Przez Kanye przemawia Jezus, dlatego stał się Yeezusem. Dlatego odprawia niedzielne msze – Sunday Service. Dlatego nie zwariował. Kanye West cierpi na chorobę afektywną dwubiegunową, a to z popularnym w popkulturze "obłędem" ma niewiele wspólnego.
4 lipca. Słynny 4th of July – amerykański Dzień Niepodległości. Kanye West, jeden z najpotężniejszych amerykańskich raperów, świecący jasno na celebryckim firmamencie tuż obok gwiazdy swojej żony Kim Kardashian, wydaje oświadczenie w ulubionym portalu społecznościowym. Ogłasza udział w wyborach prezydenckich jako konkurent prezydenta Donalda Trumpa, którego przez lata popierał. To poparcie nie podoba się jego oddanym fanom, szczególnie Afroamerykanom. "Jak tak można?" – pytają. Nic dziwnego, obecnie urzędująca głowa państwa nie może (i nie chce) zdystansować się od rasistowskich wypowiedzi i działań wymierzonych w mniejszości.
To Trump lata temu domagał się kary śmierci dla oskarżonych w głośnym procesie Piątki z Central Parku. Wszyscy oskarżeni byli czarni. I wszyscy zostali uniewinnieni. To on podawał fałszywą informację, że czarnoskórzy byli sprawcami 81 procent morderstw na białych obywatelach USA. Z danych FBI (2014 rok) wynikało, że zawyżył tę liczbę o 66 procent. Nie są więc zaskoczeniem dane dotyczące poparcia Afroamerykanów dla Trumpa w wyborach prezydenckich – tylko 8 procent z nich (w tym West) uznało, że będzie ich dobrze reprezentował. Pytany o to wielokrotnie muzyk obruszał się, odpowiadając, że narzucanie czarnej społeczności wyboru demokratów jest zwyczajnym rasizmem. Każdy ma swoją wolę i swoje sumienie. Trudno się z tym nie zgodzić.
Jednak tym razem zdecydował się kandydować sam. Nie po raz pierwszy. Plany objęcia najwyższego urzędu w państwie przedstawiał parę razy na przestrzeni kilku ostatnich lat. Kim Kardashian na wrześniowej okładce magazynu "Interview" w 2017 roku pozowała ucharakteryzowana na nową Jackie Kennedy. To nic, to pewnie artystyczna poza, szum wokół nowej płyty Westa i popularnego formatu reality show rejestrującego dzień za dniem rodziny Kardashianów. Do czasu aż w lipcu tego roku plany miały zmienić się w czyn. Tweet męża udostępniła Kim. Swoje wsparcie wyraził Elon Musk. Część pytała: po co mu to? Inni szukali wyjaśnienia w łańcuchu katastrof niesionym z wiatrem 2020 roku. Jeszcze inni rzucali wprost: no chyba zwariował! Zupełnie tak, jak mówi się o kimś znajomym, kto decyduje się na skok na bungee. Ale w przypadku Kanye Westa to nie był zwykły skok.
W tym czasie raper zaczął dzielić się ze swoją ponad 30-milionową twitterową społecznością niepokojącymi zlepkami myśli ubranych w krótkie komunikaty. Dotyczyły aborcji jego pierworodnej córki, oskarżania żony o rasizm i zdrady, a rodziny o chęć ubezwłasnowolnienia. To wszystko przeplatane było wypowiedziami na temat polityki USA, łącznie z ogłoszeniem nazwy nowej partii – Birthday Party.
Amerykański "Forbes" opublikował nawet wywiad z artystą, obnażając jego nieprzygotowanie do pełnienia jakiejkolwiek funkcji politycznej (zapytany o politykę zagraniczną West odpowiedział szczerze, że jeszcze się nad nią nie zastanawiał, bo najważniejsza w tym momencie jest zbrojna obrona terytorium Stanów Zjednoczonych, na czym chce się skupić). Nagłówki gazet - od tabloidów po opiniotwórcze - prześcigały się w sensacyjnych doniesieniach na temat niesłychanych pomysłów rapera do momentu, aż Kim Kardashian opublikowała na Instagramie apel o uszanowanie sytuacji, w której znalazła się jej rodzina, wywołanej chorobą afektywną dwubiegunową zdiagnozowaną u jej męża w 2016 roku. Bezlitośni popkulturowi obserwatorzy nagle ucichli.
Prorok czy zwyczajny człowiek?
Artysta, wielki artysta - tak powinna brzmieć odpowiedź. Można się z nim nie zgadzać. Można nie słuchać jego muzyki. Może irytować. Nie zmienia to faktu, że jest jednym z najważniejszych artystów popowych XXI wieku. Tworzy własną muzykę, produkuje ją. Właściwie od produkcji się przecież zaczęło. Album Jaya-Z "The Blueprint" wyszedł spod jego ręki i dał mu rozpoznawalność, której tak bardzo pragnął.
Bo megalomania towarzyszyła Westowi na długo zanim rozpoznano u niego chorobę. Nie miała też związku z zaburzeniami psychicznymi. Po prostu cały West. Pociągająca osobowość, do której kleiły się coraz większe nazwiska, przez co raper sam rósł w siłę. Jego zdolność łączenia popu, folku, rapu, trip hopu, R&B, a nawet klasycznego rock’n’rolla zainteresowała, a potem już zaskoczyła i zaskarbiła mu uznanie najważniejszych muzycznych krytyków na świecie. Kanye West objawił się więc jako samodzielny artysta.
Debiutował płytą "The College Dropout", a potem regularnie ukazywały się kolejne albumy: "Late Registration", "Graduation", "808s & Hearbreak". Każda świetnie oceniona, sprzedająca się w platynowych nakładach. Pełne inteligentnego humoru i ambitnych kulturowych nawiązań spełniły oczekiwania wszystkich. Aż w 2010 roku absolutnie odkrył swój geniusz w wydawnictwie "My Beautiful Dark Twisted Fantasy". Tu rap wszedł gładko w wysokiej klasy mainstream. Nabrzmiała opera, wzruszająca symfonia, electro, pop, rap i R&B. Przepych w całej swojej mocy. Bo i o dekadencji przecież jest to album. O sławie, seksie, kasie, przemocy, wykończeniu, uwielbieniu. Każda piosenka to odrębna historia, układająca się w całość, spiętą artystycznym 34-minutowym filmem "Runaway". I każda jest ogromnym hitem, wwiercającym się w głowę, chyba najbardziej ze wszystkich utworów Westa.
W monumentalnym "All of The Lights" towarzyszą mu Kid Cudi i Rihanna, w "Lost in the World" z kolei Bon Iver. Z ciekawostek – ta ostatnia powstała jako wiersz miłosny dla Kim Kardashian, z którą West zacznie spotykać się dopiero za kilka lat.
Tak zrodził się album dekady, wyróżniony na pierwszym miejscu w zestawieniu magazynu "Rolling Stone". Dziś brzmi tak samo dobrze i świeżo jak dziesięć lat temu. Ale już w tym czasie zachowania Kanye stawały się kłopotliwe, wprawiając w konsternację nawet kolegów po fachu. Tak jak wtedy, gdy w 2009 roku - po odebraniu statuetki MTV Video Music Award przez Taylor Swift - wdarł się na scenę, wyrwał młodej wokalistce mikrofon i rzucił, że nagroda należała się Beyoncé za "Single Ladies".
Podobnie postąpił w przypadku Becka jakiś czas później. A wcześniej, jako debiutant, gdy nie otrzymał statuetki na gali American Music Awards, wybiegł wściekły z sali, komentując, że nagroda należała się jemu. Awantury, burdy, pobicia. Nerwowe reakcje i stany depresyjne wywołała tragiczna śmierć matki rapera. Jednak wciąż każdy traktował Westa jako trudnego gwiazdora o skłonnościach narcystycznych, wdającego się w konflikty (która z gwiazd rapu się w nie wdawała?). Prasa miała o czym pisać. Fani - do pewnego momentu - byli równie zachwyceni.
Wkrótce potem West zaczął drażnić swoich słuchaczy między innymi promocyjnymi gadżetami z flagą Konfederacji, tłumacząc oburzonym Afroamerykanom, że "de facto jest to przecież też flaga niewolnictwa". W końcu, wraz z premierą nowej solowej płyty, kazał zwracać się do siebie Yeezus, a figurę Jezusa stawiał obok siebie na koncertach. "Jestem geniuszem. Kreatywnym geniuszem. Tak do mnie mówcie. Przestałem być tylko raperem" – twierdził. Prorocze wizje coraz częściej pojawiały się w koncertowych przerwach na monologi. "On naprawdę odleciał" – dało się słyszeć nawet od byłych muzycznych przyjaciół.
Zmiana nastroju: już nie prorok, tylko bóg
Ambiwalencje, nieczytelność zachowań, boże olśnienia i ciągłe wystawianie na blask fleszy. Do tego wyczerpujące trasy koncertowe, popularne pokazy mody autorskich kolekcji Yeezy, produkcja, współpraca z muzykami, prowadzenie firmy, nagrywanie programu "Z kamerą u Kardashianów", narodziny dzieci, aż w końcu napad w paryskim pokoju hotelowym na Kim Kardashian i rocznica śmierci matki, z której stratą nigdy się nie pogodził. 16 listopada 2016 roku Kanye West przerwał koncert podczas trasy promującej album "The Life of Pablo". Wygłosił mowę o poparciu dla Trumpa, potem zwrócił się z apelem do Jaya-Z, aby nie nasyłał na niego morderców i zszedł ze sceny. "Załamanie nerwowe" – krzyczały wszystkie nagłówki. Ale to nie było załamanie. West trafił do szpitala. Diagnoza – choroba afektywna dwubiegunowa.
- Choroba afektywna dwubiegunowa jest bardzo trudna do zdiagnozowania u większości pacjentów, a szczególnie w przypadku artystów, osób kreatywnych, których zachowania z reguły odbiegają od norm – tłumaczy w rozmowie z Magazynem TVN24 psychoterapeutka Sylwia Miller. Dlaczego to takie trudne? - Nie można depresyjnemu pacjentowi postawić diagnozy zaburzenia dwubiegunowego, jeśli nie przebył w przeszłości przynajmniej jednego epizodu maniakalnego. W związku z tym, jeżeli lekarzom nie uda się zaobserwować epizodu manii/hipomanii lub dowiedzieć się o nim od chorego, u wielu osób z zaburzeniem dwubiegunowym błędnie rozpoznaje się nawracającą depresję. Często mija nawet 10 lat do postawienia trafnej diagnozy – dodaje Miller.
A w przypadku Westa mowa o prawdopodobnie jednej z najbardziej złożonych osobowości w środowisku, przyzwyczajającej publiczność do prowokacji, choć stąpającej po cienkim lodzie. Flaga Konfederacji i poparcie dla Trumpa nie wystarczyły. West oznajmił, że tak długi okres trwania niewolnictwa w Stanach Zjednoczonych oznacza tylko jedno – świadomy wybór samych niewolników. Oburzone nagłówki dzienników, podsycające hejt czarnej i białej społeczności fanów, nie uwzględniały tylko jednego: nie wiązały wypowiedzi z chorobą Westa. Być może dlatego, że sam West opisuje ją jako "supermoc". Czym więc ona jest?
- Choroba afektywna dwubiegunowa to zaburzenia nastroju cechujące się nawrotami epizodów depresyjnych, maniakalnych, hipomaniakalnych czy mieszanych o różnej postaci, nasileniu i przebiegu – wyjaśnia Miller. - Osoby przeżywające stan depresji, które wcześniej miewały stany maniakalne lub też obecnie przeżywające stan manii, a wcześniej cierpiące na depresję, uznaje się za cierpiące na chorobę dwubiegunową – dodaje.
Osoba w stanie manii zachowuje się w bardzo charakterystyczny sposób, który można rozpoznać też w wielu zachowaniach Westa. Nastrój jest podwyższony, występuje drażliwość. Towarzyszą temu konkretne objawy, jak poczucie wielkości (West właśnie ogłosił, że startuje w wyborach prezydenckich, bo "Bóg go oświecił i powiedział, że to właściwy czas"), bezsenność, potrzeba rozmowy (zdarza się, że w kilka godzin West umieszcza ponad 350 tweetów na swoim profilu), ulotność lub gonitwa myśli.
- Pojawia się też wzrost aktywności ukierunkowanej na cele społeczne, zawodowe, kulturalne, seksualne czy nadmierne zaangażowanie w czynności nadające przyjemność, na przykład niepohamowane wydawanie pieniędzy. Zaburzenia nastroju zakłócają funkcjonowanie zawodowe, społeczne oraz kontakty z innymi ludźmi. Chory może być agresywny, czasami dochodzi do samookaleczeń. W przebiegu nasilonej manii mogą pojawić się objawy wytwórcze, jak urojenia wielkościowe – niezgodne z prawdą poczucie własnej wszechmocy, bycia ważną osobą, która ma do wykonania specjalną misję. Chory może być przekonany, że posiada moc uzdrawiającą, może utożsamiać się z Chrystusem lub inną postacią – opisuje psychoterapeutka.
Inaczej jest w przypadku hipomanii. Osoba w epizodzie jest optymistyczna, łatwo nawiązuje kontakty, jest lubiana. Trudno zorientować się, że coś może być nie tak. Potem przychodzą epizody depresji. - Są częste, długotrwałe, trudne do wyleczenia. Dlatego chorzy często popełniają samobójstwo – podkreśla Sylwia Miller.
Alternatywna kontrola
Chorobę afektywną dwubiegunową (ChAD) można kontrolować właściwie dobranymi lekami i terapią, choć stres, wszechobecny w dzisiejszym świecie, a z perspektywy osoby żyjącej w świetle jupiterów tym bardziej, nie jest tu wskazany. Ale i z tym można sobie poradzić. - Ja radzę sobie bardzo dobrze, ale wynika to z odpowiednio dobranego leczenia – opowiada Cleo Ćwiek, top modelka, która zdecydowała się mówić w mediach dużo i głośno o swojej chorobie.
- Myślę, że przeżywanie jakiejkolwiek trudności, będąc pod ciągłą obserwacją, a tym samym wystawionym na bezrefleksyjną krytykę, jest bardzo trudne. Stres w przypadku choroby afektywnej dwubiegunowej jest nierzadko zapalnikiem do wystąpienia epizodu maniakalnego, hipomaniakalnego lub depresyjnego. Bycie osobą publiczną może go dodatkowo potęgować, bo nie dość, że trzeba się tłumaczyć przed osobami z własnego otoczenia, to jeszcze przed całym oceniającym światem mediów i komentatorów – dodaje modelka.
Artyści wrażliwcy są w grupie ryzyka. Psychiatrzy twierdzą, że wśród twórców znacznie częściej występują zaburzenia dwubiegunowe. - Cierpiało lub cierpi na nią wielu pisarzy, poetów, kompozytorów, artystów, na przykład Mozart, Beethoven, Van Gogh, Hemingway, Hendrix czy Janis Joplin. Analizując twórczość Roberta Schumanna, widać, że okres jego największej produktywności związany jest z epizodami hipomaniakalnymi choroby – mówi Sylwia Miller.
Niestety wielu z nich boi się, że przyjmując leki, straci wizje, osłabi się ich kreatywność. Z tego powodu West publicznie przyznał, że nie leczy się farmakologicznie. - Wybrałem alternatywną drogę – oznajmił. – Leki zmieniały go nie do poznania. Przestawał być sobą – tłumaczyła w amerykańskiej edycji "Vogue’a" jego żona Kim.
Co ciekawe, badania ukazują pewną prawidłowość, bo ChAD występuje częściej wśród przedstawicieli wyższych klas społeczno-ekonomicznych, co może mieć związek z ogromną ambicją i nadmierną aktywnością. Według Miller na ChAD najprawdopodobniej cierpieli również Abraham Lincoln, Winston Churchill czy Steve Jobs. Przyczyna zaburzenia dwubiegunowego nie jest do końca znana. Wiadomo tylko, że może być uwarunkowana genetycznie i dotyka ludzi młodych, około 30. roku życia. Ale wpływ na jej rozwój może mieć także niedoczynność tarczycy.
"Nienawidzę bycia dwubiegunowym. To wspaniałe!"
To słowa umieszczone przez Westa na okładce jego płyty "Ye" z 2018 roku. To było świadectwo zaburzenia psychicznego, choroby, o której nie chce się mówić, a przede wszystkim mówić się nie potrafi. W programie Davida Lettermana artysta skarżył się, że choroba dwubiegunowa "to problem zdrowotny łączący się z ogromną stygmatyzacją". - Ludziom wydaje się, że mogą na ten temat gadać, co chcą i dyskryminować z jej powodu. To tak, jakby ktoś miał zwichnięty mózg – podobnie jak w przypadku zwichniętej kostki. Ale gdy ktoś ma zwichniętą kostkę, nie będziesz go przecież popychał – opowiadał Kanye. Tłumaczył też, jak niebezpieczna może być surowa krytyka wobec ludzi cierpiących na zaburzenia psychiczne, gdy są w kryzysie. Wynika to z braku edukacji i z tego, że choroby psychiczne to nadal temat tabu.
Media pozostały nieczułe na jego wypowiedzi, choć faktem jest, że w wielu przypadkach trudno określić, czy to ego Westa, czy już np. epizod maniakalny. Popkultura nie pomaga. Najlepszym przykładem niech będzie odbiór Normana Batesa z hitchcockowskiej "Psychozy”. Dlatego kluczową kwestią jest edukacja. Cleo Ćwiek właśnie założyła Fundację Można Zwariować. - Powstała w wyniku naszego zaalarmowania niskim poziomem świadomości na temat zaburzeń psychicznych, stygmatyzowaniem osób z nimi żyjących i silnym tabu związanym z poruszaniem kwestii zdrowia psychicznego – tłumaczy modelka.
Jest jeszcze druga strona medalu, o której opowiada Ćwiek: - W stanie manii dużo łatwiej dochodzimy do radykalnych czy niekonwencjonalnych wniosków, podejmujemy ryzykowne działania, jednak nie jest to całkowicie odklejone od tego, jakimi jesteśmy osobami. Są to czasami sądy czy decyzje, których nie mielibyśmy odwagi podjąć, będąc w swoim stabilnym stanie, ze względu na konwenanse czy różne czynniki społeczno-kulturowe, a stan manii zupełnie te obiekcje zdejmuje.
Tym bardziej medialna ocena wypowiedzi i działań Westa jest trudna. Nie zmienia to faktu, że nie powinniśmy skupiać się już tylko na chwytliwym nagłówku. Mając świadomość tego, że muzyk cierpi na chorobę afektywną dwubiegunową, chodzi tylko i wyłącznie o odpowiedzialność w kwestii publikacji treści na jego temat i języka, jakim się posługujemy.
Lato 2020
Jeszcze w lipcu choroba Westa została zignorowana. - To dlatego, że nie umiemy o niej mówić, boimy się tego – diagnozuje Sylwia Miller. Dziennikarze "Forbesa" przeprowadzili niepokojący i krępujący wywiad z Kanye, skupiając się na celach politycznych artysty. W tym czasie West atakował na Twitterze rodzinę i nie tylko. Hasztag #PrayForYe, publikowany przez zaniepokojonych fanów, stał się szybko viralem. W końcu głos zabrała Kim Kardashian. Przejmującym i bardzo analitycznym postem wsparła męża w jego chorobie. West nigdy nie ukrywał, że w epizodach maniakalnych wydaje mu się, iż świat toczy wielki spisek, jest ciągle podsłuchiwany, a rząd chce wszczepić mu czip. Nie wierzy wtedy nikomu.
Świat okazuje się nadal nie być gotowym na przyjęcie i zaakceptowanie informacji o chorobie psychicznej osoby publicznej. Tym bardziej prywatnej. Komentarze w sieci są jakby skonfundowane, trochę zażenowane. Zrozumiałe, że to, co nieznane i obce, wzbudza strach. Jednak w dzisiejszym świecie na choroby psychiczne zapada coraz więcej osób. Wpływ na to mają przewlekły stres i niehigieniczny tryb życia.
Komentarze Kanye Westa mogą być szkodliwe, jednak wszystko zależy od naszej interpretacji. Skupianie się na nich w oderwaniu od kontekstu jest nieodpowiedzialne wobec artysty i wszystkich osób cierpiących na zaburzenia psychiczne. Na stygmatyzowanie jest lekarstwo. To wiedza. Opakowana w człowieczeństwo może uratować wiele istnień ludzkich. W przypadku Kanye Westa, choć wielokrotnie mógł dać to odczuć, pycha nie kroczy przed upadkiem. West jest po prostu i obiektywnie wielkim artystą. Nie trzeba mu za to wystawiać rachunku, bo jak napisała Joanne Greenberg, "najgorszą rzeczą w chorobie psychicznej jest cena, jaką trzeba zapłacić za przeżycie".