Xi Jinping właśnie stał się najpotężniejszym chińskim przywódcą od ćwierćwiecza. Jego słowa i czyny nigdy nie były jeszcze tak ważne, ponieważ to właśnie Chiny mogą w największym stopniu zmieniać świat w nadchodzących latach. Podczas gdy Waszyngton coraz bardziej zaczyna myśleć tylko o sobie, Pekin chciałby zastąpić go w roli supermocarstwa biorącego odpowiedzialność za innych.
Xi Jinping właśnie stał się najpotężniejszym chińskim przywódcą od ćwierćwiecza. Jego słowa i czyny nigdy nie były jeszcze tak ważne, ponieważ to właśnie Chiny mogą w największym stopniu zmieniać świat w nadchodzących latach. Podczas gdy Waszyngton coraz bardziej zaczyna myśleć tylko o sobie, Pekin chciałby zastąpić go w roli supermocarstwa biorącego odpowiedzialność za innych.
Wszyscy są zgodni – tak silnego przywódcy Chiny nie miały od czasów Deng Xiaopinga, który ostatecznie usunął się w cień w 1992 roku. Xi Jinping w ciągu pięciu lat swoich rządów nie tylko zreorganizował armię, umocnił partię i bezwzględnie wyeliminował konkurentów, ale też zapewnił sobie nietykalność, forsując wpisanie własnego nazwiska do statutu partii. Teraz jakikolwiek atak na niego byłby atakiem na całą partię.
Xi właśnie stał się nowym partyjnym cesarzem Chin.
Chiny zmieniają świat
Ale doniosłość zakończonego właśnie XIX zjazdu chińskiej partii komunistycznej wykracza dalece poza chińskie granice i może być porównywalna jedynie ze znaczeniem, jakie ma dla świata wybór nowego prezydenta w USA. Nie będzie bowiem dużą przesadą, jeżeli stwierdzi się, że to właśnie Chiny w największym stopniu będą zmieniać świat w nadchodzących latach.
To od Xi Jinpinga i jego ludzi w największym stopniu zależeć będzie skuteczność i tempo walki z globalnym ociepleniem (to największy emitent gazów cieplarnianych), intensywność i zasady wymiany handlowej na świecie ("fabryka świata", której relacja z USA jest najważniejszą relacją handlową na świecie), kondycja idei demokratycznych (jedyne światowe mocarstwo otwarcie odrzucające demokrację) czy rozwój i upowszechnienie rosnącej liczby przełomowych technologii (elektryczne samochody, prace nad stworzeniem sztucznej inteligencji). Wymieniać można by naprawdę długo.
To Chiny będą miały również największy wpływ na ustalane w Białym Domu kierunki i priorytety polityki zagranicznej USA, których światowa hegemonia wyraźnie słabnie. Proces ten dodatkowo przyspieszają teraz rządy Donalda Trumpa, który słabo rozumie światową politykę i tym samym przyspiesza erozję znaczenia USA jako odpowiedzialnego supermocarstwa. Tymczasem rządzone niedemokratycznie i – teoretycznie – mało nowocześnie Chiny próbują wykorzystać to prowadząc stabilną i długofalową własną politykę.
Spośród najważniejszych obszarów, w których umocnienie się władzy Xi Jinpinga będzie miało znaczenie dla reszty świata, w tym Polski, wymienić można co najmniej kilka.
Rywalizacja z USA o przywództwo
Xi Jinping zerwał z zapoczątkowaną przez Deng Xiaopinga doktryną ukrywania przez Chiny własnego potencjału i ograniczania zaangażowania na świecie, żeby nie rozpraszać posiadanych sił. Obecny przywódca otwarcie mówi, że przyszła pora, by Chiny stały się silne, dumne i zajęły należne sobie miejsce światowego mocarstwa – jeśli jeszcze nie największego, to przynajmniej drugiego obok USA.
Za słowami idą konkretne działania chińskiego przywódcy. Podsyca on chiński nacjonalizm i dumę z własnego państwa, dołącza do światowej rywalizacji m.in. w podboju kosmosu czy badaniach nad nowymi technologiami, a przede wszystkim stara się stopniowo podważać utworzony po II wojnie światowej amerykański porządek świata.
To USA miały dominujący wpływ na powstanie najważniejszych światowych instytucji m.in. Organizacji Narodów Zjednoczonych (ONZ) czy Międzynarodowego Funduszu Walutowego (MFW), uczynienie dolara walutą światową, nadanie sobie roli "światowego policjanta" i ustanowienie porządku w powojennej Europie (wsparcie dla zachodniej Europy), Azji Wschodniej (wymuszony pacyfizm Japonii, bazy wojsk USA u granic Chin) czy na Bliskim Wschodzie.
Xi Jinping chce to stopniowo zmieniać, a po umocnieniu swojej władzy będzie mógł poświęcić temu celowi więcej energii niż dotąd. Bez wątpienia skupi się na implementacji ambitnych projektów, które mają stanowić alternatywę dla wpływów USA. Przede wszystkim wymienić należy projekt Jednego Pasa i Jednej Drogi, znanego jako "nowy jedwabny szlak", a więc utworzenie nowego szlaku handlowego łączącego Chiny z Europą. Inną inicjatywą, która już odniosła pierwszy sukces, jest Azjatycki Bank Inwestycji Infrastrukturalnych, który widziany jest jako rywal stworzonych przez USA MFW i Banku Światowego.
Chiński przywódca coraz częściej będzie także wykorzystywał błędy USA, by "wchodzić w ich buty". Doskonale zamanifestowane zostało to, gdy w maju Donald Trump ogłosił wycofanie się USA ze światowego porozumienia klimatycznego. Zaledwie kilka dni później dalszą współpracę w tym zakresie zapowiedzieli wspólnie kanclerz Angela Merkel i premier Li Keqiang. Sygnał był jasny – podczas gdy USA zaczynają myśleć tylko o sobie, Chiny zastępują je w roli supermocarstwa biorącego odpowiedzialność za cały świat.
Wiele o zmieniającym się stanie relacji amerykańsko-chińskich będzie można powiedzieć już w listopadzie, kiedy Donald Trump ma złożyć swoją pierwszą wizytę w Chinach. A mają one niebagatelne znaczenie także dla Polski. Od tego, jak będą układać się relacje USA z Chinami i na ile Amerykanie będą czuli z ich strony zagrożenie dla swej pozycji, zależy, ile będą mogli jednocześnie poświęcać uwagi Europie. A więc zarówno budowaniu transatlantyckich relacji gospodarczych, jak również wzmacnianiu wschodniej flanki NATO. Im mniej będzie stabilności i zrozumienia w relacjach USA z Chinami, tym trudniej będzie Polsce zabiegać o wzrost amerykańskiego zaangażowania w Europie Środkowo-Wschodniej.
Światowy porządek gospodarczy
Wielu ekspertów spodziewa się, że podczas swojej drugiej kadencji Xi szczególnie dużo uwagi poświęci reformom gospodarczym. Bynajmniej nie liberalnym i otwierającym się na wolny rynek, jak chciałby to widzieć Zachód, ale raczej nastawionym na: zacieśnienie partyjnej kontroli nad finansami i gospodarką, ożywienie popytu wewnętrznego oraz zostanie mocarstwem technologicznym. Niezbędna będzie także reforma zabezpieczeń socjalnych: świadczeń zdrowotnych czy emerytalnych, bez których chińskie władze nie utrzymają spokoju w starzejącym się społeczeństwie.
Chiny w kolejnych pięciu latach będą jednak także starały się wzmocnić swój wpływ na międzynarodową wymianę handlową i rozliczenia finansowe. Nieprzypadkowy jest fakt, że nawet w Warszawie swoje oddziały otworzyły już trzy chińskie banki. Wzrośnie też znaczenie chińskiej waluty – juana – którą Pekin stara się uczynić alternatywą dla amerykańskiego dolara w rozliczeniach międzynarodowych. Juan miałby także stać się bezpieczną walutą, w której trzyma się rezerwy.
Jednocześnie jednak Chiny nie dążą do przeprowadzenia w zakresie światowego handlu żadnej rewolucji, a proponowane przez nie zmiany dążą nie do obalenia istniejącego porządku, ale jego stopniowej korekty. Przyczyny tego są bardzo proste – Chiny są bardziej niż kiedykolwiek uzależnione od zachodnich instytucji i obecnego porządku międzynarodowego.
Szczególną uwagę zwraca na to prof. Edward Haliżak, ekspert ds. regionu Azji i Pacyfiku i kierownik Zakładu Ekonomii Politycznej Stosunków Międzynarodowych UW. - Chiny są największym beneficjentem globalizacji. To dzięki niej stały się potężne i wielkie, bo otworzyły się dla nich zagraniczne rynki, na które mogły eksportować – przypomina.
Nie należy więc oczekiwać również wielkich wojen handlowych ani gospodarczego zamykania się Chin na inne państwa. - Jeżeli Chiny chcą opierać swój dalszy wzrost gospodarczy na rosnącym popycie wewnętrznym, to będzie rósł w nich również popyt na produkty importowane, tak zwane dobra wyższej konsumpcji – zwraca uwagę ekspert Instytutu Stosunków Międzynarodowych. – Czasy, w których Chiny notowały gigantyczne nadwyżki w handlu zagranicznym, minęły bezpowrotnie - dodaje.
I to powinna być dobra wiadomość dla reszty świata, choć wzrost roli Chin w aktywnym kształtowaniu zasad handlu światowego nieuchronnie będzie pociągać za sobą także spadek znaczenia części państw Zachodu i, w efekcie, osłabiać możliwości ochrony przez nie swoich interesów.
Napięcia w regionie Azji i Pacyfiku
Niewątpliwie chińska polityka zagraniczna rodzić będzie napięcia w regionie Azji i Pacyfiku. Już w czasie pierwszej kadencji Xi Jinping rozpoczął wielką reformę armii: od zmiany struktury dowodzenia, przez zmianę doktryny, po modernizację uzbrojenia, której najlepszymi świadectwami było wejście w posiadanie lotniskowców oraz myśliwców piątej generacji.
Teraz Xi idzie dalej i zapowiada zbudowanie światowej klasy armii, a więc już nie tylko największej, ale też dorównującej wyszkoleniem i wyposażeniem najlepszym armiom innych państw. Zapowiedź ta tworzy niepokojące tło dla nierozstrzygniętych konfliktów terytorialnych na lądzie (z Indiami), ale przede wszystkim na morzach: Wschodniochińskim i Południowochińskim.
Spory te zyskały olbrzymią wagę polityczną w zwaśnionych państwach, a Chiny coraz bardziej otwarcie dążą do militaryzacji spornych obszarów. Coraz częstsze są prowokacje w postaci wysyłania bombowców w kierunku granic innych państw, w efekcie rosną też wydatki zbrojeniowe w państwach sąsiednich. Umocnienie władzy przez Xi Jinpinga oznaczać będzie utrzymanie chińskiej asertywności w regionie bez perspektyw na szybkie rozwiązanie problemu.
A spór terytorialny na azjatyckich morzach zagraża nie tylko państwom regionu. Zagraża on przede wszystkim wolności żeglugi na strategicznych dla światowego handlu wodach oraz wiarygodności Stanów Zjednoczonych jako potęgi zdolnej do ochrony istniejącego porządku.
Druga kadencja Xi Jinpinga raczej nie powinna jednak doprowadzić do sytuacji, w której spory te wymknęłyby się spod kontroli. Otwarty konflikt jest najgorszym rozwiązaniem dla wszystkich stron, a chińskie roszczenia póki co wciąż mogą być hamowane przez Amerykanów wraz z ich azjatyckimi sojusznikami.
Kryzys demokracji
Konsolidacja władzy chińskiej partii komunistycznej z Xi Jinpingiem na czele może mieć także globalne znaczenie ideologiczno-ustrojowe. Niedemokratyczne od swojego powstania Chiny pod koniec XX oraz na początku XXI wieku wydawały się podejmować próby ograniczonych prodemokratycznych reform swojego systemu politycznego. Choć nie całkiem wolne, to powszechne wybory zaczęły funkcjonować na najniższych szczeblach chińskiej administracji lokalnej, a Pekin zamiast frontalnej krytyki idei demokratycznej akcentował raczej konieczność stopniowania zmian i dostosowania obcych wzorców do "chińskiej charakterystyki".
Ale Xi Jinping zmienia ten kierunek. Otwarcie krytykuje zachodnie demokracje i przestrzega Chińczyków przed kopiowaniem zagranicznych wzorców politycznych. Jednocześnie wkłada olbrzymią energię we wzmocnienie chińskiej partii komunistycznej i uczynienie jej dosłownie wszechobecną. Partia nie tylko ma mieć całkowitą władzę polityczną, ale też całkowitą kontrolę nad mediami, treściami w internecie, naukami akademickimi, gospodarką – w tym sektorem prywatnym, a nawet nad codziennym życiem obywateli.
Wszystko to ma służyć nie tylko zabezpieczeniu interesów elit rządzących Chinami, ale też poprawie skuteczności i stabilności władzy. Pekin może przyczynić się w ten sposób do globalnego kryzysu demokracji, odciągając od niej część państw w Azji czy Afryce. A współczesna demokracja przeżywa już ciężkie chwile także w swoich ojczyznach. W kolejnych państwach Europy triumfuje tani populizm, z kolei w USA w wyborach prezydenckich zwyciężył polaryzujący społeczeństwo Donald Trump i to pomimo tego, że zdobył niemal o trzy miliony głosów mniej niż jego rywalka Hillary Clinton.
Symbolicznym podsumowaniem związanych z tym obaw było wydanie pod koniec 2016 roku przez wybitnego amerykańskiego historyka Timothy'ego Snydera eseju "O tyranii", w którym w nawiązaniu do wydarzeń bieżących nakreślił mechanizm upadku systemów demokratycznych.
Nadeszła era Xi Jinpinga
Wzrost potęgi Xi Jinpinga może jednak oznaczać także zmianę chińskiego systemu politycznego. Choć zakończony zjazd Komunistycznej Partii Chin odbył się według tradycyjnych reguł, istotnym odstępstwem może być niewskazanie przez Xi swojego następcy. Wypracowany przez lata system działał w ten sposób, że rozpoczynający drugą kadencję chiński przywódca wprowadzał do Stałego Komitetu dwóch o około dekadę młodszych działaczy – czyli pięćdziesięcioparoletnich.
Stawali się oni tym samym namaszczonymi na przejęcie władzy za kolejne pięć lat, jako jedyni mający już doświadczenie w najwyższym organie decyzyjnym, a jednocześnie odpowiednio młodzi, aby móc przepracować dwie kolejne pięcioletnie kadencje przed osiągnięciem nieformalnego wieku emerytalnego 68 lat.
W ten sposób namaszczony został w przeszłości także sam Xi, teraz jednak zerwał on z tym systemem. Łamanie wypracowanych mechanizmów przekazywania władzy w niedemokratycznym reżimie bez wątpienia jest niebezpieczne dla jego stabilności. Z drugiej strony tak wpływowy chiński przywódca ma siłę, żeby nad tym zapanować, a samemu może w ten sposób próbować utrzymać swoje wpływy znacznie dłużej.
Możliwości są przynajmniej trzy. Xi może złamać kolejne mechanizmy i w 2022 roku oficjalnie pozostać na bezprecedensową trzecią kadencję i to pomimo osiągnięcia wieku emerytalnego. Może również wykorzystać brak doświadczenia wybranych w 2022 roku nowych członków Stałego Komitetu i rządzić nimi zza ich pleców, zachowując dominujące wpływy w partii – ten model w przeszłości z powodzeniem zrealizowali już Deng Xiaoping oraz, do dziś potężny, 91-letni Jiang Zemin.
Wciąż jest też trzecia opcja – trzej członkowie nowego Stałego Komitetu za pięć lat nie przekroczą jeszcze wieku emerytalnego, a więc teoretycznie spośród nich mógłby zostać wyłoniony kolejny przywódca na dwie kadencje. Żaden z nich nie wydaje się jednak materiałem na silnego przywódcę.
W to, że Xi Jinping mógłby pozostać na trzecią kadencję, wątpi jednak profesor Edward Haliżak. - To jest jeszcze kwestia otwarta, ale następca zostanie namaszczony później – twierdzi, przypominając, że na zakończonym właśnie zjeździe KPChi de facto zostały wybrane jedynie władze partyjne. Obsada wielu najwyższych stanowisk w państwie będzie się odbywać dopiero w nadchodzących miesiącach.
Potwierdzać tę opinię może przy tym fakt, że po składzie wybranego siedmioosobowego Stałego Komitetu rządzącego Chinami wciąż widać granice potęgi Xi. Jest to bowiem nadal skład kompromisowy, w którym nie pojawili się niektórzy forsowani przez Xi protegowani (zwłaszcza Chen Miner), a jednocześnie znaleźli się politycy kojarzeni z partyjnymi frakcjami poprzedników Xi – Hu Jintao (z nim łączeni byli Li Keqiang i Wang Yang) oraz Jiang Zemina (Wang Huning i Han Zheng). Widoczne jest więc, że, wbrew wielu spekulacjom przywódca Chin nie jest wszechmocny, a konsolidowanie przez niego władzy nie jest póki co żadną rewolucją.
Czas się bać?
Zagraniczne media, m.in. amerykański "Washington Post", ostrzegają, że państwa demokratyczne powinny szczególnie obawiać się zarysowanej właśnie przez Xi Jinpinga wizji Chin oraz świata. Obawy te jednak trzeba prawidłowo rozumieć – są to zagrożenia natury ekonomicznej lub ideologicznej, ale nie militarnej.
- Chiny nie stwarzają zagrożenia militarno-wojskowego – podkreśla prof. Haliżak. - W ostatnich 40 latach (od wojny z Wietnamem w 1979 roku – red.) nie użyły siły zbrojnej w polityce zagranicznej. Jeśli to zestawimy ze Stanami Zjednoczonymi, to jest to wyjątkowa różnica – podkreśla.
Zdaniem profesora Chiny jak dotąd są zbyt słabe, zbyt rozległe i zbyt różnorodne wewnętrznie, aby mogły generować konflikty międzynarodowe. - Nie należy oczekiwać konfrontacji z USA lub z państwami Zachodu – podkreśla Haliżak. Jego zdaniem poważne problemy Zachód może mieć z Chinami jedynie w sferze ekonomicznej. - Ekspansja kapitału chińskiego, wykupywanie przedsiębiorstw czy całych branż, tego mogą obawiać się państwa i społeczeństwa – przyznaje.
Jednocześnie jednak prof. Haliżak wskazuje w sferze ekonomicznej niebagatelne potencjalne korzyści z polityki Xi: Zachód, w tym Polska, mogą liczyć na rosnący eksport swoich produktów do Chin, zaś chińskie inwestycje zagraniczne, przy związanych z tym zagrożeniach, mimo wszystko stanowić będą coraz bardziej atrakcyjne źródło pozyskiwania obcego kapitału.
Oznacza to, że na chińskim cudzie gospodarczym, trwającym już czwartą (!) dekadę, skorzystać może reszta świata.
Kamienne twarze przywódców
Skoro jest tak dobrze, zastanawiający może być jeden szczegół, na który zwróciły uwagę chińskie media: żaden z zaprezentowanych 24 października członków Stałego Komitetu nie uśmiechał się. Wszyscy, oprócz przedstawiającego ich Xi Jinpinga, mieli kamienne twarze.
Ten niezrozumiały szczegół może jednak mieć proste wytłumaczenie. - W Chinach liczą się gesty i zachowania nieformalne, ma to kapitalne znaczenie – zwraca uwagę prof. Haliżak. - Zachowanie powagi może w tym przypadku świadczyć, że pozostali członkowie Stałego Komitetu odczuwają różnicę w hierarchii pomiędzy sobą a Xi Jinpingiem. To wyraz uznania dla tej hierarchii – analizuje ekspert.
Mocarstwowe Chiny nieuchronnie będą generować coraz większe zmiany na świecie, ale zmiany te nie są wrogie wobec Zachodu i w dużej mierze to od nas zależy, jak będziemy sobie z nimi radzić. - Chiny mogą zagrozić światu w jeden jedyny sposób: jeśli się zdestabilizują – podkreśla prof. Haliżak. Patrząc wyłącznie z tej perspektywy, rzeczywiście możemy spać spokojnie. Bo partia, jak i całe Chiny mają się dobrze.