System domknął się i pozwala na wyeliminowanie niepokornych sędziów z zawodu. Najpierw oskarży ich rzecznik wskazany przez Ziobrę, następnie osądzi sąd dyscyplinarny złożony z sędziów wskazanych przez Ziobrę, a gdyby wymierzył zbyt łagodną karę lub uniewinnił, sprawę rozpozna kolejny twór z uchwalonej nocą ustawy. Wróciliśmy do PRL. Dla Magazynu TVN24 pisze Bartłomiej Przymusiński, sędzia, rzecznik prasowy Stowarzyszenia Sędziów Polskich "Iustitia".
Czy Polska przypomina dziś w jakikolwiek sposób Francję sprzed kilkudziesięciu, z jej historią kolaboracji z faszystowskimi Niemcami? Takie porównanie w wykonaniu premiera polskiego rządu, użyte przez niego podczas zagranicznej wizyty, zszokowało mnie i tysiące polskich sędziów. Mateusz Morawiecki powiedział: "Dla mnie ta sytuacja jest porównywalna do sytuacji we Francji post-Vichy. Wtedy to premier Michel Debre i Charles De Gaulle w 1958 roku całkowicie przebudowali system (...). Zrobił to 15 lat po II wojnie światowej i upadku reżimu Vichy. My (Polska) zaczynamy to po 25 latach”.
Pamiętam, że echa tej wypowiedzi dobiegły mnie akurat za granicą i początkowo w ogóle nie mogłem uwierzyć, że są prawdziwe. Później, siedząc w gronie osób z wielu różnych krajów, poczułem ogromny wstyd z powodu tej wypowiedzi i wcale nie miałem ochoty dzielić się nią z innymi. W oczach cudzoziemca Polska, symbol bezkrwawej rewolucji Solidarności i kraju ludzi miłujących wolność, po słowach premiera staje się krajem kolaborantów i łapówkarzy, którzy rzekomo opanowali państwo. Przedstawianie takiego obrazu Polski za granicą jest nie tylko nieprawdziwe, ale też szkodliwe dla wizerunku naszej ojczyzny.
W tym roku będziemy obchodzić 30-lecie pierwszych wolnych wyborów z 1989 roku. Od 28 lat sądy działają w nowej, trójszczeblowej strukturze (w 1991 roku utworzono sądy apelacyjne), a niemal wszyscy polscy sędziowie swoje nominacje na pierwsze bądź kolejne stanowisko uzyskali w demokratycznej Polsce, od prezydentów III Rzeczypospolitej. Ze słów premiera wynika jednak, że te 30 lat to były rządy postkomunistów. To określenie ma zatem dotyczyć chyba też wszystkich tych Polaków, którzy oddawali głosy w wolnych wyborach, wyłaniając "postkomunistyczny" parlament, w którym zresztą zasiadał przez większość z tych lat lider partii, która wybrała rząd pana Morawieckiego. Partia ta przez kilkanaście lat działała w tym "postkomunistycznym" państwie.
Jest to alternatywna wersja historii Polski, podobnie jak przedstawianie przez Premiera sądownictwa jako opanowanego przez korupcję jest alternatywnym i nieprawdziwym wyobrażeniem. Polska nie odzyskała wolności w 2015 roku, lecz odzyskiwała ją krok po kroku po roku 1989, a zwieńczeniem tego było uchwalenie w 1997 roku Konstytucji i późniejsze przystąpienie do Unii Europejskiej - wspólnoty opartej na rządach prawa.
Francja Vichy
Państwo Vichy było kadłubowym państwem francuskim, funkcjonującym w latach 1940-1944 na terenie części przedwojennej Francji. Powstało na skutek zawieszenia broni podpisanego z Niemcami, na mocy którego pod okupacją niemiecką znalazło się 2/3 terytorium francuskiego, a 1/3 została włączona w skład tzw. "Państwa Vichy". Twór ten formalnie zachował sporą wewnętrzną autonomię i został uznany przez większość państw, w tym rząd RP na uchodźstwie. Władze państwa Vichy podjęły kolaborację z III Rzeszą Niemiecką i dość szybko, pomimo braku wyraźnych nacisków niemieckich, rozpętały kampanię antyżydowską. Najpierw zniesiono sankcje za antysemickie wypowiedzi, następnie stopniowo zezwalano na coraz więcej aktów nienawiści rasowej. Kulminacją było zorganizowanie akcji wywózki Żydów do obozów koncentracyjnych.
Jednakże po wojnie Francuzi nie odcięli się od tego państwa, a wręcz uznawali, że było ono swego rodzaju uzupełnieniem rządu Charlesa de Gaulle'a. Francuska prawica podejmowała nawet próby rehabilitacji marszałka Philippe'a Petaina, szefa rządu Vichy, skazanego na karę śmierci, zamienioną następnie na dożywotnie więzienie. Po wojnie, poza procesami wobec indywidualnych osób, którym stawiano zarzut zdrady stanu, nie przeprowadzono systemowych rozliczeń sędziów Vichy. W 1958 r. uchwalono nową Konstytucję i prawdopodobnie to na ten akt prawny powoływał się w swojej wypowiedzi premier. To jednak pokazuje, jak dużą manipulacją była ta wypowiedź, skoro prace te nie były wcale podporządkowane rozliczeniom sędziów Vichy, a wpisywały się raczej w kształtowanie nowego ustroju państwa.
Są sędziowie kolaboranci? To ich wskażmy
Przeciętny polski sędzia ma obecnie około 40-45 lat. W 1989 roku był więc uczniem szkoły podstawowej. Z wypowiedzi premiera wynika, że odebranie mu gwarancji niezależności i podporządkowanie politycznym naciskom ma być tak samo uzasadnione, jak byłoby uzasadnione wobec sędziów państwa kolaborującego z hitlerowcami. To porównanie oburzające na kilku płaszczyznach. Po pierwsze nie ma żadnego znaku równości czy podobieństwa między polskimi sędziami a sędziami biorącymi osobisty udział w zbrodniach wojennych. Jeżeli premier uważa, że wśród orzekających polskich sędziów jest ktokolwiek, komu można zarzucić zbrodnię przeciwko prawom człowieka, niech wskaże taką osobę, a podległy mu minister sprawiedliwości i prokurator generalny przedstawi przed sądem dowody winy. Jako polski sędzia, który nominację uzyskał w 2007 roku, oczekuję tego od polskiego rządu.
Oczekują tego też ci sędziowie, którzy głośno protestowali przeciwko politycznemu podporządkowaniu sądownictwa i krótko potem znaleźli się na celowniku wybranych przez Zbigniewa Ziobrę rzeczników dyscyplinarnych. To Igor Tuleya (48 l.), z którego udziałem toczy się siedem postępowań dyscyplinarnych; Dorota Zabłudowska (44 l.), wzywana do wyjaśnień w związku z przyjęciem Gdańskiej Nagrody Równości; Monika Frąckowiak (44 l.), której rzecznik Radzik jako jedynej w wydziale przeprowadził kontrolę referatu i zarzucił uchybienia w terminach pisania uzasadnień; Sławomir Jęksa (52 l.) za prokonstytucyjne uzasadnienie wyroku uniewinniającego żonę prezydenta Poznania; Ewa Maciejewska (48 l.), wezwana do wytłumaczenia się w związku ze skierowaniem pytania prejudycjalnego do Trybunału UE w Luksemburgu.
Postępowania w ich sprawach prowadzą rzecznicy wybrani przez Zbigniewa Ziobrę: Piotr Schab, Przemysław W. Radzik i Michał Lasota. System już się domknął i pozwala na wyeliminowanie niepokornych sędziów z zawodu. Najpierw oskarży ich jeden z trzech rzeczników, następnie osądzi ich sąd dyscyplinarny złożony z sędziów również wybranych przez Zbigniewa Ziobrę, a gdyby nawet wymierzył zbyt łagodną karę lub ich uniewinnił, sprawę w drugiej instancji rozpozna nowa Izba Dyscyplinarna. Skład Izby wybrała Krajowa Rada Sądownictwa, złożona w większości z ludzi wybranych przez PiS i Kukiz'15. Wybrała tam oczywiście ludzi cieszących się poparciem Zbigniewa Ziobry i czasami nieukrywających sympatii do rządzącego ugrupowania. System jest domknięty i gotowy do działania i coraz bardziej zbliża się do rozwiązań, gdy komunistyczna Rada Państwa usuwała z zawodu sędziów niewygodnych dla władz PRL.
Po drugie polityczne podporządkowanie sędziów jest działaniem antydemokratycznym i właściwym dla systemów totalitarnych - nie można w obronie prawa łamać prawa. To właśnie polityczne podporządkowanie umożliwia dyktaturom wydawanie politycznych wyroków i prowadzi do zbrodni sądowych.
Po trzecie ustawy podporządkowujące sądy politykom są uchwalane rękami posłów, wśród których są takie osoby jak były PRL-owski prokurator, odznaczony przez komunistyczne władze. Zmiany te dotykają sędziów wychowanych w wolnej Polsce, wykształconych i ukształtowanych w demokratycznym już państwie. Powoływanie się przez byłych funkcjonariuszy systemu komunistycznego na potrzebę "oczyszczenia" jest dla mnie oburzające i obraźliwe.
Gaśnie światło
Kolejna manipulacja w wypowiedzi Premiera to porównanie sytuacji we Francji w 1958 roku do sytuacji Polski w roku 2019. W 1958 roku Francuzi uchwalali nową konstytucję i tworzyli nowy ustrój konstytucyjny. To pozwalało na kształtowanie nowego ustroju sądów i rady sądownictwa. W Polsce nie uchwalono nowej konstytucji, gdyż obywatele nie udzielili ugrupowaniom politycznym poparcia, pozwalającego na takie zmiany. Oznacza to, że większość rządząca nie ma legitymacji do zmiany ustroju państwa.
Obecne odejście od zasady trójpodziału władz jest pełzającą zmianą ustroju. Właśnie dlatego pierwszym ruchem, który został wykonany przez większość rządzącą, było wyłączenie bezpiecznika, jakim był Trybunał Konstytucyjny. Osiągnięto to poprzez zablokowanie możliwości orzekania trzech wybranych sędziów i wprowadzenie na ich miejsce osób wybranych przez aktualną większość. Teraz bezpiecznik ten nie działa, co widać po upadku autorytetu tego organu i nieprzejrzystości jego prac. Ważne problemy ustrojowe są rozstrzygane bez rozprawy, w niepełnych składach, dobieranych przez wybraną do Trybunału przez obóz rządzący Julię Przyłębską. Tak jakby zgasło światło, a w tych ciemnościach politycy mają znacznie większą swobodę działania. Uchwalane w nocy ustawy mogą być nawet jaskrawie sprzeczne z Konstytucją, jednak formalnie będą tworzyły "pozór prawa", gdyż będą opublikowane w Dzienniku Ustaw.
Trybunał Konstytucyjny nie wyeliminuje najbardziej jaskrawych naruszeń prawa, a wręcz może pokazać nowe furtki w systemie obronnym sądów. Przykładem wskazania takiej furtki, na który skierowano obecnie natarcie, jest niedawne rozstrzygnięcie TK, w którym wyraził opinię, że niezgodna z Konstytucją jest możliwość odwoływania się do Naczelnego Sądu Administracyjnego przez sędziów kandydujących do Sądu Najwyższego. Już kilka tygodni później Sejm uchwalił ustawę mającą pozbawić prawa do sądu osoby biorące udział w takim konkursie. Przegrani nie będą mieli gdzie się odwołać, Sejm chce umorzenia ich postępowań odwoławczych.
W tym miejscu cisną się na usta słowa Marka Twaina: "Niczyje wolności, zdrowie, ani mienie nie są bezpieczne, kiedy obraduje parlament”. Pisarz ten żył w czasach, kiedy dopiero tworzyły się zręby państwa prawa, a jednak dziś w Polsce dochodzimy do podobnych wniosków. Jeśli dziś pozbawia się prawa do sądu osoby kandydujące na stanowisko sędziowskie, nikt nie może czuć się bezpiecznie. Jutro w podobny sposób, w jedną noc, pozbawić będzie można prawa do sądu górnika, nauczyciela, robotnika czy przedsiębiorcę. Prawo do sądu gwarantować będzie im wówczas jedynie niezależny, odważny sędzia, który nie zastosuje się do "pozoru prawa", lecz sięgnie do niezbywalnych praw człowieka. Każdy powinien sobie zadać już teraz pytanie: czy tacy sędziowie jeszcze w sądach będą, czy zastąpią ich wybrani przez polityków, meldujący się im na rozkaz, spolegliwi i ulegli?