Naukowcy z Waszyngtonu opublikowali w prestiżowym "The Lancet" artykuł, który sprowadza się do głównej tezy: nie ma bezpiecznej dawki alkoholu. Alkohol powoduje raka piersi, jelita grubego, przełyku, krtani, warg i jamy ustnej, wątroby. A Polacy w alkoholowych statystykach wypadają fatalnie. Pijemy dużo i na umór.
- Wśród wielu osób wywołuje to uśmieszki i żarty. A przecież my mamy twarde dowody! Na przykład na to, że alkohol powoduje raka. 9 procent zachorowań na raka piersi związane jest z piciem alkoholu - mówi profesor Joanna Didkowska z Zakładu Epidemiologii i Prewencji Nowotworów warszawskiego Centrum Onkologii. I szybko wylicza: co roku na raka piersi spowodowanego piciem alkoholu zapada 1700 Polek.
- Publikacja w "The Lancet" przypomina mi sytuację z lat 50. ubiegłego wieku - dodaje prof. Didkowska. - Wtedy zaczęto na poważnie mówić o szkodliwości palenia. Nikt w to nie wierzył. Przecież nawet minister zdrowia Wielkiej Brytanii wyśmiał te teorie. My dziś wiemy, że alkohol szkodzi, ale uważamy, że dotyczy to tylko osób, które go nadużywają. A nauka twierdzi jasno: nie ma bezpiecznej dawki.
Dotychczasowe poglądy do rewizji
W ramach badania Global Burden of Disease, którego efekty opublikowano w "The Lancet", uczeni przyjrzeli się, jak wyglądało spożycie alkoholu w 195 krajach w latach 1990-2016. Pod uwagę wzięli ponad pół tysiąca szczegółowych badań z całego świata. Gigantyczny projekt sfinansowała Fundacja Billa i Melindy Gatesów. Z danych wynika, że na całym świecie 2,8 mln zgonów rocznie można powiązać z piciem alkoholu. Tym samym uznano to za siódmy czynnik ryzyka przedwczesnej śmierci i niepełnosprawności na świecie.
Jak podkreśla jeden z autorów raportu, dr Max Griswold z Institute for Health Metrics and Evaluation University of Washington w USA, ryzyko zdrowotne związane z alkoholem jest wprawdzie niewielkie przy jednym drinku dziennie, ale gwałtownie wzrasta, gdy ludzie piją więcej. Zdaniem Griswolda powszechny pogląd na temat korzyści zdrowotnych wynikających z picia alkoholu wymaga rewizji, zwłaszcza że ulepszone metody i analizy rzucają światło na to, jak bardzo alkohol przyczynia się do śmierci i inwalidztwa ludzi na całym świecie.
Substancja rakotwórcza
Lista chorób, które powoduje alkohol, jest długa. To m.in. marskość wątroby, cukrzyca, zapalenie trzustki, udary. Picie alkoholu zwiększa też ryzyko wystąpienia niektórych chorób zakaźnych, chociażby gruźlicy. Ale przede wszystkim jest rakotwórcze. W czołówce nowotworów spowodowanych alkoholem są rak piersi, jelita grubego, przełyku, krtani, warg i jamy ustnej i nosowej, wątroby. Na liście są też obrażenia i okaleczenia, na które jesteśmy bardziej narażeni w stanie upojenia alkoholowego.
Prof. Joanna Didkowska uważa, że raport powinien w szczególny sposób wybrzmieć dla kobiet. - Naprawdę mało kto wiąże raka piersi z alkoholem. A ten związek jest udowodniony - mówi. Chodzi m.in. o to, że alkohol upośledza gospodarkę hormonalną. Kiedy kobieta pije alkohol, poziom estrogenu wzrasta, a zbyt wysoki może powodować zmiany nowotworowe.
Oczywiście to nie dzieje się w jednej chwili. Ten proces trwa nawet kilkanaście lat. Najpierw mamy powtarzające się drażniące działanie alkoholu na układ hormonalny, a dopiero zmieniona gospodarka hormonalna zaczyna drażnić tkankę gruczołową piersi. To skomplikowany proces – wyjaśnia profesor.
Tłumaczy również zależność pomiędzy nowotworami głowy i szyi a piciem alkoholu. - To bardzo proste. Alkohol wprowadzamy do organizmu właśnie przez głowę. Alkohol podrażnia błonę śluzową, powoduje stany zapalne. Największy problem mają ci, którzy oprócz tego, że piją, to jeszcze palą. Alkohol powoduje, że szkodliwe substancje z dymu tytoniowego są lepiej wchłaniane. Ryzyko, które w takiej sytuacji powstaje, nie dodaje się, ale mnoży!
Raport w sprawie nowotworów układu pokarmowego i ich zależności od alkoholu opublikowała w ubiegłym roku European Union of Gastroenterology, organizacja skupiającą stowarzyszenia medyczne zajmujące się zdrowiem układu pokarmowego. Wynika z niego, że np. pięć drinków wypitych w trakcie jednej imprezy powoduje, iż ryzyko zachorowania na raka trzustki wzrasta o 3,5 punktu procentowego. Ryzyko to nie tylko bezpośrednie uszkodzenie komórek (tak mamy głównie w nowotworach jamy ustnej czy przełyku), ale też toksyczny aldehyd octowy, który powstaje w wątrobie i jest produktem rozpadu alkoholu. Odpowiada nie tylko za nieprzyjemne uczucie kaca, ale jest na liście rakotwórczych substancji stworzonej przez International Agency for Cancer Research. Osoby, które piją dużo, są szczególnie zagrożone rakiem wątroby, żołądka i trzustki.
Co z lampką wina?
Na podstawie przeprowadzonej analizy autorzy publikacji wyjaśniają, że nie ma bezpiecznego poziomu alkoholu, ponieważ jakiekolwiek korzyści zdrowotne wynikające z alkoholu, są mniejsze niż jego negatywny wpływ na zdrowie. Co w takim razie z lampką czerwonego wina "dla zdrowotności"? - To mit! I ja bardzo się cieszę, że o tym mówimy - odpowiada prof. Piotr Jankowski z I Kliniki Kardiologii i Nadciśnienia Tętniczego Collegium Medicum UJ, sekretarz Polskiego Towarzystwa Kardiologicznego. Stawia sprawę jasno: - W żadnej oficjalnym stanowisku towarzystw naukowych, w żadnych oficjalnych zaleceniach nie znajdziemy informacji, aby pić czerwone wino albo inny alkohol w celach prozdrowotnych.
Skąd zatem wzięło się przekonanie o zbawiennym wręcz działaniu czerwonego wina na serce i układ krwionośny? Prof. Jankowski tłumaczy: - Rzeczywiście, w niektórych badaniach wykazano, że abstynenci częściej miewają zawały serca, niż osoby pijące umiarkowane ilości alkoholu. Tylko zapominamy, z jakich powodów te osoby nie piją, a to kluczowe, bo przecież to choroba często jest powodem abstynencji. Człowiek już chory jest bardziej podatny na inne choroby. Dysponujemy też wynikami badań, które wskazują, że czerwone wino nie jest czynnikiem ryzyka zawału serca. Ale to, że nie jest - wcale nie oznacza, że zawałowi zapobiega. Jednocześnie przecież może być powodem nowotworów, marskości wątroby albo udaru. Zresztą, jeśli mówimy o udarze mózgu, szczególnie krwotocznym, to warto pamiętać, że każda ilość alkoholu może go spowodować - mówi kardiolog.
Prof. Jankowski podkreśla, że największym problemem jest sposób, w jaki piją Polacy: ryzykownie i bez umiaru. Zamiast lampki wina - od razu całą butelkę.
Pijemy w stylu wschodnim
Polscy mężczyźni są w światowej czołówce, jeśli chodzi o osoby, które piją - na piątym miejscu za Danią, Norwegią, Argentyną i Niemcami. Pije 94,3 proc. Polaków. Statystyki na naszą korzyść zaniżają kobiety - nie ma ich w pierwszej dziesiątce. Francuzi czy Hiszpanie piją więcej niż Polacy. Ale piją inaczej - częściej, ale mniej na raz. - My pijemy na sposób wschodni, tak samo jak Rosjanie czy Skandynawowie - mówi Krzysztof Brzózka, dyrektor Państwowej Agencji Rozwiązywania Problemów Alkoholowych. - Po prostu pijemy bardzo dużo jednorazowo. Tak aby się przewrócić.
Weźmy dwa kraje: Polskę i Rosję. U nas jest więcej abstynentów. Jeśli weźmiemy w wyliczeniach pod uwagę tylko osoby pijące alkohol, to wychodzi, że przeciętny pijący Polak spożywa więcej alkoholu niż jego kolega z Rosji!
Liczby, które podaje Krzysztof Brzózka, działają na wyobraźnię. Statystyczny Polak wypija około 10 litrów czystego alkoholu rocznie. To daje butelkę wódki tygodniowo. Ale jeśli odliczymy tych, którzy nie piją - to pijący Polak wypija nawet 25-30 litrów czystego (stuprocentowego) alkoholu rocznie. - 17 procent społeczeństwa wypija 70 procent sprzedawanego alkoholu. To osoby, które piją gigantyczne ilości alkoholu - mówi. Według danych PARPA co roku w Polsce około 1500 osób umiera tylko dlatego, że za dużo wypiły. Głośna była chociażby historia 54-latka z Zabrza, który urządził z kolegą zawody - kto w krótszym czasie wypije więcej wódki. Mężczyzna stracił przytomność, nie udało się go uratować.
Z opublikowanego w 2017 roku raportu europejskiego badania ankietowego, zrealizowanego w 19 krajach Europy (badanie RARHA SEAS), wynika, że ponad 60 proc. Europejczyków odniosło jakieś szkody i miało negatywne doświadczenia związane z piciem innych w ciągu ostatnich 12 miesięcy. To m.in. naruszenie nietykalności cielesnej przez pijaną osobę, poważna kłótnia, jazda z kierowcą będącym pod wpływem alkoholu lub udział w drogowym wypadku alkoholowym. Co piąty badany mieszkał w dzieciństwie z osobą nadużywającą alkoholu.
Polacy w wielu statystykach dotyczących alkoholu w Europie plasują się w środku stawki. Jednak o ile w innych krajach jest przyzwolenie społeczne na konieczność wprowadzania ograniczeń dotyczących alkoholu, Polacy są tu bardziej stanowczy i żadnych ograniczeń nie chcą. W ankiecie ponad połowa uznała, że alkohol jest towarem jak każdy inny i nie wymaga specjalnych restrykcji. Podobnie myślą jeszcze Bułgarzy, Rumuni, Litwini i Duńczycy.
Z kolei Krzysztof Brzózka uważa, że ograniczenia są konieczne. - Dziś do młodych ludzi płynie prosty przekaz - picie piwa to nic złego. Pijesz piwo, to jesteś atrakcyjny. To kłóci się z tym, co próbujemy przekazać młodym w szkołach w ramach programów profilaktycznych. Popieramy pomysły ograniczenia sprzedaży alkoholu w godzinach nocnych. To nie jest towar pierwszej potrzeby - mówi.
Zostać abstynentem?
Prof. Piotr Jankowski: - Lampka wina czy mały kieliszek koniaku dla przyjemności? Owszem, ale bez dorabiania teorii, że to dla zdrowia, bo to oszukiwanie samego siebie.
Prof. Joanna Didkowska: - Ja powiem tylko tyle, że nie ma bezpiecznej dawki alkoholu.
Krzysztof Brzózka: - Nie chodzi o to, aby nie pić wcale. Trzeba mieć jednak świadomość, że alkohol to po prostu trucizna. Wierzę, że nasza fatalna kultura picia zmieni się.
Autorzy publikacji w "Lancecie" wyliczyli bardzo dokładnie minimalne ryzyko: jeden drink dziennie (10 gramów czystego alkoholu) zwiększa prawdopodobieństwo wystąpienia jednej z 23 chorób najbardziej zależnych od alkoholu o 0,5 punktu procentowego.