Bolid najpierw huknął o bandę, następnie wykonał obrót w powietrzu i z potworną siłą wyhamował na ścianie. Z maszyny zostały strzępy, tymczasem Fernando Alonso otrzepał się i bez żadnego zadrapania opuścił wrak. Eksperci są pewni: 20 lat temu mielibyśmy poważną kontuzję albo śmierć.
- Czułem się, jakbym był w ogromnej pralce. Widziałem tylko żwir, niebo, żwir i znów niebo. Myślałem, że zostanie ze mnie niezłe ciasto. Straciłem jedno z żyć – przyznał już po wszystkim Hiszpan.
Patrząc na to, co zostało z bolidu, aż dziw bierze, że były mistrz świata skończył bez jakiegokolwiek siniaka. – 20 lat temu pewnie by nie przeżył. Tego typu kraksy kończyły się albo poważną kontuzją, albo śmiercią – wyrokował po wydarzeniach w Australii Max Mosley, do roku 2009 szef Międzynarodowej Federacji Samochodowej (FIA).
Najczarniejszy weekend w historii
Akurat on wie, co mówi. Mosley doskonale pamięta najczarniejszy weekend w historii F1, na torze Imola w roku 1994. Życiem przypłacił go Austriak Roland Ratzenberger, który wypadł z trasy i roztrzaskał się o betonową ścianę w czasie sobotnich kwalifikacji.
Dzień później sportowym światem wstrząsnęła wiadomość o kolejnej śmierci na torze. Zginął mistrz Ayrton Senna. Brazylijczyk, ścigając się o zwycięstwo, nie wyrobił na zakręcie i rozpędzony wpadł na bandę. W górę poleciały fragmenty karoserii, a urwane przednie prawo koło trafiło Ayrtona w głowę. Jeszcze na oczach telewidzów przeprowadzano reanimację trzykrotnego mistrza świata, następnie helikopterem przetransportowano go do szpitala. O godz. 18:40 stwierdzono zgon.
Zbudowali pancerz
Może zabrzmi to okrutnie, ale śmierć Senny okazała się zbawienna dla innych kierowców. Poprawiono tory, a same bolidy zaczęto projektować w taki sposób, żeby ze śmiercionośnej pułapki stały się maksymalnie odporne na wstrząsy i uderzenia.
Już dwa dni po tragedii kierowana przez Mosleya FIA zwołała obrady, podczas których omówiono rewolucyjny sposób poprawy bezpieczeństwa kierowców. Obawiający się o swoje życie sportowcy wskrzesili uśpione od kilkunastu lat Stowarzyszenie Kierowców Formuły 1. Powstała także ekspercka grupa, na czele której stanął główny lekarz F1 Sid Watkins. Wkrótce wypracowano kilka przełomowych regulacji: wydłużono boczne części kokpitu, aby bardziej chronić głowę kierowców, wzmocniono przednie zawieszenie, aby zmniejszyć ryzyko poluzowania i odpadnięcia przedniego koła czy zwiększono minimalną wagę bolidu. Z czasem wymyślono też rowkowane opony, które pozwalają wytracać prędkość na zakrętach, i zdecydowano się ograniczyć moc silników.
Przełomowym odkryciem dla bezpieczeństwa kierowców okazał się mocowany do kasku i ramion zawodnika karbonowy kołnierz HANS. W ten sposób zabezpiecza się przed skręceniem karku, do którego doszło u Senny i Ratzenbergera.
Pancerne włókna
Oczywiście to nie wystarczyło. Formuła 1 wyciągała wnioski z każdego kolejnego wypadku. Gdy kilka lat temu, podczas wyścigu o GP Węgier, oderwana od zawieszenia kilogramowa śruba uderzyła i poważnie raniła Felipe Massę, zaczęto zastanawiać się nad stosowaniem trwalszych elementów do wykończenia kasku.
Postawiono na Zylon, który jest uważany za najmocniejszy rodzaj włókna sztucznego. Zylon jest wytrzymały na rozciąganie i odporny na ogień, pali się jedynie przy zawartości tlenu powyżej 68 proc., czyli w warunkach niespotykanych na Ziemi. Jest dziesięciokrotnie bardziej wytrzymały niż stal, jedno jego włókno jest w stanie ponoć wytrzymać 450-kilogramowy ciężar.
I to ten materiał, wynaleziony i opatentowany przez Japończyków, a stosowany w Formule 1 od dziewięciu lat, miał uratować życie Alonso w Australii, gdy spadły na niego odłamki jego roztrzaskanego bolidu.
Koszmar i cud Kubicy
Na ile niezniszczalne stały się bolidy, swego czasu przekonał się Robert Kubica. Był rok 2007, trwał wyścig o GP Kanady. W pewnym momencie prowadzona przez niego maszyna wzbiła się w powietrze, wyleciała z toru i z hukiem odbiła się od jednej bandy, a następnie zatrzymała na drugiej. Wyglądało to koszmarnie, ale skończyło się na strachu i wstrząśnieniu mózgu. Na drugi dzień polski kierowca opuścił szpital w Montrealu.
– Wyjść cało z czegoś takiego to coś niesamowitego. Bądźmy szczerzy: jeszcze dziesięć lat temu nie przeżyłby tego wypadku – skomentował ówczesny szef Kubicy z teamu BMW Sauber Mario Theissen.
The moment of impact!! Robert Kubica's heavy crash at Montreal 2007 - BMW #Sauber. #Formula1#F1pic.twitter.com/kbgVqqONE2
— AutoSports Art (@AutoSportsArt) 27 lutego 2016
Dostaną aureolę
Najnowsze próby poprawy bezpieczeństwa zawodników na torze skupiają się na zabezpieczeniu głowy, najsłabiej chronionej części ciała kierowcy, bo kask nie jest w stanie jej osłonić przykładowo przed uderzeniem oderwanym kołem. Pomysły z zamykanymi kokpitami odrzucano, przed sezonem testowano tzw. system halo, czyli klatkę nad głową kierującego bolidem, swego rodzaju aureolę.
Nie wszystkim zawodnikom konstrukcja przypadła do gustu. Psioczono, że to niepotrzebnie zwiększa ciężar pojazdu, ogranicza widoczność i jest nieestetyczne. Tradycyjnie bezkompromisowy mistrz świata Lewis Hamilton wypalił, że to najgorsza i najbrzydsza modyfikacja w historii Formuły 1.
Wydaje się, że szefowie FIA kwestię wyglądu odłożą na bok i od sezonu 2017 wprowadzą obowiązek wyposażania bolidów w aureolę. Lepszej ochrony głowy dotychczas nie wynaleziono.
Pierwsza śmierć od czasów Senny
Można poprawiać wytrzymałość bolidów, wzmacniać kaski, ale na nic prace nad zwiększeniem bezpieczeństwa kierowców, gdy do głosu dochodzi bezmyślność. A tak było przy okazji wypadku Julesa Bianchiego, pierwszego po Sennie kierowcy, który stracił życie na torze.
W sezonie 2014, podczas GP Japonii, bolid Francuza wbił się w kilkutonowy dźwig, który na poboczu wyciągał rozbity wcześniej inny pojazd. Jules doznał poważnych obrażeń mózgu, utrzymywany był w śpiączce farmakologicznej. Zmarł dziewięć miesięcy później. Miał 25 lat i wiele wyścigów przed sobą. Od lat apelowano o to, żeby ciężki sprzęt nie stał w pobliżu toru podczas wyścigu.
- Jesteśmy Julesowi winni to, żeby nigdy nie przestać walczyć o poprawę bezpieczeństwa na torze – ogłosiło Stowarzyszenie Kierowców Formuły 1.
Formuła 1 stała się bezpieczna jak nigdy, ale nigdy nie będzie bezpieczna na tyle, żeby dawać gwarancję przeżycia. Może dlatego tak kręci.