No i potem sama Ziemia Święta. Tego się nie da opowiedzieć...
- Być w tych wszystkich biblijnych miejscach to było coś nierealnego - mówi Ryszard. - Siedzieliśmy przy Grobie Jezusa - dodaje Jadwiga.
Ale to właśnie ona luksusową wycieczkę odchorowała. - Wróciliśmy do domu i ja popadłam w depresję. Nie umiałam znaleźć dla siebie miejsca. Dla mnie to było za dużo emocji. Moja głowa sobie z tym nie poradziła. Musiałam to przetrawić. Wiem, że istnieje coś takiego jak depresja po podróży. Mnie to dotknęło wtedy - mówi.
Z każdą kolejną podróżą Ryszard utwierdzał się w przekonaniu, że woli niezależność. I że niekoniecznie kręcą go luksusy. Więc zamiast korzystać z usług biur podróży, zaczął planować na własną rękę. Przerobił samochód tak, że można było w nim nocować i zabierał żonę w zaaranżowane przez siebie wyprawy. W ten sposób zwiedzili chociażby Skandynawię.
Ryszard idzie w drogę, żeby odreagować Kubę
Kiedy Ryszard skończył 50 lat, postanowił, że trzeba w życiu coś zmienić. - Człowiek goni za pieniędzmi, ciągle siedzi w pracy i nic z życia nie ma. - Ja też nie lubiłam tego, jak on w tym warsztacie taki usmarowany, brudny, patrzeć nie mogłam. Podjęli odważną decyzję - wydzierżawili firmę. - Zarabialiśmy mniej, ale zyskaliśmy cenny czas dla siebie - mówią.
Był rok 2004. Na 30. rocznicę ślubu pojechali na luksusową wycieczkę na Kubę. Tym razem Jadwiga czuła się jak ryba w wodzie. Ale Ryszard się męczył. - Każdy nam nadskakiwał. Ja wychodziłem pobiegać, to sto metrów za mną biegła ochrona z hotelu. I przekazywali krótkofalówkami do kolejnych hoteli: plażą biegnie biały turysta, pilnujcie, żeby nic się nie stało. Miałem dosyć.
Kiedy wrócili do Polski, czuł, że musi odreagować. I wymyślił, że przejdzie plażą od granicy do granicy - od Świnoujścia do Piasków. - Ja mówiłam, że pójdę z nim, ale potem się wymigałam - śmieje się Jadwiga. - I całe szczęście! Bo potem zrobiliśmy taki trzydziestokilometrowy marsz plażą i to zdecydowanie nie dla mnie. Idzie się źle, krzywo, jedna noga ciągle niżej. No i ta monotonia, ciągle to samo - wzrusza ramionami.
A Ryszard był w swoim żywiole. Pamięta, że już za Kołobrzegiem spotkał dziennikarza "Dziennika Bałtyckiego". Miał przytroczony do bagażu napis obwieszczający, że idzie od granicy do granicy. - Dziennikarz był w szoku, czemu ja nikomu się nie chwalę, że to taki wyczyn. I nagle zrobiło się o mnie głośno - śmieje się.
Pamięta, jak pod płotem granicznym w Piaskach otworzył szampana. - Wychodząc z domu, nie wiedziałem, czy to się uda, czy dam radę. Ta wędrówka pokazała, że na wiele mnie stać. Poczułem, że chcę więcej. No i ciągle nie dawało mi spać największe marzenie: podróż dookoła świata.
Żaglowiec odpłynął, a on płakał jak dziecko
Ryszard zaplanował kolejne "spacerki". Poszedł piechotą do Wilna, skąd pochodzi jego ojciec. Przeszedł trasę od źródeł do ujścia Odry. Nigdy nie korzystał z GPS-u. W międzyczasie podróżował też z Jadwigą. Zwiedzili Afrykę, byli samochodem w Azji, odwiedzili Amerykę.
Ryszard pamięta, jak któregoś dnia szedł szczecińskim nabrzeżem i zobaczył piękny żaglowiec. A na nim napis, że właśnie wrócił z rejsu dookoła świata. Wszedł na pokład jak zaczarowany. Kapitan oznajmił, że za dwa lata planują kolejny rejs i że kompletuje załogę. Zgodził się bez wahania. Cena: pomoc przy remoncie żaglowca. Był tylko jeden szkopuł – jak przekonać żonę.
- A ja powiedziałam: nie. On do końca myślał, że ulegnę. Każdą wolną chwilę spędzał na tym żaglowcu. A ja wewnętrznie czułam, że nie mogę go puścić. Kłóciliśmy się bardzo, kazałam wybierać: albo ten rejs, albo ja. No i wybrał mnie - mówi.
Kiedy żaglowiec wypływał z portu w Świnoujściu, ona się śmiała, a on stał i płakał jak dziecko. Zaraz potem wsiedli w samochód i na pocieszenie pojechali samochodem na Islandię. - Tam do portu miał zawinąć ten sam żaglowiec. Mieliśmy się spotkać z załogą - mówią. Intuicja nie zawiodła Jadwigi. Żaglowiec miał problemy i do Islandii nie dopłynął.
Jak cebula obrana z warstw
Ryszard mimo wszystko dopiął swego. Osiem lat temu okrążył świat. Nie było go w domu ponad rok. Podróżował przez wszystkie kontynenty razem z towarzyszem, którego znalazł przez ogłoszenie w gazecie. Ich wyprawę relacjonował magazyn "Dookoła Świata".
Z Jadwigą mieli umowę - że w tym czasie nie będą do siebie dzwonili, tylko pisali co kilka dni. - Baliśmy się emocji, że ja się rozkleję albo on. I że on tam gdzieś, w tym świecie, będzie się martwił. Łatwiej było napisać te kilka słów, że jestem tu i tu, że wszystko jest okej - mówi żona.
W podróży nieraz ogarniał go smutek. - Patrzyłem na niewiarygodnie piękne miejsca i było mi żal, że nie ma przy mnie mojej dziewczyny. Obiecałem sobie wtedy, że kiedyś jej to wszystko pokażę, wybiorę te najpiękniejsze perełki i ruszymy w podróż razem.
Powrót nie był łatwy. Na dworcu w Szczecinie czekali dziennikarze wszystkich miejscowych redakcji. Aparaty, kamery, wywiady. To wtedy zadeklarował publicznie, że kolejna podróż będzie dla żony.
Dopytuję, jak wyglądało powitanie po takiej rozłące: - Padliście sobie w ramiona?
- A skąd! - Jadwiga jest do bólu szczera. - Coś tam było, ale takie na siłę. Ja myślałam, że on będzie do mnie biegł…
- To ty powinnaś do mnie biec! - zżyma się Ryszard.
- No jak! To ty mnie zostawiłeś na tak długo!
Jadwiga opowiada, że kolejny rok był bardzo trudny. - Musieliśmy się na nowo dotrzeć. On wrócił z tego świata jak taka cebula obrana ze wszystkich warstw. Bardzo wrażliwy. Po tej podróży to on powinien gdzieś na miesiąc najpierw się zaszyć, żeby poukładać sobie wszystko i dopiero potem wrócić do normalnego życia - wyjaśnia.
Oboje nie pudrują podróżniczego życia. Ale też mówią, że podróże to największy sprawdzian dla miłości. - Tu nie ma czasu na jakieś dąsanie się i obrażanie na nie wiadomo jak długo. Kłócimy się, ale zaraz musimy się pogodzić - mówi Jadwiga. W podróży podejmują też decyzje, które dla innych mogą być niezrozumiałe. Jak podczas pierwszej wycieczki do Maroka. - Okazało się, gdzieś chyba w Austrii, że mam złe dokumenty. Organizator mówi: natychmiast wysiadasz z autokaru. I do męża: szybka decyzja, jedziesz czy wysiadasz z żoną?
- Wysiadł? - pytam.
- Nie! - mówi Jadwiga.
- Pomyślałam, że szkoda, żeby wszystko przepadło i niech chociaż jedno z nas skorzysta. Wysiadłam w samych sandałkach, bagaże mu zostawiłam. Dołączyłam do innej wycieczki z Polski, która akurat wracała do kraju. Byłam dumna z siebie, że poradziłam sobie w takiej trudnej sytuacji zupełnie sama.
Podróżnik i żona podróżnika
Jadwiga nie wygląda na 70 lat. Niezwykle zadbana i elegancka. Życie obieżyświatki zdradza biżuteria. Takiej nie kupi się u lokalnego jubilera. Etniczne bransoletki wyplatane z kolorowych sznurków i obszywane koralikami, oryginalne naszyjniki. Przed wielką wyprawą martwi się trochę o cerę. - Będę kupować kremy z najwyższym filtrem, bo człowiek nie po to o siebie tak dba, żeby teraz jakichś plam dostać od słońca – tłumaczy.
Od momentu, kiedy Ryszard obiecał jej wyprawę, ona regularnie ćwiczy i dba o kondycję. Chodzi na fitness, razem regularnie spacerują. - W tej podróży wszystko będzie pod nią i dla niej. Jeśli będzie zmęczona, to rezygnujemy z czegoś. To ma być przyjemność, a nie męczarnia. Mamy wszystko zaplanowane, ale jeśli trzeba, będę ten plan zmieniał. Mam też nadzieję, że koronawirus nie pokrzyżuje nam niczego, ale bierzemy pod uwagę i taką ewentualność.
***
Ona ma na swoim koncie około setki odwiedzonych krajów. Ale nie przywiązuje do tego wielkiej wagi. On wszystko skrupulatnie liczy. Bo teraz ma 170, a chce zebrać wszystkie. Zdobył też Mont Blanc, Kilimandżaro i Ararat.
Ona mówi wprost: - To on jest podróżnikiem... - Szczecińskim podróżnikiem - wtrąca Ryszard.- Szczecińskim podróżnikiem. A ja jestem żoną podróżnika. Gdyby nie on, nie podróżowałabym. To on mnie do tego ciągnie, wszystko organizuje, namawia. A ja mu bezgranicznie ufam.
I choć Jadwiga nie nazywa siebie podróżniczką, doskonale wie, jak się podróżnikiem zostaje. - Trzeba zacząć od małych kroków. Małych podróży. Dbać o zdrowie i kondycję. Oszczędzać. I mieć na wszystko plan. Bo każda podróż zaczyna się w głowie.