Nastoletnia Karolina chciała kłusować i galopować, ale z wagą 140 kilo, żal jej było konika. Czteroletni Kuba codziennie je coś słodkiego. Mama sześcioletniej Kasi chciała usłyszeć od lekarza, że winne otyłości są geny, że "taka jej uroda". Jacek, sześciolatek, nie umie złapać piłki.
Nastoletnia Karolina chciała kłusować i galopować, ale z wagą 140 kilo, żal jej było konika. Czteroletni Kuba codziennie je coś słodkiego. Mama sześcioletniej Kasi chciała usłyszeć od lekarza, że winne otyłości są geny, że "taka jej uroda". Jacek, sześciolatek, nie umie złapać piłki.
Otyłe dziecko może żyć nawet 17 lat krócej niż jego zdrowy rówieśnik. A już dziś co piąty polski uczeń waży za dużo. - Skończył się czas dyskusji. Trzeba przejść do totalnej ofensywy - mówi prof. dr hab. Mirosław Jarosz, dyrektor Instytutu Żywności i Żywienia.
Polskie dzieci tyją najszybciej w Europie i nikt nie ma skutecznego pomysłu, jak zatrzymać epidemię. Naukowcy używają mocnych określeń: jesteśmy na dnie, stracone pokolenie, cywilizacyjna klęska.
A gdyby pani dziecko miało raka?
Katowice. Do Poradni Metabolicznej Górnośląskiego Centrum Zdrowia Dziecka każdego dnia zgłaszają się rodzice z chorymi na otyłość dziećmi. Niektórzy sami widzą problem i chcą szukać pomocy. Innych wysłał lekarz. Doktor Paweł Matusik, który od dwudziestu lat pracuje z dziećmi i młodzieżą z nadwagą i otyłością unika słów: dieta, wina, musimy. Stara się znaleźć coś, co zmotywuje pacjenta.
- Większość z nich popełnia proste błędy. Nasi pacjenci piją po dwa litry słodkich napojów dziennie, kilka razy dziennie jedzą słodycze, odżywiają się nieregularnie, objadają na noc, mają niską aktywność fizyczną. Dla nich zalecenia są zwykle bardzo proste - mówi. Problem w tym, że nie wszyscy traktują je poważnie. Paweł Matusik podaje przykład. - Dziewczynka w wieku sześciu lat, waży 50 kilogramów. Matka ponad 100 kilogramów. Przychodzą i matka oczekuje, że ja powiem, że to przez geny, że taka uroda i tak ma być. Rozmawiamy. I dowiaduję się, że mama już w momencie zajścia w ciążę była otyła, w ciąży przybrała 25 kilogramów, ma cukrzycę - wylicza. Dziecko urodziło się duże - 60 centymetrów i 4,5 kilograma. Było karmione sztucznie do trzeciego roku życia i jednocześnie dokarmiane, także w nocy. Diagnoza w wieku sześciu lat: otyłość.
- I kiedy ja wyznaczam termin kolejnej wizyty, słyszę od mamy, że mieszkają daleko i ona nie wie... - mówi doktor Matusik. - A gdyby dziecko miało raka? Byłaby tu codziennie; gdyby trzeba było, wzięłaby trzy kredyty. Mówię wtedy, że jeśli porównam pacjenta z otyłością olbrzymią do osoby z nowotworem w remisji, to ta druga ma lepsze rokowania. Otyłość to poważna choroba. Jeśli pacjent coś takiego słyszy, jest wstrząśnięty. Ale ja muszę jakoś do niego dotrzeć - dodaje.
Najgorzej jest z dziećmi w wieku wczesnoszkolnym. O ile nastolatki zwykle same widzą problem, mają kompleksy z powodu swojego wyglądu, to młodsze dzieci niechętnie współpracują z lekarzem. - One są jeszcze akceptowane w grupie rówieśniczej, bardzo często w klasie są inne takie dzieci, nie są więc same. Trudno im znaleźć motywację, aby zacząć się leczyć i zmienić złe nawyki - tłumaczy Matusik.
Złap piłkę! Nie umiem...
Doktor Janusz Dobosz z Narodowego Centrum Badania Kondycji Fizycznej AWF w Warszawie o współczesnych rodzicach mówi: "stracone pokolenie". - Tak naprawdę oni wcale nie są inni niż ich rodzice, czyli dzisiejsi dziadkowie.
Bo proszę uczciwie powiedzieć - czy nasi rodzice jakoś szczególnie zachęcali nas do aktywności fizycznej? Nie, oni nam po prostu nie przeszkadzali. Pozwalali spędzać czas na podwórku do późnych godzin, jeśli prosiliśmy kupowali wrotki, rakietę, piłkę czy rower – mówi.
Dziś jest gorzej, bo aktywność ruchowa konkuruje z komputerem, smartfonem. - I tę konkurencję przegrywa. A ja nie wierzę, że rodzice, którzy w wolnym czasie grillują, nagle zmienią swoje nawyki i zaczną spędzać czas aktywnie, dając dobry przykład. Tacy są w mniejszości. Według badania MultiSport Index 2018 aż 38 procent Polaków nie podejmuje aktywności fizycznej nawet raz w miesiącu, choćby takiej, jak rekreacyjne spacery, czy jazda na rowerze do pracy – dodaje.
Doktor Dobosz jest autorem najnowszych badań nad kondycją fizyczną wśród polskich uczniów. To kontynuacja dzieła jego poprzedników. Badanie robione jest co dekadę i jest to największe tego typu badanie na świecie. Ostatnie było robione w 2009 roku, kolejne ruszy we wrześniu 2019.
Wyniki porażają. Na przykład ośmioipółlatki - przeciętny chłopiec w tym wieku w 1979 roku potrafił utrzymać się w zwisie na drążku na ugiętych rękach 19,4 sekundy. Ten wynik co dekadę był coraz gorszy, w 2009 roku wynosił 8,6 sekundy.
Tak samo jest u dziewczynek - ośmiolatka w 1979 roku wisiała na drążku 15 sekund, dziś ledwie 6,6 sekundy. Podobna degradacja jest w testach wytrzymałości. W tej samej grupie wiekowej czterdzieści lat temu chłopcy biegali 600 metrów w 2 minuty 59 sekund, w 2009 roku - na pokonanie półtora okrążenia na bieżni potrzebowali ponad 3 minuty 34 sekundy. U dziewczynek podobny spadek - z 3 minut 9 sekund do prawie 3 minut 48 sekund.
Zespół doktora Dobosza już szykuje się do przyszłorocznych badań. Trudno o optymizm. - Ja tylko chciałbym, żeby nie było gorzej. Bo my już sięgamy dna - mówi. - Kondycja uczniów jest po prostu fatalna, a do szkół trafiają dzieci o bardzo niskiej sprawności ruchowej. Mają problemy z łapaniem piłki. Wielu umiejętności uczą się od zera.
Błędne koło
Dzieci z nadwagą najgorzej wspominają lekcje WF-u. To na nich zwykle doświadczają największych upokorzeń. Takich, które zostają w nich na resztę życia.
Opowiadają dwudziestoparolatkowie, którzy od małego zmagają się z nadwagą i otyłością:
Dominik: Gruby zawsze stoi na bramce i jest wybierany do drużyny jako ostatni. Nikt go nie chce.
Ewa: Kiedyś na basenie kolega mnie zaczął podtapiać. Kiedy nauczycielka zwróciła mu uwagę, żeby tego nie robił, powiedział: "Ale czemu? Przecież to kaszalot!".
- Robi się błędne koło - mówi dr Matusik. - Takie dziecko niechętnie ćwiczy, usuwa się na bok, spędza więcej czasu w domu, samo, przed komputerem.
Wielu specjalistów, w tym doktor Dobosz, wyznaje kontrowersyjne dziś dla wielu poglądy. - Uczeń na wuefie nie powinien być oceniany za chęci, ale za osiągnięcia i utrzymywanie poziomu sprawności fizycznej. Dlaczego zgadzamy się, że na lekcjach wychowania fizycznego pomijamy w ocenie osiągnięcia uczniów, a nie traktujemy tak innych przedmiotów? Czy ktoś sobie jest w stanie wyobrazić, że w oficjalnych zaleceniach ministerstwa edukacji podstawą oceny będzie nie to, czy dziecko dobrze rozwiązało matematyczne zadanie, ale ile chęci i wysiłku w próbę rozwiązania tego zadania włożyło? Przy czym w porównaniu do innych przedmiotów, wychowanie fizyczne dysponuje możliwościami oceniania ucznia nie przez zewnętrzne, niedostosowane do niego skale oceny, np. 310 cm w skoku w dal z miejsca na piątkę. Istnieją metody pozwalające umiejscowić wynik dziecka na tle rówieśników i zbadać, czy to miejsce utrzymuje w kolejno następujących badaniach. Celem dla dziecka jest: Bądź jutro taki jaki jesteś dziś. Dziś jesteś lepszy od 30 procent swych rówieśników – za pół roku, za rok, bądź również lepszy od 30 procent kolegów.
Zwraca też uwagę na przygotowanie nauczycieli wychowania fizycznego. - Tu też wiele jest do nadrobienia. Dawniej wystarczyło, że nauczyciel chciał coś z dziećmi robić, a młodzież przynosiła na lekcje pomysły, chciała grać w podwórkowe gry, na lekcji po prostu dobrze się bawiła. A dziś to nauczyciel musi być kreatywny, stoi przed znacznie trudniejszymi wyzwaniami. Musi zrobić coś, aby zachęcić młodego człowieka do ćwiczeń, pokazać, że warto się męczyć - mówi doktor Dobosz.
- Miałem okazję recenzować projekt "Aktywne Szkoły Sport", który prowadzony jest obecnie w 35 szkołach podstawowych na Dolnym Śląsku. To inicjatywa, którą łączy ruch z naturalną dla współczesnych dzieci multimedialną technologią. Dzieciaki wykonują podstawowe ćwiczenia fizyczne, ale w zupełnie innej, fabularyzowanej oprawie, gdzie stawiają czoła potworom z Galaktyki Bezruchu. Celem projektu jest zachęcenie dzieci do aktywności fizycznej, a także zainspirowanie grona pedagogicznego i rodziców do tworzenia interesujących form ruchu, w których dzieci uczestniczą chętniej – dodaje.
Jak alkoholicy
Edyta Grzelińska z Gryfina pod Szczecinem ma 23 lata, 170 cm wzrostu. Waży 119 kilogramów. W zeszłym roku doszła do 130. Dwa razy udawało jej się schudnąć do około 90 kilogramów. Pracowała z dietetyczką, z trenerem na siłowni. A potem wszystko znowu wracało.
- Zajadam stres. I nagradzam się jedzeniem - mówi o sobie i z pełną świadomością nazywa otyłość chorobą. - Ja wiem, że nawet jak będę miała prawidłową wagę, to dalej będę chora i w każdej chwili mogę mieć nawrót. Otyłość porównuje do alkoholizmu. I chciałaby, żeby dla osób takich jak ona były podobne grupy wsparcia jak dla alkoholików.
Prof. Mariusz Wyleżoł z Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego, przewodniczący Sekcji Chirurgii Metabolicznej i Bariatrycznej Polskiego Towarzystwa Badań nad Otyłością, prosi o dwie rzeczy: - Nazywajmy otyłość chorobą i nie mówmy, że ktoś chudnie, zrzuca kilogramy, jest na diecie. Mówmy, że się leczy, bo to jest choroba. Musimy to sobie przestawić w głowie. Otyły człowiek nie jest gruby, bo dużo je. On dużo je, bo jest chory na otyłość. Jeśli przyjdzie do mnie pacjent z otyłością olbrzymią, to on wiele razy w życiu słyszał: sam sobie jesteś winien, weź się za siebie, mniej jedz, ćwicz. To nie zadziała. Przyjmowanie zbyt dużej ilości jedzenia nie jest przyczyną choroby, jest jej objawem - mówi.
Dzieci na chirurgicznym stole
Już dziś otyłość jest jedną z najczęstszych przyczyn wystawiania dzieciom skierowań na leczenie uzdrowiskowe. Turnusy temu poświęcone to 12 procent wszystkich sanatoryjnych skierowań (są w czołówce obok schorzeń pulmonologicznych i laryngologicznych). W roku 2017 do sanatoriów pojechało 2143 małych pacjentów, z czego leczenie otyłości dotyczyło 2 143 dzieci i młodzieży.
Jednak dla coraz większej liczby osób jedynym rozwiązaniem jest operacja bariatryczna, czyli chirurgiczne zmniejszenie żołądka. Od stycznia 2017 roku chirurgiczne leczenie otyłości jest na liście zabiegów refundowanych. Według danych Narodowego Funduszu Zdrowia w roku 2017 rozliczono 3269 takich świadczeń, a w pierwszym półroczu bieżącego roku: 1 843. Takie operacje przechodzą też dzieci. W przypadku osób poniżej 18. roku życia było to odpowiednio: w 2017 roku - 9 operacji, w pierwszej połowie 2018 roku - 6.
Jedną z pierwszych młodych osób w Polsce, które taką operację przeszły, jest pacjentka doktora Matusika - 19-letnia dziś Karolina Predel z Katowic. Swoją operację przeszła w wieku 17 lat. W marcu 2016 roku ważyła 141 kilo. Choć wydaje się osobą pewną siebie, wesołą i potrafi żartować na swój temat, to otyłość dawała jej się we znaki. Nie lubiła na lekcjach WF-u grać w piłkę, bo po kilku minutach musiała już usiąść na ławce. Nie dawała rady. Podobnie na szkolnej wycieczce w góry. W połowie drogi dostała takiej zadyszki, że wszyscy myśleli, że zaraz się udusi. Chciała zapisać się na jazdę konną, ale - jak sama dziś mówi - "żal by było konika". Nie lubiła siebie podczas ćwiczeń, zwłaszcza jak patrzyła na szczupłe i sprawne koleżanki.
- Miałam poczucie, że ruszam się tak, że jak ktoś spojrzy, to mu oczy wywieje - mówi. Zawsze lubiła jeść i sobie nie odmawiała. U babci chętnie brała dokładkę, za kieszonkowe zwykle kupowała jedzenie. Na kontrolne badanie zaciągnęła ją mama. I to był przełom. - Lekarka powiedziała, że położy mnie na kilka dni do szpitala, żeby zrobić dokładne wyniki, bo martwi się, czy z tarczycą wszystko w porządku. Powiedziałam: no dobra, co mi tam, skoro to ma uspokoić mamę i lekarkę. A do tego będę miała wolne w szkole, to czemu nie - opowiada, żartując. To wtedy spotkała doktora Matusika. I to on powiedział jej, że w Katowicach będą przeprowadzane operacje bariatryczne i że ona się do takiej operacji kwalifikuje. - Byłam zaskoczona, miałam czas do namysłu, ale czułam, że powinnam to zrobić. Nie tylko dla siebie. Bo to na mnie wielu lekarzy się uczyło. A teraz, jak o tym mówię, to być może mój przykład będzie dla kogoś inspiracją - dodaje.
Po operacji musiała się na nowo uczyć jeść. - Najpierw płyny, potem papki, jak niemowlę. Jak mi wtedy brakowało gryzienia! Żeby wziąć skibkę ze smalcem i po prostu ugryźć! Jak mogłam zjeść pierwszy raz bezcukrową galaretkę, to było święto. Mogłam użyć zębów! - mówi.
Dziś waży 81 kilogramów. Ma świadomość, że nie jest to jej dane raz na zawsze i operacja nie działa jak magiczna różdżka. - Cały czas jestem pod opieką lekarza, muszę się pilnować, stosować do zaleceń. Owszem, czasem pozwalam sobie na coś więcej, na przykład idę na pizzę. Ale i tak jestem w stanie zjeść najwyżej dwa kawałki.
Teraz ma wyjątkowo gorący czas. Przygotowuje się do matury, pracuje, działa jako wolontariuszka w jednej z katowickich fundacji zajmujących się aktywizacją lokalnych społeczności. - Operacja znacznie poprawiła moją jakość życia. Nawet w takich błahych z pozoru sprawach - mogę iść do zwykłej sieciówki i kupić sobie bluzkę, bo znajdę swój rozmiar – cieszy się. - Nie mam wprawdzie teraz czasu na jazdę konną, ale fajna jest świadomość, że po prostu mogłabym to robić bez wyrzutów sumienia.
Doktor Paweł Matusik uważa, że jeśli nastolatek kwalifikuje się do operacji, to nie ma na co czekać. - To czas, kiedy wchodzi w dorosłe życie - kiedy zaczyna studia, szuka pracy, być może chce założyć rodzinę. Tu naprawdę nie chodzi o względy estetyczne, bo wielu tak to postrzega. Ja mówię moim pacjentom wprost: jeśli w wieku 20 lat pójdziesz na rozmowę kwalifikacyjną i już wtedy będziesz mieć cukrzycę i nadciśnienie, to odpadniesz w konkurencji ze zdrową, szczupłą osobą, jeśli będziecie na tym samym poziomie umiejętności intelektualnych. Po co pracodawcy ktoś, kto potencjalnie zaraz pójdzie na chorobowe?
Na ratunek
Według przeprowadzonego przez Instytut Matki i Dziecka badania jedynie 7 procent polskich matek komponuje swoim dzieciom właściwą dietę, ale zdecydowana większość jest przekonana, że robią to w sposób właściwy. Jednocześnie aż 99 procent przedszkolaków ma w swojej diecie wysokoprzetworzone produkty, głównie słodycze. Nawet najmniejsze dzieci są źle karmione. Według wyników badania Instytutu Matki i Dziecka dzieci już po pierwszym roku życia spożywają za mało warzyw, aż 83 procent otrzymuje posiłki dosalane, a 75 procent spożywa nadmierną ilość cukru. Doktor Dobosz: - Dla nas najważniejsze teraz powinno być, aby współczesne dzieci wychować na nowe pokolenie przyszłych świadomych rodziców.
Specjaliści podkreślają, że nadwagi i otyłości nie można rozpatrywać w kwestii "defektu estetycznego" albo "nowej normalności" cywilizacji dobrobytu. Jej konsekwencją są: cukrzyca, udar mózgu, nadciśnienie tętnicze, rak jelita grubego, rak piersi czy gruczołu krokowego, kamica żółciowa. Prognozy na przyszłość nie są dobre. Prof. Mirosław Jarosz z IŻiŻ mówi o czekającym nas zahamowaniu rozwoju cywilizacyjnego. Według danych Międzynarodowej Federacji Diabetologicznej (IDF 2014) Polska jest obecnie na czwartym miejscu wśród 10 krajów z największym na świecie występowaniem stanu przedcukrzycowego. Przewiduje się, że do 2035 roku obejmiemy prowadzenie, wyprzedzając Kuwejt, Katar, Zjednoczone Emiraty Arabskie, Malezję czy Hongkong.
Wielu naukowców wątpi, że uda się cokolwiek zmienić. Prof. Mariusz Wyleżoł z Polskiego Towarzystwa Badań nad Otyłością podaje przykład Amerykanów. - Tam w walkę z otyłością zaangażowały się najważniejsze osoby w państwie. Mnóstwo programów, akcji i co? Marne efekty. Ja mam poczucie, że nasza naukowa wiedza na temat otyłości nie jest pełna. Że jest coś, o czym jeszcze nie wiemy, i odkrycie tego, pozwoli nam na przełom.
Tymczasem trzeba poprzestać na tym, co sprawdzone. Doktor Matusik proponuje wszystkim, którzy mają dzieci z nadwagą, eksperyment, któremu podda się cała rodzina: - Odstawiamy wszystkie słodkie napoje, przede wszystkim wody smakowe, które są naszą największą zmorą. Ograniczamy cukry proste, jemy najwyżej dwie porcje owoców dziennie. A coś słodkiego tylko w sobotę na podwieczorek. Gwarantuję, że po miesiącu będzie czuć różnicę. I nie należy się bać prosić o pomoc specjalistów. Proszę pójść do lekarza pierwszego kontaktu i poprosić o skierowanie do specjalisty, który zajmuje się leczeniem otyłości - mówi.
Prof. Wyleżoł: - Potrzebna jest rewolucja.