"Złoty Trójkąt" leży w niedostępnych dżunglach na pograniczu Chin, Birmy, Tajlandii i Laosu i jest jednym z najważniejszych zagłębi produkcji narkotyków na świecie. Jego początki sięgają lat 50. , kiedy to generałowie pokonanej przez komunistów nacjonalistycznej chińskiej armii ukryli się w tym trudno dostępnym pograniczu i stworzyli narkotykowe imperium, zapewniając sobie nietykalność, wielkie bogactwo i bardzo złą sławę.
Przez całe lata 30. i 40. XX wieku w Chinach trwała wojna domowa. Walczyli ze sobą rządzący nacjonaliści Czang Kaj Szeka (właściwie Jiang Jieshi) oraz komuniści Mao Zedonga. Szala zwycięstwa przechylała się raz na jedną, raz na drugą stronę. W 1949 roku komuniści ostatecznie zwyciężyli i proklamowali powstanie istniejącej do dziś Chińskiej Republiki Ludowej.
Zwycięskie oddziały Mao Zedonga z furią ruszyły wówczas na południe kraju, ścigając resztki armii Czang Kaj Szeka. Większość z nich wkrótce udało się rozbić, pozostałe uciekły zaś wraz ze swym przywódcą na wyspę Tajwan, gdzie dzięki amerykańskiej ochronie przetrwały do dzisiaj. Jednak kilku pokonanym armiom nacjonalistów została w głębi lądu odcięta droga ucieczki, a ich historia potoczyła się zupełnie inaczej.
Rozpłynąć się w dżungli
Gdy w grudniu 1949 r. chińscy komuniści dotarli do położonej daleko od wybrzeża południowej prowincji Junnan, stacjonujące tam armie nacjonalistów nie stawiły oporu, ale nieoczekiwanie rozpłynęły się w bezkresnych dżunglach na pograniczu z Birmą, Tajlandią i Laosem.
Wkrótce się okazało, że tysiące żołnierzy przez kolejne miesiące ukradkiem opuszczały ojczyznę i ponownie grupowały w trudno dostępnej części północno-wschodniej Birmy, tzw. Państwie Szanów. Miejsce to nie było przypadkowe – wojska Czang Kaj Szeka zostały tam wysłane jeszcze w czasie II wojny światowej na prośbę rządzących wówczas Birmą Anglików, którzy potrzebowali pomocy w walce z Japończykami. Jednak napływ uciekających z Chin żołnierzy na przełomie 1949 i 1950 r. sprawił, że w ciągu kilkunastu miesięcy liczebność dobrze wyszkolonych i doświadczonych chińskich oddziałów w północnej Birmie przekroczyła 10 tys.
Szatański plan generałów
Tak powstała "zaginiona armia" Czang Kaj Szeka, która dzięki pomocy CIA i wspieranego przez USA Tajwanu przegrupowała się i dozbroiła. Plan Amerykanów był prosty – miała to być kontynentalna siła zbrojna przeznaczona do odbicia Chin z rąk komunistów lub chociaż utworzenia przeciwko nim drugiego frontu w czasie trwającej właśnie wojny koreańskiej.
Mając takich sojuszników, w latach 1951-1952 kilkukrotnie armia ta próbowała pod dowództwem błyskotliwego generała Mi Li dokonać inwazji na prowincję Junnan, za każdym razem była jednak odpierana przez liczebniejsze wojska Mao Zedonga. Marzenia o powrocie do ojczyzny okazały się zbyt trudne do urzeczywistnienia, choć miały być podtrzymywane jeszcze przez dekady.
Po porażkach, zarówno z rąk chińskich komunistów, jak też wojsk niepodległej już Birmy, resztki tego zgrupowania okopały się w trudno dostępnym terenie Państwa Szanów, spodziewając się ostatecznej likwidacji. I tak by się pewnie stało, gdyby nie szatański plan generałów na przetrwanie – stworzenie w dżungli monstrualnej wytwórni opium.
W latach 50. opium nie było jeszcze popularne na Zachodzie, gdzie zadowalano się "słabszymi" narkotykami jak marihuana, morfina czy kokaina. Chińscy generałowie Tuan i Li doskonale znali jednak narkotyczny potencjał najbardziej destrukcyjnej z używek, czyli opium i produkowanej z niego heroiny. Przy użyciu swoich żołnierzy zapędzili więc lokalną ludność do uprawy maku, który doskonale rośnie w tych warunkach klimatycznych. Szybko zorganizowali także szlak przerzutu surowego opium przez Tajlandię do całego "chińskiego świata" w Azji – przede wszystkim Hongkongu, Singapuru i Makau.
Jednocześnie, dla własnego bezpieczeństwa, generałowie wciąż utrzymywali kontakty z Czang Kaj Szekiem, a także posłusznie wykonywali operacje szpiegowskie na zlecenie CIA. W rezultacie krociowe zyski z handlu opium oraz polityczna kuratela światowego frontu antykomunistycznego sprawiły, że zamiast ponieść ostateczną porażkę, generałowie stali się samozwańczymi władcami porośniętego gęstą dżunglą pogranicza Chin z Birmą, Tajlandią i Laosem. Tak powstał legendarny "Złoty Trójkąt" – największe na świecie zagłębie produkcji heroiny, które działa do dzisiaj.
"Złoty Trójkąt" płonie
"Zaginiona armia" Czang Kaj Szeka, a przede wszystkim stojący na jej czele generałowie Tuan i Li, przetrwali, stopniowo asymilując się przy tym z lokalnymi społecznościami, zwłaszcza z kilkusettysięczną mniejszością chińską w Birmie. Ale gdy pojawiają się wielkie pieniądze, spokój nigdy nie nastaje. W latach 60. XX wieku wyrośli im w narkobiznesie lokalni konkurenci, którzy wydatnie przyczynili się do powstania legendy "Złotego Trójkąta", jednocześnie rozpoczynając najbardziej krwawy okres w jego historii.
Konkurentami tymi byli przede wszystkim Lo Sing-han, znany jako "Wielki Lo", oraz Khun Sa, znany jako "Groźny Sa" – obydwaj to zresztą Chińczycy z Junnanu. Obaj także początkowo pracowali jako "mrówki" na usługach generałów, lecz w 1963 r. rozpoczęli działalność na własną rękę, oficjalnie jako dowódcy utworzonych przez birmański rząd milicji do walki z narkobiznesem, tzw. KKY (Ka Kwe Ye). Powierzone sobie oddziały zamienili jednak bez skrupułów w formacje doglądające nowych plantacji maku, szmuglujące surowe opium, a także coraz bardziej bezlitośnie rabujące karawany z narkotykiem wyprodukowanym przez generałów.
W ten sposób skomplikowana mozaika wojsk rządowych Chin, Birmy, Tajlandii i Laosu, oddziałów lokalnych plemion oraz "zaginionej armii" generałów Czang Kaj Szeka wzbogaciła się o prywatne armie dwóch narkobaronów o wielkich aspiracjach. Zagrożeniem dla generałów Tuana i Li był zwłaszcza "Groźny Sa", który coraz bezwzględniej atakował ich narkotykowe imperium. Wzajemna agresja doprowadziła w końcu do wielkiej bitwy w 1967 r., która odbiła się głośnym echem w światowych mediach.
Bitwa o 16 ton opium
Do bitwy tej doszło, gdy "Groźny Sa" wysłał gigantyczny transport opium do laotańskiego potentata narkotykowego, generała Ouane Rattikone. W czerwcu lub lipcu 1967 r. z Birmy do Laosu ruszyła dżunglą długa na półtora kilometra karawana kilkuset mułów w obstawie 800 uzbrojonych po zęby żołnierzy "Groźnego Sa". Karawana ta zmieniłaby układ sił w całym regionie, ponieważ transportowano nią niewyobrażalną ilość 16 ton opium. Gdyby sprzedano je Rattikone, "Groźny Sa" stałby się najbogatszym i najpotężniejszym z samozwańczych władców "Złotego Trójkąta".
W pościg ruszyło więc prawie 1000 żołnierzy "zaginionej armii" generałów Tuana i Li. Bezlitośnie nękali karawanę, jednak bez większego powodzenia. Ludzie "Groźnego Sa" zdołali dotrzeć do głównej fabryki heroiny Ouane Rattikone po laotańskiej stronie granicy i okopali się wokół niej, broniąc cennego ładunku. Jednak generałowie nie odpuszczali: otoczyli ich i wezwali laotańskiego wojskowego do wypłaty 250 tys. dolarów "cła", w zamian za co mieli odstąpić od oblężenia i wycofać się do swoich baz w Birmie.
Rattikone okazał się jednak równie bezwzględny i nieobliczalny jak "Groźny Sa" i za zgodą laotańskiego rządu wysłał nad oblężone serce swego narkotykowego imperium bombowce. W kilkudniowych bombardowaniach rozbił oddziały obu zwaśnionych stron oraz zrównał z ziemią własny zakład produkcji heroiny, co okazało się jednak jego wielkim sukcesem. Całość opium, które przetrwało naloty, została bowiem porzucona na polu bitwy, zagarnięta przez laotańskiego generała za darmo i przetworzona później w pomniejszych zakładach w innych częściach kraju.
Ostatni akt "zaginionej armii"
Krwawa bitwa była potężnym ciosem dla baronów w "Złotym Trójkącie". Zdziesiątkowane oddziały "Groźnego Sa" zostały w niedługim czasie ponownie zaatakowane przez przegrupowanych żołnierzy generałów Tuana i Li i rozbite, a jego narkotykowe imperium – zniszczone. Dwa lata później "Groźny Sa", wciąż nie potrafiąc odzyskać wpływów, wpadł w zasadzkę, został aresztowany i trafił do więzienia.
Jednak generałowie Tuan i Li również byli wykrwawieni, a coraz bardziej naciskani przez birmańskie władze czuli, że pali im się grunt pod nogami. W międzyczasie, ze względu na międzynarodowe naciski na chroniących ich dotychczas Amerykanów, duża część ich "zaginionej armii" została na dodatek wywieziona na Tajwan.
Wraz z resztkami ich potęgi po raz kolejny udało im się jednak przetrwać dzięki osiągnięciu porozumienia z rządem w Bangkoku. Ten zgodził się udzielić generałom azylu i pozwolił osiąść w dżunglach na północnym pograniczu Tajlandii, by zwalczali sterowane z Pekinu lokalne bojówki komunistyczne, które próbowały rozszerzyć światową rewolucję na kolejne państwa. Układ ten funkcjonował do 1982 r., gdy zagrożenie ze strony chińskich maoistów znacznie osłabło, a Bangkok nadał tajlandzkie obywatelstwo większości niedobitków "zaginionej armii" Czang Kaj Szeka.
Generałowie Li i Tuan po bitwie w 1967 r. mieli także całkowicie porzucić uprawę opium, a zajmowane przez nich tereny obsiane zostały krzewami herbacianymi i kawowcami. Malownicze plantacje na północnych rubieżach Tajlandii przyciągają dziś rzesze kuszonych legendą "Złotego Trójkąta" turystów w okolice miast Chiang Rai i Chiang Mai.
Miasteczka takie jak Santikhiri (dawniej Mae Salong) znane są również z zamieszkujących je chińskich społeczności, potomków armii generałów Tuan i Li. Sami generałowie pochowani są zresztą na tych ziemiach, na których przed śmiercią po raz pierwszy zaznali spokoju, choć nie udało im się spełnić marzenia o odbiciu Chin z rąk komunistów. Pod koniec życia otwarcie deklarowali jednak, że są całkowicie lojalnymi poddanymi króla Tajlandii.
Turystyka w opiumowym raju
O historii "zaginionej armii" wciąż przypominają słyszany tu i ówdzie język chiński (w dialekcie z prowincji Junnan), chińskie lampiony i dekoracje, a także historie opowiadane przez synów i wnuków dawnych żołnierzy przy szklance miejscowego alkoholu. Zwykli mieszkańcy z dumą podkreślają swoje chińskie korzenie, choć dawno już porzucili plany powrotu do ojczyzny.
Co jednak stało się ze stworzonym przez generałów "Złotym Trójkątem", czy przeszedł do historii tak jak "zaginiona armia"? Bynajmniej. Choć na początku XXI wieku utracił na rzecz Afganistanu miano największej wytwórni heroiny na świecie, wciąż jest jednym z najważniejszych zagłębi produkcji narkotyków. Dziś jednak jego funkcjonowanie w niedostępnych dżunglach na pograniczu Chin, Birmy, Tajlandii i Laosu jest mniej spektakularne, a bohaterowie dużo bardziej starają się pozostać w ukryciu.