Była jedyną tak wysoko postawioną kobietą w bezpiece w czasach stalinowskich. Miała brutalnie przesłuchiwać więźniów, miała mieć wielu kochanków. Miała się też pod koniec życia nawrócić. Co z tego jest prawdą, a co legendą o Krwawej Lunie?
Była jedyną tak wysoko postawioną kobietą w bezpiece w czasach stalinowskich. Miała brutalnie przesłuchiwać więźniów, miała mieć wielu kochanków. Miała się też pod koniec życia nawrócić. Co z tego jest prawdą, a co legendą o Krwawej Lunie?
Na zdjęciu zrobionym jej zapewne, gdy miała kilkanaście lat, Julia uśmiecha się łagodnie. Jest delikatna, ładna, z całym urokiem młodości. Włosy ma krótko ścięte – być może tak jak rewolucjonistka Rojza z jej pierwszej powieści "Krzywe litery". Co robiła wtedy, gdy uśmiechała się w atelier fotografa? Gdzie zrobiono to zdjęcie? Czy w rodzinnej Jagielnicy, czy może w Wiedniu, gdzie u krewnych przeczekała burzliwy czas I wojny światowej? Czy już wtedy czytała komunistyczne ulotki przynoszone przez wuja Jakuba Zobla? Czy po prostu jak wiele nastoletnich dziewcząt wówczas marzyła, żeby wyjść za mąż i prowadzić dom?
Nie, to ostatnie raczej nie, bo zawsze ciągnęło ją do działania, do buntu, zmiany. Można za to spokojnie założyć, że nikt – ani ona, ani jej bliscy – nie przypuszczał, że kiedyś Julia Prajs, do której bliscy mówili Luna, będzie nazywana Krwawą Luną i stanie się symbolem okrucieństwa komunistycznej służby bezpieczeństwa.
Droga przez Moskwę
Elegancka, wykształcona, dama o dobrych manierach.Pewna siebie, zdecydowana.Nie przywiązywała uwagi do rzeczy materialnych, ale lubiła dobre perfumy. Do pracy nosiła białe bluzki lub ciemne sukienki. Interesująca kobieta, choć niezbyt wysoka – lub jak mówili złośliwi: niezgrabna, tęga. Podobno miała wielu kochanków – i to na najwyższych szczeblach władzy. Tym tłumaczono jej wpływy, jednak nie wiadomo, ile w tym prawdy, a ile zwykłej zawiści wobec kobiety, która stała się szefową wielu nieprzywykłych do tego mężczyzn. Mężów miała dwóch, ale to jeszcze przed wojną, oba związki się rozpadły. Potem była już tylko partia i służba. Przez 12 lat pracy w Ministerstwie Bezpieczeństwa Publicznego na urlopie była tylko trzy razy.
Do bezpieki Luna trafiła pod koniec 1944 r. w wieku 42 lat – prosto z Moskwy, gdzie była członkiem Zarządu Głównego oraz szefową Wydziału Organizacyjnego Związku Patriotów Polskich (ZPP) – organizacji zrzeszającej polskich komunistów w ZSRR. W zamyśle Stalina ludzie z ZPP mieli przygotować grunt pod przejęcie władzy w Polsce po zakończeniu wojny. Kierownictwo ZPP to był elitarny krąg polskich komunistów – zasłużonych, doświadczonych, a przede wszystkim cieszących się zaufaniem Sowietów. To tam, w Moskwie, Julia nawiązała kontakty m.in. z Jakubem Bermanem czy Stanisławem Radkiewiczem, co miało wpływ na jej późniejszą wyjątkową pozycję w resorcie.
Resortowi bezpieczeństwa od początku przyznano niemal nieograniczoną władzę i olbrzymie środki finansowe. Było jasne, że to od niego będzie zależało utrzymanie się nowych komunistycznych władz w Polsce. Potrzebne były kadry, a z tymi od początku był kłopot – brakowało ludzi i na wyższych, i na niższych szczeblach. Szczególnie zaś brakowało takich, którzy byli w stanie przygotowywać długoterminowe strategie, przewidywać posunięcia na kilka kroków naprzód, którzy – mówiąc krótko – umieli posługiwać się czymś więcej niż tylko brutalną siłą. Taką osobą była Julia Brystygier i choć, jak mówił w rozmowie z Teresą Torańską Jakub Berman, nie chciała początkowo iść do bezpieki, to jednak szybko "Luna stała się naprawdę wybitnym pracownikiem Bezpieczeństwa i na tle innych dyrektorów czy naczelników nie odznaczających się wielkimi talentami i stosującymi dosyć toporne często metody zdecydowanie się wyróżniała".
W stolicy Związku Radzieckiego Luna mieszkała w hotelu Moskwa, w pokoju 928. W Warszawie dostała mieszkanie pod ekskluzywnym adresem Aleja Przyjaciół 6 – tam, gdzie mieszkała ówczesna elita komunistycznej Polski. Do ministerstwa mieszczącego się na ul. Koszykowej mogła chodzić pieszo.
Ministerstwo: zadania i decyzje
W ministerstwie Brystygierowa objęła Departament V powstającego resortu bezpieczeństwa publicznego – społeczno-polityczny, zajmujący się szerokim spektrum spraw: od organizacji młodzieżowych przez partie polityczne po Kościół. Podlegało jej np. zarówno sprawdzanie kandydatów na studia, jak i rozbijanie politycznej opozycji, mnóstwo różnorodnych spraw, zawsze jednak strasznych w skutkach dla tych, którzy znaleźli się w polu zainteresowania bezpieki.
To Julia Brystygier opracowała strategię walki z najpoważniejszym przeciwnikiem komunistycznych władz – Kościołem katolickim, którym nota bene od młodzieńczych lat była zafascynowana. Dobrze wiedziała, że tu nie wystarczą brutalna siła i areszty, dlatego nacisk kładła na rozpracowanie Kościoła od środka i rozbudowanie sieci informatorów. W jednym ze swoich referatów Luna klarownie określiła, gdzie należy ich szukać. Np. w kurii wskazała aparat urzędniczy, który źle zarabia (a zatem pewnie jest podatny na korzyści materialne ze współpracy); w parafii – organistów i otoczenie księży: inteligencja wiejska, kupcy i tym podobni. Wpadła nawet na to, jak dotrzeć do trudno dostępnych klasztorów – przez żebraków.
W 1949 r. miało dojść do jej spotkania z prymasem Stefanem Wyszyńskim i rzekomo była bardzo tym wzruszona. Nie zmieniło to jednak jej nieprzejednanej postawy wobec Kościoła – bo przecież to ona stała za aresztowaniem biskupa Czesława Kaczmarka w styczniu 1951 r. i jego pokazowym procesem czy też za późniejszym internowaniem kardynała Wyszyńskiego w 1953 r.
Julia Brystygierowa pisała instrukcje, nadawała kierunki prowadzonym sprawom, decydowała o aresztowaniu bądź… zwolnieniu – bo i to, choć rzadko, ale się zdarzało. Tak było np. z historykiem Pawłem Jasienicą, który został zwolniony na podstawie samodzielnej decyzji Luny, o której nawet Jakub Berman został poinformowany już po fakcie. "Nie spodziewałem się tego wcale. Powiedziano mi: wyjdzie pan na wolność, zobaczymy, czy to się ojczyźnie opłaci. Nie podpisałem zupełnie żadnego zobowiązania" – napisał Jasienica w 1968 r.
Poza zwykłymi obowiązkami szefowej departamentu powierzano jej sprawy szczególnie delikatne – to ona np. przygotowywała wypuszczenie na wolność amerykańskiego architekta Hermanna Fielda, który przez kilka lat (1949–1954) w całkowitej tajemnicy i izolacji od świata był przetrzymywany w areszcie w Miedzeszynie. Trzeba było go uwolnić, kiedy fakt, że został aresztowany w Polsce ujawnił zbiegły na Zachód funkcjonariusz bezpieki Józef Światło. Trzeba też było się upewnić, że na wolności Polsce nie zaszkodzi. Tym zajęła się Luna. Na tyle skutecznie, że Field miał poprosić, by ostatni wieczór przed opuszczeniem Polski mógł spędzić właśnie z nią oraz jeszcze jednym funkcjonariuszem UB, Mieczysławem Lidertem.
Krwawa Luna
Skąd zatem w tych opowieściach o wybitnie inteligentnej, przenikliwej i zręcznej pani dyrektor wątek tortur, sadystycznego znęcania się nad więźniami, w dodatku z seksualnym podtekstem? Skąd przydomek Krwawa Luna?
O Brystygierowej krążą historie straszne – nie tylko o tym, że osobiście przesłuchiwała więźniów, głównie młodych mężczyzn, ale przede wszystkim, że straszliwie się nad nimi znęcała. Ten przekaz zakorzenił się w zbiorowej pamięci już tak bardzo, że pytanie o jego źródło wydaje się wręcz niestosowne. Tymczasem
te relacje o jej osobistym okrucieństwie się nie potwierdzają. Jedną z najczęściej powtarzanych historii jest sprawa ludowca Bolesława Szafarzyńskiego, który po torturach z ręki Brystygierowej miał umrzeć w wyniku doznanych obrażeń. Tymczasem okazuje się, że Szafarzyński nie był przez nią przesłuchiwany (śledztwo prowadzono w Olsztynie) i choć rzeczywiście go maltretowano, to przeżył i wyszedł na wolność w 1956 r.
Luna miała oczywiście wpływ na jego sprawę, bo to ona kierowała rozprawą z ludowcami (po rozbiciu podziemia niepodległościowego bezpieka skoncentrowała się na legalnej wtedy jeszcze opozycji politycznej; następnym zaś etapem była walka z Kościołem), jednak nie ma dowodów na to, że Szafarzyński był przez nią torturowany.
Równie często co historia Szafarzyńskiego przywoływany jest cytat z książki byłej więźniarki politycznej i żołnierza AK Anny Rószkiewicz-Litwinowiczowej: "Julia Brystygierowa słynęła z sadystycznych tortur zadawanych młodym więźniom, była zdaje się zboczona na punkcie seksualnym i tu miała pole do popisu". Nie ma tam żadnych innych szczegółów, nazwisk, przykładów. Autorka powołuje się na Józefa Rybickiego "Andrzeja", szefa warszawskiego Kedywu AK, ale nie wiadomo ani skąd miał on takie informacje, ani co dokładnie powiedział. Podobnie jest z innymi relacjami. Albo się nie potwierdzają, albo są to historie zasłyszane z drugiej ręki, albo po sprawdzeniu okazuje się, że nie dotyczyły Luny.
Skąd zatem wzięła się „Krwawa Luna”? Może zaczęła tak być nazywana, bo była jedyną kobietą na tak wysokim stanowisku w MBP, i jedyną z tak wielką władzą. To nie przysparzało jej przyjaciół w szeregach ubeków (niechęć miedzy nią a szefem Departamentu Śledczego Józefem Różańskim była powszechnie znana), ściągało za to na nią uwagę, ogniskowała na sobie powszechną niechęć jak wiele kobiet władzy. Zastanawiające jest, że choć wielu innych funkcjonariuszy bezpieki miało krew na rękach – również w sensie dosłownym – to ona jedna została „Krwawą Luną”.
Nic nie zmienia natomiast – i trzeba to mocno podkreślić - jej wielkiej odpowiedzialności moralnej, politycznej i karnej za losy mnóstwa aresztowanych, przesłuchiwanych i więzionych ludzi. I za cierpienie ich rodzin. Wiedziała przecież co oznaczają jej decyzje, nawet jeśli sama ich nie wykonywała. W 1956 r. Brystygierowa tłumaczyła się, że o przemocy w jej departamencie nie wiedziała, a do aresztu w piwnicach nigdy nie schodziła – co jednak nie jest ani wiarygodne ani możliwe.
W cieniu
"Nawiązując do poprzednich moich [próśb] zwracam się do Was, proszę o zwolnienie mnie z pracy w Komitecie do Spraw Bezpieczeństwa Publicznego. Prośbę swą motywuję tym, że od pewnego czasu zgodnie z moim wykształceniem rozpoczęłam prace w dziedzinie historii Polski okresu międzywojennego. Dalsze kontynuowanie tych prac wymaga znacznej ilości czasu co koliduje z pracą moją w Komitecie" – napisała Julia Brystygier 11 października 1956 r. w liście do przewodniczącego Komitetu tow. Edmunda Pszczółkowskiego. Pięć dni później otrzymała zgodę i spokojnie przeszła na emeryturę. Cicho, bez rozgłosu i – co najciekawsze – bez konsekwencji.
W Polsce tymczasem się gotowało – październik 1956 r. to czas politycznej odwilży, a także – wymuszonych przez sytuację – zmian w Urzędzie Bezpieczeństwa, instytucji od zakończenia wojny twardo trzymającej w karbach obywateli i skuteczne umacniającej, terrorem i siłą, komunizm w kraju. Wkrótce po tym, jak w 1956 r. Brystygierowej zręcznie udało usunąć się w cień, przed sądem stanęli jej byli koledzy: wiceminister Roman Romkowski, Anatol Fejgin i Józef Różański. Byli oskarżeni o stosowanie w śledztwach "niedozwolonych metod", czyli de facto o przemoc i wymuszanie zeznań. Wszyscy zostali skazani i choć na wolność wyszli znacznie wcześniej niż zakładał to wyrok, to jednak była to sytuacja bez precedensu.
Tymczasem Julia Brystygier, „szara eminencja” MBP, osoba podejmująca zupełnie samodzielnie wiele decyzji, o legendarnych wręcz wpływach w bezpiece, sądu uniknęła. Wniosek prokuratorów o pociągnięcie Luny do odpowiedzialności w związku z łamaniem prawa w jej departamencie oraz wewnętrznym areszcie został zablokowany osobiście przez Władysława Gomułkę. Dlaczego? Być może chciał już zatrzymać falę rozliczeń w bezpiece, a proces wpływowej Brystygierowej mógłby okazać się tym jednym za dużo dla osłabionej i tak służby bezpieczeństwa. Częściej się jednak mówi, że była to po prostu wdzięczność – Luna pomogła Gomułce w 1939 r. kiedy w wojennej zawierusze dotarł do Lwowa bez środków do życia.
"Krzywe litery"
Na emeryturze Julia Brystygier zajęła się pisaniem. Co prawda nie historycznych prac naukowych, jak zapowiadała to w liście do Pszczółkowskiego, lecz powieści i wielu opowiadań, opisujących głównie losy przedwojennych komunistów. Dodajmy, że pisała naprawdę nieźle. W swojej debiutanckiej powieści "Krzywe litery" opisała galicyjskie miasteczko Topolnicę u wybuchu I wojny światowej, burzliwy czas i losy jej mieszkańców. Pierwowzorem literackiej Topolnicy jest prawdziwe miasteczko Jagielnica, leżące gdzieś w połowie drogi między Tarnopolem a Czerniowcami. To tam w zasymilowanej żydowskiej rodzinie wychowała się Julia.
Jej ojciec Herman Preiss był aptekarzem, szanowanym w lokalnej społeczności, nieco staroświeckim, dobrym i pogodnym człowiekiem. Matka Berta zajmowała się domem. Julia była najstarszą z czworga rodzeństwa – urodziła się w 1902 r. – i jedyną, która nie wyemigrowała za granicę. Jej rodzeństwo jeszcze przed II wojną światową kolejno wyjeżdżało do Francji. Niemal wszyscy, podobnie jak Julia, byli niespokojnymi duchami. Np. siostra Olga brała udział w wojnie domowej w Hiszpanii. To ona też najprawdopodobniej była modelką Picassa, co często przypisuje się Julii. Luna – bo to nie był partyjny pseudonim, tak nazywali ją po prostu bliscy, a i ona sama tak o sobie mówiła – została w Polsce. Studiowała historię i filozofię na Uniwersytecie Jana Kazimierza we Lwowie i była tam wybijającą się studentką.
Szybko, bo w wieku ledwie 18 lat wyszła za mąż za dobrze zapowiadającego się lwowskiego adwokata Chaima Nutę Brüstigera. Rok później, w 1921 r. urodził się jej jedyny syn, Michał. Na czas porodu Julia wróciła do Jagielnicy, do rodzinnego domu. Widać tam czuła się najbezpieczniej. Kilka lat później jej małżeństwo się rozpadło, być może powodem były coraz większe różnice poglądów – mąż był syjonistą, Julia chciała pójść dalej.
Od 1929 r. pomagała Komunistycznej Partii Zachodniej Ukrainy "w technice i lokalu", czyli zapewne przechowując rewolucyjne ulotki, odezwy i pisma. Oficjalnie została członkinią partii w 1931 r. i szybko pięła się w górę. Trzykrotnie trafiła do więzienia za działalność komunistyczną. Za ostatnim razem siedziała najdłużej, bo dwa lata – na wolność wyszła niedługo przed wybuchem II wojny światowej. To wszystko pomogło jej później – było dowodem na jej oddanie komunistycznej sprawie oraz umieściło ją w wąskiej elicie przedwojennych komunistów, którzy przetrwali stalinowską czystkę w 1937 r. i potem w powojennej Polsce mieli wiele do powiedzenia.
Do tego momentu jej los, jej wybory pokrywały się z wyborami wielu polskich komunistów, którzy w latach 20. i 30. uwierzyli w projekt budowy nowego, lepszego świata i trwali w wierze w komunistyczną ideę nieraz przez całe życie. Nie każdy z nich jednak trafiał do pracy w bezpiece, a Julia Brystygier spędziła tam 12 długich lat, okazując się – według Bermana – funkcjonariuszką wybitną. To coś więcej niż jedna zła decyzja. To lata podtrzymywania tej decyzji, która przesądziła o tym, jak Luna zapisała się w historii i ludzkiej pamięci.
Rozmowy w Laskach
18 grudnia 1961 r. do Zakładu dla Niewidomych w Laskach dostarczono paczkę dla niewidomej siostry Bonifacji Goldman. W środku prawdopodobnie były płyty. Esbecy intensywnie obserwujący Laski szybko ustalili, że paczkę nadano z adresu, pod którym mieszkała Julia Brystygierowa.
Luna i siostra Bonifacja poznały się nieco wcześniej w szpitalu. Zakonnica poprosiła miłą, starszą panią na sąsiednim łóżku, by jej na głos poczytała Ewangelię. Zaczęły rozmawiać, potem starsza pani, która była Luną, została zaproszona do Lasek. Zaczęła tam przyjeżdżać. Nie było to nic niezwykłego, bo Laski były i są miejscem otwartym - dla niewidomych i „niewidomych na duszy”. W latach 60. przyjeżdżali tam intelektualiści, pisarze, także niektórzy byli komuniści. Wizyty Luny nie umknęły jednak uwagi bezpieki i w pewnym momencie się urwały. To ten czas dał podstawy do historii o jej nawróceniu, choć nie ma na to żadnych dowodów. Na pewno odbyła tam wiele rozmów – interesowała się filozofią, lubiła głębsze debaty. Kwestia głębokiej wiary w Boga musiała być dla niej fascynującym zagadnieniem, bo sama też przecież wierzyła głęboko – ale w komunizm. Czy mogła przejść tak wielką przemianę, o jakiej się mówi – z dogmatycznej komunistki w gorliwą katoliczkę?
Luna zmarła w październiku 1975 r. Na pogrzebie nie było księdza, a na jej grobie nie ma żadnych symboli religijnych.
Patrycja Bukalska jest dziennikarką "Tygodnika Powszechnego", autorką książek historycznych. Niedawno nakładem wydawnictwa Wielka Litera ukazała się jej książka "Krwawa Luna" – biografia Julii Brystygierowej.
Wszystkie fotografie z prywatnego archiwum pochodzą z książki Patrycji Bukalskiej pt. "Krwawa Luna" (Wydawnictwo Wielka Litera).
25 listopada do kin wchodzi film "Zaćma" Ryszarda Bugajskiego z Marią Mamoną w roli Julii Brystygierowej.