Władimir Putin podjął kilka decyzji, które mogą sugerować jego gotowość do reform. To jednak tylko próba oszukania Zachodu i opozycji. W rzeczywistości reżim staje się coraz brutalniejszy. Represje w kraju, ekonomiczna stagnacja, konfrontacja z Zachodem – tego możemy się spodziewać po Rosji w najbliższych latach.
20 kwietnia były minister finansów Aleksiej Kudrin ogłosił, że zgodził się stanąć na czele rady fundacji Centrum Opracowań Strategicznych, związanego z Putinem think tanku. 30 kwietnia zaś opublikowano prezydencki dekret, na mocy którego Kudrin został wiceprzewodniczącym prezydenckiej Rady Gospodarczej. Jego zadaniem ma być przygotowanie nowego planu ekonomicznego dla Rosji.
Awans znanego zwolennika reform odebrano jako gotowość Putina do wprowadzenia w życie liberalnych recept na gospodarkę, która przeżywa wyraźny kryzys. Pojawiły się nawet sugestie, że oto prezydent namaścił swojego następcę. Ale czy rzeczywiście możliwy jest radykalny zwrot w polityce reżimu?
Powrót ekonomisty
Władimir Putin podczas niedawnego dorocznego telemostu z rodakami skupił się na kwestiach wewnętrznych, wielka międzynarodowa polityka była tam niemal nieobecna. Nic w tym dziwnego, pewne cele związane z zewnętrznymi awanturami (Syria) zostały osiągnięte, wybory tuż-tuż, a końca kryzysu nie widać. Trzeba więc zrobić porządek na własnym podwórku, a potem – to pewne – wrócić do wielkiej międzynarodowej gry.
Prezydent ogłosił liberalizację przepisów prawa karnego dotyczących prowadzenia biznesu i przywrócił praktykę spotkań z ekonomicznymi ekspertami – wszak Prezydium Rady Gospodarczej nie spotykało się od dwóch lat. No ale przede wszystkim "odkurzył" Aleksieja Kudrina.
Od czasu, gdy w 2011 r. odszedł z rządu po konflikcie z premierem Dmitrijem Miedwiediewem, powrót wieloletniego ministra, głównego autora polityki finansowej Rosji podczas pierwszych dwóch kadencji prezydenckich Putina, przepowiadano już kilka razy. Widziano w nim nawet nowego premiera. Faktem jest, że za zwolennika zmniejszenia kontroli państwa nad gospodarką Kudrin nieoficjalnie wciąż pozostawał blisko Putina. Dobrze poinformowany portal RBK ujawnił 12 kwietnia, że od niemal roku były minister pracuje nad nowym programem ekonomicznym dla Rosji.
Instytucje, które się wyłoniły, zaprowadzą nasz system ku długoterminowej stagnacji, jeśli ich nie zreformujemy
Aleksiej Kudrin
Swoją wizję koniecznych reform Kudrin przedstawił w przemówieniu 20 kwietnia. Nazwał obecny system prawny, działanie organów ścigania oraz styl dialogu rządu ze społeczeństwem "kluczowymi przeszkodami dla dalszego rozwoju". – Instytucje, które się wyłoniły, zaprowadzą nasz system ku długoterminowej stagnacji, jeśli ich nie zreformujemy – powiedział Kudrin. W programie, który chce opracować, mają znaleźć się m.in. projekty reform administracji państwowej, ochrony zdrowia, edukacji i sądownictwa.
21 kwietnia, podczas konferencji na wydziale ekonomii petersburskiego uniwersytetu, Kudrin przedstawił założenia swego planu. Chce m.in., aby wzrost gospodarczy wynosił średnio co najmniej 4 proc. rocznie. Zamierza też ograniczać zależność gospodarki od eksportu ropy. Podkreślił, że naftowy boom w poprzedniej dekadzie negatywnie wpłynął na gospodarkę. Nie budowano instytucji, nie podnoszono efektywności, nie stawiano na konkurencję.
Ambitnie, ale tylko na papierze
Program Kudrina byłby czwartym takim za panowania Putina. Pierwszy, z 2000 r., autorstwa Germana Grefa, wpisywał się w agendę Putina-reformatora w duchu wolnorynkowym. Naftowy boom i zalew petrodolarów położyły kres ambitnym reformom Grefa. Drugi plan, autorstwa Elwiry Nabiullinej (obecnie szefowej banku centralnego), powstał w 2008 r. – z wiodącym hasłem "naftowej modernizacji". Przestał być aktualny jeszcze szybciej – gdy po kilku miesiącach runęły ceny ropy. Potem był trzeci liberalny program, tzw. Strategia 2020, autorstwa Miedwiediewa. Też pozostał na papierze.
Teraz Kudrin, zapowiadając zmiany, często używa słowa "pierestrojka" – co już redukuje do minimum prawdopodobieństwo jego wprowadzenia w życie. Putin pamięta, jak skończyły się próby Michaiła Gorbaczowa zreformowania państwa sowieckiego w taki sposób, by ZSRR nadal funkcjonował.
Skąd więc w ogóle pomysł wyciągnięcia Kudrina? Pierwsze wrażenie mogło być takie, że chodzi o wysłanie sygnału, iż Kreml jest gotów do reform i poprawy stosunków z Zachodem. Awans dla człowieka postrzeganego jako zwolennik liberalnych reform ma złagodzić wizerunek Rosji i Putina na Zachodzie, przekonać do odmrożenia współpracy i zniesienia sankcji – bez ustępstwa ze strony Moskwy np. w kwestii Krymu.
Tyle że nic nie wskazuje na to, by Zachód dał się na to nabrać. Taki numer jak z "liberalnym" prezydentem Miedwiediewem i pozorowaną zmianą na Kremlu przechodzi tylko raz.
Gdyby jednak faktycznie zaczęto wprowadzać opracowane przez Kudrina reformy, być może zadowoliłby to Zachód i zachęciło zagranicznych inwestorów do powrotu na rosyjski rynek. Tyle że byłby to zarazem demontaż reżimu, który opiera się na korupcji, drenażu środków publicznych i scentralizowanej arbitralnej władzy. W tym systemie wszystko podporządkowane jest interesom wąskiej grupy siłowików, urzędników i oligarchów zgromadzonych wokół Putina.
PUTIN SZYKUJE SIĘ NA REWOLUCJĘ
Kudrin odchodził z rządu, publicznie mówiąc, że nie zgadza się ze wzrostem wydatków wojskowych – a dziś jest to jeszcze więcej – ponad 4 proc. PKB. Jak miałby to pogodzić ze swym planem reform? Tym bardziej że władze powtarzają, iż na zbrojeniach oszczędzać nie zamierzają.
Adresaci w Rosji
Czemu więc służyć ma cała ta maskarada z Kudrinem i reformami? Ważny jest tu czynnik czasowy. We wrześniu tego roku odbędą się wybory do Dumy, a na wiosnę 2018 r. zaplanowano wybory prezydenckie. Putin chce więc pokazać gotowość do reform, nawet jeśli w polityce realnej postępuje wręcz przeciwnie. Manewr z Kudrinem interpretować można jako próbę swoistego oszustwa, jednak ofiarą ma być tutaj nie Zachód, lecz rosyjscy liberałowie i opozycja. Chodzi o częściową choćby pacyfikację niezadowolenia z rządów w newralgicznym okresie przedwyborczym.
Wyciągnięcie Kudrina pozwala Putinowi załatwić – na krajowej scenie – dwie sprawy. Po pierwsze, utrzymuje w ten sposób presję na rząd Miedwiediewa. Po drugie, zadowala wspomnianych liberałów. Jest też opcja numer trzy: być może Putin przeznaczył dla Kudrina jakąś polityczną rolę.
Rosyjscy "systemowi liberałowie" (dystansujący się od opozycji politycznej, ale niezadowoleni z obecnej polityki gospodarczej państwa) charakteryzują się tym, że są za obcinaniem wydatków państwa, ale nie redukcji podatków. Putinowi odpowiada w ich postawie to drugie, zaś pierwszego nie zamierza brać pod uwagę. Kudrin, i może nawet jakaś liberalna partia w Dumie, występując pod szyldem "rozsądnej opozycji", pomogliby chociażby przeforsować podniesienie wieku emerytalnego. To jeden z kluczowych antykryzysowych postulatów ekonomicznych reżimu – dający duże oszczędności, lecz niepopularny wśród elektoratu Putina.
Mając w Dumie takich "liberałów", Putin mógłby wprowadzać pewne niepopularne reformy socjalne, oficjalnie nie mając z tym nic wspólnego – inicjatywy zgłaszałaby przecież taka właśnie "opozycja".
Status quo
Realnego reformowania gospodarki natomiast nie będzie, co zresztą powiedział dzień przed nominacją dla Kudrina Miedwiediew. Podsumowując w Dumie działalność rządu w 2015 r., premier stwierdził jednoznacznie, że reform strukturalnych nie będzie, bo… pogłębiły i przedłużyłyby one zjawiska kryzysowe o kilka lat. Inne stwierdzenia Miedwiediewa również dalekie były od wizji Kudrina, jak choćby te świadczące o izolacjonizmie Rosji, np. zastępowaniu importu rozwojem własnej produkcji.
Utrzymanie takiej polityki oznacza, że problemy gospodarcze będą się tylko pogłębiały, bo kryzys nie wynika jedynie z niskich cen ropy i sankcji, ale przede wszystkim z niefunkcjonalności surowcowego, ekstensywnego modelu gospodarki rosyjskiej – nadmiernie scentralizowanej, zoligarchizowanej, skorumpowanej, z niszczejącą infrastrukturą, w której modernizację nie zainwestowano w latach "tłustych".
Jednak taka gospodarka odpowiada siłowikom i zwolennikom zaostrzania kursu w polityce wewnętrznej. Prawdziwe zamiary Putina odczytywać należy więc nie z niewiele kosztujących gestów, jak ten z Kudrinem, ale z tego, co dzieje się w bloku siłowym.
Czystki w aparacie
30 kwietnia na stronie internetowej Kremla pojawił się dekret prezydencki oznaczający jedną z największych wymian personalnych w strukturach siłowych w ostatnich latach.
Największe zmiany nastąpiły w Komitecie Śledczym. Ta potężna instytucja jest dziś jednym z filarów reżimu. Szef Komitetu, Aleksandr Bastrykin jest jednym z liderów siłowików i jego głos ma szczególne znaczenie.
18 kwietnia Bastrykin zamieścił na łamach tygodnika "Kommiersant-Włast’" duży programowy artykuł, który można uznać za rodzaj manifestu kontrrewolucji. To diagnoza obecnej sytuacji i zbiór propozycji dotyczących tego, jak utrzymać reżim w dobie kryzysu i "zewnętrznej agresji".
Manifest kontrrewolucji
Artykuł zaczyna się od złowrogich wyliczeń. W 2015 r. przestępstw o charakterze ekstremistycznym zarejestrowano o 28,5 proc. więcej niż w 2014 r. Liczba przestępstw o charakterze terrorystycznym wzrosła o 36,3 proc. A zaraz po tym Bastrykin uderza: "Przez ostatnie dziesięciolecie Rosja, jak i szereg innych krajów, żyje w warunkach tzw. wojny hybrydowej rozpętanej przez USA i ich sojuszników. Wojna ta prowadzona jest w na różnych polach: politycznym, gospodarczym, informacyjnym, a także prawnym. Przy czym w ostatnich latach przeszła ona w jakościowo nową fazę otwartej konfrontacji".
Co więc proponuje Bastrykin? Przeprowadzenie szeroko zakrojonej kampanii sprawdzania organizacji religijnych, narodowo-kulturalnych i młodzieżowych, "w stosunku do których są podstawy, by uważać, że zajmują się zakazaną działalnością ekstremistyczną". Apeluje też o zwiększenie kontroli nad imigrantami.
Przez ostatnie dziesięciolecie Rosja, jak i szereg innych krajów, żyje w warunkach tzw. wojny hybrydowej rozpętanej przez USA i ich sojuszników. Wojna ta prowadzona jest w na różnych polach: politycznym, gospodarczym, informacyjnym, a także prawnym. Przy czym w ostatnich latach przeszła ona w jakościowo nową fazę otwartej konfrontacji
Aleksandr Bastrykin
Proponuje przy tym środki, które trudno uznać za konstytucyjne, ale które mają wzmocnić reżim. Chodzi m.in. o wprowadzenie cenzury w internecie, na bazie wzorców chińskich, oraz o możliwość uznawania informacji za ekstremistyczne bez decyzji sądu, "w trybie administracyjnym".
Wrogość, wręcz wojenne nastawienie do Zachodu, niechęć do wolnego rynku, dominacja siłowików w państwie – to charakteryzuje manifest Bastrykina. Artykuł jest niczym innym jak wezwaniem do zaostrzenia represji. Wizja Bastrykina wyrasta z systemu Putina i doskonale się weń wkomponowuje. Charakterystyczne też jest, że większość propozycji faktycznie odnosi się do "zwykłych Rosjan", ale byłaby naprawdę odczuwalna tylko dla kilku procent społeczeństwa: menedżerów, specjalistów, biznesmenów. To ostrzeżenie dla nich, stąd choćby i miejsce publikacji – czytany przez elity tygodnik, a nie jakiś wielkonakładowy dziennik.
Putin dokręca śrubę
To artykuł Bastrykina, a nie nominacja dla Kudrina oddaje prawdziwe zamiary Kremla. Priorytetem jest nienaruszalność obecnego systemu i ochrona elity rządzącej. Obowiązuje hasło "represje", a nie "reformy". Przykłady można mnożyć, wystarczy spojrzeć choćby na kilka ostatnich tygodni:
–ministerstwo sprawiedliwości umieściło 18 kwietnia Medżlis, samorząd Tatarów krymskich, na liście organizacji, których działalność zostaje wstrzymana ze względu na aktywność terrorystyczną; sąd rozpatruje wniosek o całkowitą likwidację tej organizacji;
– stowarzyszenie Gołos, broniące praw rosyjskich wyborców, zostało ukarane bezprecedensowo wysoką grzywną 1,2 mln rubli (ponad 18 tys. dolarów) za nieoznakowanie jego materiałów hasłem, że organizacja jest "zagranicznym agentem";
– duma przyjęła ostatnio szereg ustaw, które zaostrzają kontrolę nad nadchodzącymi wyborami; zapisy jednej z nich uniemożliwiają na przykład start Michaiła Chodorkowskiego i Aleksieja Nawalnego w wyborach;
– inna ustawa bardzo utrudnia niezależny monitoring głosowania, przywiązując obserwatorów do konkretnych punktów wyborczych, co uniemożliwia ich mobilną kontrolę (odwiedzanie kilku-kilkunastu punktów w ciągu dnia); co więcej, nowe przepisy wymagają od organizacji chcących obserwować głosowanie rejestracji w konkretnych komisjach na trzy dni przed wyborami;
– dochodzi do fizycznych ataków na przedstawicieli opozycji (Nawalny, Kasjanow);
– zatrzymano na pewien czas siostrę Nadii Sawczenko oraz wysunięto nowe żądania w związku z ewentualnym przekazaniem skazanej nawigatorki Ukrainie;
– 15 kwietnia agenci FSB najechali moskiewskie biura spółki kontrolowanej przez oligarchę Michaiła Prochorowa, przeszukania miały związek ze śledztwem ws. unikania płacenia podatków przez ONEKSIM; zdaniem niektórych komentatorów w rzeczywistości jest to odwet za artykuły publikowane przez należący do Prochorowa portal biznesowy RBK (m.in. o córce Putina i Panama Papers).
Szowinizm w modzie
Na stanowisko rzecznika praw człowieka wybrano osobę wywodzącą się z instytucji siłowych: byłą generał major milicji Tatianę Moskalkową. W MSW służyła od 1984 r., przez ponad 20 lat. Do Dumy weszła w 2007 r. Publicznie zasłynęła propozycją przywrócenia służbie bezpieczeństwa nazwy Czeka czy poparciem Kadyrowa, gdy ten palił domy krewnych osób oskarżanych o terroryzm.
Meet Tatyana Moskalkova, the woman appointed to defend Russians' human-ish rights. My story: https://t.co/wRsmHrvMe3pic.twitter.com/Fm5yUMAivm
— Eva Hartog Skoro (@EvaHartog) April 30, 2016
Moskalkowa jest związana z – formalnie – opozycyjną partią Sprawiedliwa Rosja. Jej lider Siergiej Mironow oświadczył 23 kwietnia na zjeździe partii, że ugrupowanie popiera prezydenta w obronie suwerenności i integralności terytorialnej kraju oraz "zamierza walczyć z narzucaniem krajowi obcego mu porządku światowego i przekształceniem go w kapitalistyczne peryferie".
Symboliczne jest, że właśnie teraz (a konkretnie 18 kwietnia) Putin przyznał prestiżowe odznaczenie "Za służbę Ojczyźnie" II klasy Władimirowi Żyrinowskiemu. Polityka tego przedstawiać nie trzeba. Nie ma bardziej radykalnego, szowinistycznego i ultranacjonalistycznego w rosyjskiej elicie. Tylko z ostatnich lat wystarczy wspomnieć jego groźby, że kraje wschodniej flanki NATO, w tym Polska, zostaną starte z powierzchni ziemi bronią atomową, propozycje rozbioru Ukrainy czy wezwania do rozstrzeliwania ukraińskich gubernatorów z Micheilem Saakaszwilim na czele. Co jednak najważniejsze, Żyrinowskiego od wielu lat, mimo formalnego pozostawania w opozycji, uważa się za człowieka reżimu, który ma za zadanie mówić to, co Putin myśli, ale czego nie wypada mu powiedzieć na głos.
Коллекторов запретить, т.к. это преступники – угрожают, стреляют, насилуют. Их – в наручники и в полицию! pic.twitter.com/5yN71yJVaX
— Жириновский В.В. (@Zhirinovskiy) April 12, 2016
Zachód to wróg
Prawdziwy kurs polityki Kremla, nie mający nic wspólnego z "operacją Kudrin", pokazuje też stan relacji Rosji z Zachodem. Trudno mówić o tym, że Putin chce mamić USA i Europę liberalnymi reformami, skoro w ostatnich tygodniach napięcie, zamiast słabnąć, za sprawą Moskwy tylko narasta.
Najlepiej wiedzą o tym piloci i marynarze państw NATO, prowokowani ciągle przez rosyjskie samoloty i okręty. Rosja grzmi, że Sojusz przesuwa w stronę jej granic swe wojska, a jednocześnie sama formuje na zachodnim kierunku nowe dywizje. Najlepiej o stosunku Rosji do NATO mówi niedawna międzynarodowa konferencja bezpieczeństwa w Moskwie – pełna antyzachodnich, wojowniczych wystąpień, niepozostawiająca żadnych złudzeń, że w relacjach z NATO może nastąpić jakakolwiek poprawa. Do tego dochodzą takie oskarżenia, jak choćby to z ust naczelnika Sztabu Generalnego gen. Walerija Gierasimowa, który stwierdził, że obecny terroryzm islamski to przede wszystkim dzieło Zachodu i jego prób zaprowadzania demokracji w krajach Bliskiego Wschodu i Afryki Północnej.
Wroga polityka Kremla nie ogranicza się zresztą już tylko do NATO. Pojawia się coraz więcej mniej lub bardziej znaczących sygnałów, że Rosja weszła na drogę konfrontacji z całym światem zachodnim. Mnożą się też drobne prowokacje, jak choćby ta na konferencji w Nowosybirsku, poświęconej współpracy uniwersytetów UE i Rosji. Gospodarze w ostatniej chwili zabronili wystąpić zaproszonemu ambasadorowi UE w Rosji Vygaudasowi Ušackasowi.
Tego samego dnia, 19 kwietnia, rosyjski Sąd Konstytucyjny uznał za niemożliwe wykonanie wyroku Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu, który zobowiązał Rosję do zmian w prawie wyborczym. Takie orzeczenie Sądu Konstytucyjnego to precedens i naruszenie zobowiązań Rosji związanych z członkostwem w Radzie Europy.
Choć w Europie pojawiają się w niektórych stolicach sygnały chęci poprawy stosunków z Rosją, choć wciąż pozostaje kwestia współpracy przy Nord Stream II, choć Amerykanie wciąż oczekują współpracy Putina w sprawie Syrii, to jednak zaczyna dominować przekonanie, że powrót do stanu relacji sprzed aneksji Krymu nie jest już możliwy. Trzeba budować nowy model stosunków, w którym nie ma już miejsca na takie dowartościowywanie Rosji jak np. jej udział w gronie najbardziej wpływowych państw świata. Jak napisał 29 kwietnia "Der Spiegel", rząd Niemiec nie widzi szans na powrót Rosji do grupy G8. Tym bardziej, że zdecydowanie przeciwne temu są Stany Zjednoczone.
Sam zaś Kreml daje jasno do zrozumienia, że jeśli ma nastąpić poprawa wzajemnych relacji, to tylko na rosyjskich warunkach. Tak też należy odczytywać artykuł Michaiła Gorbaczowa, zamieszczony 21 kwietnia w rządowym organie prasowym "Rossijskaja Gazieta". Ostatni przywódca ZSRR wezwał Zachód do zaprzestania prób izolowania Rosji oraz do rezygnacji z "personalnych sankcji". "Inaczej nie będzie dialogu, nie będzie szansy na odbudowę zaufania" – napisał Gorbaczow.