17 z 23 reprezentantów Francji na ostatnim mundialu to dzieci imigrantów, którzy w różnych okresach i z różnych powodów trafili na Stary Kontynent. Ten fakt daje zwolennikom wielokulturowości nadzieję na zakopanie podziałów rasowych we francuskim społeczeństwie. Ale triumf Trójkolorowych budzi też demony rasizmu, które chcą traktować Mbappé, Pogbę czy Kanté jako obcych, z pewnością nie jako Francuzów.
"Afryka wygrała Puchar Świata" – powiedział pół żartem, pół serio Trevor Noah, komik prowadzący słynny amerykański program satyryczny "The Daily Show". Nawiązał do tego, że ponad połowa zawodników z francuskiej kadry na ostatnim mundialu ma korzenie na Czarnym Lądzie. Choć pochodzący z Republiki Południowej Afryki Noah znany jest z walki z uprzedzeniami rasowymi, tym razem poszedł o krok za daleko. We Francji wywołał prawdziwą burzę. Francuski komik Kevin Razy oskarżył go o to, że powielił ulubiony żart rasistów znad Sekwany. Nie wytrzymał też Louis Sarkozy, najmłodszy syn byłego prezydenta Francji.
- Mit, który mówi o tym, że kadra Francji na mistrzostwach świata nie była francuska, a "afrykańska" jest żenujący i dyskryminujący. Wszędzie w mediach społecznościowych rasistowskie trolle piszą o francuskich graczach w kontekście ich "afrykańskiego pochodzenia" czy "prawdziwego miejsca ich pochodzenia", tak jakby bycie czarnoskórym wykluczało bycie Francuzem – napisał młody Sarkozy na łamach amerykańskiego magazynu "Washington Examiner".
Przypomniał o węgierskich korzeniach swojej rodziny i przytaczał przykłady oburzających go rasistowskich wpisów z sieci: "Kanté tak naprawdę jest z Mali", "żaden prawdziwy Francuz nie może mieć na imię N'Golo".
- Dlaczego podnosi się tylko kwestię pochodzenia czarnoskórych graczy. Nikt jakoś nie kwestionuje "francuskości" Lucasa Hernandeza, mimo jego hiszpańskiego nazwiska i korzeni. Nikt nie mówi o nim, że nie jest prawdziwym Francuzem. Zasadniczą różnicą jest tylko pigmentacja jego skóry – ocenił Sarkozy junior.
Po emisji kontrowersyjnego odcinka "The Daily Show" na interwencję zdecydowała się też francuska dyplomacja. Gérard Araud, ambasador Francji w Stanach Zjednoczonych, opublikował skierowany do Trevora Noaha oficjalny list.
- Nazywając piłkarzy afrykańską drużyną, zdaje się pan odbierać im ich francuską tożsamość. Nawet w postaci żartu legitymizuje to ideologię, według której biała skóra to wyznacznik bycia Francuzem – napisał Araud. Przypomniał, że 21 z 23 francuskich zawodników z ostatniego mundialu urodziło się we Francji.
- Zostali wyedukowani we Francji, tu uczyli się grać w piłkę, są obywatelami francuskimi. Są dumni z Francji. Różnorodne i bogate pochodzenie zawodników to odzwierciedlenie naszej różnorodności – ocenił ambasador.
Po liście Arauda Noah postanowił odeprzeć zarzuty o mimowolne powielanie rasistowskich klisz, tłumacząc, że można przecież być jednocześnie z Afryki i z Francji. Niesmak jednak pozostał, bo niechcący Noah wpisał się w chór zahaczających o rasizm albo wprost rasistowskich głosów, które umniejszają sukces Trójkolorowych, sugerując, że reprezentacja Francji nie jest "prawdziwie francuska". Przed finałem mundialu Igor Štimac, były trener reprezentacji Chorwacji, zamieścił w mediach społecznościowych wpis, w którym retorycznie zapytał: "czy ktoś wie, z kim tak naprawdę gramy w finale?". Po fali krytyki i licznych oskarżeniach o rasizm, które pojawiły się we francuskiej prasie, Štimac usunął swój wpis.
Typowy produkt Bondy
Emocjonalne, publiczne dyskusje o tym, kim są "prawdziwi Francuzi" zawsze szczególnie rezonują w miejscach takich jak Bondy. Ta 50-tysięczna miejscowość, uznawana za przedmieście Paryża, to jedno z setek tak zwanych banlieu. U przeciętnego Francuza słowo banlieu wzbudza strach, odrazę i szereg innych negatywnych odczuć.
W zbiorowej świadomości to pełne przybyszów z Afryki i Bliskiego Wschodu podmiejskie getto, betonowa dżungla pełna narkotyków i młodocianych przestępców, którzy lubują się w podpalaniu samochodów. Bondy i inne podparyskie banlieu od "lepszego" świata oddziela symboliczna, niemal cywilizacyjna granica, czyli Périphérique - obwodnica Paryża.
O Bondy od kilku tygodni mówi cały świat. To tu urodził się 19-letni gwiazdor reprezentacji Francji, Kylian Mbappé Lottin. Młody piłkarz ujął rodaków nie tylko swoją grą, ale i tym, że wszystkie premie za mundial oddał na cele charytatywne. W okołomundialowym szaleństwie Francuzi zmienili nawet swoją narodową dewizę na: Liberté - Égalité - Mbappé. Dziennikarze z całego świata na własne oczy chcieli zobaczyć boisko, na którym swoje pierwsze kroki stawiał młody Kylian i porozmawiać z ludźmi, którzy znają go od dziecka.
- On nigdy nie zapomniał, skąd pochodzi. Cały czas utrzymuje kontakt z ludźmi. Mógł się odciąć i zacząć zadawać z wyższymi sferami, ale pozostał skromnym chłopakiem – opowiada Rayane Mezouar, kolega Mbappé z dzieciństwa.
W Bondy oburzają się, kiedy słyszą o kwestionowaniu francuskości Mbappé i jego kolegów z reprezentacji. Bo jeśli Kylian nie jest Francuzem, to kim jest? Jego ojciec, Wilfried Mbappé, trener piłkarski, pochodzi z Kamerunu. Matka, Fayza (z domu Lamari), to urodzona w Algierii była profesjonalna piłkarka ręczna. Ich syn urodził się we Francji.
- Mbappé jest typowym dzieckiem Bondy. Pochodzi z mieszanej rodziny. Takie właśnie jest Bondy, taka jest nasza drużyna narodowa, to mieszanka – mówi Nabil Larbi, przyjaciel rodziny Mbappé. Larbi cieszy się z zainteresowania, jakie towarzyszy jego miejscowości. Mówi, że dzięki sukcesowi piłkarzy, być może choć trochę zmieni się stereotyp dotyczący francuskich banlieu.
- Ktoś, kto nie zna przedmieść, wyobraża sobie same złe rzeczy - narkotyki, przestępczość i tak dalej. Ale na przedmieściach żyją zwykli ludzie. Tu, w Bondy, mamy wszystkie religie i wszystkie narody świata, uczymy się od siebie nawzajem – mówi Larbi.
Nad Bondy majestatycznie góruje mural z podobizną Kyliana Mbappé i hasłem: "miasto możliwości". Gwiazda futbolu ma przekonywać młodzież, że sam fakt wychowania się na przedmieściach nie przekreśla życiowych szans. Ale wielka podobizna piłkarza nie jest w stanie przysłonić smutnej prawdy – od lat z getta można się wyrwać w zasadzie tylko przez sport.
Cyril Nazareth, francuski profesor socjologii, od lat bada rolę, jaką futbol odgrywa na francuskich przedmieściach.
- Tam istnieje mit, że tylko dzięki piłce nożnej możesz zmienić swoje przeznaczenie. Już w młodym wieku futbol to nie tylko hobby. Dla tysięcy chłopców z ubogich rodzin to jedyna szansa na odniesienie sukcesu zawodowego, zwłaszcza że większość z nich nie ma szans na uczestnictwo w prestiżowych programach edukacyjnych. Wiedzą, że prawdopodobnie nie będą mieli lepszej pensji niż rodzice. Te dzieciaki mogą sobie nie radzić w szkole, ale dzięki piłce poprawiają swoją samoocenę i zdobywają szacunek otoczenia – tłumaczy profesor Nazareth na łamach francuskiego magazynu "Vice Sports".
Zwraca uwagę na rolę, jaką w gettach odgrywają trenerzy piłkarscy. To oni przejmują rolę autorytetów, którą gdzie indziej pełnią nauczyciele i rodzice. Tylko w podparyskich banlieu pracuje 30 tysięcy trenerów, którzy zajmują się ponad 200 tysiącami zarejestrowanych zawodników.
Kylian Mbappé i "Bondy. Miasto możliwości"
Większość piłkarzy obecnych mistrzów świata swoje pierwsze kroki stawiało właśnie w szkółkach piłkarskich na przedmieściach. N’Golo Kanté, którego rodzice przyjechali do Francji w latach 80. z Mali, jako nastolatek zarabiał, zbierając śmieci w podparyskim Rueil Malmaison. Dziś mówi, że tylko piłka mogła wyrwać jego rodzinę z zaklętego kręgu biedy. Podobnie wyglądało dzieciństwo Paula Pogby, syna Gwinejczyka i Kongijki, swego czasu najdroższego piłkarza świata, za którego w 2016 roku Manchester United wyłożył 105 milionów euro. Po podpisaniu lukratywnego kontraktu udzielił wywiadu magazynowi "Esquire" i opowiedział o wzrastaniu w biedzie.
- Były czasy, w których musieliśmy spać z całą rodziną, w trójkę, czwórkę, a nawet piątkę w jednym łóżku. Ale to był piękny czas, bo byliśmy razem. Nie mogłem narzekać, bo mieliśmy bieżącą wodę, mieliśmy jedzenie. Miałem ubrania, może nie najlepsze, ale miałem je. Nigdy nie myślałem o sobie, że jestem biedny, bo kiedy popatrzyłem na niektórych ludzi wokół mnie, to pomyślałem: jestem bogaty - zwierzył się Pogba.
Platini, Zidane, Kopaszewski
Pogba, Kanté, Mbappé i inni zawodnicy nie mieli wątpliwości – od dziecka marzyli o grze w reprezentacji Francji. Ale dziesiątki zawodników o afrykańskich korzeniach od lat mierzą się z problemem podwójnej (często i potrójnej) tożsamości. Wielu urodzonych we Francji piłkarzy decyduje się na grę w reprezentacjach krajów, z których pochodzą ich rodzice. Po części decyzja wynika z sentymentu, po części z chłodnej kalkulacji (bo łatwiej o powołanie do kadry Tunezji czy Gwinei niż do naszpikowanej gwiazdami kadry Francji), ale problem tkwi też w podziale rasowym francuskiego społeczeństwa.
- Niektórym zawodnikom ciężko przychodzi nazywanie się Francuzami. Od dziecka padali ofiarą stereotypów o ludziach wychowanych w gettach. Zostali nastygmatyzowani, jeszcze zanim zostali profesjonalnymi piłkarzami - ocenia na łamach "New York Timesa" Stephane Beaud z uniwersytetu w Poitiers, autor książki "Brzydcy, bogaci i podli. Inne spojrzenie na Les Bleus", opisującej korzenie francuskich futbolistów.
W ostatnim mundialu wzięło udział aż 50 (!) zawodników urodzonych, wychowanych i wyszkolonych we Francji. Najwięcej z nich, rzecz jasna poza Trójkolorowymi, grało dla Tunezji, Maroka, Senegalu i Portugalii. Opisywane przez Beauda negatywne stereotypy przez lata podtrzymywali piłkarze, tacy jak Karim Benzema czy Franck Ribery, którzy ostentacyjnie nie śpiewali przed meczami francuskiego hymnu. Miesiąc przed mundialem Benzema rozwścieczył francuską opinię publiczną wywiadem udzielonym "Vanity Fair".
- Dlaczego nie śpiewam Marsylianki? Jej słowa opowiadają o wojnie, której nie lubię. Grałem dla reprezentacji Francji tylko z powodów sportowych, ale moim krajem jest Algieria – oświadczył gwiazdor Realu Madryt, którego trenerzy od lat nie powołują do francuskiej kadry po seksaferze, podczas której szantażował materiałami wideo swojego kolegę z drużyny Mathieu Valbuenę.
Przy okazji wywołanej przez Benzemę ogólnonarodowej debaty o "farbowanych lisach" w reprezentacji prasa przypomniała badania z lat 80., przeprowadzone dla sportowej gazety "L’Équipe". W 1986 roku dziennikarz Didier Braun pisał, że z ponad 600 piłkarzy, reprezentujących Francję od 1900 roku, ponad 200 miało cudzoziemskie pochodzenie. Adwokaci dzisiejszej reprezentacji przypominają, że korzenie poza Francją miało trzech najwybitniejszych piłkarzy w historii Trójkolorowych: Michele Platini - we Włoszech, Zinedine Zidane - w Algierii, Raymond Kopa (Kopaszewski) - w Polsce.