Ci, którzy liczyli na krwawą rozprawę Jarosława Kaczyńskiego z Andrzejem Dudą, srodze musieli się zawieść. W najbliższym czasie wojny na górze nie będzie, a uderzenie w prezydenta byłoby niewygodne z wielu powodów. Prezydent jest teraz jedynym politykiem prawicy, który zachowuje wobec prezesa PiS-u instytucjonalną niezależność. Więcej: dysponuje realnymi możliwościami uprzykrzenia partii życia. Dla Magazynu TVN24 pisze Paweł Lisicki, redaktor naczelny tygodnika "Do Rzeczy".
Z wielkiej chmury na razie mały deszcz – można powiedzieć po wystąpieniu Jarosława Kaczyńskiego w TV TRWAM. Czwartkowe wystąpienie prezesa PiS-u przełomem nie było. Wprawdzie skrytykował prezydenta Andrzeja Dudę za weto wobec dwóch ustaw o KRS i SN, mówiąc, że głowa państwa popełniła poważny błąd, ale dodał, że teraz w ręku prezydenta jest przygotowanie nowych ustaw. Uznał też, że zachowanie prezydenta było tylko incydentem, który może zostać szybko zapomniany.
Innymi słowy znaczy to tyle, że między PiS-em a Andrzejem Dudą nastąpił rozejm. Prezydent ma szansę na pokutę i zadośćuczynienie, jeśli nie będzie oponował przy wprowadzeniu następnych zmian.
Jakie one będą, jasne nie jest, bo nie wiadomo, co kryje się pod hasłem ustawy "dekoncentrującej media" i za "reformą służb specjalnych". Pewne jest natomiast, że jesienią spokoju politycznego nie będzie. Wbrew wcześniejszym przypuszczeniom PiS nie zamierza do czasów wyborów samorządowych zamknąć frontów. Przeciwnie, otworzy nowe. I to bardzo głośne.
Słowa prezesa PiS pokazują też, że Jarosław Kaczyński nie dostrzegł błędów po swojej stronie przy okazji prac nad ustawami o zmianach w sądownictwie. Nie przeszkadzał mu ani tryb prac nad ustawami, ani ich treść. Podobnie nie zrobiły na nim najmniejszego wrażenia słowa tych krytyków, którzy jak Jan Olszewski, były premier i ważna postać obozu prawicy, mówili o bublach prawnych. - Ani kroku w tył - ogłosił prezes, choć na razie są to tylko słowa.
Wcześniejsze pomruki burzy
Wcześniej pojawiły się głosy, które sugerowały, że PiS odpowie ostro prezydentowi. Na taki rozwój wypadków wskazywałyby niektóre pierwsze reakcje polityków partii Kaczyńskiego. Swoistym symbolem dezaprobaty wobec prezydenta było zachowanie premier Beaty Szydło, która w odpowiedzi na zapowiadane wcześniej wystąpienie telewizyjne Andrzeja Dudy postanowiła je uprzedzić bądź – jak kto chce – zrównoważyć i przygotowała swoje.
Słowa premier Szydło wyraźnie były polemiką z prezydentem. Dlaczego się na nie zdecydowała? Na pewno politycy PiS-u postanowili utrzeć prezydentowi nosa, pokazać, kto tu rządzi – nie jest chyba przypadkiem, że w TVP najpierw pojawiło się orędzie premier, a potem prezydenta. Był to też znak dla wyborców, pokazujący stopień determinacji partii rządzącej. Dlatego też premier Szydło polemizowała między wierszami z Andrzejem Dudą – on powołał się na filozofów i prawników, ona na głos zwykłych ludzi. To retorycznie może zręczny zabieg, chociaż mało wyrafinowany. Zwykli ludzie nie piszą ustaw, od tego właśnie są prawnicy.
W podobnie wojennym tonie brzmiały inne wypowiedzi posłów PiS-u. Wiceminister sprawiedliwości Patryk Jaki zasugerował, że prezydent wymiękł, a Michał Wójcik ogłosił, że Andrzej Duda złamał publicznie daną obietnicę. Inni, jak Ryszard Terlecki, zdążyli zapisać Andrzeja Dudę do układu, a nawet zaczęli sugerować, jak Marek Suski, że nie będzie on kandydatem PiS-u w następnych wyborach prezydenckich w 2020 roku. Były jednak i inne, bardziej pojednawcze głosy, jak choćby opinia marszałka Senatu Stanisława Karczewskiego.
Druga strona nie zasypiała zresztą gruszek w popiele i w roli zagończyka, który starł się z wiceministrami Zbigniewa Ziobry, wystąpił Krzysztof Łapiński. Gdyby w PiS-ie zdecydowano się od razu na konflikt, to można sobie wyobrazić, jakby on wyglądał. Być może doszłoby do próby zorganizowania masowej demonstracji antyprezydenckiej? Może nagle pojawiłyby się atakujące Andrzeja Dudę materiały telewizyjne? Tak czy inaczej nic takiego nie miało miejsca. Prezydent został przez prezesa PiS-u skrytykowany i skarcony, ale na razie jeszcze nie potępiony.
Duda nowym liderem na prawicy?
Podstawowe pytanie brzmi teraz następująco: Co dalej zrobi Andrzej Duda? Czy jego weto było tylko rodzajem psychicznego odreagowania na upokorzenia, czy też jednak próbą, pierwszą i stanowczą, budowania własnej pozycji politycznej? Czy, krótko mówiąc, Andrzej Duda pokazał swoje aspiracje do tego, by być liderem prawicy, czy też był to jednorazowy wybryk niesubordynacji? Czy postanowił rzucić rękawicę innemu młodemu pretendentowi do roli przywódcy, jakim jest Zbigniew Ziobro? Swoją drogą człowiek, który obecnego prezydenta wprowadził do polityki. Czy też był to jednorazowy protest przeciw niechlujstwu i wadom prawnym ustaw?
Słabości Andrzeja Dudy są znane. Sam wcześniej nigdy przywódcą nie był. Zawrotna kariera i zdobycie urzędu prezydenta wynikała tyleż z namaszczenia przez Jarosława Kaczyńskiego w listopadzie 2014 roku, co ze zręczności własnej i słabości konkurenta. Miał jednak za sobą zjednoczony aparat partii, a przeciw sobie niepewną i pokiereszowaną Platformę, tudzież zadufanego w sobie Bronisława Komorowskiego. Wygrał, ale nie musiał do tej pory zmierzyć się z przeciwnikami we własnym obozie, nie musiał narzucać im woli. Nie był szefem frakcji lub choćby znaczącej grupy politycznej. Nie miał własnego, odrębnego programu. Przeskoczył od razu kilka stopni kariery politycznej i dlatego trudno ocenić takie jego cechy, jak stanowczość, bezwzględność i upór. W tym sensie dotychczasowy przebieg prezydentury też nie wskazywał na własne ambicje.
Andrzej Duda ma też ważne zalety. Może przyciągnąć do siebie tych wszystkich, których kolejne PiS-owskie blitzkriegi odpychają i którzy w słowach Jarosława Kaczyńskiego o kanaliach i zdradzieckich mordach widzą przekroczenie granic normalnej polityki. Którzy szukają przywództwa mniej arbitralnego i bardziej przewidywalnego. Którzy wreszcie mają dość wojny plemiennej PiS-u z anty-PiS-em i obawiają się nadmiaru władzy skupionej w rękach jednej partii i jej charyzmatycznego przywódcy. Zgłaszając swoje weto, prezydent stał się dla nich ważnym punktem odniesienia. Czy nim pozostanie, zależy od tego, co zrobi dalej.
Prezydent wetuje dwie ustawy »
W sensie politycznym jego zapleczem byłaby na pewno znaczna część klubu Kukiza, zapewne partia Jarosława Gowina, może część skupionych wokół PiS-u technokratów. Czy Andrzejowi Dudzie uda się odegrać taką rolę, pokaże przyszłość.
„Dyktatura” obalona
Po czwartkowym wystąpieniu prezesa w TV TRWAM widać, że topór wojenny na razie został zakopany. To rozwiązanie pragmatyczne. Uderzenie w tej chwili w prezydenta byłoby niewygodne z wielu powodów. Nie bardzo wiadomo, co PiS mógłby na ostrym konflikcie wygrać, natomiast straty byłyby oczywiste. Prezydent jest teraz jedynym politykiem prawicy, który zachowuje wobec prezesa PiS-u instytucjonalną niezależność. Więcej: dysponuje realnymi możliwościami uprzykrzenia partii życia.
Andrzej Duda może także tłumaczyć swoje zachowanie w sposób zrozumiały dla części przynajmniej elektoratu PiS-owskiego. Weto do ustaw pozwoliło mu odzyskać zaufanie coraz bardziej zniechęconej grupy wyborców centrowych, co przecież PiS-owi w ostatecznym rachunku się opłaci. Tak samo partia rządząca może na wecie zyskać wizerunkowo – można uznać, że w ten sposób Andrzej Duda obalił przecież opowieść opozycji o polskiej dyktaturze. Dziwna to dyktatura, w której tak łatwo przekreślić zamierzenia dyktatora!
To są argumenty, które mogą trafić do przekonania bardziej umiarkowanym wyborcom prawicy. Nie przekonają, co oczywiste, tych, którzy w sędziach i sądownictwie upatrują bastionu postkomunizmu, który należy rozbić, nie licząc się z kosztami. Na ile liczna jest ta grupa, trudno powiedzieć, jednak nie ona dominuje.
Szorstka przyjaźń
Dlatego wojna na górze jest obecnie bardzo mało prawdopodobna. Raczej czeka nas okres szorstkiej przyjaźni: drobnych potyczek, utarczek, przeciągania liny. Zmienią się też relacje "naczelnika państwa" – jak Jarosława Kaczyńskiego nazywają zwolennicy – i prezydenta. Za wcześnie jeszcze, aby powiedzieć, że Andrzej Duda stał się autonomicznym podmiotem na scenie politycznej, ale dzięki wetom do ustaw o sądownictwie zrobił w tym kierunku znaczący krok.
Na ile był to – mówiąc językiem prezesa – incydent, okaże się, kiedy Andrzej Duda przedstawi swoje plany reformy. Czy będą, tak jak dotychczasowe, oznaczały zwiększenie zakresu władzy wykonawczej, czy raczej wzrost wpływu na sędziów czynnika obywatelskiego? Dopiero treść nowych projektów ustaw powie coś więcej o idei, jaką reprezentuje Andrzej Duda.
Duda kontra Ziobro
Na pewno będzie miał na prawicy silnych konkurentów. Wyraźnie widać, że jest nim minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro. W przeciwieństwie do Andrzeja Dudy miał już okazję kierować własną partią. Zdobył się nawet na bezpośredni konflikt z Jarosławem Kaczyńskim i odszedł po nim z partii. Miał, i zapewne ma, ambicje do kierowania całą prawicą, również ambicje prezydenckie. Cieszy się poparciem ojca Tadeusza Rydzyka. Po zmianach w sądach powszechnych i wcześniejszych zmianach w prokuraturze zyskał ogromną władzę. Ma wokół siebie grono młodych, oddanych i rzutkich współpracowników – Patryk Jaki został szefem komisji do spraw reprywatyzacji, Michał Wójcik przygotował ustawę o prokuraturze, a Marcin Warchoł prowadził sprawę trzech najbardziej wrażliwych ustaw o reformie sądownictwa. Zbigniew Ziobro dysponuje też znacznymi wpływami w niektórych dużych spółkach skarbu państwa, co daje mu dużą polityczną samodzielność.
Jednak tak silna pozycja i wcześniejsza walka z prezesem Kaczyńskim za czasów Solidarnej Polski sprawia, że nie ma on pełnego zaufania starego kierownictwa PiS-u. Niektórzy się go boją, inni zazdroszczą sukcesów. Na razie cieszy się poparciem Jarosława Kaczyńskiego i premier Beaty Szydło, która murem stanęła w obronie jego ustaw. Ale w mniej oficjalnych rozmowach można usłyszeć posłów PiS-u, którzy na sposób przygotowania reform narzekają – ba, jego obarczają główną odpowiedzialnością za porażkę całego procesu.
Czy Zbigniew Ziobro, podobnie jak Jarosław Kaczyński, utrzyma nerwy na wodzy, czy też odpowie ostro na weta prezydenta? Zdrowy rozsądek nakazywałby spokój, ale w polityce rzadko on wygrywa.