Ojciec jest działaczem PSL, siostra startowała z list Konfederacji, babcię oczarował Duda, a żona pracowała dla PiS-owskiego wojewody. Sam Borys Budka to od zawsze dziecko Platformy. Jak nie pracuje, biega maratony. Właśnie robi ten najtrudniejszy.
- Szlag by to trafił! – wyrwało się na początku stycznia przed kamerą posłowi Tadeuszowi Cymańskiemu, gdy usłyszał deklarację Grzegorza Schetyny o rezygnacji ze startu w wyborach na szefa Platformy Obywatelskiej. Do dziś interpretatorzy tych słów dzielą się w Sejmie na dwa obozy. Tych, którzy traktują je jako okrzyk obawy, że zmiany w Platformie zagrożą sile partii rządzącej, i na tych, dla których była to zapowiedź, że szlag trafi, ale PO.
Już wtedy było niemal pewne, że to Borys Budka zostanie nowym szefem największej opozycyjnej partii w polskim parlamencie. – Start w wyborach to była jego dobrze przemyślana i skalkulowana decyzja – słyszę dziś od ważnych polityków PO, którzy przypominają, że już w 2015 Budka marzył o fotelu przewodniczącego. Wtedy jednak wycofał się i przekazał poparcie Grzegorzowi Schetynie. – Można się wycofywać formalnie, ale ochota na stanowisko zawsze w takiej sytuacji w człowieku zostaje – mówi jeden z posłów. Sen o władzy ziścił się 25 stycznia, gdy członkowie PO zdecydowanie poparli Borysa Budkę. Zdeklasował między innymi namaszczonego przez Grzegorza Schetynę byłego wicepremiera i ministra obrony narodowej Tomasza Siemoniaka.
Schetyna jako pierwszy zadzwonił do niego i pogratulował: – Powiedział, że teraz wszystko na mojej rozczochranej głowie. Zadeklarował, że mogę na niego liczyć w każdej formule – mówi Magazynowi TVN24 obecny przewodniczący Platformy i dodaje: - Radził mi, żebym pamiętał, że PO to szeroki projekt, że trzeba dopuszczać do siebie szerokie grono osób. Nie zamykać się w bańce.
Formalne wyniki ogłoszono 29 stycznia – były minister sprawiedliwości otrzymał poparcie 78,49 procent głosujących. Zdobył na cztery lata fotel szefa PO.
Ruch Narodowy, PSL, prezydent Duda. Czyli wszystko zostaje w rodzinie
Ma być symbolem nowej jakości w Platformie Obywatelskiej. Sporo się mówi o zmianie pokoleniowej, nowym otwarciu i świeżej energii. Borys Budka ma 42 lata, faktem jest, że w historii PO obejmuje przywództwo jako najmłodszy. Chociaż w praktyce tylko niewiele wyprzedził tragicznie zmarłego w katastrofie smoleńskiej Macieja Płażyńskiego (szefem PO został w wieku 43 lat) czy Donalda Tuska (gdy obejmował przywództwo w partii, miał 46 lat). Oczywiście partia była wtedy zupełnie inna, przez lata podlegała wielu transformacjom, a ostatnie dwie osoby, które nią kierowały – Ewa Kopacz i Grzegorz Schetyna, to pokolenie sporo starsze niż Budka.
Ale w zmianie chodzi też o to, że jest przedstawicielem pokolenia, które w dorosłe życie wchodziło już w wolnej Polsce. Jego kariera to modelowy wręcz przykład korporacyjnego pokonywania kolejnych szczebli. W 2002 ukończył studia na Wydziale Prawa i Administracji Uniwersytetu Śląskiego. Później aplikacja radcowska, praca, w wieku 33 lat uzyskanie tytułu doktora nauk ekonomicznych. W międzyczasie jest już politykiem samorządowym. Pierwsze wybory wygrywa, startując z ramienia Platformy Obywatelskiej. Gdy ma 24 lata, zostaje wiceprzewodniczącym Rady Miasta Zabrze, później przewodniczącym. W 2011 zostaje po raz pierwszy posłem, cztery lata później, w wieku 37 lat, ministrem sprawiedliwości.
W międzyczasie Budka, jak wynika z jego oświadczenia majątkowego, dorobił się dwóch mieszkań i domu (wszystko to wspólność małżeńska) o łącznej wartości niemal 1 660 000 złotych. Do tego dwa samochody – nissan z 2008 wart 11 000 złotych i toyota z 2018 warta prawie 134 tysiące złotych. Ma też do spłaty dwa kredyty – hipoteczny i konsumencki na samochód – w listopadzie 2019 ich łączny kapitał do spłaty wynosił prawie 240 tysięcy złotych. Do tego wszystkiego prawie 90 tysięcy złotych oszczędności i 100 dolarów.
- Bakcyl polityki mam od ojca. Tata była radnym z lokalnego komitetu przez osiem lat, przyglądałem się jego pracy. Byłem jako nastolatek na kongresie założycielskim Unii Pracy, widziałem od dołu politykę lat 90. - wspomina Budka, ale dodaje, że nigdy z ojcem nie miał wspólnej politycznej drogi. Rodzice mieszkają obecnie w Wadowicach, ojciec jest szefem struktur powiatowych PSL i w ramach nich działa. Nie umknęło to uwadze szefowi ludowców Władysławowi Kosiniakowi-Kamyszowi, gdy pytany był o perspektywy współpracy z nowym szefem PO. Przypomniał, że ojciec Budki jest działaczem Polskiego Stronnictwa Ludowego, co trzeba traktować jako dobry prognostyk na przyszłość. Sam Budka śmieje się, że z ojcem byli w jednym obozie politycznym, tylko gdy funkcjonowała Koalicja Europejska, czyli sojusz opozycji w wyborach do Parlamentu Europejskiego w 2019 roku.
Ale sensację wywołała kilka lat temu informacja o siostrze Borysa Annie i jej związkach z Ruchem Narodowym. Budka był wtedy posłem PO. - Siostry mam dwie, jedna z dala od polityki. Młodsza ma z kolei na koncie epizod fascynacji ruchami narodowymi. Startowała z ramienia Ruchu Narodowego do Parlamentu Europejskiego w 2014 roku– przyznaje szef PO i dodaje, że dowiedział się o tym z lokalnej gazety, w której ta informacja wylądowała na pierwszej stronie. Sukcesu w wyborach siostra nie odniosła, aspiracje polityczne skończyły się na jednym epizodzie, a w międzyczasie skończyła studia prawnicze i jest na aplikacji. O politykę się nigdy nie kłócili. Przynajmniej tak deklaruje Budka.
PSL i Ruch Narodowy to jednak nie koniec rodzinnych politycznych fascynacji.
– Pamiętam, jak moja babcia dzwoniła do mnie, jak byłem na stypendium za granicą, płacząc, gdy Marcinkiewicz przestawał być premierem – śmieje się Budka, mówiąc o pierwszych rządach Prawa i Sprawiedliwości. Później polityczne fascynacje babci przeniosły się w stronę Andrzeja Dudy, ma z nim nawet selfie. - Wysłał mi je wtedy, śmiejąc się, że nawet w rodzinie ministra sprawiedliwości ma swoich zwolenników – wspomina Budka.
Andrzej Duda był wtedy po wygranych wyborach prezydenckich, ale większość sejmowa była jeszcze po stronie koalicji PO-PSL, rządziła premier Ewa Kopacz, a w jej Radzie Ministrów zasiadał Borys Budka. - To był początek prezydentury Andrzeja Dudy, wtedy relacje były normalne – mówi szef PO, tak jakby chciał dać do zrozumienia, że dziś już takie historie by nie przeszły i nie byłoby mowy o sympatycznej wymianie zdjęć. Zresztą babcia też się po drodze zmieniła. - Ma 96 lat i wiele w życiu przeżyła. Wojnę, trudne czasy PRL, nigdy nie zajmowała się aktywnie polityką. Natomiast wiem, że w ostatnich wyborach głosowała na KO, zniesmaczona tym, co się teraz dzieje – mówi Borys Budka i dodaje, że babcia mu kibicuje.
– Pani jest taka fajna, pani Kasiu, a tutaj ma pani takiego męża – ma słyszeć co jakiś czas Katarzyna Kuczyńska-Budka. Żona Borysa Budki ma jedną kardynalną wadę. Jest żoną Borysa Budki. Tak według szefa Platformy mają mówić znajomi, którzy politycznie są związani z Prawem i Sprawiedliwością, a którzy doceniają pracę jego żony: – Poznaliśmy się w Urzędzie Miejskim w Zabrzu, była rzeczniczką prezydenta, w stosunku do którego byłem w opozycji jako przewodniczący rady – wspomina Budka. Później jego żona pracowała w administracji wojewody, który był z ramienia PiS-u, po zmianie władzy w 2007 kierowała biurem prasowym wojewody z PO. W 2011 roku wzięli ślub. Gdy Budka został ministrem, żona przeszła do urzędu marszałkowskiego, żeby uniknąć zarzutów, że pracuje dla wojewody, który jest przedstawicielem rządu w terenie. Nie trzeba dodawać, że mężowi kibicuje. Podobnie jak córeczka Lena, dla której Budka jest gotowy zrobić wszystko.
Najlepszy wynik już osiągnął?
- Jest politykiem bez wątpienia zadziornym – uważa wiceminister obrony narodowej z PiS Wojciech Skurkiewicz, ale powątpiewa w zdolności Budki do bycia liderem całej formacji: - Lider musi mieć charyzmę, by skupiać wokół siebie ludzi, a w moim odczuciu nowy szef PO jej nie ma.
W komplementowaniu Budki oszczędny nie jest senator klubu PiS Jan Maria Jackowski: - Młody, dynamiczny, bardzo ambitny i dobrze wykształcony – wylicza. Ale zaraz po tym podkreśla, że Budka nie ma jeszcze doświadczenia w zarządzaniu dużymi projektami politycznymi, co sprowadzi go na polityczne manowce. – Ma duży entuzjazm, natomiast nie sądzę, żeby misja reaktywowania Platformy, jako wiodącej siły politycznej w Polsce, była skazana na sukces – puentuje Jackowski.
Niewątpliwie Budka ma teraz swój czas. – Kolejne pięć minut – mówią koleżanki i koledzy w Koalicji Obywatelskiej, przypominając, że świecił już, gdy był powoływany do rządu Ewy Kopacz i obejmował tekę ministra sprawiedliwości. Wtedy też przez pomyłkę został nazwany przez ówczesną szefową rządu Borysławem Budką i tak jakoś w Platformie już się utarło, że jak ktoś chce Budce zrobić na złość lub go zirytować, to rzuca do niego "Borysław".
Ale najlepsze być może dopiero przed nim. - Wygrana Małgorzaty Kidawy-Błońskiej pozwoliłaby nowemu liderowi Platformy świecić odbitym blaskiem – zwraca uwagę dr Milena Drzewiecka, psycholog zajmująca się wizerunkiem i przywództwem w polityce na Uniwersytecie SWPS. A blask byłby potężny, wymiana lokatora Pałacu Prezydenckiego byłaby kamieniem milowym w karierze Budki. Ale polityczny kij ma dwa końce i ewentualna porażka Kidawy-Błońskiej to będzie też jego porażka. I to na samym wręcz początku kariery w fotelu szefa PO.
Wybory na horyzoncie, czas więc na polityczny sprint. A Budka woli chyba maratony. - Pierwszy maraton przebiegłem, mając 24 lata. Zajęło mi to trzy godziny 30 minut, drugiego dnia mówiłem sobie wtedy "nigdy więcej", ale już trzeciego dnia w lesie postawiłem sobie za cel zejść do trzech godzin – wspomina szef Platformy. 2:39:03 - tyle wynosi maratonowa życiówka Budki z 2009 roku. - Poważny wynik jak na kogoś, kto nie był nigdy profesjonalnym biegaczem – chwalił się w internetowym czacie, który odbył się w dniu, gdy ogłoszono oficjalne wyniki wyborów szefa PO. Wynik rzeczywiście imponujący. To był jego siódmy w życiu maraton, jest z jego wyniku dumny, ale przyznaje: - Niestety chyba nigdy nie uda się go powtórzyć.
Biegający Budka to widok raczej codzienny w sejmowych okolicach. Szczególnie rano. W ostatnim czasie biega raczej bez towarzystwa: - W zeszłej kadencji miałem okazję biegać z naszym olimpijczykiem, byłym ministrem sportu, posłem Adamem Korolem, wzajemnie się motywowaliśmy. Czasami z Irkiem Rasiem pobiegamy, ale teraz zazwyczaj biegam sam – przyznaje. Bieganie przydaje się w politycznym życiu. - Uczy systematyczności i ciężkiej pracy. I samozaparcia, bo wyjść w deszczu i realizować plan to wyzwanie. Można też układać myśli. Mam dla siebie godzinę biegania, analiz. Bez telefonu – mówi obecny szef PO.
Zgubny syndrom grupowy
Jego poprzednik, czyli Grzegorz Schetyna lubuje się w koszykówce i grywa w nią regularnie. Donald Tusk z kolei ukochał "haratanie w gałę". Budka jest biegaczem. W przypadku koszykówki i piłki nożnej mamy do czynienia ze sportami wybitnie zespołowymi. Strategia, rozłożenie siły i podział obowiązków na boisku. Bieganie to często samotność i walka w pojedynkę. Pytanie, czy to też styl polityki uprawianej przez Budkę? Przeciwnie. Nowy szef PO uchodzi za tego, który woli wyjść z gabinetu i porozmawiać z szerszym gronem. Chociaż polityczny awans formułę otwartości trochę zmienił. Kiedyś widok posła Budki, kręcącego się w okolicach stolików dziennikarskich i przysiadającego się, żeby porozmawiać o tym, co w sejmowych kuluarach słychać, był dość częsty. Dzisiaj przewodniczący Budka oszczędniej gospodaruje swoimi wypowiedziami dla mediów, nie zatrzymuje się już tak chętnie na nagrania i zdaje się, że przyjął strategię "mówię głównie na konferencjach prasowych".
Budka deklaruje, że nie interesuje go wodzowski profil partii. Taka formuła – jego zdaniem - się wyczerpała. – Mam swoje doświadczenie i swoją wiedzę, ale lubię korzystać też z wiedzy innych, wysłuchiwać, starać się rozmawiać. To musi być cecha lidera – uważa Borys Budka, zapewnia jednak, że chęć do prowadzenia rozmów nie oznacza porzucenia samodzielnego podejmowania decyzji. – Ma zespół ludzi, stoi za nim pewna ekipa, która może mu pomóc stworzyć silne przywództwo – uważa Katarzyna Lubnauer z Nowoczesnej, do niedawna przewodnicząca tego ugrupowania. Ale praca w zespole niesie też zagrożenia. Gdy zbyt wiele głosów chce być głosem decydującym, rodzi się chaos. Tego obawia się część polityków PO i za zarzut Budce stawia zbyt rozbudowane zaplecze. – Łatwo jest po drodze zgubić samodzielność, ulec naciskom – mówi jeden z posłów, dodając, że czasami dało się to odczuwać przy sposobie prowadzenia klubu parlamentarnego przez Budkę. Nie wszystkie decyzje, w ocenie polityka, miały być tylko decyzjami lidera PO. Budka zarzuty o naciski odrzuca i podkreśla, że nie interesuje go system wodzowski i skupienia wokół jednej osoby – chce partii współpracy wielu osób. Jego najbliższe grono współpracowników stanowią: Marcin Kierwiński, Sławomir Nitras, Cezary Tomczyk, Jan Grabiec, Rafał Trzaskowski, Bartosz Arłukowicz czy Agnieszka Pomaska. To ich partyjna pozycja w ostatnim czasie znacząco wzrasta.
- Nie ma lidera, jeśli nie ma grupy. Jeśli Borys Budka chce stać na czele silnej formacji, to musi zbudować silny zespół – zwraca uwagę dr Milena Drzewiecka, ale zaraz zastrzega: – To musi być zespół, który nie zamyka się w jednym pokoju. Otaczanie się ludźmi tylko podobnie myślącymi grozi syndromem myślenia grupowego – ostrzega psycholog. To zjawisko, w którym członkowie danej grupy zaczynają żyć we własnym świecie, autocenzurują się nawzajem i łatwo ulegają pokusie przeceniania własnej siły.
Wachlarzem od Pawłowicz
Budka przez ostatnie lata przeszedł ogromną wizerunkową transformację. Trudno nie stwierdzić, że "reforma" wymiaru sprawiedliwości według PiS to było dla niego coś w rodzaju "szczęścia w nieszczęściu". To właśnie on, podobnie jak Kamila Gasiuk-Pihowicz, na kanwie walki o praworządność wypłynął na szerokie polityczne wody.
- Borys Budka faktycznie stał się twarzą PO w walce o praworządność – przyznaje dr Milena Drzewiecka. Zwraca uwagę, że "Zeitgeist", czyli duch czasu, może pomóc wyłonić lidera. - Ale okoliczności to nie wszystko. Spójrzmy na innego polityka PO - Krzysztofa Brejzę, który dopiero w ubiegłej kadencji stał się szerzej rozpoznawalny za sprawą między innymi pytań o nagrody w rządzie Beaty Szydło. Z tej dwójki tylko jeden wykazał ambicję przejęcia partii – zwraca uwagę psycholog, zajmująca się przywództwem politycznym.
Małgorzata Kidawa-Błońska przyznaje, że kwestie prawnicze politycznie uformowały Budkę: - Znamy się bardzo długo. Gdy został posłem, ja byłam wiceszefową klubu, procedowaliśmy ustawy dotyczące spółdzielczości, korzystałam z jego doświadczenia prawnego – wspomina kandydatka PO na prezydenta. Jak według niej zmienił się przez lata? – Dojrzał, a sprawy prawnicze stały się jego poligonem – ocenia wicemarszałek Sejmu.
Posiedzenia sejmowych komisji, w których brał udział Budka, często kipiały od emocji. A gdy do tych emocji dochodzą wysokie temperatury w rzadko klimatyzowanych salach zabytkowego gmachu, to zdarzają się sytuacje niecodzienne. I nagle może się okazać, że posłanka Krystyna Pawłowicz zostaje "ciocią Krysią" i służy wachlarzem córce jednego z największych politycznych oponentów. Bo zdarzyło się raz tak, że Borys Budka musiał zabrać do pracy swoją kilkuletnią córkę Lenkę. Oboje usiedli koło poseł Pawłowicz i rozpoczęła się niecodzienna wymiana serdeczności.
– Lenusia, mogę cię powachlować, kochana – zagaiła posłanka PiS. - Taki wiaterek od opozycji, proszę bardzo – ciągnęła uśmiechnięta, a oczy całej sali zwrócone były w stronę posłanki PiS i posła PO. To był wyjątek od reguły, bo generalnie relacje Budki z obozem PiS, szczególnie w ferworze awantury o sądy, bardziej przypominają obrazki, gdy posłanka Pawłowicz krzyczała do niego w czasie komisji: "Nie kłam, Budka!".
Falstart
On sam nie udaje, że przez lata nie dostrzegał potencjału w sytuacji, która się wokół niego rozpętała: - Na pewno ten pierwszy tlen, który dostałem, bycie na barykadzie walki o niezależny wymiar sprawiedliwości, to moment, kiedy dałem się szerzej poznać. Wiedziałem, że popularność i umiejętność komunikowania się, zaczęła przysparzać mi zwolenników – wyznaje, zaznaczając, że zdarzało się, że ludzie sugerowali mu, że to on powinien stanąć na czele Platformy Obywatelskiej. – PiS zrobił mnie szefem PO, dając to pierwsze pole, gdy mogłem zaistnieć na szerszym forum – przyznaje pół żartem, pół serio. Ale Budka uważa, że później nadszedł moment weryfikacji wyborczej i głosowania. - Borys dostał bardzo silny mandat, daje mu szansę podejmować decyzje – mówi Kidawa-Błońska. Dodaje, że to ważne dla jej kampanii, żeby szef partii cieszył się autorytetem. A Budka, według niej, takowym się cieszy.
- Zastanawiając się nad tym, czy Budka da sobie radę w fotelu lidera partii, trzeba się zastanowić, czy są ludzie, którzy chcieliby być tacy jak on – mówi jeden z polityków obozu opozycji, który w politycznej kuchni niejedną potrawę już ugotował. – Gdy prawdziwy lider się gdzieś pojawia, to ludzie się podnoszą, klaszczą, skandują jego imię. Wystarczy spojrzeć na spotkania, w których biorą udział Jarosław Kaczyński czy Donald Tusk – opowiada mi ważny polityk opozycji. Jego zdaniem, takich, którzy chcieliby być jak dwaj wspomniani, jest masa. - Czy ktoś chciałby być Borysem Budką? – pyta retorycznie.
Dyscyplina w polityce jest sprawą świętą. A znalezienie złotego środka między liderem otwartym na innych, ale jednocześnie potrafiącym uderzyć pięścią w stół, to rzecz bezcenna. Borys Budka jest wykładowcą akademickim, jako prawnik i doktor nauk ekonomicznych uczy między innymi prawa gospodarczego i prawa pracy. Sam przyznaje, że na zajęciach obecności nie sprawdza, można wejść, wyjść, a nawet coś przegryźć, byleby innym nie przeszkadzać w czasie wykładu. Rozlicza za efekty, a nie formalności. - Dwój nie stawiam, pytam do skutku – mówi w rozmowie z internautami, pytany o to, jakim jest wykładowcą. Pytanie, czy to też metoda na utrzymywanie dużej partii w ryzach? Może czasami trzeba postawić dwóję?
Już jako szef klubu parlamentarnego Koalicji Obywatelskiej zaliczył dużą wpadkę pod koniec 2019 roku. Jednego dnia, poranną porą, na pełnej serdeczności konferencji prasowej z Rafałem Trzaskowskim prezentował nową wizję PO, a już kilka godzin później musiał się tłumaczyć z przegranego głosowania, które mogło zablokować chwilowo procedowanie "ustawy represyjnej". Tak się nie stało, bo zabrakło głosów po stronie opozycji i nie wszyscy ze swoich nieobecności potrafili się skutecznie wytłumaczyć. - Byłem wkurzony i zdenerwowany i nie zamierzam zwalać winy na kogokolwiek – wspomina ten dzień Budka i przekonuje, że władze klubu starały się zrobić wszystko, żeby przygotować się do głosowań. Wpadka była o tyle zaskakująca, że Budka uchodzi za typ prymusa, musi być przygotowany od A do Z, wszystko mieć zaplanowane, ułożone. – Jest prawnikiem, wykładowcą, to na pewno pomaga. Wiadomo, że nauczyciel akademicki musi mieć wszystko przygotowane, na przykład gdy egzaminuje studentów – ocenia partyjny kolega Budki, poseł Cezary Tomczyk.
Jak Budka reaguje w trudnych momentach? Na pierwszy rzut oka sprawia wrażenie spokojnego i ułożonego, ale ci, którzy znają go bliżej, przyznają, że nie zawsze taki jest. - Zdarza mi się wybuchać, niestety przeklinać, szczególnie gdy jestem sam w samochodzie, potrafię się denerwować. Staram się jednak nikogo nie obrazić i nie kierować tych emocji wobec innych – przyznaje szef Platformy. Dodaje, że jeśli zdarzy mu się na kogoś nakrzyczeć, to stara się przeprosić. Odpoczywa, biegając, wtedy też rozładowuje emocje.
Gdy było już pewne, że wygrał wybory na nowego przewodniczącego Platformy Obywatelskiej, gratulacje wysłali mu liderzy wszystkich ugrupowana opozycyjnych. A jak wyglądała reakcja ze strony Prawa i Sprawiedliwości? – Zrobił to Marek Suski – śmieje się Budka, przyznając, że było to miłe, chociaż Suski napisał, że liczy, że opozycja będzie teraz bardziej propolska.
– Jarosław Kaczyński dalej się nie dodzwonił – mówi szef PO z nutą ironii i zaraz po tym dodaje, że na rozmowy z liderem PiS jest otwarty i gotowy.