Nie marzą o wyjazdach za granicę, wolą osiąść w kraju. Tutaj chcą pracować, założyć rodzinę i korzystać z socjalu. Polską młodzież najbardziej przeraża widmo braku pracy, terroryzm oraz uchodźcy. Boją się gwałtów i przemocy oraz tego, że obcy zabiorą im państwową kasę. Nie ufają mediom, Unię nazywają "fabryką kłamstwa", a do tego często są homofobami. Taki obraz młodego pokolenia, wyłania się z najnowszych badań przeprowadzonych przez Rzecznika Praw Obywatelskich wśród polskich 17-18-latków. Czy jest aż tak źle?
Dr Łukasz Jurczyszyn, socjolog i politolog razem z Andrzejem Stefańskim z biura Rzecznika Praw Obywatelskich przez pięć miesięcy jeździli po kraju i rozmawiali z młodymi Polakami u progu dorosłości. Odwiedzili 16 szkół z 16 województw. Łącznie w ich badaniu wzięło udział 396 osób w wieku 17-18 lat, uczniów: sześciu LO, sześciu techników i czterech zasadniczych szkół zawodowych.
W każdej z tych szkół przez dwie godziny rozmawiali z uczniami jednej klasy. Przez pierwszą godzinę młodzież mówiła swobodnie o tym, co myśli na dany temat. W drugiej części organizowali tzw. debatę oksfordzką, w której uczestnicy dzielili się na obozy i próbowali nawzajem przekonać kolegów do swoich racji.
Z raportu płyną pesymistyczne wnioski na temat światopoglądu młodego pokolenia, które jest pełne obaw, zamknięte na obcych, do bólu pragmatyczne, nieufne wobec państwa, polityków, instytucji - zarówno tych lokalnych, jak i unijnych, oraz mediów. Ich marzenia są przyziemne, związane z założeniem rodziny, dobrą pracą i stabilizacją.
Młodzi w zdecydowanej większości nie zamierzają wyjeżdżać z kraju. Wystarczy im do szczęścia spokojne życie w granicach Polski, a często swojego rodzinnego miasta.
Paraliżuje ich strach przed obcym. Nie chcą w Polsce imigrantów, szczególnie muzułmanów. Boją się konfliktów, zagrożenia terrorystycznego. Panuje znieczulica w stosunku do uchodźców z terenów objętych wojną jak Syria.
Uznają homoseksualizm za chorobę, którą trzeba leczyć. Mówią, co prawda "wolnoć Tomku w swoim domku", ale przeszkadza im, jeśli mniejszości seksualne obnoszą ze swoją preferencją w przestrzeni publicznej. Są i tacy, którzy radzili skorzystać z rosyjskich "rozwiązań" i zakazać prawnie homoseksualizmu.
Zdaniem wielu "bez Unii, bez limitów, które narzuca Polsce, lepiej byśmy się rozwijali". Widać rosnący eurosceptycyzm.
Młodzi są bierni społecznie i politycznie. Nie angażują się w społeczne organizacje, rzadko biorą udział w demonstracjach, za wyjątkiem Marszu Niepodległości oraz ostatnio czarnych protestów kobiet. Jeżeli już uczestniczą w wydarzeniach publicznych, to ich nie organizują, nie są inicjatorami.
Krytycznie oceniają dziennikarzy w Polsce, są przekonani, że nie ma u nas wolnych mediów. Jednocześnie nie potrafią wymienić żadnego nazwiska znanego publicysty czy dziennikarza, poza Mariuszem Maxem Kolonką.
Swoje poglądy opierają na informacjach flaszowych, z "telewizyjnego paska". Telewizję jednak rzadko oglądają, informacji szukają w internecie. Przy czym sprawdzanie prawdziwości informacji często ograniczają do przeczytania innego linku otrzymanego według tego samego algorytmu FB lub innego medium, głównie społecznościowego.
Barbara Sowa: Wnioski z raportu malują smutny obraz pragmatycznego pokolenia "starych-maleńkich", które woli poprzestać na uprawianiu swojego małego polskiego poletka, bo boi się obcych i w ogóle mało komu ufa.
Andrzej Stefański*: To samo mówili nasi koledzy w biura RPO i rada społeczna, gdzie zasiadają ludzie z różnych środowisk, od księdza Mariana Subocza, byłego dyrektora Caritasu, poprzez szefa WOŚP Jurka Owsiaka, na Annie Jakubowskiej z batalionu Zośka kończąc. Odpowiadaliśmy, że w raporcie są tylko suche fakty, ale obraz polskiej młodzieży jest bardziej złożony. Jak się z nimi rozmawia, to chyba jest trochę inaczej. Miałem ten przywilej i myślę, że są fajni.
Suche fakty są takie, że młodzi nie chcą nigdzie wyjeżdżać, nie są ciekawi świata, panicznie boją się imigrantów, a ich największym marzeniem jest założenie rodziny i dobrze płatna praca.
dr Łukasz Jurczyszyn**: Trzeba zaznaczyć jednak, żesprawa przyjmowania uchodźców i imigrantów ekonomicznych to odrębne problemy. Ale młodzi faktycznie mają bardzo konserwatywne podejście. Marzą o tym, by założyć dom, mieć rodzinę. "Chcemy mieć spokój, chcemy, żeby było bezpiecznie". Tego wymagają od liderów, klasy politycznej. Jeśli chodzi o plany na przyszłość, to trzeba podkreślić, że młodzież z lepszych liceów konstruuje je bardziej odważnie. Znalezienie się w renomowanej szkole wzmacnia ich na lata, daje poczucie sprawczości.
A.S.: Jedna z uczennic powiedziała: "Pomyślałam, że jeśli ja, kończąc tak słabe gimnazjum, jakie skończyłam, dostałam się tutaj, to mogę się wszędzie dostać". Albo inny głos: "Powiem wam najpierw plan B - jak mi nic nie wyjdzie, to pójdę na SGH”. O, ciekawie się zaczyna, to powiedz nam o planie A - zagadywaliśmy. Odpowiadała na jednym wydechu: "Harvard, Stanford, Princeton lub szkoła prawnicza w Chicago. Chyba że nie dostałabym stypendium, to mogę jechać do Wielkiej Brytanii. Oksford czy Cambridge to już mi wszystko jedno". Nie można powiedzieć, żeby nie miała ambicji. Ja w ich wieku nie potrafiłem tak daleko marzyć.
Co was najbardziej zaskoczyło?
Ł.J.: Jestem z rocznika 1980 i moje pokolenie od samego początku świadomego funkcjonowania społecznego chciało sprawdzić, jak tam jest, jeździć do krajów UE, pracować, choćby na zmywaku, albo tam studiować. Była masowa ciekawość w naszym pokoleniu. Tu już jest inaczej. Dla młodych ludzi wyjazd jest opcją zapasową. Wolą realizować swoje plany życiowe w Polsce. Nie czują potrzeby wyjazdu, bo uznają, że polskie szkoły i średnie, i uczelnie przygotują ich odpowiednio do życia i pracy tu na miejscu. Poza tym w rodzinach dobrze im się powodzi, sytuacja finansowa jest stabilna. Młodzi widzą, że ich plany życiowe są zabezpieczone przez państwo polskie. Nie ma takiej pilnej potrzeby wyjazdu.
A.S.: Moje pokolenie, rocznik 1957, przed laty mówiło: O kurczę, gdybym tylko dostał paszport, tobym się ustawił. Zazdroszczę im tych możliwości. Oni wiedzą, że mogą w każdej chwili wyjechać i tam zostać. Mają rodziny na Zachodzie. Mają ten backup, traktują to jak kartę kredytową, jak książeczkę oszczędnościową. "Muszę sam próbować, ale jak mi tu nie wyjdzie, to mogę jechać do wujka w Norwegii czy ojca w Kanadzie. Mogę jechać kiedy chcę" - mówią. Nie muszą się o to starać.
Nie chcą podróżować? A gdzie się podziała ich ciekawość świata?
Ł.J.: W większości nie chcą wyjeżdżać zagranicę i mnożyli przeszkody (język, fundusz). Rozumieją, że np. UE to kolebka różnorodnych kultur narodowych, ale nie są specjalnie ciekawi ich poznania. Polska im wystarcza. To stanowi dużą różnicę z moim pokoleniem 30-latków, byłem na emigracji w Australii, w pierwszej fali wyjazdów do Irlandii "na zmywak", a potem zostałem po Erasmusie zrobić doktorat w Paryżu. Wielu moich znajomych żyje na Zachodzie. Ci młodzi doceniają wielkie korzyści z posiadania polskiego paszportu, ale rzadko chcą korzystać ze swobody poruszania się po Europie i świecie. Dodatkowo świat stał się bardziej niebezpieczny przez ostatnie lata i strzelanie z kałasznikowa do ludzi w kawiarniach w Paryżu o tym dobitnie świadczy. Przeżywają współczesny terroryzm islamistyczny - głównie medialnie - jako pokoleniowe doświadczenie, chociaż szczęśliwie Polska nie jest na celowniku dżihadystów jak w przypadku Francji, Belgii, Hiszpanii czy Niemiec.
Może popełniliście błędy w metodologii? Na przykład trafiliście na eurosieroty? Co to za młodzież?
Ł.J.: Odwiedzaliśmy uczniów zarówno z zawodówek, jak i bardzo dobrych liceów, a także zupełnie średnie szkoły ponadgimnazjalne z różnych części Polski. Pół na pół duże i małe miejscowości. W sumie zebrało się 396 osób z 16 szkół w 16 województwach. Przekrój tej młodzieży był bardzo szeroki.
A.S.: Był taki moment, kiedy sam po kilku dyskusjach spytałem doktora Jurczyszyna, czy nie zrobiliśmy błędu, bo na pytanie o to, czego się obawiacie, młodzież odpowiadała: bezrobocia i terroryzmu. Powiem szczerze, że ja w wieku 16-17 lat o takich rzeczach w ogóle nie myślałem. Owszem, miałem kolegów, którzy odpowiadali, że chcieliby być na emeryturze, ale to było bardzo rzadkie. Gdy pojechaliśmy na następne badania, od razu poczułem się normalnie, ponieważ na to samo pytanie, klasa jednym chórem zaśpiewała: sprawdzianu z matematyki. I ja ich rozumiałem w tym momencie (śmiech).
Jakie tematy dominowały?
Ł.J.: Kwestie migracji i kryzysu uchodźczego były głównym tematem w 14 na 16 szkół, które odwiedziliśmy. Przy czym daliśmy szkołom szansę wyboru, o czym będziemy rozmawiać w dyskusjach grupowych z młodzieżą. To było bardzo ważne w naszej metodologii, by to nie Warszawa decydowała, o tematach, ale inicjatywa była po stronie dyrekcji i grona pedagogicznego. Młodzi ludzie nie znali wcześniej tematyki naszej dyskusji.
Dlaczego młodzi tak bardzo boją się obcych?
Ł.J.: Nasze badanie potwierdza ogólną tendencję, że Polacy w zdecydowanej większości są przeciwni przyjmowaniu uchodźców z Afryki i z Bliskiego Wschodu. Określiliśmy cztery główne powody, dlaczego ta postawa aż tak dominowała. Po pierwsze, potwierdza się, że w zasadzie jesteśmy społeczeństwem monoetnicznym i młodzi ludzie wykazują się dużym konserwatyzmem, jeśli chodzi o utrzymanie tego stanu. "Lepiej niech zostanie tak, jak jest" - jeśli ktoś przyjeżdża, jak bliżsi kulturowo Ukraińcy, którzy doceniają Polskę, udowadniają, że to jest kraj, który może być wartościowy dla cudzoziemców. To powód do dumy. Ta zmiana demograficzna i kulturowa nie powinna ich zdaniem przebiegać w tak drastyczny sposób. Szczególnie gdy to inne kraje członkowskie albo instytucje unijne nakazują nam przyjmować uchodźców wedle jakiegoś rozdzielnika. Wobec tego pomysłu był duży sprzeciw. Drugi powód to wydawanie środków finansowych na pomoc uchodźcom: dlaczego wydawać pieniądze na cudzoziemców, skoro powinniśmy się skoncentrować na pomocy Polakom. Jest u młodych ludzi obawa bycia bezrobotnym, nieporadzenia sobie w życiu. Tym bardziej że wydatki państwa są duże, jak 500 plus, które - jak mówią, wpłynęło pozytywnie na możliwości finansowe polskich rodzin. Dominuje postawa pragmatyczna, wyzuta z moralnego paradygmatu, by pomagać tym, którzy cierpią.
A.S.: Jak mawiał ksiądz Tischner, kiedy dochodzi do spotkania z obcym, to każda ze stron jest pełna obaw i niepokoju, jak zostanie odebrana. Każdego z dorosłych to też dotyczy, ale my potrafimy ubrać maskę. Młodzi zaś pokazują otwarcie, że się boją. Mają marzenia, żeby dostać dobrą pracę, dobrze zarabiać. Znają realia, mówią, że jeśli nie będą mieli 4-5 tys. złotych na rękę, to nie będą w stanie założyć rodziny i zapewnić odpowiedniego poziomu życia. Szybciej dojrzali niż my.
A jednocześnie słyszą, że jeśli przyjdą uchodźcy, to dostaną pracę, mieszkania, szkolenia. Oni się tego boją.
Zdarzało się, że mówili głupstwa. Jeden z uczniów mówił, że jest absolutnie przeciwko uchodźcom i UE. Dlaczego? - dopytywaliśmy. "No jak oni mieszkają w tych domach z piasku, lepiankach, cywilizacji nie znają, to jak oni mają się odnaleźć w Europie" - tłumaczył. Najciekawsze, że ten młody człowiek sam planuje wyjechać po szkole do wujka do Holandii, gdzie założą firmę zajmującą się renowacją zabytków.
To efekt propagandy? Czy powtarzają to, co usłyszeli od rodziców
Ł.J.: Jest dużo mitów, które funkcjonują. Młodzi jako przykład praktycznie za każdym razem podają wydarzenia z nocy sylwestrowej w Kolonii. Mówią o gwałtach, które nie nastąpiły (ale doszło do masowych napaści seksualnych) - to funkcjonuje we świadomości młodych ludzi. Podobnie jak zamieszki we Francji. Pisałem na ten temat doktorat, więc znam temat. To ciągle jest podawane jako przykład upadku państwa z powodu przyjmowania dużej liczby muzułmanów. A wtedy to był głownie problem socjalny.
A.S.: Znalezienie odpowiedniego języka, sposobu mówienia o tych problemach to jest wyzwanie. Pokazujemy na paskach: "Atak nożownika na zachodzie Europy". To jest tragedia. Ale nie dodajemy, że ten atak nastąpił w kraju, gdzie jest ponad milion uchodźców. Wśród miliona ludzi zdarzają się źli, gdyby ich nie było, mielibyśmy niebo na ziemi.
Poza tym jeśli my cały czas mówimy, ile będzie kosztowało przyjęcie uchodźców, to jeden z uczniów komentuje: "A dlaczego my mamy im pomagać, jak mój ojciec, który jest niepełnosprawny, 20 lat jeździł taksówką, żeby utrzymać rodzinę. I nikt mu nie pomógł". To są pytania, przed którymi staje młodzież.
Ale niechęć dotyczy muzułmanów, Ukraińcy młodym nie przeszkadzają.
A.S.: Na pytanie, dlaczego Ukraińcy są dobrzy, a ci z Afryki źli, odpowiadają: "Bo Ukraińcy pracują tak jak my. Tu albo w Anglii, Niemczech, gdzie wyjeżdżają. Każdy musi sam znaleźć pracę, mieszkanie, zadbać o siebie. Dlaczego ja mam dawać?". To zwykły strach o to, że tych pieniędzy zabraknie.
Ł.J.: Widać też niezrozumienie tendencji globalnych. Nie chcemy, żeby tu przyjeżdżali inni, będziemy sobie wybierać. Niech to będą Ukraińcy, którzy nam pasują, a już innych nie będziemy przyjmować. Często dopytywaliśmy, jak to było w doświadczeniu rodzinnym, czy rodzina, która emigrowała do pracy, też spotykała się z selekcją. "No nie" - odpowiadali. Doświadczenie wielomilionowej emigracji Polaków to argument, który im dawał do myślenia. Były też takie osoby, które skłaniały się do tego, by bezapelacyjnie pomagać uchodźcom, ale pozostawali w zdecydowanej mniejszości. To były jednostki.
Rośnie nam pokolenie eurofobów?
Ł.J.: Na 396 młodych osób, które uczestniczyły w badaniu, tylko cztery były skłonne poprzeć polexit. Jedna z nich przyznała się potem, że to opinia wygłaszana w domu i w jej środowisku, sama nie była więc do tego przekonana.
Postawę eurofobiczną trzeba odróżnić od euroceptycznej. Ona polega na dużym krytycyzmie wobec projektu UE, szczególnie jej liderów, którzy byli przytaczani przez młodych ludzi po nazwisku, jak przewodniczący KE Jean-Claude Juncker czy były szef Komisji José Manuel Barroso, który miał niejasne relacje z biznesem, a potem wylądował w banku. To nie budzi zaufania młodych ludzi, którzy się takimi rzeczami interesują, to ich niepokoi czy bulwersuje, zresztą w innych społeczeństwach bardziej - jak chociażby silnie eurosceptycznej Francji. Jest też trzecia postawa: poparcia dla Polski w UE i ona najbardziej wybrzmiewa. Badanie wśród młodzieży potwierdza tendencję ogólnokrajową, ale widać dystans do instytucji unijnych, samego projektu UE i wyjazdów do krajów Unii.
Widać słabą relację z instytucjami, niską świadomość, jak funkcjonuje unia, widać ewidentnie braki, chociażby na temat tego, jak funkcjonuje unijny budżet.
Im częstsze są wyjazdy w ramach szkoły, praktyk czy prywatne wyjazdy na wakacje, tym nastawienie wobec UE jest bardziej otwarte, pewne, poparcie jest większe. Pojawił się nawet ciekawy przykład rodziny, która miała sądowe problemy z deweloperem, który ich oszukał i sprawiedliwość znalazła dopiero na poziomie Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości. Czyli tej sprawiedliwości nie było w Polsce. Ten młody, 17-letni człowiek miał świadomość, że tam te standardy są inne, ta sprawiedliwość może być uzyskana właśnie w UE.
A.S.: Co ciekawe, oni nie widzą bezpośredniej relacji między Schengen a UE, oni tego nie łączą; uważają, że jeżdżenie po Europie jest tak naturalne, jak oddychanie. A UE jest im do tego niepotrzebna. I mają do tego prawo. To nasza wina. Jestem z tego pokolenia, które mogło młodym ludziom mówić o wartościach. Za mało mówimy o wartościach, za dużo przekładamy na pieniądze.
Jak wygląda ich sytuacja finansowa? Może ich postawy naznaczył kryzys ekonomiczny?
A.S.: Pytaliśmy, jaka jest sytuacja finansowa rodziny przez ostatnie pięć lat, czy się pogorszyła, polepszyła, czy jest na tym samym poziomie. Większość mówiła, że jest stabilna. Jeśli się pogorszyło, to wynikało z losowych przypadków, np. ojciec umarł, wypadek w rodzinie. Jedna z uczennic opowiadała, że rodzice prowadzą sklep internetowy, sprzedawali torebki i nagle się okazało, że Jedwabnym Szlakiem z Chin przyjechały kontenery tanich torebek i ich towar nie idzie, wiec mają mały kryzys.
Duża część - wyłączając tych, którzy dojeżdżają do szkoły, bo oni pomagają rodzicom w gospodarstwach albo angażują się, co jest bardzo fajne, w ochotniczą straż pożarną - dorabia. Albo w wakacje, albo chodzi wieczorami do pracy. Ale są też tacy, którzy zarabiają pieniądze w sieci. Na przykład mają zespoły i grają w popularne gry komputerowe. Jeden z badanych opowiadał, że on w piątek po szkole mówi: "Mama, idę do pracy. I mama mi przynosi do pokoju posiłki. Wychodzę w niedzielę wieczorem i mama pyta: Ileś zarobił?". - Są takie dni, kiedy zarobię 300 euro, a takie dni co słabiej. Ale 300 euro to jest emerytura babci.
Prawie nikt nie mówił, że musi się dokładać do budżetu rodzinnego. Rodzice sami ich utrzymują. Oni mają te pieniądze na własne potrzeby.
Skąd oni czerpią informacje? Naprawdę jedynym autorytetem jest dla nich Mariusz Max Kolonko i Zbigniew Stonoga?
Ł.J.: Z internetu. Ale nie mają zaufania do tradycyjnych mediów.
A.S.: Ich zdaniem media mainstreamowe kłamią i to zarówno z jednej, jak i z drugiej strony. Internet to ich źródło informacji, ale dopytywani o nazwiska dziennikarzy, z opiniami których się liczą, nie potrafili wymienić nikogo. Dopiero gdy zaczęliśmy podawać Kolonkę, to dodawali: "No tak, Maxia wszyscy znają". Ale z rozmów z młodszymi dzieciakami przy innym projekcie wiem, że jego i Zbigniewa Stonogę kojarzą już 12-latki. On nazywa swojego bloga "Mówię, jak jest", dostosował się do języka internetu. Przedstawia swoją opinię, ale trzeba mieć czas, aby te fakty zweryfikować. Moje pokolenie wieczorami miało jeden problem: czy będą dziś zagłuszali Radio Wolna Europa czy Głos Ameryki, czy będzie dobrze słychać, czy nie. W tej chwili jesteśmy pod wodospadem - to jest Niagara informacji. Ale nie mamy dzięki temu większej wiedzy. Dostajemy szczątki informacji przez kogoś przetworzonych. Obecnie wielu młodych informacje czerpie z Facebooka, przy czym nie jest ważne, kto tę informację napisał, ale kto ją przysłał czy opublikował na swoim profilu, liczy się rekomendacja znajomych, nawet jeśli ogranicza się do krótkiego - "zobacz" czy "to ciekawe".
To, co możemy tym ludziom przekazać, to umiejętność krytycznego myślenia, sprawdzania faktów. Niech młodzież korzysta z jakich chce źródeł. Uczmy ich weryfikacji zasłyszanych informacji. Tyle że do tego trzeba znać języki i mieć czas. A oni oprócz szkoły i dodatkowych zajęć chcą jeszcze pograć w gry, a czasami zarabiać.
Oni nie oglądają telewizji, tak z badań wynika. Jeśli już, to włączają ją z rodzicami. Co tam widzą? Dorosłych facetów, którzy prowadzą tak ostre spory, że są o krok od tego, żeby się zacząć bić. Dlaczego mają się na nas wzorować? Zdarzały się sytuacje, kiedy w klasie ktoś miał inne poglądy niż większość. Wtedy byli bardzo delikatni.
Może i są delikatni, ale z badań wyszło, że są homofobami.
Ł.J.: Taka postawa wychodzi w badaniach ilościowych. Jesteśmy w topie homofobicznych postaw, razem Węgrami i to się potwierdziło w badaniu jakościowym. Ale ciekawy był wątek badania w Słupsku, gdzie prezydentem jest Robert Biedroń, otwarty homoseksualista. Zdecydowanej większości uczniów tamtejszego technikum w ogóle to nie obchodziło. Inne rzeczy się dla nich liczyły. Istotne było to, jak dużo zrobił dla miasta. Ciekawe, że na zewnątrz, w pozostałych szkołach Robert Biedroń jest już bardzo źle postrzegany.
Czym jest dla nich patriotyzm?
A.S.: Zdecydowana większość uważa się za patriotów. Ale mówią, że to nie jest krzyczenie na ulicach. Nazywają to pogardliwie "patriotyzmem koszulkowym za 30 zł". Uważają, że patriota to człowiek, który pomaga innym i nie dyskryminuje obcych. Bardzo pozytywny element. Niektórzy chodzą na marsze niepodległości lub czarne protesty, ale na ogół nie angażują się w życie polityczne. Są jednostki, które mówiły, że niekoniecznie muszą żyć w Polsce, mogą znaleźć swoje miejsce w dowolnym kraju na świecie, ale to nie znaczy, że będą o Polsce mówić źle.
Ł.J.: Widać, że patriotyzm to temat istotny, choć może nie najważniejszy. Patriotyzm w pozytywnym znaczeniu - pogłębiania wiedzy na temat naszej tradycji, kultury, historii. Nie powiedziałbym, że młodzież polska skręca w prawo. Potrzeba wdrożenia tożsamości narodowej wychodzi naturalnie, ten temat nie był istotny przez ostatnie dwadzieścia lat. Widać, że młodzież interesuje się polską tradycją, historią i uważa, że to wyznacznik pozytywnego patriotyzmu. Ale też widać rozsądny dystans wobec środowisk skrajnie nacjonalistycznych. Nawet osoby, które uczestniczą w tych spotkaniach, organizowanych przez ONR czy Młodzież Wszechpolską śledzą te środowiska, również dlatego, że nie ufają innym, mainstreamowi, mediom i tak dalej. Spotykają tam oryginalne treści, alternatywną wiedzę na temat tego, co się dzieje w Polsce i w Europie, ale potrafią zdystansować się do tych poglądów. Wolą sami wypracować konkluzje. Tak jakby nie mieli zaufania dla zorganizowanych struktur, nawet tak mało formalnych jak Młodzież Wszechpolska czy środowiska kibicowskie. Nie mówiąc już o partiach czy stowarzyszeniach.
Zdecydowanie potępiają też przemoc, szczególnie wobec mniejszości etnicznych. I to jedna z najbardziej pozytywnych konkluzji tego badania. To się absolutnie w głowie im się nie mieści, by w wyniku mylnego myślenia o patriotyzmie, jak powinien się zachować młody Polak, na tej podstawie atakować kogoś na ulicy. Nazywane jest to pseudopatriotyzmem. Nawet pojawiają się ciekawe opinie, że nie trzeba krzyczeć, ale działać. Życie tutaj, zakładanie rodziny, płacenie podatków, chodzenie na wybory. O to chodzi. Ciekaw jestem, jak to faktycznie w przypadku naszych uczestników badania będzie wyglądało, bo te osoby nie brały jeszcze udziału w badaniach.
Polityka ich w ogóle interesuje? Jest szansa, że oni w przyszłości stworzą społeczeństwo obywatelskie?
A.S.: Mają swoje pasje, hobby, o tym mówią z zaangażowaniem, to widać po ruchach ciała. Natomiast, jak zaczynają mówić o polityce, to się dystansują, trochę sztywnieją. Ale czy to jest ich wina? Przecież to jest nasza wina. Trzeba się samemu uderzyć w piersi. W moim pokoleniu za dużo mówiliśmy im o tym, jak ważna jest indywidualność. "Jesteś ważna" - słyszą w reklamach. "Musisz się starać. Musisz partnerowi, partnerce powiedzieć, na co się nie zgadzasz. Musisz być asertywna". Odnieśliśmy sukces w tym znaczeniu, że mamy Polskę pełną indywidualistów. A teraz czas pomówić o wspólnocie.
Co by się musiało wydarzyć, żeby się zbuntowali?
Ł.J.: Widzieliśmy zaangażowanie w czarny protest albo wcześniej w przypadku akcji Stop Acta, co badaliśmy z kolegami w 2012 r. z inną, nieco starszą młodzieżą. Dla nich to istotne, by miejsce, z którego czerpią wiedzę, było wolne od prób kontroli. Zamierzenie, by tak drastycznie kontrolować środowisko internetowe jak w przypadku ACTA wywołałoby bunt. Ewidentnie. Czarny protest - zwłaszcza w przypadku dziewczyn, które mówiły, że wychodziły manifestować, bo to bezpośrednio dotykało ich ciała. Tu wychodził ten indywidualizm. Polityczne kwestie miały mniejsze znaczenie.
Widać, żeby skręcali w prawo?
A.S.: Nie miałem takiego wrażenia, ale to może być subiektywne. Oni są na początku drogi.
Był taki chłopak, który - tak jak niektórzy myślą o pielgrzymce do Częstochowy jako najważniejszym wydarzeniu w roku - tak on marzył o marszu niepodległości. Rozmawiałem z nim wcześniej, w czasie innego spotkania po zamieszkach w tym mieście. Po roku przyjechaliśmy ponownie i on mówi: "Eee, oni w tym ONR głupoty gadają". Co ci się stało, że tak zmieniłeś poglądy? - pytam. A on na to: "Przeczytałem parę książek, dorastam". Rok dla osoby w tym wieku to bardzo dużo. Wystarczy jeden impuls, szczęśliwa miłość, rozmowa z mądrym nauczycielem i to może zmienić postrzeganie świata.
A jaką rolę w ich życiu pełni Kościół?
A.S.: Nie można powiedzieć, że są antyklerykalni. Jeśli ktoś mówi: "W gimnazjum mieliśmy jeszcze bardzo fajnych księży, lubiłam chodzić do kościoła. A teraz to już nie będę mówić". I macha ręką - to nie jest wina tej dziewczyny, ale księży albo współparafian, których spotkała. Widziała zły przykład.
Co jest zaskakujące, to ich dojrzałość. Najfajniejsze dla mnie było, jak kończyliśmy rozmowę. My w trakcie badań zadawaliśmy tylko pytania. Nie przekonywaliśmy ich, nie dyskutowaliśmy z nimi. Zadaniem badania było zebranie opinii młodych ludzi. W każdym z szesnastu przypadków przynajmniej jedna osoba podchodziła i mówiła: "Fajnie, chłopaki, żeście przyjechali. My nigdy nie rozmawialiśmy w ten sposób. Jeszcze co najmniej miesiąc będziemy te tematy poruszać. Ja nie wiedziałem, że moi koledzy mają takie poglądy. W szkole nie ma czasu na to. To kiedy przyjedziecie?". Inny młody człowiek po spotkaniu powiedział: "Takie spotkania powinny się odbywać bardzo często. Możemy zacząć, idźmy po skrajności, nawet z Michnikiem możemy się spotkać i pogadać".
* Andrzej Stefański jest głównym koordynatorem ds. projektów regionalnych w biurze Rzecznika Praw Obywatelskich
** Dr Łukasz Jurczyszyn jest politologiem i socjologiem