Była tylko żoną i matką. Teraz jest także kandydatką na prezydenta, która na swoich wiecach, przypominających występy gwiazd rocka, gromadzi tłumy. Będzie główną kontrkandydatką Alaksandra Łukaszenki 9 sierpnia, choć eksperci mówią o niej "techniczna". Swiatłana Cichanouska w walce o fotel prezydenta Białorusi zastąpiła męża, który zamiast na listy wyborcze trafił do aresztu. Kim jest ta odważna kobieta?
Ma 37 lat i dwoje dzieci – 4-letnią córkę i 10-letniego syna. Bardzo je kocha, więc na czas kampanii wywiozła za granicę.
***
Cichanouska urodziła się w Mikaszewiczach na Polesiu. Szkołę podstawową skończyła z wyróżnieniem. Wychowawczyni Swiatłany Maryja Ważan wspomina ją jako "bardzo skromną, prawie niezauważalną uczennicę, ale też pracowitą i z charakterem".
Po ukończeniu szkoły Swiatłana dostała się na studia pedagogiczne w Mozyrzu (obwód brzeski). Kształciła się na nauczycielkę języków angielskiego i niemieckiego. Na studiach poznała swojego przyszłego męża, Siarhieja. Pobrali się po roku znajomości. Po ukończeniu studiów mieszkali przez jakiś czas w Homlu, skąd pochodzi Siarhiej, później przeprowadzili się do stolicy, do Mińska.
To Siarhiej interesował się polityką, nie ona. Swiatłana pracowała jako tłumaczka w kilku organizacjach, w tym charytatywnej irlandzkiej Chernobyl Life Line. W ostatnich latach nie była nigdzie zatrudniona, zajmowała się głównie domem i wychowywaniem dzieci. Nigdy nie myślała o robieniu kariery, nie miała też politycznych ambicji.
Mąż
Ambicje polityczne miał za to mąż Swiatłany, Siarhiej Cichanouski, znany antyrządowy bloger. Zanim został blogerem, zajmował się biznesem reklamowym. W marcu zeszłego roku uruchomił kanał na YouTubie "Strana dla żizni" (Kraj do życia). Publikował nagrania, związane z tematyką społeczną w kraju, poświęcał sporo uwagi drobnym przedsiębiorcom. Przeprowadzał też wywiady, w tym z politykami opozycji. Był aktywny w czasie zeszłorocznej kampanii parlamentarnej na Białorusi, relacjonował wiece opozycji. Nagrywał uliczne demonstracje przeciwników integracji Białorusi z Rosją.
Że zamierza wystartować w wyborach prezydenckich 9 sierpnia, ogłosił wiosną tego roku. Zaczął jeździć po kraju i spotykać się ze swoimi sympatykami, którzy znali go z internetu. Na początku maja, w drodze na jedno z takich spotkań, został zatrzymany i trafił do aresztu pod pretekstem udziału w akcji protestacyjnej przeciwko integracji Białorusi z Rosją, która odbyła się jeszcze w grudniu zeszłego roku.
Siarhiej Cichanouski nie zdążył sformułować czytelnego programu. Na swoim blogu otwarcie mówił o zjawisku korupcji. W rozmowie z dziennikarzami międzynarodowej sieci telewizyjnej RTVi Siarhiej dowodził, że w jego kraju "nie ma życia politycznego, nie ma uczciwych sądów, nie ma zmiany rządu, nie ma też samorządu lokalnego". "Jest jedynie dyktatura Łukaszenki. Białorusini są tym zmęczeni i wyrażają swój sprzeciw, a ja wyrażam ich opinię" – przekonywał.
Był za kratami, kiedy upływał termin rejestracji komitetu wyborczego (białoruskie określenie - grupa inicjatywna). Sprawą zajęli się pełnomocnicy. Centralna Komisja Wyborcza wydała decyzję odmowną. Powód? Brak podpisów Cichanouskiego. I wtedy, zupełnie nieoczekiwanie zarówno dla Siarhieja, jak i dla wielu innych osób do gry wkroczyła Swiatłana.
"I po co tam polazłaś?"
"To był impuls, jedna chwila" – wspominała w rozmowie z niezależną rosyjską "Nowoj Gazietą" Cichanouska dzień, w którym postanowiła zarejestrować grupę inicjatywną (odpowiednik polskiego komitetu wyborczego). Rano była w siedzibie Centralnej Komisji Wyborczej, która odrzuciła dokumenty męża. Wróciła do domu, ale nie mogła się na niczym skupić, nie była w stanie zająć się dziećmi, wciąż myślała o Siarhieju, o tym, jak mu pomóc. Postanowiła, że zarejestruje jego grupę inicjatywną jako własną. Była przekonana, że dokumenty zostaną odrzucone, ale członkowie komisji je przyjęli.
Szefem komitetu wyborczego Swiatłany został jej mąż. Dowiedział się o tym, kiedy wyszedł z aresztu. Jak zareagował? - O niczym nie wiedział. Wcześniej, kiedy jeszcze był za kratami, wysłał list do Centralnej Komisji Wyborczej i był przekonany, że jego dokumenty zostały przyjęte. Pierwsza jego reakcja była z serii: i po co tam polazłaś? – mówiła dziennikarzom Cichanouska.
I jeszcze: - Wcześniej nie angażowałam się w politykę, moja decyzja była dla niego niezrozumiała. Później jednak zrozumiał. Powiedział, że nie spodziewał się tego po mnie, że jest ze mnie dumny i że jest mi wdzięczny. Jednak do końca nie mógł uwierzyć w to, co zrobiłam. Sama również nie mogę w to uwierzyć.
Pod koniec maja w Grodnie, w czasie zbierania podpisów pod jej kandydaturą, Siarhiej ponownie został zatrzymany. Tym razem za domniemaną napaść na milicjanta.
Na początku czerwca białoruscy obrońcy praw człowieka przekazali, że w ciągu tygodnia do aresztów trafiło co najmniej 12 członków komitetu wyborczego Swiatłany Cichanouskiej. Milicjanci zatrzymywali aktywistów pod powszechnie używanym w tym kraju zarzutem: naruszanie porządku publicznego. Czasami powodów nie podawano w ogóle. Jak w przypadku rzecznika komitetu Alaksandra Kabanoua, zatrzymanego przez milicję w połowie czerwca w Brześciu. Aktywista od maja nie uczestniczył w żadnych akcjach, ponieważ został zakażony koronawirusem, a później przebywał na kwarantannie.
Żona i matka
W połowie czerwca Cichanouska ogłosiła, że zebrała niezbędne do rejestracji 100 tysięcy podpisów. Listy musiała najpierw przekazać komisjom regionalnym, które sprawdzały ich wiarygodność, sporządzały protokoły, a później przekazywały je komisjom obwodowym. Dopiero stamtąd listy trafiały do Centralnej Komisji Wyborczej. Cichanouska zaczęła jeździć po kraju. W czasie jednej z takich podróży odebrała telefon. Nieznany rozmówca ostrzegał, by nie brała już udziału w kampanii wyborczej. Groził jej i jej dzieciom. Mówił, że ona może trafić za kraty, a dzieci zostaną jej odebrane i oddane pod opiekę państwa. Bardzo się bała, nie zrezygnowała jednak z walki.
Co było najtrudniejsze w czasie, kiedy zbierała podpisy? - Ciągłe oczekiwanie, że za chwilę coś się wydarzy – mówiła. Rywalka Łukaszenki obawiała się rewizji i aresztowań. Siarhiej był za kratami. Myślała, że za chwilę ona sama także tam trafi. Martwiła się o dzieci, o to, co się z nimi wtedy stanie i jak jej rodzice to przeżyją. I czy w ogóle.
Kobiety
Centralna Komisja Wyborcza zarejestrowała kandydaturę Swiatłany Cichanouskiej 14 lipca. W wyborach wystartuje także 65-letni prezydent Alaksandr Łukaszenka, rządzący krajem od 1994 roku i ubiegający się o szóstą kadencję z rzędu. Zarejestrowani zostali także opozycjoniści Siarhiej Czeraczań, Hanna Kanapacka i Andrej Dzmitryjeu.
- Siarhiej, bardzo cię kocham. Robię to tylko dla ciebie i dla ludzi, którzy za tobą podążali, którzy w ciebie uwierzyli – powiedziała przed gmachem Centralnej Komisji Wyborczej Swietłana po odebraniu zaświadczenia o zarejestrowaniu w wyborach.
W walce o prezydenturę Cichanouską wspierają: szefowa sztabu Wiktara Babaryki Maryja Kałesnikawa i żona Waleryja Cepkały – Weranika.
Babaryka, były prezes Biełhazprambanku, który zebrał rekordową w historii niepodległości tego kraju liczbę podpisów (435 tysięcy) i Cepkała, dyplomata i były współpracownik Łukaszenki, uznawani byli za głównych rywali obecnego prezydenta w wyborach. Obydwaj jednak nie zostali do nich dopuszczeni.
Oficjalnym powodem niezarejestrowania Babaryki była "niespójność deklaracji o dochodach i posiadanym majątku, a także finansowanie jego kampanii wyborczej z zagranicy". Cepkała nie został dopuszczony do wyścigu, ponieważ wcześniej lokalne komisje wyborcze odrzuciły większą część podpisów poparcia złożonych przez jego sztab. Uznano 75 tysięcy z nich (wymagany próg to 100 tysięcy), co stanowiło formalny pretekst do niezarejestrowania kandydata. W trakcie kampanii wyborczej Babaryka trafił do aresztu "w związku z podejrzeniami o pranie brudnych pieniędzy, wręczenie łapówki i unikanie płacenia podatków".
Kim one są?
Maryja Kałesnikawa jest z wykształcenia muzykiem, wcześniej prowadziła lekcje gry na flecie w białoruskich gimnazjach. Przez jakiś czas mieszkała w Niemczech, gdzie brała udział w koncertach i organizowała międzynarodowe imprezy kulturalne. - Dla mnie najwyższą wartością jest ludzkie życie i poczucie własnej godności. Czyli to, co wartością na Białorusi nie jest. Jako osoba zajmująca się sztuką i kulturą rozumiem, że poprzez sztukę współczesną można podejmować refleksje nad problemami naszego społeczeństwa, w tym kwestiami płci, równości i nierówności, wolności czy braku wolności – mówiła dziennikarzom Kalesnikawa.
Weranika Cepkała to absolwentka wydziału stosunków międzynarodowych uniwersytetu w Mińsku, studiowała także zarządzanie, wcześniej pracowała w międzynarodowych korporacjach. Apelowała do znanych osobistości na Białorusi, by dołączyły do zjednoczonego opozycyjnego sztabu.
Cichanouska, Kałesnikawa i Cepkała wcześniej się nie znały. Połączył je wspólny cel: zmiana władzy w Mińsku.
Tak więc do walki z Alaksandrem Łukaszenką stanęły kobiety, które nieoczekiwanie zostały twarzą opozycji. Jak na ironię, uznawanemu za dyktatora prezydentowi, rządzącemu krajem żelazną ręką, w walce o ten urząd może zagrozić kobieta. Wśród pozostałych kandydatów, nazywanych przez ekspertów "sparringpartnerami" Łukaszenki (stwarzających wrażenie pluralizmu, ale niestanowiących realnego zagrożenia dla faworyta wyścigu), to ona ma największe szanse. Z sondaży, przeprowadzanych wcześniej przez niezależne białoruskie media, wynika, że Cichanouska może liczyć na kilkanaście procent poparcia. Jeśli zwolennicy Babaryki i Cepkały zechcą na nią głosować, jej poparcie może znacznie wzrosnąć.
- Część białoruskiego protestującego elektoratu nie jest gotowa do głosowania na kobietę, która nie zna się na zarządzaniu krajem. Dlatego ekipa Cichanouskiej wymyśliła dość efektowne posunięcie. Swiatłana oznajmiła, że nie zamierza rządzić państwem. Jej funkcja w roli prezydenta ma sprowadzać się jedynie do uwolnienia więźniów politycznych i przeprowadzenia nowych demokratycznych wyborów. Dlatego potencjał protestacyjny społeczeństwa jest dziś skoncentrowany wokół jej osoby – mówi portalowi tvn24.pl Waler Karbalewicz, białoruski politolog.
- Sądzę, że swoją postawą Swiatłana Cichanouska będzie w stanie przekonać wielu Białorusinów, zwłaszcza tych, którzy chcą zmiany obecnej władzy. Może liczyć na duże poparcie również dlatego, że sztaby Wiktara Babaryki i Waleryja Cepkały, których CKW nie zarejestrowała, zdecydowały się o wsparciu jej kampanii – dodała w rozmowie z tvn24.pl Anna Maria Dyner, analityczka spraw Białorusi i polityki bezpieczeństwa Federacji Rosyjskiej w programie Bezpieczeństwo Międzynarodowe Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych (PISM).
Baćka upokorzony?
Swiatłana Cichanouska nie jest pierwszą kobietą w historii białoruskiego państwa, która walczy o prezydenturę. Pięć lat temu kontrkandydatką Łukaszenki w wyścigu o najwyższy urząd w państwie była działaczka społeczna i psycholog Tacciana Karatkiewicz, zgłoszona przez koalicję opozycyjną. - Mamy wiele uprawnień dla prezydenta, od bezpieczeństwa po gospodarkę, których człowiek w spódnicy z pewnością nie będzie w stanie wykonać – mówił wówczas o swojej rywalce Łukaszenka. Pokonał ją w I turze miażdżącą przewagą głosów. Na Łukaszenkę zagłosowało ponad 83 procent wyborców, Karatkiewicz poparło jedynie 4,4 procent głosujących. Oficjalnie.
W maju tego roku Łukaszenka powtórzył, że "prezydentem Białorusi zostanie mężczyzna, ponieważ społeczeństwo nie jest wystarczająco dojrzałe, by głosować na kobietę". Twierdził, że "na Białorusi prezydent ma silną władzę".
- Mamy taką konstytucję, że nawet chłopu trudno będzie nieść ten ciężar. A jeśli nim obciążyć kobietę, to ona runie, biedaczka. To właśnie miałem na myśli, nie dlatego to mówiłem, że nie szanuję kobiet – uzasadniał Łukaszenka w odpowiedzi na krytykę za słowa o szansach kobiet w wyścigu wyborczym.
- Dla Łukaszenki sytuacja jest niezwykle upokarzająca, że nagle na konkurenta wyrosła mu żona blogera. Jej odbiór na Białorusi jest niezwykle pozytywny. A z drugiej strony ludzie gotowi są poprzeć każdego, byle to nie był Łukaszenka – wyraził opinię w rozmowie z tvn24.pl Andrzej Poczobut, polsko-białoruski dziennikarz, publicysta i bloger.
Wiece z udziałem Cichanouskiej gromadzą tysiące osób, a jej twarz staje się coraz bardziej rozpoznawalna. Ludzie chcą z nią porozmawiać, proszą o wspólne zdjęcie.
- Głosowanie na nią nie jest wyborem nowego prezydenta, ale głosem przeciwko Alaksandrowi Łukaszence. To sposób na pozbycie się całkowitej władzy, sprawowanej przez jedną osobę. Logika procesu politycznego wypchnęła Swiatłanę, pierwotnie kandydata technicznego, na szczyt kampanii wyborczej. Tak się składa, że historia wybiera na swoich bohaterów postacie zupełnie nieoczekiwane -mówi Karbalewicz.
Сichanouska stała się zatem, niespodziewanie dla siebie i wielu innych osób w kraju, symbolem białoruskiego ruchu oporu.
- Nie będę miała programu takiego, jakiego się oczekuje od kandydatów, nie będę opisywała, jak widzę zmiany w różnych dziedzinach naszego życia: politycznej, ekonomicznej, zmianach w medycynie. Mam jeden program: przeprowadzić nowe uczciwe wybory za sześć miesięcy, w których godni kandydaci na prezydenta ze swoimi programami będą mogli ubiegać się o ten urząd – oznajmiła Cichanouska.
Dzieci
Rywalka Łukaszenki zdaje sobie sprawę, że walka może być zacięta i nierówna. Pamiętając o groźbach pod adresem dzieci, postanowiła, że wyjadą z kraju. Przebywają z babcią w jednym z państw Unii Europejskiej. - Są bezpieczne – mówiła dziennikarzom redaktor naczelna opozycyjnego portalu Karta 97 Natalia Radina, która na prośbę Cichanouskiej wywiozła jej dzieci za granicę. Mają wrócić na Białoruś po wyborach.
- Ciągle pytają o ojca. Opowiadam im bajki, że jest w delegacji – przyznała ich mama. Mówiła, że syn jest bardzo przywiązany do taty i że wiadomość o aresztowaniu Siarhieja byłaby dla niego ciosem.
Kampania prezydencka na Białorusi toczy się w czasie pandemii COVID-19. Apele białoruskiej opozycji, by przełożyć termin wyborów, nie przekonały Łukaszenki. Centralna Komisja Wyborcza w Mińsku zignorowała także apele przeciwników władz w sprawie przeprowadzenia "zdalnego" głosowania.
W okresie przedwyborczym nasiliły się represje wobec przeciwników Łukaszenki. Obrońcy praw człowieka z niezależnego centrum Wiasna informowali w połowie lipca, że od początku kampanii milicja zatrzymała ponad 700 osób. "129 osób skazano na kary aresztu, 252 - na grzywny" – przekazała w raporcie Wiasna. Podkreśliła, że kampania "nie spełnia międzynarodowych standardów dotyczących sprawiedliwych i demokratycznych wyborów".
Tadeusz Iwański, kierownik Działu Ukraina, Białoruś, Mołdawia w Ośrodku Studiów Wschodnich, dla portalu tvn24.pl:
Czy wynik sierpniowych wyborów na Białorusi już jest przesądzony, czy jednak główna kontrkandydatka Alaksandra Łukaszenki Swiatłana Cichanouska ma jakieś szanse na zwycięstwo? Jak eksperci OSW oceniają ją jako kandydatkę i jej program?
Precyzyjnego rezultatu nie sposób przewidzieć, ale trudno sobie wyobrazić sytuację, by prezydent Łukaszenka nie zdobył piątej reelekcji. Na Białorusi nie ma wolnych, demokratycznych wyborów. W ich miejsce odbywa się pewien proces polityczno-organizacyjny, którego celem jest uzyskanie przez Łukaszenkę kolejnej kadencji. Jest to rytuał, nieodzowny dla odnowienia legitymacji prezydenta na użytek wewnętrzny i międzynarodowy, choć nie zawsze jest on łatwy do przeprowadzenia. Władzom zależy, by odbył się on jak najspokojniej, bez konieczności stosowania represji, gdyż te osłabiają prezydenta w oczach społeczeństwa oraz utrudniają stosunki z Zachodem, a w rezultacie i z Rosją.
Tegoroczne wybory odbywają się w specyficznej sytuacji – lekceważenie zagrożenia COVID-19 przez Łukaszenkę i kryzys gospodarczy poważnie naruszyły umowę społeczną na Białorusi, społeczeństwo się politycznie zaktywizowało, lokując nadzieję na zmianę w kontrkandydatach Łukaszenki. Najpoważniejsi z nich zostali zneutralizowani: Wiktar Babaryka, Waleryj Cepkała i Siarhiej Cichanouski. Swiatłana, żona tego ostatniego, stała się kandydatką tylko z powodu aresztu jej męża. Nie ma doświadczenia politycznego, nie ma też - w odróżnieniu od męża - charyzmy pozwalającej porwać tłumy. Trudno też mówić o programie - kampania jest wsobna, opiera się na dychotomii Łukaszenka - inny kandydat, próżno w niej szukać kwestii gospodarczych czy związanych z polityką zagraniczną. W zasadzie główny przekaz dotyczy konieczności odsunięcia Łukaszenki.
Cichanouska nie ma szans na zwycięstwo w wyreżyserowanym przez władze spektaklu. Teoretycznie możliwym scenariuszem, aby Cichanouska mogła zwyciężyć, jest białoruski Majdan, który obali Łukaszenkę. Ale na dziś wydaje się to skrajnie mało prawdopodobne - dysproporcja sił i motywacji między władzą i aktywną częścią społeczeństwa jest zdecydowanie na korzyść reżimu.
W poprzednich wyborach Łukaszenka miał bardzo wysokie poparcie. W jaki sposób CKW osiągała taki wynik? Czy rzeczywiście miał takie poparcie, a jeśli nie, na czym głównie polegały fałszerstwa? Czy możliwa jest sytuacja, że głosy wyborców w tym kraju nie są w ogóle liczone?
Autorytarni przywódcy rzadko grzeszą skromnością. Prócz pierwszych wyborów w 1994 roku Łukaszenka w kolejnych wygrywał zawsze w I turze, a jego wynik oscylował w okolicach 80 procent. I choć wyniki te były w mniejszym lub większym stopniu sfałszowane, niewątpliwie Łukaszenka do niedawna był politykiem popularnym i cieszył się niemałym realnym poparciem. Wynikało to jednak głównie z faktu, że nie było realnej alternatywy.
Na Białorusi nie ma "normalnego" życia politycznego, systemu partyjnego, wolnych mediów – przede wszystkim telewizji, rzetelnych badań opinii publicznej etc., a więc społeczeństwo ma niewielkie szanse na dowiedzenie się o istnieniu opozycyjnych polityków. Obecnie można oszacować poparcie dla prezydenta na poziomie około 30 procent. W większych miastach, w tym w Mińsku, jest ono mniejsze. Ostatnio wyszły na jaw wyniki badań socjologicznych Białoruskiej Akademii Nauk, zgodnie z którymi w Mińsku Łukaszenka cieszy się 24-procentowym poparciem. Ostateczne oficjalne wyniki są podkręcane sztucznie, metody są różne. Jedną z nich jest możliwość oddania głosu przed dniem wyborów, inną - ograniczenie udziału niezależnych obserwatorów, lecz najważniejszym, systemowym czynnikiem wydaje się jednak wszechobecny i długotrwały szantaż samych wyborców za pomocą państwowej propagandy i organów represji. Duża cześć z nich to pracownicy państwowych firm, urzędnicy, budżetówka czy emeryci, którzy boją się stracić skromne dochody, wierząc, że przegrana Łukaszenki oznacza destabilizację.
Reżim wywiera także presję na członków komisji wyborczych. Nie dopuszcza się do nich ludzi niepewnych, a tylko tych oddanych władzom bądź tych w pełni od niej zależnych, których łatwo zaszantażować utratą pracy lub więzieniem. Na Łukaszenkę działa cała państwowa machina, w tym wyborcza. Jest on zwornikiem systemu, urzędnicy i funkcjonariusze go nie opuszczą, dopóki państwo nie zacznie się poważnie chwiać.