Sprzedaż wina nad Wisłą systematycznie rośnie. Do Zachodu, do którego aspirujemy, wciąż nam jednak daleko. W wyborze nadal kierujemy się przede wszystkim ceną. Wolimy wypić więcej i taniej niż drożej, ale za to lepiej. To problem także dla polskich winnic.
W ciągu ostatniej dekady sprzedaż wina w Polsce wzrosła o ponad połowę. Tylko w ostatnim roku na wino wydaliśmy blisko 2,2 mld złotych, czyli o 5 proc. więcej niż rok wcześniej. Nad Wisłą przeznaczana jest na nie już co dziesiąta złotówka wydawana na alkohol.
Więcej, ale mało
Polak wypija rocznie około 3,5 l wina gronowego. To wprawdzie więcej niż jeszcze kilka at temu, jednak taki wynik wciąż mizernie wygląda choćby na tle naszych sąsiadów. Przeciętny Czech kupuje rocznie ponad 21 l wina, a Słowak – ponad 19 l. Jeszcze dalej nam do mających długą tradycję picia wina Francuzów czy Włochów. Pierwsi piją rocznie około 45 l, a drudzy 40 l wina na głowę.
Mimo kolosalnych różnic w spożyciu widać, że w Polsce nastąpiła zmiana. Wino nie jest już uważane za luksusowy trunek tylko dla najbogatszych.
Jak wynika z badania firmy KMPG, Polacy wciąż najczęściej piją wino w towarzystwie znajomych i rodziny. Tak robi 48 proc. badanych. Jednak dużą grupę – 41 proc. – stanowią konsumenci, którzy sięgają po wino bez specjalnej okazji. Ten alkohol częściej wybierają kobiety niż mężczyźni, a także osoby z wyższym wykształceniem.
Dlaczego?
Prezydent Stowarzyszenia Sommelierów Polskich Piotr Kamecki wyjaśnia, że Polacy piją więcej wina, bo coraz częściej podróżują. To właśnie zwiedzając świat, poznają nowe smaki i zachowania.
– Często jeździmy do Włoch czy Hiszpanii, czyli w miejsca, w których picie wina jest czymś codziennym. Dlatego także w Polsce wino przestaje być wydarzeniem. Nie potrzebujemy, jak kiedyś, okazji, aby wypić kieliszek dobrego wina – zauważa i dodaje, że kolejną przyczyną jest rosnąca zamożność polskiego społeczeństwa.
– Zarabiamy więcej. Coraz większej liczbie Polaków dobrze się powodzi. Rośnie jakość życia. Nasze społeczeństwo ma wysokie aspiracje. Chcemy być tacy jak Niemcy czy Francuzi, więc pokazujemy to, także przejmując ich zachowania, czyli np. pijąc wino – mówi Kamecki.
Polacy w domu zaczęli gotować i jeść dania kuchni międzynarodowej, do których pasuje wino. Zamienili bigos na spaghetti, a wódkę na wino. Taka zmiana to także wyraz aspiracji do "światowego życia na pewnym poziomie". Wyznacznikiem tego stylu stało się wino. Za tym poszło poszerzanie oferty w sklepach o wina dobrej jakości w średniej lub niskiej cenie
Edyta Kochlewska, redaktor naczelna serwisu dlahandlu.pl
Zdaniem Edyty Kochlewskiej, redaktor naczelnej serwisu branżowego dlahandlu.pl Polacy przerzucili się na wino, bo poznają inne kuchnie niż polska.
– W domu zaczęli gotować i jeść dania kuchni międzynarodowej, do których pasuje wino. Zamienili bigos na spaghetti, a wódkę na wino. Taka zmiana to także wyraz aspiracji do "światowego życia na pewnym poziomie". Wyznacznikiem tego stylu stało się wino. Za tym poszło poszerzanie oferty w sklepach o wina dobrej jakości w średniej lub niskiej cenie – tłumaczy Kochlewska.
Kamecki uważa również, że większe spożycie wina wśród Polaków wynika także z tego, jak zmienił się model naszej pracy. – Pracujemy długo i intensywnie. Nie możemy, tak jak nasi ojcowie, pozwolić sobie np. na wypicie butelki wódki, bo rano albo by nas zwolniono, albo w najlepszym wypadku bylibyśmy zupełnie nieefektywni. Dlatego częściej zamiast wódki wybieramy kieliszek wina – wyjaśnia Kamecki.
Ile wydajemy?
Jednak to, że pijemy więcej wina, nie oznacza, że bardziej się na nim znamy i mamy większą wiedzę w tej dziedzinie. Przy wyborze butelki kierujemy się przede wszystkim opiniami znajomych oraz smakiem. Pasjonaci, którzy pogłębiają wiedzę na ten temat, to ułamek kupujących.
Kupujemy wina, które nam smakują. Nie kierujemy się wiedzą. Czasem patrzymy, co piją inni, i potem też to kupujemy. Albo nam wtedy to smakuje, albo mówimy, że nam smakuje, i pijemy, bo tak wypada
Piotr Kamecki, prezydent Stowarzyszenia Sommelierów Polskich
– Kupujemy wina, które nam smakują. Nie kierujemy się wiedzą. Czasem patrzymy, co piją inni, i potem też to kupujemy. Albo nam wtedy to smakuje, albo mówimy, że nam smakuje, i pijemy, bo tak wypada – mówi Kamecki.
Kluczowa dla Polaków jest też cena. Potwierdzają to badania. Z analizy firmy Ambra oraz Nielsen wynika, że najczęściej (27 proc.) kupujemy wina za 10-15 złotych. Niemal taką samą (26 proc.) popularnością cieszą się butelki za 20-30 złotych.
– Większość Polaków wybiera wina do 30 złotych. Za butelkę codziennego, dobrego wina chcemy płacić nie więcej niż 20 złotych. Tańsze wina spopularyzowały dyskonty, które teraz mają 35 proc. udziałów w sprzedaży rynku wina – wyjaśnia Kochlewska.
Prezydent Stowarzyszenia Sommelierów Polskich uważa, że nasi rodacy rzadko decydują się na droższe wina, bo ich po prostu na to nie stać.
– Zarabiając np. 3 tys. złotych miesięcznie, ciężko wydać kilkaset złotych na kilka butelek wina. Zatem wszystkie butelki po 80-90 złotych, które widzimy w sklepach, stanowią ułamek sprzedaży – mówi Kamecki i dodaje, że wśród Polaków wciąż też dominuje przekonanie, że lepiej kupić taniej, ale za to więcej. – Liczba spożytych procentów musi się zgadzać – dodaje z uśmiechem.
Niełatwy biznes
Takie podejście polskich konsumentów nie ułatwia życia osobom, które przeszły biurokratyczną drogę krzyżową i otworzyły winnice. Aby w naszym kraju rozpocząć winiarski biznes, trzeba najpierw poinformować o tym Agencję Rynku Rolnego, która dokona odpowiedniej rejestracji winnicy, a następnie spełnić surowe wymagania sanitarne określane przez Inspektorat Jakości Handlowej. To nie koniec formalności, bo o produkcji wina trzeba również powiadomić służby celne oraz wykupić koncesję na alkohol.
Kiedy to się uda i po kilku latach wreszcie wyprodukujemy własną butelkę wina, może okazać się, że nasz biznes jeszcze długo nie będzie rentowny, bo – jak przyznaje Wojciech Bosak, wiceprezes Polskiego Instytutu Wina – sporym problemem polskich winiarzy jest wciąż małe spożycie tego trunku.
– Oczywiście jest ono większe niż jeszcze 10 lat temu, ale statystyki są zatrważające. U nas prawie się wina nie pije. 3,5 l wina na głowę rocznie to poziom krajów muzułmańskich. Polacy nie są też skłonni wydawać większych pieniędzy na wino. Sprzedaż win powyżej 30 złotych za butelkę to kilka procent rynku – mówi Bosak.
Dlatego polskie wino nie ma na rynku łatwo, mimo że – wbrew obiegowej opinii – jest naprawdę dobre i regularnie doceniane na świecie. Warto tutaj przypomnieć choćby niedawny tytuł Championa w międzynarodowym konkursie Galicja Vitis 2015 dla wina Sandomirius Seyval Blanc rocznik 2014 z Winnicy Sandomierskiej w Górach Wysokich koło Sandomierza czy nagrodę w paryskim konkursie Concours International des Vins de Gastronomie przyznaną nieco ponad rok temu dla dwóch win z krakowskiej winnicy Srebrna Góra. Uznanie jury zyskały dwa czerwone wina: Regent 2013 otrzymał najwyższą nagrodę Diamond Star, a Cabernet Cortis 2013 zdobył Silver Star.
Bosak podkreśla, że polskie wina wygrywają konkursy, zdobywają międzynarodowe wyróżnienia, ale niewyrobiony, przeciętny konsument ich nie doceni. – To wino dla bardziej wyrobionych konsumentów, a takich nad Wisłą jest niewielu – dodaje.
Dlatego większość osób, które prowadzą winnice w Polsce, może zapomnieć o zyskach takich, jakie osiągają ich koledzy po fachu np. we Francji czy na Węgrzech.
– Większość osób, które założyły winnicę, nie traktuje tego całkowicie biznesowo. Gdyby chcieli zarabiać pieniądze, to włożyliby kapitał w coś innego. Traktują to trochę jak hobby, a trochę jak pasję. Woleli kupić winnicę niż np. kolejny jacht czy willę w Hiszpanii – uważa Bosak.
Także prezydent Stowarzyszenia Sommelierów Polskich uważa, że większość krajowych winnic to miejsca, które utrzymywane są hobbystycznie. Produkują one kilkaset butelek rocznie. Towar sprzedawany jest głównie lokalnie, np. na targach czy festiwalach wina.
– Prowadzenie winnicy to trudny i czasochłonny biznes. Czasem aby wyjść na zero, potrzeba pięciu-sześciu lat i to przy założeniu, że pogoda będzie nam dopisywać. Nie można jednak nad tym zapanować ani tego przewidzieć, dlatego to ryzykowny biznes – uważa Kamecki.
Bariera
Wojciech Bosak podkreśla, że produkcja wina w Polsce jest bardzo droga. – Przez warunki klimatyczne uzyskanie u nas jednej butelki wina jest dużo droższe niż w krajach na południu Europy – mówi.
Za butelkę polskiego wina trzeba zapłacić około 50-80 złotych, a to dwukrotnie więcej, niż jest w stanie zapłacić przeciętny polski konsument. Dlatego krajowe winnice i ich produkty przegrywają z importowanym winem z Włoch, Bułgarii czy Hiszpanii, które jest o wiele tańsze. – Bariera np. 50-80 złotych, a tyle kosztuje polskie wino, jest dla większości Polaków nie do pokonania – uważa Kamecki.