Podróż z Krakowa do Gdańska w pół godziny, turystyka bez wychodzenia z domu czy seks bez partnera – tak będzie wyglądać przyszłość. Oto siedem technologii, z których już za kilka lat będzie korzystał każdy z nas.
1. Wirtualna rzeczywistość (VR)
Wirtualna rzeczywistość może stać się jedną z najbardziej przełomowych technologii najbliższej dekady. Na zawsze zmieni biznes, edukację, a przede wszystkim rozrywkę. VR pozwoli nam na podróże w czasie, zdalne zwiedzanie zabytków, "pójście" na koncert, film czy mecz.
Ucieszy też zapewne amatorów erotyki i pornografii, zapewniając doznania bliskie realnym. Kilka tygodni temu japońska firma Tenga zaprezentowała Illusion VR - pierwszy kombinezon do wirtualnego uprawiania seksu.
Illusion VR potrafi symulować dotyk drugiej osoby w dowolnym miejscu, w którym kombinezon styka się z ciałem użytkownika. Do stroju dodawane są nakładki na penisa i atrapy piersi, co według producenta zapewnia użytkownikowi jeszcze bardziej realne doznania.
Cena całego zestawu, który działa w połączeniu z systemem Samsung Gear kosztuje ok. 1500 zł.
O tym, że to technologia przyszłości, świadczy choćby zainteresowanie nią największych graczy na rynku: Google'a, Facebooka, Samsunga, Sony, HTC. Ich sprzęt VR jest już dostępny, ale do masowej popularności droga jest wciąż daleka.
Jak to działa? By wejść do wirtualnego świata, potrzebujemy specjalnego hełmu lub gogli, które są zasilane przez komputer, konsolę do gier lub smartfon. Po ich założeniu przed naszymi oczami ukazuje się komputerowo generowany obraz 3D. Dzięki czujnikom, które odczytują ruchy naszej głowy, i przestrzennemu dźwiękowi oszukującemu nasze uszy mamy wrażenie, że znajdujemy się w centrum wydarzeń. Bardziej zaawansowane zestawy dają do dyspozycji także specjalne rękawice, które pozwalają nam na manipulowanie obiektami w wirtualnym świecie.
Bez wątpienia technologia VR będzie miała największe zastosowanie w świecie gier. Jednak nie tylko. Wiele branż zwróciło już uwagę na jej siłę. Sieć hoteli Marriott testowała nową usługę o nazwie VRoom. Dzięki niej goście mogą zamówić do pokoju zestaw do rzeczywistości wirtualnej Samsung Gear. Goście mogli odwiedzać egzotyczne miejsca takie jak chilijskie Andy, sklep z lodami w Rwandzie czy tętniące życie ulice Pekinu.
Duże korzyści z VR już teraz odnoszą np. lekarze, którzy mogą się szkolić, przeprowadzając wirtualne operacje.
Także firmy w Polsce zaczynają wykorzystywać wirtualną technologię do zdobywania nowych klientów w realnej rzeczywistości. Pierwsza branża, która zaczęła ją masowo stosować, to nieruchomości. Dzięki niej możemy przenieść potencjalnego najemcę do wnętrza budynku, który wciąż jest jeszcze na etapie dziury w ziemi.
Jednym z liderów w tworzeniu treści i aplikacji VR w naszym kraju jest gliwickie studio The Farm 51, które stworzyło Chernobyl VR Project. Jest to pierwsza w historii wirtualna wycieczka po Czarnobylu i Prypeci przeznaczona na urządzenia VR takie jak Oculus i PlayStation VR, HTC Vive oraz mobilne jak Samsung Gear VR.
2. Hyperloop
Hyperloop to szalona – jak się na początku wydawało – wizja Elona Muska, która ma zrewolucjonizować transport. W 2013 r. twórca takich firm jak Tesla, SpaceX i PayPal ogłosił plany stworzenia najnowocześniejszego środka transportu, który umożliwiałby pokonanie tysięcy kilometrów w rekordowo krótkim czasie.
Według założeń Muska podróż Hyperloopem ma odbywać się wewnątrz stalowych kapsuł poruszających się z prędkością ponad 1200 km/h. Hyperloop ma stanowić połączenie samolotu Concorde, działa elektromagnetycznego (railgun) ze stołem do air hokeja. Kapsuły mają być wystrzeliwane za pomocą sprężonego powietrza w specjalnej rurze, w której ma panować minimalne ciśnienie, co zmniejszy opory. Musk przekonywał, że Hyperloop umożliwi ludziom podróżowanie między Los Angeles a San Francisco w 30 minut. To prawdziwa rewolucja, bo aktualnie tę trasę pokonuje się w sześć godzin samochodem i godzinę samolotem.
W pewnym momencie Musk zrezygnował jednak z finansowania projektu i postanowił przekazać go przedstawicielom Hyperloop Transportation Technologies (HTT) – firmy, która ma zająć się przekształceniem idei w rzeczywistość.
HTT opracowała już projekt, zgodnie z którym kapsuła pasażerska ma poruszać się z prędkością 760 mil na godzinę (1223 km/h). Cały układ zasilany ma być przez panele słoneczne umieszczone wzdłuż "toru". Konstrukcja ma być odporna na trzęsienia ziemi dzięki wykorzystaniu słupów, które zapewniają stabilność.
Pod koniec marca przedstawiciele HTT rozmawiali z władzami Słowacji na temat ewentualnego połączenia tego kraju z Austrią i Węgrami. Podróż samochodem z Bratysławy do Wiednia trwa około godziny, a dzięki wykorzystaniu systemu kapsuł Hyperloop mogłaby zostać skrócona do około ośmiu minut. Ze stolicy Słowacji do Budapesztu można by się dostać natomiast w około 10 minut.
Na rynku firm rozwijających nowoczesną technologię robi się coraz ciaśniej. Hyperloop One, kolejny start-up, który planuje budowę oraz rozwój technologii ultraszybkiego środka transportu, poinformował właśnie, że udało mu się zdobyć 80 mln dolarów dofinansowania. Niedawno na torze znajdującym się w okolicach Las Vegas w amerykańskim stanie Nevada odbył się już nawet testowy pokaz.
Do walki o wygraną w technologicznej rywalizacji włączył się również inny gracz – skyTran. Spółka uzyskała dofinansowanie NASA w wysokości 30 mln dolarów, m.in. na budowę specjalnego toru w Nigerii.
O Hyperloop marzą też Polacy. W styczniu wystartowała organizowana przez zespół Hyper Poland zbiórka funduszy, której celem było stworzenie modelu kapsuły Hyperloop. Dzięki tej technologii podróż z Krakowa do Gdańska trwałaby jedynie 35 minut. W skład zespołu wchodzą absolwenci Politechniki Warszawskiej, Politechniki Wrocławskiej, założyciele inżynierskiego start-upu Carbon Workshop oraz przedstawiciele firm projektowych.
Akcja zakończyła się sukcesem, organizatorom udało się zebrać po 65 tys. zł., za które wykonają zaawansowany modelu Hyperloopa w skali 1:24. Teraz chcą iść krok dalej i zbudować prototyp w skali 1:1.
3. Autonomiczne samochody
Siadasz w wygodnym fotelu, zapinasz pasy, na dużym dotykowym ekranie wybierasz cel podróży i zabierasz się za poranny przegląd prasy. W tle leci twoja ulubiona muzyka. Twój samochód sam odpala, włącza się do ruchu i zgodnie z przepisami dowozi cię na firmowy parking, na którym sam parkuje. Tak już niedługo będzie wyglądała twoja droga do pracy. Wszystko dzięki motoryzacji autonomicznej, która rozwija się w zawrotnym tempie. Analitycy Boston Consulting Group przewidują, że do 2025 r. 13 proc. samochodów będzie wyposażonych w technologie umożliwiające jazdę bez udziału kierowcy. Będą one wyposażone w system kamer, czujników ruchu, precyzyjny GPS i potężny komputer pokładowy, które sprawią, że nasza rola ograniczy się do wyznaczenia im celu.
Nad budową takich pojazdów pracują największe koncerny samochodowe na świecie, m.in. Fiat, Toyota, Volvo, Audi, Mercedes, Nissan, Renault, Tesla, a także giganci z branży IT jak Apple i Google.
Ostatnio głośno było o porozumieniu, do jakiego doszło między koncernem Fiat Chrysler (FCA) i Google. W ramach umowy FCA dostarczy gigantowi IT 100 aut oraz zapewni wsparcie inżynierów, którzy pomogą wdrożyć odpowiednią technologię.
Oba koncerny opisują transakcję jako "najbardziej zaawansowane partnerstwo między firmą z Doliny Krzemowej a tradycyjnym producentem samochodów". 100 samochodów Chrysler Pacifica od Fiata podwoi flotę aut firmy z Mountain View. Do tej pory Google pracowało nad projektem, wykorzystując do tego ok. 70 samochodów marki Lexus oraz małe samochody własnej produkcji.
Google chce mieć więcej samochodów, aby zwiększyć ilość testów autonomicznych pojazdów na drodze. Obecnie odbywają się one w czterech amerykańskich miastach. Firma, która rozpoczęła projekt samoprowadzącego się samochodu w 2010 r., wierzy, że takie auta mogą trafić do sprzedaży w roku 2020.
Inne koncerny również nie próżnują i otwarcie mówią o planach rozwoju technologii autonomicznej jazdy. Volvo zapowiedziało, że w 2017 r. na ulice Goeteborga ma wyjechać 100 specjalnie przygotowanych modeli XC90 wyposażonych w system Drive Me pozwalający na poruszanie się po wybranych odcinkach dróg bez udziału kierowcy. Już obecnie szwedzki producent testuje tam prototypy autonomicznych aut, które poruszają się wraz z innymi samochodami w ruchu miejskim, a nie tylko po zamkniętych odcinkach testowych.
Z kolei Toyota zapowiedziała, że do ok. 2020 roku chce sprzedawać samochody autonomiczne, które będą samodzielnie poruszać się po autostradach. Odmienną filozofię przedstawił prezes Porsche Oliver Blume, który już zapowiedział, że jego firma nie będzie w ogóle pracować nad technologią samochodów autonomicznych, ponieważ ich klienci "chcą sami prowadzić" auta.
4. Następca Concorde'a
Pamiętacie Concorde'a? Po zakończeniu w 2003 r. kariery przez uwielbianej przez miłośników lotnictwa maszyny entuzjaści latania oraz biznesowe elity czekają na samolot, który byłby w stanie przemieszczać się po niebie szybciej niż dźwięk, oferując przy tym wysoki komfort podróży. Dzisiaj te marzenia wydają się bliższe realizacji niż kiedykolwiek wcześniej.
Start-up z amerykańskiego stanu Kolorado chce zbudować ponaddźwiękowy samolot pasażerski, który byłby szybszy i tańszy niż Concorde. Samolot amerykańskiej firmy Boom miałby poruszać się z prędkością 2,2 Macha, czyli dwa razy szybciej od prędkości dźwięku i 2,6 raza szybciej niż jakikolwiek inny samolot. Podróż nim z Nowego Jorku do Londynu zajęłaby 3,5 godziny (dziś, korzystając z dostępnej floty, potrzebujemy na to około 8 godzin). Lot z San Francisco do Tokio zająłby 4,5 godziny, a z Los Angeles do Sydney – 6.
Jak by to wyglądało w rzeczywistości? Wyobraźmy sobie, że startujemy z Nowego Jorku o godz. 6 rano. Na londyńskim Heathrow lądujemy o 14.30 czasu lokalnego. Mamy czas na popołudniowe spotkanie biznesowe i o 21.30 wylatujemy z powrotem do Nowego Jorku. Na miejscu jesteśmy o godz. 20 czasu lokalnego, dzięki czemu zdążymy jeszcze położyć dzieci spać.
Ceny biletów w obie strony oscylowałyby wokół 5 tys. dolarów. Dla zwykłych zjadaczy chleba nie jest ona oczywiście przystępna, ale dla majętnych biznesmenów zapewne nie stanowiłoby to problemu.
Samolot wzbudził już zainteresowanie brytyjskiego miliardera Richarda Bransona. Należące do niego linie lotnicze Virgin Galactic chcą kupić 10 takich maszyn. Kolejnymi 15 samolotami zainteresowany jest też anonimowy europejski przewoźnik.
Branson ogłosił, że jego imperium Virgin pomoże w budowie nowej generacji samolotów ponaddźwiękowych.
Na razie szansa na to, że szybko zobaczymy taką maszynę na niebie, jest niewielka. Firma z Kolorado pracuje nad prototypem, który na pewno nie wystartuje w swój pierwszy lot w tym roku. Założyciel i szef firmy Blake Scholl powiedział ostatnio "Fortune", że nie potrafi określić, kiedy samoloty będą gotowe do lotów komercyjnych.
Przed Boom stoi spore wyzwanie. Firma musi uniknąć pułapek, które uziemiły Concorde'a, przede astronomicznych kosztów obsługi i wysokich cen biletów. Start-up twierdzi, że samolot może odnieść sukces dzięki nowoczesnej aerodynamice, zastosowaniu kompozytów z włókna węglowego i mądrej strategii biznesowej.
To nie jest science fiction. My to naprawdę robimy
Blake Scholl, szef Boom
– Concorde był po prostu za drogi, aby latać – stwierdził Scholl, przypominając, że bilety na ten samolot kosztowały 20 tys. dolarów. Jak dodał, trzeba obniżyć ceny biletów i zbudować samolot odpowiedniej wielkości, dzięki czemu nie będzie problemów z jego zapełnieniem.
Samolot ma mieć 40 miejsc w dwóch rzędach po obu stronach korytarza. Oznacza to, że każdy mógłby siedzieć przy oknie. Jest to dość istotne, ponieważ samolot ma latać na wysokości 60 tys. stóp (ponad 18 km) i pasażerowie będą mogli podziwiać krzywiznę Ziemi. Siedzenia mają być podobne do tych, które teraz możemy spotkać w pierwszej klasie w innych samolotach.
Zespół pracuje nad 30 maszynami. Scholl, pilot i były dyrektor Amazona, zwerbował do pomocy byłych pracowników NASA, Boeinga i Lockheeda. Jego doradcą jest amerykański astronauta Mark Kelly. – To nie jest science fiction. My to naprawdę robimy – zapewnia Scholl.
5. Zdjęcie zamiast portfela
Na początku marca Amazon zgłosił patent, który pozwoli konsumentom płacić za towary za pomocą… selfie. Rozwiązanie zakłada wprowadzenie systemu, który biometrycznie rozpozna twarz klienta.
System na podstawie m.in. uśmiechu czy migania zbada podobieństwo do wprowadzonego wcześniej wzoru. Jeżeli na zdjęciu będzie uprawniony człowiek, wówczas transakcja zostanie zaakceptowana.
Zamiast wpisywania kodu użytkownicy będą zatem mogli zrobić sobie zdjęcie. Amazon ma nadzieję, że nowy system pozwoli na zastąpienie haseł czy numerów PIN. Na razie nie wiadomo jednak, kiedy patent będzie wprowadzany w życie.
Przestępcy stają się coraz sprytniejsi, więc kładziemy nacisk na to, aby zapobiegać nadużyciom finansowym
Ajay Bhalla, prezes MasterCard
Nie jest to zresztą pierwsza tego typu informacja w ostatnim czasie. W lutym MasterCard zaprezentował bowiem funkcję płatności za pomocą odcisku palca lub obrazu twarzy. Dzięki usłudze "selfie pay" wystarczy zrobić zdjęcie swojej twarzy, aby potwierdzić transakcję. Nie jest potrzebny kod PIN ani hasło. Oznacza to, że niebawem w kolejce w supermarkecie nie będziemy już czekać, aż klienci przed nami przypomną sobie PIN, lecz aż zrobią zdjęcie-autoportret.
Autoryzację mobilnej transakcji za pomocą wykonania zdjęcia twarzy będzie można wykorzystać również w przypadku zakupów online. W tym przypadku także nie będzie potrzebny kod PIN czy hasło.
Jak podaje "Financial Times", system płatności "selfie pay" po udanych testach będzie latem tego roku dostępny w 14 krajach. – W czasie testów ta usługa bardzo przypadła do gustu konsumentom – mówił "FT" Ajay Bhalla, prezes MasterCard. Podkreślił, że misją koncernu jest umożliwianie i ułatwianie płatności w każdych okolicznościach, miejscu i czasie. – Za pośrednictwem dowolnego urządzenia mobilnego – dodał.
Zdaniem koncernu nowe rozwiązania w płatnościach mobilnych zwiększą bezpieczeństwo transakcji finansowych. – Przestępcy stają się coraz sprytniejsi, więc kładziemy nacisk na to, aby zapobiegać nadużyciom finansowym – podkreśla Ajay Bhalla.
6. Elektroniczny dostawca
W marcu kierownictwo australijskiego oddziału sieci pizzerii Domino's zaprezentowało robota o nazwie DRU, który ma dowozić pizzę. Robot wykorzystuje GPS do nawigacji i jest w stanie unikać przeszkód w czasie jazdy. Jest przeznaczony do poruszania się po chodnikach i ścieżkach rowerowych. Może osiągnąć maksymalną prędkość 12 mil na godzinę (19 km/h). Na razie nie jest jasne, jaki będzie jego zasięg.
Robot posiada wysuwaną komorę, w której schowana jest żywność. Aby ją otworzyć i zabrać jedzenie, potrzebny będzie kod, który zamawiający otrzyma na swój telefon.
Robot powstał dzięki współpracy między siecią pizzerii a australijskim producentem autonomicznych robotów dla wojska, Marathon Targets. Obie firmy nazywają DRU "pierwszym na świecie autonomicznym pojazdem do dostarczania pizzy". Trzeba jednak pamiętać, że jest to prototyp i nieprędko zobaczymy te maszyny w akcji.
Co innego, jeśli chodzi o dostawy przesyłek za pomocą dronów. Tu testy są już bardzo zaawansowane. Firma kurierska DHL stosuje już taką formę dostaw na niemieckiej wyspie Juist. Z kolei amerykański gigant sprzedaży wysyłkowej Amazon testuje swoje samoloty bezzałogowe na zachodnim wybrzeżu Kanady. Drony do dostarczania przesyłek chce też wykorzystywać Google.
7. Inteligentne soczewki
Niemałą rewolucję szykuje nam Sony. Z patentu zgłoszonego przez Japończyków wynika, że koncern pracuje nad inteligentną soczewką, dzięki której będzie można robić zdjęcia.
Zgłoszenie patentowe, które pojawiło się w Urzędzie Patentów i Znaków Towarowych Stanów Zjednoczonych, opisuje plany stworzenia szkła kontaktowego z wbudowaną kamerą, które pozwoliłoby użytkownikowi wykonać i zapisać je na bezprzewodowym urządzeniu, jak choćby smartfonie lub tablecie.
Innowacyjny aparat ma być wyposażony w szereg funkcji takich jak zoom i stabilizacja obrazu, z możliwością dokonania rozróżnienia między regularnym mignięciem, a celowym mignięciem w celu przechwycenia obrazu.
Sony włącza się tym samym do wyścigu w celu stworzenia inteligentnych soczewek kontaktowych. Podobny patent dwa lata temu w Korei zgłosił Samsung. Specjalne szkła mają mieć wbudowaną kamerę oraz umożliwiać wyświetlanie treści bezpośrednio na oku użytkownika.
Kontrola nad wewnętrzną kamerą oraz specjalnymi czujnikami odbywać się ma poprzez mruganie. Wbudowane anteny mają następnie przesyłać zawartość do zewnętrznego urządzenia.
Google także posiada już dwa patenty na "smartsoczewki". Firma stawia jednak przede wszystkim na ochronę zdrowia. Naszpikowane elektroniką i czujnikami szkła kontaktowe mają analizować zawartość związków chemicznych w płynie łzowym. Pozwoli to np. stwierdzić, czy poziom cukru we krwi nie spadł do poziomu krytycznego.