Po decyzji o przyznaniu Cerkwi ukraińskiej niezależności od Cerkwi rosyjskiej, w Moskwie zatrzęsła się ziemia. Dostojnicy rosyjscy wieszczą eskalację przemocy i krwawe zamieszki w obronie ukraińskich świątyń. Z kolei na Ukrainie narasta obawa przed rosyjskimi prowokacjami. O spisek mający rozbić światowe prawosławie oskarżany jest Zachód, a zwolennicy tej teorii, by ją udowodnić, posuwają się do najbardziej absurdalnych tez, jak ta o ataku amerykańskich komarów mutantów.
Po trzech dniach obrad synod Patriarchatu Konstantynopolitańskiego zdecydował, że ukraińskiej Cerkwi prawosławnej zostanie w niedługim czasie przyznany tomos – dokument potwierdzający autokefalię, czyli mówiąc w uproszczeniu, pełną niezależność od Moskwy. Ogłoszono przy tym, że przejęcie kontroli nad metropolią kijowską przez moskiewskiego patriarchę było niezgodne z prawem kanonicznym. To oznacza koniec przeszło trzystuletniej dominacji Patriarchatu Moskiewskiego na Ukrainie. A zjednoczenie ukraińskiego prawosławia wokół jednej, niezależnej wobec Moskwy kijowskiej metropolii, z oczywistych przyczyn wychodzi poza sprawy stricte religijne.
Trzęsienie ziemi w Moskwie
Natychmiast po ogłoszeniu decyzji synodu prezydent Ukrainy Petro Poroszenko wygłosił patetyczną mowę, w której m.in. porównał doniosłość tego wydarzenia do odzyskania niepodległości przez Ukrainę. W tym samym czasie w rosyjskich mediach zatrzęsła się ziemia. Głos zabrali rzeczniczka rosyjskiego MSZ Maria Zacharowa i Dmitrij Pieskow, rzecznik prezydenta Władimira Putina. Obydwoje skrytykowali decyzję synodu jako godzącą w jedność prawosławia i grożącą konfliktem wewnętrznym w Ukrainie. Jeszcze ostrzej wypowiedział się rzecznik prasowy rosyjskiej Cerkwi ojciec Aleksander Wołkow. Stwierdził, że Konstantynopol przekroczył "czerwoną linię", a decyzja synodu to legalizacja rozłamu nie tylko w ukraińskiej Cerkwi, ale w ogóle światowego prawosławia.
Propagandyści i polityczni showmani cały wieczór przekrzykiwali się w programach rosyjskiej telewizji, snując dramatyczne wizje rozwoju sytuacji na Ukrainie. Dostojnicy rosyjskiej Cerkwi wieszczą niechybną eskalację przemocy, a nawet krwawe zamieszki w obronie ukraińskich świątyń. Z kolei na Ukrainie narasta obawa przed rosyjskimi prowokacjami, które miałyby doprowadzić do uniezależniania się ukraińskiej Cerkwi.
Atak Zachodu na Rosję
Oświadczenie kończące trzydniowy synod jest bez wątpienia wydarzeniem wielkiej rangi. Spodziewano się go jednak od dawna. Jedynym zaskoczeniem mogło być szybsze, niż się spodziewano, zdjęcie anatemy (całkowitego wykluczenia z Kościoła) z niekanonicznego patriarchy kijowskiego Filareta. To, że tomos zostanie ukraińskiej Cerkwi przyznany, stało się oczywiste już 7 września, kiedy na Ukrainę przybyli biskupi Daniel i Hilarion. Specjalni wysłannicy Patriarchy Konstantynopolitańskiego Bartłomieja II mieli przygotować odpowiednie warunki dla przyznania tomosu. Obydwaj są etnicznymi Ukraińcami. Ale pierwszy z nich przyleciał ze Stanów Zjednoczonych, a drugi z Kanady, najbardziej wpływowego skupiska diaspory ukraińskiej na świecie. Już wtedy w rosyjskich rządowych mediach zawrzało.
Ich przekaz można streścić w kilku prostych zdaniach: Działania Patriarchy Konstantynopolitańskiego są ciosem w jedność "Świętej Rusi", czyli prawosławia. Toczy się wojna hybrydowa przeciw Rosji, a ukraińska władza polityczna i tzw. Patriarchat Kijowski to marionetki w rękach zagranicznych mocodawców. Jedynym niezależnym centrum duchowym i "Świętej Rusi" jest Moskwa. Rosja jest atakowana przez siły międzynarodowe. Konflikt na Ukrainie to w istocie walka ze Stanami Zjednoczonymi i ich sprzymierzeńcami, którzy wykorzystują Ukrainę jako pole bitwy.
Metropolita Paweł, zwierzchnik podporządkowanej Moskwie kijowskiej Ławry Peczerskiej, przekonywał nawet widzów kanału ukraina.ru, że na terenie Ukrainie działają tajne amerykańskie laboratoria, w których ma być hodowany specjalny gatunek komarów. Owady zarażają ludzi tajemniczymi mikrobami, wywołującymi stan przypominający zombie. Chodzi o to, by zarażona, otumaniona ludność – jak można by interpretować słowa duchownego – zaakceptowała odłączenie się od Patriarchatu Moskiewskiego.
Dla obu stron – rosyjskiej i ukraińskiej - najistotniejszą kwestią jest w tej chwili przejęcie kontroli nad sensem i interpretacją wydarzeń, no i oczywiście odpowiednie zarządzanie emocjami społecznymi, tym bardziej że najważniejszy etap oddzielenia ukraińskiej Cerkwi od Patriarchatu Moskiewskiego dopiero się zaczyna. Najpóźniej do końca roku powinien się zebrać ukraiński synod zjednoczeniowy, którego zadaniem będzie wybór kanonicznego patriarchy kijowskiego i powołanie jednej Cerkwi ukraińskiej. I to właśnie jej zostanie przyznana autokefalia.
Wbrew pozorom sytuacja jest dość skomplikowana. W tej chwili na Ukrainie funkcjonują trzy osobne Kościoły. Ukraińska Autokefaliczna Cerkiew Prawosławna (UACP) i Ukraińska Cerkiew Prawosławna Patriarchatu Kijowskiego (UPC PK) dotychczas nie były uznawane za legalne. Trzecią jest Ukraińska Cerkiew Prawosławna Patriarchatu Moskiewskiego (UPC PM). To ona posiada dziś najwięcej parafii, ogromny majątek i kontroluje najważniejsze święte miejsca Ukrainy, na czele z kijowską Ławrą Peczerską. Stojący na jej czele metropolita Onufry faktycznie podlega związanemu z Kremlem patriarsze moskiewskiemu Cyrylowi I.
Świat współczesnego prawosławia to coś w rodzaju federacji kanonicznych, czyli mówiąc w skrócie uznawanych przez pozostałe Kościołów. Część z nich wyłoniła się wskutek upadku imperiów i powstania na ich gruzach państw narodowych. Taki był np. początek niezależnych Cerkwi na Bałkanach, w Rumunii czy Bułgarii. Status najważniejszej i najstarszej Cerkwi wciąż posiada Patriarchat Konstantynopolitański. Jest to jednak coś w rodzaju przewodnictwa duchowego, za którym nie idą jasno określone narzędzia zarządzania światowym prawosławiem. Patriarcha Konstantynopolitański nie ma takiej władzy w obrębie prawosławia, jaką dysponuje papież w Kościele katolickim. Patriarcha moskiewski również cieszy się bardzo silną pozycją nie tylko w ukraińskim, ale i światowym prawosławiu. To on jest zwierzchnikiem największej i najbogatszej Cerkwi.
Moskwa ma problem
Moskwa twierdzi, że Konstantynopol nie ma prawa samodzielnie zatwierdzać autokefalii nowych Cerkwi. Tymczasem we wrześniu tego roku Cerkiew konstantynopolitańska ogłosiła, że m.in. z racji starszeństwa ma prawo wydać tomos zgodnie z własnym uznaniem. Decyzja o przyznaniu tomosu ukraińskiej Cerkwi może więc wywołać spory zamęt, a nawet okresowy rozłam w całym prawosławnym świecie. Do tej pory Patriarsze Moskiewskiemu nie udało się jednak zmontować wystarczająco silnej koalicji, by storpedować postanowienie Patriarchy Konstantynopolitańskiego. Ale mógł liczyć na wsparcie kilku liczących się autokefalicznych Cerkwi – m.in. serbskiej, jerozolimskiej i antiocheńskiej. I nie należy się spodziewać, że w najbliższym czasie dał za wygraną.
Kanoniczna niezależność Kijowskiego Patriarchatu to poważny problem dla Moskwy. Gdyby dziś odłączyły się wszystkie podległe jej ukraińskie parafie, co wydaje się w tym momencie niezbyt prawdopodobne, to automatycznie straciłaby około jednej trzeciej całego stanu posiadania i tym samym status największej Cerkwi na świecie. Nie mówiąc już o finansowym tsunami, które zmiotłoby znaczną część jej dochodów płynących właśnie z Ukrainy. To i tak niewiele w porównaniu z konsekwencjami utraty statusu ideologicznego centrum "Świętej Rusi", czyli świętej prawosławnej przestrzeni.
To w Kijowie w 988 roku przyjął chrzest kniaź Włodzimierz Wielki. Zatem ten, kto ma prawo do metropolii kijowskiej, może również aspirować do roli symbolicznego depozytariusza źródeł tradycji ruskiego prawosławia. Właśnie dlatego Moskwa przez długie lata tak bezkompromisowa walczyła o zablokowanie uznania Patriarchatu Kijowskiego. A dziś kwestionuje prawomocność tomosu i rozpoczęcia procedury przyznania autokefalii Cerkwi ukraińskiej.
Decyzja soboru konstantynopolitańskiego doprowadzi prawdopodobnie w najbliższym czasie do zaostrzenia sytuacji na Ukrainie. Z jednej strony będziemy obserwować próby przynajmniej częściowego jednoczenia trzech osobnych Cerkwi ukraińskich. Powołanie jednej Cerkwi autokefalicznej cieszy się tam coraz większym poparciem społecznym (przynależność do dwóch ukraińskich Cerkwi nieuznających moskiewskiego patriarchy zadeklarowało w ubiegłym roku przeszło 40i procent wiernych). Z drugiej strony trudno przypuszczać, by tomos jak odkurzacz wyssał wiernych z jednej Cerkwi do drugiej. Przywiązanie do patriarchatu moskiewskiego wciąż deklaruje 25 procent wiernych.
Nie jest do końca jasne, jak w nowej sytuacji zachowają się duchowni Ukraińskiej Prawosławnej Cerkwi Patriarchatu Moskiewskiego. Zależny od patriarchy moskiewskiego kijowski metropolita Onufry kategorycznie odmówił udziału w rozmowach zjednoczeniowych. Ale z pewnością część podległych mu duchownych będzie działać na własną rękę. Ilu z nich zechce dołączyć do nowej, zjednoczonej Cerkwi? Co zostanie im zaoferowane? Jak będzie się zarządzać majątkiem kościelnym? Co się stanie z najważniejszymi świętymi miejscami, dziś zajmowanymi przez kapłanów Patriarchatu Moskiewskiego – Ławrą Poczajowską czy kijowską Ławrą Peczerską, które z pewnością będzie chciała przejąć nowa Cerkiew ukraińska zgromadzona wokół uprawomocnionego przez Konstantynopol patriarchy kijowskiego? Przypomnijmy, że główne ławry Ukrainy należą do państwa i mają status zabytkowego dziedzictwa kultury. Patriarchat Moskiewski użytkuje je na mocy bezpłatnej pięćdziesięcioletniej arendy, którą podpisano jeszcze w czasach prezydentury Wiktora Janukowycza).
Odpowiedzi na te i inne pytania padną dopiero po oficjalnym przyjęciu autokefalii, która dziś wydaje się przesądzona, choć jeszcze kilka lat temu jej przyznanie opóźniało się z powodu problemów mnożonych przez Patriarchat Moskiewski. Autokefalia nie miała poparcia prorosyjskich władz Ukrainy i szkodziło jej zachowanie samego Filareta. Wiele wskazywało na to, że ukraińska autokefalia na długie lata, a może nawet na pokolenia, trafi na zakurzony strych niezrealizowanych idei.
Proces utworzenia niezależnej metropolii kijowskiej tak naprawdę przyspieszyły dopiero wydarzenia z 2014 roku: utrata Krymu, wojna na wschodzie Ukrainy i dwuznaczna pozycja, jaką w tym konflikcie początkowo zajęła Ukraińska Cerkiew Prawosławna Moskiewskiego Patriarchatu. 27 lat po podpisaniu umowy białowieskiej i rozwiązaniu ZSRR autokefalia cerkiewna może rozpocząć kolejny etap oddzielania się Ukrainy od dawnego imperium rosyjskiego i wciąż nieprzebrzmiałego imperium radzieckiego.
Albert Jawłowski, socjolog kultury, pracownik Instytutu Stosowanych Nauk Społecznych UW, członek polsko - syberyjskiej grupy roboczej przy Wydziale "Artes Liberales" UW