Elvis żyje. Lennon nie został zastrzelony. Joplin, Hendrix i Cobain wylegują się gdzieś na plaży. Podobno. Podobno w towarzystwie Richarda Edwardsa. Nieważne, że mogliście o nim nie słyszeć. Ten gitarzysta Manic Street Preachers zaginął dokładnie 24 lata temu. Właśnie ukazała się książka, w której przedstawiono nowe teorie na temat jego zniknięcia. Każda kolejna jest bardziej intrygująca.
Połowa lat 90. Internet raczkuje, nie ma Youtube’a, serwisów streamingowych, a po muzykę ulubionego zespołu trzeba się wybrać do sklepu. W Wielkiej Brytanii trendy dyktują magazyny muzyczne w typie "NME", "Q", "Melody Maker". Shoegaze, nurt muzyczny, którego przedstawicielami były My Bloody Valentine czy Slowdive i Ride, właśnie został zmieciony ze sceny przez britpop i grunge. Na listach przebojów królują: Nirvana, Pearl Jam, Oasis, Blur i Manic Street Preachers. Nas interesuje ten ostatni zespół.
Chłopcy z Walii w swojej początkowej twórczości nawiązywali do tradycji glam rocka, czerpali też z grunge'u i punk rocka. Jednak tym, co wyróżniało grupę spośród tłumu, bez wątpienia były fantastyczne melodie i teksty, często polityczne i niejednokrotnie mocno depresyjne.
Ich autorem był Richard "Richey" Edwards, początkowo kierowca zespołu, który po dwóch latach, w 1988 roku oficjalnie dołączył do niego właśnie jako tekściarz i gitarzysta, choć na instrumencie właściwie nie nauczył się grać.
"Gravity keeps my head down
Or is it maybe shame
At being so young and being so vain
Holes in your head today
But I'm a pacifist
I've walked La Ramblas but not with real intent"Manic Street Preachers, "If You Tolerate This Your Children Will Be Next"
- Miał w sobie jakiś rodzaj genialnego intelektu, miłość do słów i kompletną niezdolność do gry na gitarze – wspominał kolegę z zespołu basista i drugi autor tekstów Manic Street Preachers, Nicky Wire.
Potwierdziła to młodsza siostra muzyka, Rachel Elias. Mówiła o koncertach, kiedy jego gitara nie była nawet podłączona do wzmacniacza. Richard miał w sobie jednak ten rodzaj charyzmy, kreatywności i wrażliwości, które rekompensowały jego braki techniczne i sprawiały, że był niezastąpionym członkiem Manic Street Preachers.
Jednak to miało swoją cenę. Muzyk, który od młodości cierpiał na depresję, alkoholizm i zaburzenia odżywiania, w świetle reflektorów nie czuł się komfortowo, a nieustająca presja pogłębiała jego problemy psychiczne, które z czasem mocno nadszarpnęły jego zdrowie. Trafił do szpitala, a później na terapię, przez co na parę miesięcy opuścił zespół. Fani nie kryli zaniepokojenia jego stanem.
- Nie radziłem sobie zbyt dobrze i myślałem, że moje ciało jest silniejsze, niż było faktycznie, bo mój umysł był silny. Popchnąłem swój organizm bardziej, niż powinienem – tłumaczył pod koniec 1994 roku, zapewniając, że czuje się znacznie lepiej.
Wrócił do gry i razem z zespołem zaczął przygotowywać czwarty album Manic Street Preachers - "Everything Must Go", na którym wśród 12 utworów pięć było z jego tekstami. Możliwe, że mogłoby być ich więcej, ale kilka tygodni po rozpoczęciu pracy nad płytą, 1 lutego 1995 roku, Richey Edwards wymeldował się z londyńskiego hotelu Embassy. Nigdy więcej już nie skontaktował się z zespołem, rodziną i przyjaciółmi.
"Sleep cannot hide thoughts splitting through my mind
Shadows aren't clean, false mirrors too many people awake
If you stand up like a nail then you will be knocked down
I've been too honest with myself I should have lied like everybody else"Manic Street Preachers, "Faster"
"Jesteśmy wkurzeni, jesteśmy na poważnie"
Problemy Edwardsa po raz pierwszy ujawniły się publicznie trzy lata po tym, jak dołączył do zespołu. Podczas wywiadu dla magazynu "NME" w maju 1991 roku na skórze swojego lewego przedramienia wyciął nożem krwawy napis "4 REAL".
Tłumaczył później, że zrobił to, ponieważ dziennikarz traktował zespół jak "czwórkę dzieciaków, naśladujących swoje ulubione kapele".
- Nie było możliwości, aby inaczej go przekonać. Nie znieważyłem go ani nie obraziłem, po prostu się pociąłem, aby udowodnić mu, że to nie żaden chwyt, że jesteśmy wkurzeni, że jesteśmy na poważnie – podkreślał. Sam reporter wspominał po latach szok, który przeżył, patrząc na młodego człowieka, który ciął się na jego oczach.
- Ludzie zawsze pytają: dlaczego go nie powstrzymałeś? Myślę, że są dwa powody. Pierwszym jest to, że wszystko działo się błyskawicznie. Cięcia były celowe, szybkie. Drugi: czy myślicie, że chciał, żebym go powstrzymał? – pytał.
Dla samego muzyka samookaleczanie już od pewnego czasu było praktyką, która pomagała mu zapanować nad alkoholizmem, jaki rozwinął się u niego podczas studiów na walijskim uniwersytecie Swansea. Studiował tam historię Holokaustu, polityki nazistowskiej i sowieckiej, bo - jak twierdził - zawsze identyfikował się z ofiarami.
- Zacząłem pić podczas pierwszego semestru. To coś, na co nigdy bym sobie nie pozwolił, ale to była kwestia zaśnięcia. Było głośno, a ja musiałem spać i wstawać o określonych porach. Picie dawało mi na to szansę – wyjaśniał. - Kiedy zbliżały się egzaminy, nagle zdałem sobie sprawę, że nie mogę pójść na nie pijany. Sposobem na odzyskanie kontroli okazało się lekkie cięcie siebie. Kontrolowane, niewyraźne, małe nacięcia oraz niejedzenie zbyt wiele – wyznał.
"6 million screaming souls
Maybe misery, maybe nothing at all
Lives that wouldn't have changed a thing
Never counted, never mattered, never be."Manic Street Preachers, "The Intense Humming Of Evil"
Z czasem jego anoreksja pogłębiła się do tego stopnia, że po koncercie Manic Street Preachers na festiwalu Glastonbury w 1994 roku Richey musiał zostać przetransportowany do szpitala, skąd za sprawą menedżera grupy Martina Halla trafił na terapię.
W czasie jego leczenia do redakcji magazynu "NME" napływały listy, w których większość autorów wspierała młodego muzyka. Jednak wokalista grupy James Dean Bradfield zauważył, że życzliwość fanów wynika z ciągłej potrzeby bronienia Edwardsa.
– Fakt, że 95 procent czytelników czuje więź lub potrzebę wsparcia Richeya, przykrywa fakt, że istnieje również te 5 procent, które uważają go za palanta. Oni naprawdę sądzą, że podlizuje się tym, którzy czują się z nim związani przez to, co przeszedł – powiedział.
Sam zainteresowany podsumował te wydarzenia stwierdzeniem, że "coś poszło źle". A w tekście do piosenki "4st 7lb" z płyty "The Holy Bible", wydanej dwa miesiące po feralnym koncercie, napisał: "Jem za dużo, aby umrzeć, i za mało, żeby żyć; siedzę po środku i czekam".
"Mogę być słaby, ale potrafię znieść ból"
Śmierć również nie była dla niego tematem tabu. W wielu swoich tekstach poruszał temat umierania, pisząc między innymi, że jego serce się kurczy i chce umrzeć w lecie: "Childhood pictures redeem, clean and so serene (...). I have crawled so far sideways, I recognise dim traces of creation. I wanna die, die in the summertime" (Manic Street Preachers, "Die in the Summer").
Tego typu deklaracje martwiły fanów, a pytanie o nie często przewijały się w rozmowach z dziennikarzami, chociaż Richey zapewniał, że nie myśli o samobójstwie.
- Jeśli chodzi o słowo na "s" (samobójstwo – red.), to nie przychodzi mi na myśl. I nigdy nie przyszło, jeśli chodzi o podjęcie takiej próby. Mogę być słabą osobą, ale potrafię znieść ból – mówił.
Podkreślał, że nie umie zrozumieć agresji i nigdy w życiu nikogo nie uderzył. Uważał, że ludzie w pobiciu widzą mniej zła niż w samookaleczeniu, które tylko "oznacza, że zabiegasz o czyjąś uwagę".
Podczas pobytu w szpitalu wyznał swojej siostrze, że myśli o odejściu z zespołu i skupieniu się jedynie na pisaniu tekstów dla Manic Street Preachers. Jednak jesienią 1994 zdecydował się wrócić na scenę, a później wejść z zespołem do studia i zacząć pracę nad czwartą płytą.
Jak twierdziły osoby z jego otoczenia, na początku 1995 roku był w dużo lepszej formie. Sam również mówił o tym, że wiele rzeczy w jego życiu zmieniło się.
- Zauważyłem, że fizycznie nie byłem wstanie wstać z łóżka i nie mogłem zrozumieć czemu, a dla mnie bardzo ważne jest, aby rozumieć rzeczy. Trudno się żyje z tak nastawionym umysłem – przyznał. - Od zeszłego lata nie wypiłem ani kropli alkoholu. Do tamtego momentu, zwłaszcza od kiedy odszedłem ze szkoły, piłem go ogromne ilości. Gdy piłem, nie jadłem odpowiednio, a moja próżność sprawiła, że nienawidziłem myśli o tym, iż mógłbym mieć brzydki piwny brzuch. Dlatego zawsze piłem i ciągle było mi niedobrze – opowiadał po odbyciu terapii.
Twierdził również, że najważniejsze jest dla niego pisanie i na tym przede wszystkim chce się skupić, ponieważ "Manic Street Preachers stają się coraz lepsi, również pod względem tekstowym".
Zabrał kluczyki i trochę prozaku
Niestety, niedługo po wejściu do studia sytuacja pogorszyła się, gdy Richey otrzymał wiadomość o śmierci ukochanego psa. Wrócił do Cardiff, gdzie mieszkał, i razem z siostrą urządzili pupilowi pogrzeb. Wkrótce potem muzyk zgolił włosy i pojechał w odwiedziny do domu rodzinnego w Blackwood, gdzie robił zdjęcia członkom rodziny. Zmianę swojego wizerunku wyjaśnił w ostatnim wywiadzie, którego udzielił 23 stycznia 1995 roku japońskiemu magazynowi "Music Life".
"Kiedy nie mogę spać, mam skłonność do destrukcyjnych pomysłów i muszę coś zrobić, aby je poukładać. Nie mogłem spać i jedyne, co wymyśliłem, to ogolenie głowy" – powiedział.
Tego samego dnia po raz ostatni widział się ze swoimi rodzicami.
We wtorek 1 lutego 1995 roku James Dean Bradfield zapukał do drzwi pokoju w hotelu Embassy w Londynie, aby obudzić Edwardsa przed ich wylotem na trasę promocyjną po Stanach Zjednoczonych.
Kiedy nie uzyskał ze środka żadnej odpowiedzi, zgłosił sprawę obsłudze. Po otwarciu drzwi okazało się, że Richey zabrał ze sobą portfel, paszport, kluczyki do samochodu oraz trochę prozaku i o godzinie 7 rano wymeldował się z hotelu, zostawiając za sobą spakowaną walizkę, przybory toaletowe i resztę leków. W tygodniu poprzedzający zaginięcie, wypłacił ze swojego konta bankowego 200 funtów.
Od tego czasu już nie skontaktował się z zespołem, rodziną i znajomymi. Manic Street Preachers odwołali trasę, a następnego dnia menedżer grupy zgłosił na policji zaginięcie 27-letniego Richarda Jamesa Edwardsa. 3 lutego w jednej z walijskich gazet ukazał się anons: "Richard, skontaktuj się! Kochamy, Mama, Tata i Rachel".
- Skontaktowaliśmy się z całą rodziną i wszystkimi jego znajomymi, z każdym, kto przyszedł nam do głowy – wspomniała pierwsze dni poszukiwań Rachel, siostra Richeya. – Trzeba pamiętać, że 16 lat temu było bardzo niewiele monitoringu ulicznego, on nie miał telefonu komórkowego i jeśli chodzi o poszukiwania, byliśmy w naprawdę trudnej sytuacji – mówiła.
Jak wynika z ustaleń policji, po opuszczeniu hotelu muzyk udał się do swojego mieszkania w Cardiff.
Przez kolejne dwa tygodnie zgłaszali się świadkowie, którzy widzieli go między innymi w urzędzie paszportowym w Newport w Walii, a także na tamtejszym dworcu autobusowym. Tydzień po zaginięciu Richey miał w tym mieście wsiąść do taksówki, którą jeździł po okolicy.
Według taksówkarza jego pasażer wysiadł przy serwisie samochodowym Sever View na autostradzie M48, na północny zachód od Bristolu, płacąc za kurs 68 funtów w gotówce. Po upływie kolejnego tygodnia, 14 lutego, w tym samym miejscu, niedaleko walijskiej granicy i w pobliżu mostu Severn, policja znalazła samochód muzyka. Trzy dni później auto zostało uznane za porzucone, a podczas jego przeszukania policjanci odkryli, że ma wyczerpany akumulator, a ślady wewnątrz wskazywały na to, że pojazd był zamieszkiwany.
Rachel zapamiętała, że w samochodzie rozłożone było przednie siedzenie. – Wszędzie były opakowania po jedzeniu i torebka ze zdjęciami rodziny – opisywała.
Chociaż odległość między parkingiem, na którym znaleziono auto, a mostem Severn, uznawanym powszechnie za most samobójców, jest niewielka, na początkowym etapie śledztwa policja wykluczyła samobójstwo. Uznała Richeya za osobę dorosłą, która miała prawo zniknąć.
Jego siostra na własną rękę skontaktowała się z lekarzami medycyny sądowej, przekazując im kosmetyczkę Richeya.
– Ze szczotki do włosów i podróżnych szczoteczek do zębów udało się pobrać pełen profil DNA, który umieszczono w bazie osób niezidentyfikowanych – tłumaczyła.
Do dziś nie znaleziono dopasowania.
"Someone somewhere soon will take care of you
I repent, I'm sorry, everything is falling apart
Houses as ruins and garden as weeds
Why do anything when you can forget everything"Manic Street Preachers, "This Is Yesterday"
Zgodnie z prawem po siedmiu latach od zaginięcia rodzina mogła starać się o uznanie Edwardsa za zmarłego. Jego rodzice, Graham i Sherry, początkowo odmawiali rozpoczęcia procedury, wierząc, że ich syn żyje. Dopiero w 2008 roku Richard James Edwards został oficjalnie uznany za przypuszczalnie zmarłego.
Rodzice muzyka odeszli pięć lat później, w 2013 roku. Siostra Edwardsa opowiadała o batalii, jaką musiał stoczyć jej ojciec, kiedy zachorował na raka. Wiedział, że umiera i zrozumiał, że nigdy się nie dowie, co stało się z jego dzieckiem.
- Kiedy ktoś umiera, odczuwasz prawdziwą stratę. Zabrzmi to jak banał, ale żałoba naprawdę jest procesem. Natomiast gdy ktoś zaginie, odczuwasz nieustającą niepewność. Niewiedza pogarsza sytuację – mówiła.
Członkowie Manic Street Preachers przez lata odmawiali komentarzy na temat zaginięcia przyjaciela. W 2008 roku, po wyroku sądu, wypowiedział się menedżer zespołu. Wydał oficjalne oświadczenie, w którym zaznaczył, że muzycy MSP ciągle marzą, aby Richey wrócił. - Mamy nadzieję, że wciąż gdzieś jest, ale ta nadzieja nie jest już silna – przyznał.
Nieodwzajemniona miłość, Indie i spisek rządowy
Zaginięcie muzyka rodzi wiele domysłów, dlaczego do niego doszło. Fani, a także najbliżsi Richeya od początku spekulowali, że mógł zaaranżować swoje zniknięcie, aby uciec od nawarstwiających się problemów ze zdrowiem i psychiką.
Krytykowano również policyjne śledztwo. W książce "Everything (A Book About Manic Street Preachers)" Simon Price nazwał działania służb "dalekimi od zadowalających".
Według autora policja nie wzięła pod uwagę stanu psychicznego Edwardsa, a także nie przejrzała dokładnie wszystkich materiałów z monitoringu, bo – jak twierdziła – pomysł, aby "zidentyfikować kogoś z tych nagrań to nonsens".
Przez lata wielokrotnie pojawiały się sygnały od osób twierdzących, że widziały zaginionego muzyka. Richey miał być widziany w Indiach, a później na kanaryjskich wyspach Lanzarote i Fuerteventura. Byli też tacy, którzy twierdzili, że zniknięcie Edwardsa ma związek z napisaną przez niego piosenką "If White America Told The Truth for One Day, It's World Would Fall Apart" ("Jeśli biała Ameryka pewnego dnia powiedziałaby prawdę, świat by się rozpadł"). Jej przesłanie miało sprawić, że muzyk stał się niewygodny dla brytyjskiego rządu, ponieważ krytykował politykę Wielkiej Brytanii i USA.
"Images of perfection, suntan and napalm
Grenada - Haiti - Poland - Nicaragua
Who shall we choose for our morality
I'm thinking right now of Hollywood tragedy."Manic Street Preachers, "If White America Told The Truth for One Day, It's World Would Fall Apart"
Można znaleźć też informacje o tym, że w pokoju hotelowym, na środku niepościelonego łóżka, muzyk zostawił pudło, do którego przypięta była kartka z napisem "kocham cię". Według jednej z teorii menedżer zespołu znalazł w jego wnętrzu kolekcję książek przeznaczonych dla dziewczyny o imieniu Jo, w której Richey był nieszczęśliwie zakochany.
To o niej miał opowiadać w swoim ostatnim wywiadzie. "Odkąd powstał zespół, prawdziwie zaangażowany byłem w związek tylko z jedną dziewczyną. Mogę z nią rozmawiać bardziej naturalnie niż z kimkolwiek innym. Ale nigdy nie powiedziałem jej, że ją kocham. Znamy się od lat, ale pocałowałem ją tylko raz" – wyznał Edwards. Dodał, że "kiedy kogoś kocha, czuje się uwięziony".
"Żyje w Izraelu, każdy to wie"
W zeszłym roku w sprawie pojawiły się nowe fakty. Siostra Edwardsa przekazała mediom, że jej rodzina otrzymał od policji informacje, iż w dniu zaginięcia Richey przekroczył most Severn o godzinie 2.55 po południu, podczas gdy na rachunku za przejazd widnieje jedynie 2.55 - bez precyzowania, czy chodzi o godzinę nad ranem czy po południu. Jak wyjaśniła, oznacza to, że apele kierowane do świadków tuż po zaginięciu jej brata teraz mogą być bez znaczenia.
- Mamy nadzieję, że ustanowi to nowy kierunek poszukiwań, ponieważ jest to ważna informacja, która wszystko zmienia – podkreśliła.
31 stycznia 2019 roku w Wielkiej Brytanii ukazała się najnowsza książka na temat Richeya, której autorzy, Sara Hawys Roberts i Leon Noakes, po raz pierwszy otrzymali pełne wsparcie ze strony siostry Edwardsa. Przedstawione przez nich nowe dowody to przede wszystkich zeznania świadków, którzy mieli widzieć Richeya po zaginięciu, a także opis jego fascynacji znikaniem, która miała początek jeszcze za czasów szkolnych. Autorzy piszą również o spotkaniu, do którego miało dojść w szpitalu w Cardiff, między Edwardsem i tajemniczą kobietą, która później przeprowadziła się do Izraela.
Co ciekawe, Leon Noakes podczas pracy nad książką odwiedził salon fryzjerski w Cardiff. Podczas strzyżenia opowiadał fryzjerkom o Edwardsie. Od jednej z nich usłyszał: "On żyje w Izraelu, każdy to wie". Pogłoska, która początkowo wydawała się mało wiarygodna, nabrała znaczenia, gdy autorzy książki wspomnieli o niej Rachel. Według niej, brat przed zaginięciem mówił, że chciałby pojechać do Izraela.
Inna teoria zakłada, że u muzyka zdiagnozowano zespół Aspergera, który wywołał u niego mechanizm obronny i skłonił do ucieczki przed światem show-biznesu. Książka ujawnia również szczegóły na temat innej kobiety o imieniu Vivian, która w nocy przed zaginięciem miała przebywać w pokoju hotelowym muzyka. Richey chciał oddać jej swój paszport, twierdząc, że "nie będzie go więcej potrzebował". Niestety autorom książki nie udało się jej odnaleźć.
Manic Street Preachers do dziś występuje w trzyosobowym składzie. W 2009 roku zespół wydał płytę "Journal of Plague Lovers", na której znalazło się 13 utworów, do których wszystkie teksty napisał przed zaginięciem Edwards.
Jeśli Richey żyje, ma dzisiaj 52 lata.
Jego siostra od 24 lat nie zaprzestaje starań, aby wyjaśnić, co stało się z bratem. Wielokrotnie podkreślała też, że martwi się o to, iż ludzie po latach zapominają o jego wyjątkowym intelekcie i talencie. - Któregoś razu zespół grał w Tajlandii, gdzie któryś z fanów rzucił na scenę kilka noży z kartką, na której napisał: "potnij się dla mnie". Richey był tym szczerze przerażony. Powiedział mi: "co za gó****na rzecz do bycia zapamiętanym” - opowiadała.
Wspominała, że ostatnim meczem, jaki oglądał był Newcastle kontra Blackburn. - Przed zniknięciem ogolił sobie głowę i nosił czapkę. Czasami, przechodząc obok salonu widzę czyjąś sylwetkę i myślę…