- Skutków nieszczepienia się nie zauważymy następnego dnia, to będzie widoczne za 10-15 lat. Wrócimy do epidemii polio, do odry z najcięższym powikłaniem w postaci zapalenia mózgu, które robi z dziecka roślinę. Zapraszam rodziców, którzy nie szczepią dzieci do nas do oddziału, by porozmawiali z mamą czy tatą dziecka, które ociera się o śmierć. Którzy mają świadomość, że gdyby podali ten zastrzyk, to ich dziecko by tego nie przechodziło - mówi w wywiadzie dla Magazynu TVN24 dr Aneta Górska-Kot, ordynator oddziału pediatrycznego szpitala dziecięcego przy ul. Niekłańskiej.
Z roku na rok rośnie w Polsce liczba dzieci, które nie są poddawane szczepieniom. Na koniec marca było ich 24 330, o 1183 więcej niż na koniec 2016 roku. To nie jest odsetek, która zagraża populacji, ale tendencja jest rosnąca.
Problem nie dotyczy zresztą jedynie Polski. We Włoszech trwa właśnie debata, do jakiego wieku dzieci muszą być zaszczepione, by mogły korzystać z państwowych żłobków, przedszkoli czy szkół. Padają różne liczby. Rząd ma jeszcze cztery miesiące na decyzję, ale sprawa wydaje się być przesądzona. W Australii zastosowano inną metodę – „nie kłujesz, nie płacimy”, wstrzymując świadczenia na dziecko dla rodzin, które nie wywiązują się z obowiązku szczepień. Liczba zaszczepionych dzieci wzrosła dzięki temu o 200 tysięcy. W Polsce za nieszczepienie grozi kara finansowa, ale sądy zastanawiają się nawet nad nadzorem kuratorskim, a w skrajnych wypadkach sąd może nawet rozważać odebranie dzieci rodzicom. Skąd takie pomysły? Ze strachu przed chorobami, które dzięki szczepionkom udało się zwalczyć. To wracająca odra w USA czy przypadki polio, już nie tylko w Afganistanie czy Pakistanie, ale i na Ukrainie.
Katarzyna Karpa-Świderek: W XXI wieku nie powinniśmy pytać, czy szczepić. Zapraszanie do debaty przeciwników szczepień to jak zapraszanie kreacjonistów bądź zwolenników kanibalizmu – piszą internauci. Dlatego jestem na oddziale pediatrycznym Szpitala Dziecięcego im. Prof. Dr Jana Bogdanowicza w Warszawie. Jak temat szczepień widzi lekarz pracujący w szpitalu?
Dr Aneta Górska-Kot, ordynator oddziału pediatrycznego: Dobrze określiła to jedna mama – szczepionka to jest taka mała choroba , którą dajemy, żeby ochronić przed dużą. To dużo mówiąca definicja, bo ta mała choroba zazwyczaj nie daje objawów klinicznych u dziecka, układ immunologiczny pracuje i nawet nie widzimy, że coś się zadziało.
Zapraszam rodziców, którzy nie szczepią dzieci do nas do oddziału, by porozmawiali z mamą czy tatą dziecka, które ociera się o śmierć, którzy mają świadomość, że gdyby podali ten jeden dwa zastrzyki, to ich dziecko by tego nie przechodziło. Jestem pewna, że ich pogląd byłby zupełnie inny. Zachęcam do szczepień, bo widzę efekty nieszczepienia. Widzę dzieci, które chorują na sepsę, zapalenie opon, zapalenie mózgu, na ciężkie zapalenia płuc. Dzieci, którym wkładamy dreny do klatki piersiowej, żeby odciągnąć płyny z jamy opłucnowej. Jak one wtedy cierpią. Widzimy powikłania ospy pod postacią zapalenia mózgu czy rdzenia.
„Ospa party” to nie jest dobry pomysł?
Absolutnie nie. Można się zaszczepić i tej ospy nie przechorować. To jest choroba, która najbardziej ze wszystkich osłabia odporność dziecka. Jest ono tak słabe, że, łapie wszystko, a wśród powikłań po ospie zdarzają się i te najgorsze. Leżą u nas dzieci z zapaleniem mózgu czy rdzenia kręgowego. Nie życzyłabym nikomu, żeby jego dziecko przechorowało coś takiego, żeby siedzieć przy łóżku, kiedy ono jest nieprzytomne przez kilka dni, które drga, podajemy kolejne leki, ale to nie działa. O wiele łatwiej byłoby je zaszczepić.
Trochę w duchu filmu "Było sobie życie" - jak wygląda praca szczepionki w organizmie?
Tłumacząc mechanizm działania szczepionki musimy zrozumieć jak działa układ immunologiczny człowieka. To jakby cała armia z miejscami dowodzenia w określonych narządach. Żołnierze tej armii to limfocyty, makrofagi czy inne komórki układu immunologicznego. Okres dzieciństwa to właśnie czas szkolenia tego układu. Może być on przeszkolony przez przebycie ciężkiej choroby, która może zniszczyć zupełnie tę armię, ale przez małą chorobę w postaci szczepionki, która tylko żołnierzy przeszkoli.
Czy są szczepionki które można pominąć i te które nie? Na które choroby potrzebujemy szczepionek od zaraz a ciągle ich nie ma?
Szczepienia w danym państwie są regulowane w zależności od epidemiologii i finansów. Bezwzględnie nasze zdrowe dzieci szczepmy obowiązkowymi, a im większa będzie świadomość zagrożeń, tym większe pozwolenie społeczne na szczepienie też zalecanymi .
Szczepionki których potrzebujemy pilnie to ta na malarię, chorobę która w wielu krajach dziesiątkuje ludzi. Tu prace są na końcowym etapie. Cudownie by było gdybyśmy mieli szczepionkę na boreliozę czy EBV – czyli mononukleozę zakaźną, chorobę która wygląda jak angina, a jej możliwe powikłanie to nawet dwa lata przewlekłego zmęczenia.
Ruchy antyszczepionkowe mówią o odczynach poszczepiennych, skarżą się, że te są ukrywane przez koncerny farmaceutyczne, nierejestrowane przez lekarzy. Zacznijmy od powikłań, o jakiej skali zagrożenia mówimy?
Szczepionka jest lekiem i tak jak każdy lek może powodować działania niepożądane, w przypadku szczepionek nazywane NOP-ami (niepożądanymi odczytami poszczepiennymi). Zdarza się dziecko, które źle zniesie szczepionkę. Jeżeli są to łagodne NOP-y, typu zaczerwienienie rączki wokół wkłucia, czy gorączka, to rodzice szybko zapominają, ale czasami są to groźniejsze powikłania typu wstrząs anafilaktyczny, który może być zagrożeniem życia. To jednak absolutnie pojedyncze przypadki. Natomiast większość NOP-ów, które są przypisywane szczepionkom, nie zostały nigdy udowodnione. Nigdy nie udowodniono, ze szczepionki wywołują autyzm, a pierwszą reakcją rodziców jest, jak się przed nim uchronić. To niestety jest często działanie na emocjach rodziców, którzy mają ciężko chore dzieci i którzy nie wiedzą, dlaczego tak się dzieje. To wkładanie winy w szczepionki jest przekładaniem emocji i szukaniem winowajcy, a to nie tak... Natomiast o prawdziwych NOP-ach mówmy, krzyczmy i my lekarze, i ruchy antyszczepionkowe po to, żeby firmy udoskonalały produkt, żeby te szczepionki były coraz lepsze.
Ale skąd mamy wiedzieć, że to jest prawdziwy NOP jak nie jesteśmy lekarzem?
Jeżeli cokolwiek dzieje się z dzieckiem po szczepieniu, to absolutnie wymaga to konsultacji lekarza. Rodzice, mam nadzieję, są zawsze informowani po szczepieniu, że jeżeli cokolwiek z dzieckiem się podzieje, to konieczny jest telefon do lekarza. Jeżeli gorączka się przedłuża i to rodziców niepokoi, należy się udać na wizytę i to zweryfikować. W Polsce jest obowiązek zgłaszania niepożądanych odczynów poszczepiennych. Firmy są zainteresowane tym zgłaszaniem, bo łatwiej jest im udoskonalić produkt, czy nawet wycofać serię z rynku niż potem zmagać się z roszczeniami.
Jakie mogą być jeszcze NOPy, poza zaczerwienieniem skóry i gorączką, co jeszcze wiemy?
Zaczerwienieni skóry, obrzęk czy gorączka to łagodne, miejscowe NOPy, mogą wystąpić też zmiany zachowania jak senność czy nadmierne pobudzenie, ale zdarzają się też ciężkie przypadki, a jednym z najcięższych jest wstrząs anafilaktyczny. Poza tym w ulotce każdej szczepionki są opisane możliwe NOP-y z ryzykiem ich występowania, np. małopłytkowość czy poronny przebieg odry.
Powiedziała Pani, że trzeba zgłaszać NOP-y bo firmy mogą udoskonalić lub wycofać lek, co do tej pory w szczepionkach zmieniano i z jakich konkretnie powodów?
Zawsze się w przypadku zgłoszenia NOP-u wpisuje jaka to była seria szczepionki. Serie szczególnie „nopogenne” są wycofywane. Przykładem reakcji firmy na zarzuty względem szczepionek jest wycofanie tiomersalu (związek rtęci) ze składu ze znakomitej większości szczepionek, chociaż nikt nie udowodnił jego szkodliwego działania w tak znikomej ilości jak była w szczepionkach.
Dlaczego Pani zdaniem rodzice przestali szczepić dzieci?
Żyjemy w czasach podważania autorytetów i to absolutnie wszystkich, hejt antyszczepionkowy jest jednym z przejawów tego. Wydaje się ludziom, że przeczytają parę zdań i parę stron w internecie i mogą krytykować i się wypowiadać. Dotyczy to nie tylko medycyny, ale pozostając w tym obszarze oprócz kwestionowania sensowności szczepień, podważa się zasadność antybiotykoterapii, sterydoterapii czy radioterapii. Żyjemy w czasach podważania bezwzględnych zdobyczy nauki, tak oczywistych, że kolą w oczy.
A może to jest tak, że mamy określone wymagania od medycyny, potrzeby, na które ona nie odpowiada?
Poszukiwanie pomocy w naturze, wracanie do metod naturalnych, ziół w pewnych sytuacjach jest ok, ale nie łudźmy się, że jadem żaby czy homeopatią wyleczymy nowotwór. Mam mnóstwo takich pacjentów, którzy preferują metody naturalne w przypadku łagodnych chorób wieku dziecięcego bądź takich, które nie pozostawiają trwałych powikłań, i tego nie krytykuję. Są zresztą takie choroby, które potrzebują czasu i przy dobrej wydolności systemu immunologicznego same się wyleczą. Poważne choroby wymagają zdobyczy nauki i konwencjonalnej medycyny.
Jak wyglądamy z tym nieszczepieniem na tle innych krajów?
Wyszczepialność spada z 98 do 95 proc., ale nadal wyglądamy przyzwoicie, wiec ruchy antyszczepionowe jeszcze dużo złego nie zrobiły. Uważam, że zdecydowana większość Polaków jest proszczepionkowa i to widać wyraźnie. Trzeba rozmawiać z tymi niezdecydowanymi. Natomiast z kilkoma procentami, którzy uważają, że wiedzą i ich wiedza jest jedyna i właściwa, rozmowa nie ma sensu.
Czy na świecie widać już efekty nieszczepienia? Wróciły dawno niewidziane choroby, epidemie?
Widać przykład Rumunii gdzie jest wysyp odry. 1,5 roku temu na Ukrainie było ognisko epidemiczne polio – choroby która powinna już zniknąć z powierzchni ziemi, jak chociażby ospa prawdziwa. W USA, gdzie wszystko jest dokładnie odnotowywane i sprawdzane, wystarczyło jedno dziecko z odrą w parku rozrywki na Florydzie, by zaraziło dziesiątki dzieci.
Tak jak ruchy antyszczepionkowe mówią o wolności wyboru, tak zwolennicy szczepień zarzucają rodzicom nieszczepiącym dzieci, że narażają te, które nie mogą być zaszczepione, na niebezpieczeństwo. Na ile to prawda?
Jeżeli jest wyszczepiona cała populacja, a są w niej dzieci, których nie możemy zaszczepić - bo mają takie choroby, które są przeciwwskazaniem – to nic się nie stanie. Można to porównać do sera. Jeżeli mamy cały wielki ser, a w tym serze malutkie dziury, to ten ser jest smakowity, dobry, on się nie rozpadnie. Ale jeżeli przestaniemy szczepić dzieci, które mogłyby być zaszczepione, to dziury w tym serze będą rosnąć i w końcu spowodują, że cały ser się rozpadnie. Tej ochrony dla całej populacji po prostu nie będzie. Nie zauważymy następnego dnia, to zauważymy za 10-15 lat i co wtedy powiedzą ruchy antyszczepionkowe - że się pomyliły?
Załóżmy, że jest rok 2030 społeczeństwo przestało się szczepić i co się dzieje? W jakiej teraźniejszości jesteśmy jeśli chodzi o nękające nas choroby?
Wrócilibyśmy do epidemii polio, a to choroba która oznacza niedowłady kończyn dolnych i kalectwo, do odry z najcięższym powikłaniem w postaci zapalenia mózgu, które robi z dziecka roślinę.
Nadal rocznie na świecie umiera kilka milionów dzieci z powodu inwazyjnej choroby pneumokokowej. Za 20-30 lat bez szczepień umierać ich będzie kilkadziesiąt milionów. W przypadku chorób bakteryjnych ważne jest też to, że szczepionki zmniejszają ilość zachorowań, które trzeba leczyć antybiotykami, a im więcej będziemy mieli poważnych chorób bakteryjnych leczonych antybiotykami, tym mniej będą stawały się skuteczne, bo bakterie uczą się je omijać.
Mówi Pani, że szczepionki nie wywołują autyzmu, ale słyszałam od mamy autystycznego dziecka, że powinien się zmienić kalendarz szczepień, że niektóre szczepionki powinny być podawane później. Według niej maleńkie dziecko, takie do 13 miesiąca życia, dostaje ich za dużo, przez co obciążają układ pokarmowy, a w efekcie odpornościowy i mogą przyczyniać się do rozwinięcia takich chorób jak autyzm. Według niej mogą pogłębić jakiś zdrowotny problem bądź wręcz go uruchomić. Zgadza się Pani z tym?
Nie jest to całkiem pozbawione sensu, ale przewód pokarmowy do tego nic nie ma, bo szczepionki idą dzisiaj od razu do krwi. Doustnie podawana jest tylko nieobowiązkowa szczepionka przeciwko biegunce rotawirusowej. Moje własne przemyślenia są takie, że być może może być tak, że szczepionka może być wyzwalaczem choroby, która jest uwarunkowana genetycznie. Głównie chodzi o choroby neurologiczne, o przyczynach wieloczynnikowych, a przykładem takiej choroby jest autyzm. Rozważa się wpływ czynników genetycznych, środowiskowych: rodzaj flory bakteryjnej przewodu pokarmowego, poziom różnych składników mineralnych, witamin, zamieszkiwanie blisko autostrad i wielu innych w tym także szczepionek. Może być tak, że tę chorobę ujawni infekcja wirusowa albo szczepionka a i tak ona by się ujawniła, tylko np. miesiąc czy dwa później. W związku z tymi znanymi interakcjami, pomiędzy układem immunologicznym i nerwowym, dzieci z określonymi chorobami układu nerwowego jak np. padaczka odraczamy od szczepień bądź szczepimy w sposób specjalny.
Rozumiem matkę, której jedno dziecko miało ciężki NOP, że kolejnego dziecka nie zaszczepi, rozumiem jej strach i lęk i jej nie namawiam, ale chodzi właśnie o te małe dziury w serze... Są dzieci które powinny być odraczane od szczepień albo nieszczepione z powodu przewlekłej choroby podstawowej. Szczepmy jednak wszystkich zdrowych - prawie cały świat, po to by ochronić populację.
Żadne badania, które do tej pory były przeprowadzane nie dowiodły, że szczepionki, które są podawane w pierwszym roku życia za bardzo obciążają układ immunologiczny. Jest to balans, wybór, między narażeniem układu odpornościowego niegotowego do walki z poważnymi chorobami, a podaniem mu szczepionki, czyli „małej choroby” po to by ten układ nauczył się walczyć, jeśli by ta duża przyszła. Dzisiejsza wiedza ponad wszelką możliwość wybiera drugie rozwiązanie jako bezpieczniejsze.
Rodzic czyta, zadaje pytania, ma wątpliwości. To chyba dobry odruch?
Niech rodzic czyta, ma wątpliwości, niech zadaje pytania. Ja zazwyczaj, kiedy rodzic mówi, że nie chce zaszczepić tą szczepionką, pytam dlaczego. Czasami jest to kwestia rozdzielenia dwóch szczepionek i podania ich osobno, bo wtedy rodzice czują się bezpiecznie. Ok. Rozdzielcie, jeżeli tak czujecie. Najważniejsze jest, by ludzie byli przekonani do idei szczepień. Żeby zrozumieli, że to chroni życie nie tylko naszych dzieci, ale całego naszego społeczeństwa, całej populacji,
Ale jest taki argument, że dorośli się nie szczepią. Od nas się tego nie wymaga, a się wymaga od dzieci…
Dlaczego tego się wymaga od dzieci? Bo ich układ immunologiczny jest niedojrzały, a zadaniem ludzi i społeczeństw jest ochrona zdrowia przede wszystkim dziecka, bo z tego dziecka potem będzie dorosły człowiek. Małe dziecko ma niewielkie szanse w zderzeniu z bakteriami. Dlatego to jest wszystko wyważone tak, by ta mała dawka nie uszkodziła układu immunologicznego, ale nauczyła go, jak się chronić przed dużą chorobą. Chrońmy dzieci, to nasz obowiązek jako społeczeństwa.