Najbardziej rozchwytywana polska aktorka tego roku. Pełna ekspresji, emocji i talentu artystka podbija serca publiczności w różnych częściach świata. Joanna Kulig spełnia swoje zawodowe i prywatne marzenia. Cenione amerykańskie magazyny typują ją do oscarowej nominacji obok Nicole Kidman czy Amy Adams. Z aktorką rozmawiała Ewelina Woźnica.
Ewelina Woźnica: Co zmieniło się w twoim życiu od premiery "Zimnej wojny" w Cannes?
Joanna Kulig: Zmieniło się dużo i to w bardzo pozytywnym sensie. Chodzi o szereg nowych doświadczeń. Ta cała sytuacja w Cannes uruchomiła widzów, którzy nam kibicowali. Zdecydowanie więcej było pozytywnych emocji niż zazdrości. Potem to wszystko przełożyło się na oglądalność.
Jak to wszystko wpłynęło na ciebie osobiście?
To są ciekawe doświadczenia dla mnie jako człowieka i aktorki. Premiery "Zimnej wojny" odbywają się w wielu krajach. To jest zupełnie inne niż to, do czego jesteśmy przyzwyczajeni. Do tej pory to była jedna premiera – wywiady, dużo rozmów o filmie, to się kończyło i wchodziliśmy w produkcję nowego obrazu. Tutaj ten pierwszy etap się nie skończył. Polecieliśmy na przykład z Tomkiem Kotem do Londynu. Tam kolejne wywiady i czekanie, jaki będzie wydźwięk filmu. Później przerzut do Francji, potem do Berlina. Nagle zaczęłam sobie uświadamiać, jak działają aktorzy, których filmy trafiają do światowej dystrybucji – jakie mają zadania do wykonania w różnych państwach.
Byliście już z ekipą "Zimnej wojny" w Londynie, Paryżu i Berlinie. Co jeszcze was czeka?
Niedługo jedziemy na festiwal do Nowego Jorku. Potem premiera "Zimnej wojny" w Stanach Zjednoczonych, czyli promocja filmu na innym kontynencie i zmierzenie się z amerykańskim systemem, który jest trochę inny niż europejski. W związku z tym filmem dzieją się też egzotyczne rzeczy. Dostałam nagrodę w Egipcie [Joannę Kulig nagrodzono za najlepszą rolę kobiecą na El Gouna Film Festival – przyp. red.]. Oni są zaskoczeni, że nasz obraz jest czarno-biały i twierdzą, że chcieliby go zobaczyć w kolorze.
Zula z "Zimnej wojny" działa destrukcyjnie i mocno utrudnia sobie życie – czy prywatnie zdarza ci się zachowywać podobnie do swojej filmowej bohaterki?
Myślę, że nie, ale rozumiem mechanizm ludzi, którzy tak działają. Wiele par oglądało "Zimną wojnę" w ramach kinowej randki. Mieli bardzo ciekawe spostrzeżenia i czasami widzieli jakiś fragment siebie w tym filmie. Niektórzy mówią: "kiedyś byłem w takiej relacji – było trudno, ale skończyło się dobrze". Ten film jest o tyle ciekawy, że ludzie w różnym wieku inaczej na niego reagują.
Ja akurat jestem osobą bardzo energetyczną i kiedy przypominam sobie swój pierwszy film, to nie miałam żadnych granic – dawałam z siebie wszystko. Wtedy nie miałam jeszcze wypracowanej równowagi. Absolutnie rozumiem takie osobowości jak Zula. U niej to mocno poszło w autodestrukcję. U mnie na szczęście nie.
Na międzynarodowej scenie artystycznej bez wątpienia radzisz sobie lepiej niż Zula - w ostatnich tygodniach mogliśmy zobaczyć cię w BBC, brytyjskiej edycji "Vogue'a", francuskim "Elle". Mogłabym jeszcze tak długo wymieniać. Co czujesz, kiedy piszą o tobie największe światowe media?
To jest dla mnie niesamowite przeżycie. Fragment programu o mnie w BBC usłyszałam, kiedy zatrzymałam się akurat u przyjaciółki w Londynie – trochę pracowałam, wypoczywałam, brałam udział w promocji filmu. Przyszłam ze sklepu i mówię: "Dobra, przygotuję jakąś kolację na szybko". Ona zaczęła krzyczeć: "Zobacz, zobacz, co się dzieje!". Kiedy spojrzałam na telewizor, siatki wypadły mi z rąk. To jest jakiś kosmos. Zaskoczyło mnie to bardzo pozytywnie i to są absolutnie unikatowe przeżycia.
Zdradź, co dzieje się w głowie dziewczyny z Muszynki, która wymieniana jest jako jedna z faworytek do oscarowej nominacji w aktorskiej kategorii?
Bardzo się cieszę, chociaż to wiąże się z zabawnymi sytuacjami. Kiedy ostatnio miałam pobieraną krew, wiele osób mnie zaczepiało i gratulowało nominacji. Bardzo dziękowałam, ale tłumaczyłam, że na razie to jest typowanie do nominacji. Oczywiście samo to, że pojawiam się w ważnych magazynach czy jestem uwzględniana w rankingach z naprawdę wybitnymi aktorkami, to jest coś, co raczej się nie zdarza.
Jeśli stałabyś się pierwszą polska artystką nominowaną w kategorii najlepsza rola kobieca – to poczułabyś jakiś ciężar na barkach, wielką odpowiedzialność czy po prostu szaloną radość?
Trudno mi powiedzieć. Boję się poddawania tym przewidywaniom, bo różnie może być. Szanse są raczej mniejsze niż większe. W związku z tym cieszę się, że mnie typują, ale nie nastawiam się na nominację. Jeśli jednak tak się zdarzy, to kompletnie nie wiem, co się ze mną stanie. To byłby szok. Staram się o tym nie myśleć, bo mogłoby się później zrobić człowiekowi smutno.
Amerykańskie portale wymieniają cię jednym tchem obok takich gwiazd jak Nicole Kidman, Amy Adams czy Lady Gaga…
Kiedy widziałam te rankingi, było mi bardzo miło, ale jednocześnie myślałam: "co to w ogóle za nieprawdopodobna sytuacja?!". Napawa dumą, że jesteśmy też typowani w innych kategoriach: najlepsza produkcja nieanglojęzyczna, reżyser, zdjęcia i w ogóle najlepszy film. Dobre jest też to, że polska kultura jest pokazywana w taki sposób. A propos Egiptu – czytałam, że niektórzy zamierzają nawet kupić bilety do Polski, bo chcą poznać bliżej nasz kraj. Cały czas śpiewają moje filmowe "ojojoj" i piosenki Mazowsza. Takie autentyczne, pozytywne zainteresowanie jest dobre, potrzebujemy takiej energii.
Teraz, kiedy twoja kariera tak gwałtownie przyspieszyła, jak godzisz pracę z życiem rodzinnym?
Wydaje mi się, że dobrze mi się to udaje. To, że mam wiele wspaniałych, bliskich ludzi wokół siebie, bardzo mnie równoważy i daje wsparcie. Trzeba też trochę asertywności, żeby umieć wyłączać telefon i poświęcić czas przyjaciołom czy rodzinie. Wydaje mi się, że w moim życiu panuje równowaga, bo bardzo cieszę się z sukcesów zawodowych, ale godzę to z życiem prywatnym. Rodzina jest dla mnie najważniejsza. Mam z jej strony wielkie wsparcie. Bycie z drugim człowiekiem w radościach i smutkach jest dla mnie bardzo ważne i cieszę się, że mogę to mieć.
Zawsze tak miałaś czy to przyszło z czasem?
Z czasem, bo człowiek po prostu całe życie się uczy. Cieszę się, że te rzeczy wydarzają się teraz, bo mam dużo większą dojrzałość.
Jak twoją oszołamiającą popularność znosi twój mąż, reżyser Maciej Bochniak?
Bardzo dobrze sobie radzi. Wspaniale, że zajmujemy się podobnymi dziedzinami. Choć nie robimy tego samego, to obserwacja pracy reżysera bardzo mi pomaga. Z kolei Maciej też często się śmieje, że łatwiej mu zrozumieć aktorów, bo wie, co lubimy, a czego nie. To jest bardzo pozytywne i wspierające. Myślę, że zrozumienie dla nienormowanego czasu pracy i szalonego życia jest bardzo ważne.
W wielu wywiadach mówiłaś, że godzenie obowiązków rodzicielskich z pracą nie byłoby dla ciebie problemem. Jaki masz plan teraz, kiedy już wiesz, że spodziewasz się dziecka?
Wypłynęły już te dobre wieści... To jest full szczęścia – same pozytywne rzeczy dzieją się w moim życiu zawodowym i prywatnym, tak że strasznie się cieszę. Wielu aktorkom i prężnie działającym kobietom udaje się to przepięknie godzić, więc jest to absolutnie do zrobienia.
Ciekawe jest to, że chciałaś być piosenkarką, a zostałaś aktorką. Jak to się stało?
Myślę, że rola w "Zimnej wojnie" pokazuje, że śpiew, aktorstwo i taniec to są trzy rzeczy, które mogą pięknie się uzupełniać. Wszystkie są artystycznie rozwijające i otwierające. Aktorstwo jest na przykład pomocne w interpretacji emocji i wyśpiewywaniu treści muzycznych w głębszy sposób. Z kolei cała sfera muzyczna pomaga na planie filmowym – zwłaszcza takim, jak u Pawła Pawlikowskiego, gdzie wszystko musi być precyzyjne. Na przykład ćwiczenie arii wymagało wielu godzin żmudnej pracy, przejścia pewnych kryzysów. Dyscyplina treningu szkół muzycznych na pewno bardzo pomaga mi w koncentracji na planie.
Ta dyscyplina pomaga ci się też organizować w życiu prywatnym?
Tak, przecież nauczyłam się języków obcych już w wieku dorosłym. Cały czas słyszałam: "nie da się, nie da się, nic się nie da". A ja pytałam: "ale czemu nie?". Może się jednak da! Trzeba sprawdzić, spróbować. Usłyszałam audycję o 80-latku, który postanowił się zapisać na angielski metodą Callana. Pomyślałam wtedy, że jednak można, choć musi być trud, żeby osiągnąć cel.
Jesteś chyba typem ryzykantki? Przed "Sponsoringiem" zapewniałaś Małgośkę Szumowską, że mówisz po francusku, ale zaczęłaś uczyć się języka dopiero, kiedy dostałaś rolę...
Nauczyłam się tych dialogów fonetycznie, jak piosenek. Jak sobie teraz o tym pomyślę, to miałam dużo odwagi, stwierdziłam: "co tam, trzeba się rzucać na głęboką wodę". Faktycznie na tym planie grałam z Juliette Binoche i miałam wyćwiczone dialogi. Nagle oni stwierdzili, że trzeba improwizować, coś zmieniać. Szybko mnie uczyli jakichś zdań. Chyba tego dokładnie nie analizowałam, bobym się przeraziła. Czasami rzucanie się właśnie na głęboką wodę okazywało się bardzo dobre i kreatywne – musisz jakoś popłynąć, bo inaczej się utopisz.
Miałaś jeszcze podobne sytuacje w karierze?
Nie wiem, czy można to tak dokładnie porównać, ale przed świętami miałam casting do filmu koreańskiego przez Skype'a. Było tam chyba czterech Koreańczyków i jedna Francuzka. Oni mówią po angielsku bardzo poprawnie gramatycznie, ale przez silny akcent kompletnie nie jesteś w stanie ich zrozumieć. Kiedy za cholerę nie wiedziałam, o co im chodzi, mówiłam: "Przepraszam na chwilę – muszę coś tam zrobić" i się rozłączałam. Próbowałam przeanalizować, o co może chodzić, dzwoniłam do Maćka, czytaliśmy jeszcze raz szybko te sceny po angielsku. Ostatecznie wygrałam ten casting. Rodzaj eksperymentowania jest wpisany w moją osobowość, ja się tych eksperymentów nie boję.
Jesteś muzą Pawlikowskiego?
Kiedy byliśmy na premierze w Łodzi, Paweł napisał mi na plakacie taką ładną dedykację: "Dla mojej muzy". To było bardzo miłe, a „Zimna wojna” to najważniejszy film w mojej drodze artystycznej. Uwielbiam pracować z Pawłem. Nasze drogi splotły się gdzieś osiem czy dziesięć lat temu i do każdego swojego filmu on dopisywał mi jakąś rolę. Teraz główna kreacja, w której mogłam pokazać wiele swoich talentów. On to ze mnie jakoś wydobył. To dla mnie bardzo ważne, bo rzadko się zdarza, że można pokazać aż tyle rzeczy w jednym filmie. Dostać tak piękną główną rolę kobiecą. Strasznie się cieszę i jestem wdzięczna, że coś takiego dla mnie stworzył.
Jak opisałabyś twoją relację z nim?
Myślę, że łączy nas pewien rodzaj komunikacji, wrażliwości i muzykalności. Myśli o scenach w sposób rytmiczny, co też jest bliskie mojemu sercu. W naszym przypadku nie wszystko musi być dopowiedziane. Porozumienie między nami jest intuicyjne i dobrze to działa.
Krążą legendy o metodzie jego pracy, liczbie dubli na planie, wyjątkowym sposobie traktowania aktorów...
Z jednej strony każdy kadr jest dokładnie zaplanowany i przemyślany, ale z drugiej musimy być bardzo naturalni w swojej grze. Takie połączenie jest czasami bardzo trudne, bo zachowanie świeżości przy kilkudziesięciu dublach jest wyzwaniem. Paweł też często podkreśla, że chce pracować z aktorami po partnersku, unika relacji pod tytułem: "Ja tu jestem mistrzem i nie ma dyskusji. Musicie wykonać to, co chcę". Podczas kręcenia "Zimnej wojny" dużo z nami dyskutował, chciał, żebyśmy współtworzyli to dzieło.
Bierzesz udział nie tylko w najważniejszych polskich filmach, ale też w serialach jak "Pułapka". To przełomowa produkcja, bo pierwszy raz w niepłatnej telewizji mamy tak skondensowany 8-odcinkowy serial z kinowymi gwiazdami. Jak ją oceniasz?
Bardzo dobrze pracowało mi się z Łukaszem [Palkowskim – przyp. red.] i bardzo podoba mi się ten serial. Wiem, że ma też świetną oglądalność, więc bardzo się z tego powodu cieszę. Poza tym to była praca z Agatą Kuleszą i Kingą Preis – wybitnymi aktorkami. Uwielbiam Agatę, znamy się już jakiś czas i ona zawsze wspierała mnie na mojej drodze artystycznej. Ona w ogóle chętnie dzieli się swoim doświadczeniem ze mną czy moimi koleżankami w Teatrze Ateneum. Chętnie daje siebie drugiemu człowiekowi.
Jakie są najjaśniejsze strony aktorstwa?
Te, które teraz mi się zdarzają. Poza tym ten zawód daje dużo możliwości i niespodzianek. Praca na planie i podróżowanie powodują, że poznaję bardzo dużo różnych ludzi z całego świata. Można też się nieustannie przeobrażać, wcielać w kogoś innego. To jest fascynujące w aktorstwie.
A najmroczniejsze aspekty?
Konstruowanie bardzo trudnych ról i oddzielanie życia postaci od siebie. Trzeba wiedzieć, co jest twoją kreacją, a co jest twoją osobowością. W warunkach często bardzo stresujących musisz wszystko wyciąć i wejść w świat postaci. Z kolei jak to się kończy, trzeba wrócić do domu i pamiętać, że realny świat nie funkcjonuje jak plan filmowy. Tu nie zaplanujesz, nie wyreżyserujesz, nie wydasz poleceń. Ważne, żeby wiedzieć, że życie to nie film.
Na koniec powiedz jeszcze, co jest twoim największym jeszcze niespełnionym marzeniem?
Myślę, że dużo moich marzeń się spełniło. Dla mnie chyba najważniejsze w życiu jest, żebym była naprawdę zdrowa. Wiele wspaniałych rzeczy mnie spotkało, cieszę się tym i swoją pracą, ale też tym, że dążyłam do celu i udało mi się pokonać różne trudności i być niezłomną, że słuchałam swojego głosu. Nie poddawałam się, kiedy ktoś mówił, że nie dam rady. To przyniosło dobry skutek, okazuje się, że trzeba sobie po prostu ufać.
Zdjęcie okładkowe: Tatiana Jachyra / Forum stylizacja - Zuzanna Kuczyńska make up/hair - Paulina Brzostowska asystent foto - Katarzyna Malewska Sesja wykonana w Studio Skandal