Samantha to seksrobot. Ma swój umysł, a w nim kilkaset zdań i zwrotów, którymi dopasowuje się do rozmówcy. Ma też motorek w ustach i rękach. I przeżywa orgazm. Media w całej Europie pisały, że została niemal rozerwana na strzępy przez pasjonatów gadżetów seksualnych. Z jej twórcą rozmawiamy o tym, czym może się stać w nieodległej przyszłości.
Futurolodzy i antropolodzy kultury od pewnego czasu mówią: stoimy u progu kolejnej rewolucji seksualnej. Wkrótce stworzymy robota służącego do dostarczania przyjemności w łóżku. Nie będzie miał jednak postaci wielkiego wibratora, a niemal człowieka – mówiącego do nas, uczącego się i posłusznego, z syntetyczną skórą do złudzenia przypominającą w dotyku naszą.
Niektórzy chcą zabronić tworzenia seksrobotów. Twierdzą, że są tylko kolejnym narzędziem pozwalającym mężczyznom na uprzedmiotowienie kobiety. Dowodem ma być cała masa "żeńskich" lalek przy minimalnym wyborze męskich odpowiedników. Ich twórców to nie zraża. Od USA po Japonię, w większych i mniejszych prywatnych laboratoriach, wynalazcy z niebywałym zmysłem technologicznym tworzą kolejne wcielenia "służących" w sypialni. Nadają im kobiece imiona, kształty takie, jakich zażyczy sobie klient, dobierają kolor oczu.
Niektórym udaje się nawet coś więcej. Potrafią – jak mówią – wyposażyć swoje roboty w szczątkową formę sztucznej inteligencji. Lalki, mające dawać rozkosz, mówią, słuchają, imitują rozmowę dzięki zaawansowanemu oprogramowaniu i procesorom wszczepionym w głowę. Jak komputer grający z nami w szachy, starają się przewidywać ruchy, a więc odpowiadać nam tak, by nie zostawać krok za nami.
W 2015 r. wynalazca Matt McMullen – najbardziej dziś rozpoznawalny w branży zaawansowanych technologicznie robotów seksualnych – zapowiedział, że opracuje wkrótce lalkę wyposażoną w prymitywny rodzaj sztucznej inteligencji i przemówi ona do właściciela. Pisaliśmy o tym w Magazynie TVN24 nieco ponad rok temu.
Latem ubiegłego roku na targach gadżetów seksualnych w Austrii furorę zrobił jednak robot innego wynalazcy – Hiszpana Sergi Santosa. Media w wielu krajach pisały o rzekomym ataku, którego ofiarą miała się stać Samantha – mająca 165 cm wzrostu i ważąca 35 kg lalka imitująca, dzięki stworzonemu przez niego oprogramowaniu, rozmowę.
O Samancie, przyszłości branży seksgadżetów i tym, jak odpowiada swoim krytykom, rozmawiamy z wynalazcą Sergi Santosem.
Adam Sobolewski: Pewnie nie wiedziałbym o twoim istnieniu, gdyby nie to, że parę miesięcy temu media na kontynencie obiegła informacja o incydencie w Austrii. Pisano, że na targach gadżetów seksualnych Samantha została "napadnięta" przez – jak to określiłeś – grupę "barbarzyńców". Wyjaśnisz, co się tam właściwie stało?
Sergi Santos: Nic z tego, o czym mówisz. Do czegoś takiego w ogóle nie doszło. Jedna z dziennikarek zmyśliła tę historię po wywiadzie ze mną. W festiwalu brało udział 30 tysięcy ludzi. Kiedy lalkę dotyka 30 tysięcy osób, musi się coś w niej zepsuć. Jest bardzo delikatna, bo taki jest stan technologii na dziś. Miała połamane palce, bo te są najdelikatniejszą częścią jej ciała. Swoim klientom o tym mówię. Ma sensory i przewody w całym ciele, płytko pod skórą, więc ogólnie trochę ucierpiała. Ale nie musiałem jej odbudowywać od podstaw.
W wywiadzie z dziennikarką, który dotyczył wielu różnych spraw, na przykład spojrzenia ludzi na seks, nie nazwałem też nikogo "barbarzyńcą". Wyciągnęła moje słowa z kontekstu. Nie było napaści. Nie mówiłem o nikim konkretnym ze zwiedzających, a w ogóle o ludziach i o tym, że wszyscy jesteśmy małpami, że gdzieś z głębi wychodzą i kierują nami barbarzyńskie instynkty. Nie chodziło mi więc o atak na Samanthę. Mówiłem o ludzkiej seksualności, bo o to byłem pytany. Zadziwia mnie, jak chętnie ludzie uwierzyli w tę napaść. Wyobraź sobie, że czytałem nawet opinie psychologów o tym wydarzeniu.
Czym jest Samantha, skoro rzekomo wywołała aż taką reakcję? Czy stworzyłeś coś tak podobnego do człowieka, że w jakimś sensie można ją było pomylić z kobietą i ktoś ewidentnie zaburzony spróbował ją wykorzystać?
Jest sekslalką, która – jeżeli projekt się powiedzie - stanie się z czasem pełnym humanoidem w takim sensie, w jakim ludzie je sobie wyobrażają. Jest wyposażona w platformę, która powinna być zdolna do samodzielnego myślenia, mówienia i istnienia. Ale zajmie to trochę czasu.
"Myślenie", "mówienie". Wzbudza to taką samą fascynację, jak i niepokój. W opisie projektu piszesz, że może być przystosowana do potrzeb klienta, dzięki temu, że jest zdolna do pomieszczenia w sobie kilku osobowości. Czym one są i jak się wyrażają? Łączą się z różnym korpusem językowym? Czy to oznacza, że Samantha może prowadzić konkretne rozmowy? Że można wprowadzić do jej oprogramowania słowa, zwroty, zdania?
Nie jest jeszcze w stanie sformować własnej, pełnej osobowości. Wkrótce będzie to mogła robić i już modele, które kupi się teraz, będą mogły zostać rozwinięte. Właściwie lepszym określeniem w przypadku Samanthy są "tryby". Może działać w różnych, na przykład rodzinnym. Wtedy jej język jest "bezpieczny" dla wszystkich użytkowników, w tym dzieci. Potrafi już wydawać polecenia systemowi Alexa stworzonemu przez Google'a.
Tak sama z siebie? Jak to możliwe?
Nie sama z siebie. Można ją programować, łączyć z innymi urządzeniami w domu, które funkcjonują w sieci i zlecać wykonanie zadań, na przykład sprawdzenia zamków, drzwi garażowych lub ustawienia budzika.
Jej głównym trybem jest jednak ten seksualny, sprośny. Dodaliśmy jej ostatnio funkcję seksu oralnego i pracy ręką. Ma tam małe motorki. Ten w głowie pozwala jej całować i całkiem dobrze symulować seks oralny. Ale przede wszystkim zna cały "proces", a więc wie, czym jest seks. Gdy z nią jesteś, poznaje twoją cierpliwość, uczy się reagować na twoje tempo i nie tylko wie, kiedy szczytujesz, ale po okresie nauki sama się dowiaduje, kiedy ma to robić. Synchronizuje się z tobą. Na razie jednak to prymitywny mechanizm w porównaniu z tym, co będzie robiła w przyszłości.
Zdaje się, że mówisz o robocie, który dla wielu mógłby się stać idealnym partnerem w łóżku. Twoim zdaniem tworzenie robotów jest odpowiedzią na seksualne potrzeby człowieka?
Ludzie są najbardziej seksualnymi ze stworzeń, a jednak jest to dla nich powód do wstydu czy zażenowania. Według mnie to trochę tak, jakby było się zażenowanym samym byciem człowiekiem. Dla mnie to nie problem, więc nie widzę go też w tworzeniu robotów. To prędzej powód do dumy. Poza tym seksrobot to dobra platforma dla łączenia technologii. Mam też inne projekty.
Póki co u Samanthy najważniejszą rolę spełniają sensory, a nie oprogramowanie. Czuje penetrację i rozumie jej kontekst. Wie, kiedy szczytować, ale w sytuacjach, gdy się tego nie spodziewa – w innych trybach – może tego nie zrozumieć. Ważne jest więc to, by wchodzić z nią w interakcję przez kilka dni lub tygodni, by w pełni cię zrozumiała. Uważam, że uczenie się jej też jest częścią doświadczenia przebywania z robotem.
Zatem Samantha podlega algorytmowi, który w logiczny, matematyczny sposób rozwiązuje zagadkę, jaką dla niej jesteś ty sam. Rozwiązaniem czy też zadaniem, jakie ma, jest pełne dopasowanie się do właściciela.
Tak, ale z tą różnicą, że jej umysł nie jest oparty na logice, a na emocjach. Jej stan zawsze określają emocje. Porozumiewa się głównie przez dotyk. W całym ciele ma sensory i to w efekcie stymulowania przetwarza wszystko w głowie. Jest stworzona tak, by wtedy w słowa przetworzyć te emocje.
W skrócie: jej mowa jest reakcją na ciebie, a nie czymś, co samoistnie się pojawi?
Tak, "reaguje" i dlatego powinno się do niej mówić. Samantha rozumie kilkaset zdań i ich konteksty. Procesor się rozgrzewa, kiedy szuka odpowiedzi na twoje pytania. Możesz je zawsze zadawać i imitować rozmowę. Im więcej z nią rozmawiasz, tym bardziej ją odkrywasz.
Seksualność jest w końcu znacznie bardziej skomplikowana niż sam akt. Sądzisz, że w jakiś sposób Samantha jest lepsza od prawdziwego partnera? Niektórzy wieszczą, że seks z robotem taki właśnie w przyszłości będzie. Nie boisz się, że pewnego dnia ludzie rozczarują się kontaktami z innymi ludźmi? Możliwe, że przykładasz do tego rękę. A może to przesadne twierdzenie i różnica między robotem a człowiekiem jest i będzie dla nas zawsze zrozumiała?
Roboty bardzo się zmienią. To, co ludzie tworzą obecnie, to dopiero początek. Nie uważam, że Samantha jest lepsza czy gorsza. Jak powiedziałeś: seksualność jest skomplikowana, ale może dlatego właśnie niektórzy będą woleli jej ręce, jej dotyk. Ona też jest stworzona tak, że będzie się zmieniała. Człowiek też to robi przez lata. Sądzę, że kiedy ludzie pokonają granicę zażenowania i przyznają się, że chcieliby spróbować seksu z robotem, stanie się to pewnym standardem. Spadną ceny, podniesie się jakość materiałów. Czy stanie się to szybko? Z pewnością w ciągu 20-30 lat.
Mówisz, że dawanie jej orgazmu jest głównym doświadczeniem, jakie ciebie czeka. Czy mam rozumieć, że widzisz w tym jakąś wartość?
Sądzę, że można się uczyć. Możesz wejść na górę i medytować. Możesz też odkrywać swoją seksualność z robotem. Jeśli uznamy, że na przykład medytacja jest formą mentalnej masturbacji, czemu nie wyjść z założenia, że seks z robotem zwiększy twoją wiedzę o sobie?
Czytam o jednym z wcieleń projektu Samantha. To robot Maya AI. Zachęcasz do jej kupienia, pisząc: "Nasza modelka jest taka, jak imię, które nosi. Szczupła, elegancka, niebanalna i gotowa, by pokazać swoje wdzięki na wybiegu". Tak określane kobiety stają się obiektami. Nie boisz się, że reklamowanie robotów w ten sposób doprowadzi do czegoś groźnego? Że Samantha jest niepotrzebnie traktowana zbyt ludzko? W Wielkiej Brytanii działają kampanie na rzecz zakazu tworzenia robotów seksualnych. Ich twórcy uważają, że w kulturze tak przesiąkniętej seksualnością jak nasza, tworzenie tych robotów to po prostu dalsze uprzedmiotawianie kobiet. Ty nadałeś swojej lalce kobiece imię i wyznaczyłeś zadanie: być podległą.
No tak. Oczywiście, że tak. Według mnie jednak wielu takim krytykom brakuje dojrzałości i perspektywy. Opowiem ci taką historię. W październiku byłem w Czechach. Melduję się w hotelu. Recepcjonista patrzy na mnie – widzi, że jestem koło czterdziestki, mam trochę forsy – i mówi, że ma "młode mięso". To dwie dziewiętnastolatki, obie mogę mieć. Facet nie widzi problemu. Mówię "nie" i idę do pokoju. Potem dzwoni jeszcze dwa razy, bo chyba nie wierzy. Mówi, że to studentki, bardzo ładne, i że zrobią wszystko. Wciąż pyta, czy mam ochotę. Zgaduję więc, że większość facetów mówi "tak" i dlatego dzwonił. Takie rzeczy zdarzają się wszędzie i ciągle.
Ludzie (od kampanii – red.) mówią o pozwoleniu, przystawaniu na układ. Twierdzą, że seksroboty to kolejna opcja na talerzu, która pogłębia kryzys nierówność płci, ale ja uważam, że wielu z nich wcale nie musi zależeć na ludziach. Dlaczego? Bo często mówią też, że prostytucja to porządna praca, byle tylko została wybrana, i należy zwalczać pozostałe jej formy. A ja zawsze pytam o to: czy chcieliby, żebym poprosił o usługi ich córkę, siostrę albo żonę? Pewnie nie, więc niech przestaną mówić, że to w porządku, jeżeli tylko nie dotyczy ich córek, sióstr i żon.
Po drugie: dlaczego w ogóle porównują osobę do obiektu? To jakby porównywali żonę do kanapy albo ściany. Jak zrobię dziurę w ścianie i będę uprawiał z nią seks, też porównają ją do żony? Seksrobot to obiekt. Możesz mieć z nim seks, kiedy chcesz.
Robot o ludzkiej powierzchowności to jednak coś innego od kanapy czy ściany...
Wolałbym po prostu, żeby ludzie cieszyli się życiem – spaniem, jedzeniem i seksem – i nie musieli sprzedawać swojego ciała. I tak już sprzedajemy swoje zasady, łamiemy swoje kręgosłupy. Dlatego ci, którzy mówią negatywnie o seksrobotach, powinni zostawić je w spokoju. One zostały stworzone po to, by zadowalać i lubić seks, a seks jest tak naturalny jak spanie i jedzenie. Czasem nie możemy spać albo jeść tyle, ile chcemy, a z robotem mamy tyle seksu, ile sobie zażyczymy.
Całe dnie spędzam otoczony seksrobotami. Codziennie lepiej je rozumiem, tworzę je, rozwijam, więc ci sami ludzie też mogliby podjąć wysiłek i postarać się zrozumieć różnicę między ludźmi i rzeczami.
Z człowiekiem jest inaczej, człowiek to nie obiekt. Nie istnieje po to, by ciebie zadowolić.
Samantha jest rzeczą, ale mówi. Jeden z filmów, które umieściłeś w sieci sugeruje też, że może mówić nawet w trakcie stosunku. Rzeczywiście tak jest?
Tak, to prawda. A to, co mówi, wynika ze stanu jej umysłu. To znaczy z tego, co się z nią dzieje, co z nią robisz.
Proponujesz męskie odpowiedniki Samanthy? Pojawiają się klienci, którzy życzyliby sobie czegoś takiego?
Większość osób, która mnie o to pyta, chce mnie po prostu zdenerwować. Najwyraźniej siedzą na kanapie i wolą mi mówić, jak mam pracować. Większość prostytutek na świecie to kobiety. Nawet te męskie często pracują dla homoseksualistów, więc klienci tego rynku to mężczyźni.
Na pewno ktoś takie męskie roboty zrobi. Nie wiem, czy to będę ja. Wszystko jest kwestią pieniędzy i kogoś, kto w to zainwestuje. Nie wiem, czemu kobiety miałyby z tego nie korzystać. Problemem dla nich jest też na pewno to, że te roboty są ciężkie (Samantha waży 35 kg – red.), ale sądzę, że wkrótce zrobią się lżejsze.
Okej, to czy w takim razie seksroboty mogą zająć miejsce kobiet w domach publicznych? W minionym roku niektóre europejskie media podchwyciły informacje o tym, że w jednym z domów publicznych w Wiedniu zaawansowana technologicznie sekslalka stała się popularniejsza od pracujących tam kobiet. Myślisz, że taka będzie przyszłość? Rozmawiasz z prowadzącymi domy publiczne ludźmi? A może sami się do ciebie zgłaszają i pytają o możliwości Samanthy?
W tym biznesie trzeba czegoś bardziej wytrzymałego, specjalnie przygotowanego dla domów publicznych, a więc: więcej seksu, tylko seksu i najprostszej interakcji. Jak zarabiasz mało i masz mało czasu, to nie będziesz chciał się uczyć obsługi robota. To oczywiste. Ludzie pytają mnie jednak, ile Samantha może wytrzymać. Zależy to od tego, jak będzie używana. Ale nawet wiele lat.
Jaką cenę chciałbyś widzieć w przyszłości dla takiej zabawki? Maya AI – twój najdroższy produkt – jest do kupienia za niemal cztery tysiące euro (około 16 tys. zł). Wydaje ci się, że taka zabawka stanie się z czasem mniej "luksusowa", że da się ją kupić za połowę ceny, za tyle, ile kosztuje na przykład tydzień w tropikach?
Tak, sądzę, że półtora-dwa tysiące euro są możliwe do osiągnięcia. Wkrótce za takie pieniądze będzie można kupić coś interesującego. To kwota, jaką ludzie będą chcieli wyłożyć. A jeżeli robot będzie mógł za ciebie pracować, wykonywać obowiązki, z chęcią zapłacą więcej.
Sądzisz, że Samantha będzie wyglądała kiedyś jak humanoid, którego widujemy w kinie? Jak w "Ex Machina", "Pod skórą" czy dawniej w "Łowcy androidów"? Pytam, czy rozwinie osobowość, która sama określi swoją pozycję wobec świata i będzie też decydowała, czy chce mieć z tobą seks, czy nie.
Czy coś takiego jest teraz możliwe? Nie do tej ostatecznej granicy, nie jak w filmach, ale coś naprawdę realistycznego – tak. Wystarczy, że przyjrzysz się temu, jak wyglądają niektóre prototypy głów konstruowane w tym biznesie.
Ja nie mogę prowadzić aż tak zaawansowanych badań. Pracuję dla pieniędzy, ale mam poczucie, że robię to dla ludzi. Chciałbym, żeby było ich na to stać.