Dbanie o ekologię jest moją codziennością, stało się rutyną i nie jest dla mnie niczym niezwykłym. Na początku, owszem, bywało ciężko, bo musiałam nauczyć się nowego stylu życia i nawyków, ale teraz żyję w ten sposób od wielu lat i oczywiście ciągle zdobywam nową wiedzę na temat tego, jak ulepszać świat wokół mnie – opowiada Natalia Grosiak z zespołu Mikromusic.
Osiemnaście lat temu we Wrocławiu Natalia Grosiak i Dawid Korbaczyński założyli zespół Mikromusic. Od tego czasu wydali siedem albumów studyjnych. Przełom nastąpił w 2013 roku, gdy ukazała się płyta "Piękny koniec", z której pochodzi piosenka "Takiego chłopaka" – singiel, który zapewnił grupie ogólnokrajową rozpoznawalność.
Grupa określa swoją muzykę jako "fuzję jazzu, trip-hopu, rocka, czasem też muzyki ludowej". W połączeniu z tekstami autorstwa Natalii ich utwory zdobyły serca fanów oraz krytyków. W 2016 roku odebrali statuetkę Fryderyka w kategorii "Muzyka poetycka" za album "Matka i żona".
Jednak Mikromusic to nie tylko muzyka. Grupa aktywnie angażuje się również w działania na rzecz ekologii. W zeszłym roku na swoich profilach w mediach społecznościowych Natalia Grosiak poinformowała fanów o tym, że kupiła działkę, na której będzie sadzić las. Artystka jest również weganką, do czego udało jej się przekonać także niektórych kolegów z zespołu.
Założyciele Mikromusic rozmawiali z Esterą Prugar o tym, co łączy muzykę z ekologią, jaką rolę odgrywa weganizm w życiu zespołu, a także o powstawaniu płyty "Kraksa" podczas pandemii.
Estera Prugar: Natalio, kiedy się widziałyśmy ostatni raz, rozmawiałyśmy o tym, że sadzisz las.
Natalia Grosiak: Tak.
Jak idzie?
Natalia Grosiak: W listopadzie ubiegłego roku pojechałam z całą ekipą na działkę, którą kupiłam około czterdzieści kilometrów od Wrocławia. Zasadziliśmy wtedy ponad dwieście buków. Miałam odwiedzić to miejsce wiosną, ale przyszła pandemia i różne inne zawirowania, które sprawiły, że nie pojechałam, ale zdalnie ogrodziłam działkę, żeby żadne zwierzątko nie podjadało drzewek. Teraz znowu planuję odwiedziny i będziemy sadzić dalej.
Pandemia zatrzymała nas w domach, ale tym samym wspomogła ekologię.
Natalia Grosiak: Tak. Zwierzęta w zoo wreszcie zaczęły się rozmnażać, bo w końcu nie były nękane przez sfory hałaśliwych dzieci. Podobnie z ptakami, kiedy w miastach nie było tylu ludzi, hałasu i spalin. Dobry okres godowy dla zwierząt. Myślę, że nasza Matka Ziemia dostała krótką chwilę wytchnienia, która teraz już powoli się kończy…
Myśląc o Mikromusic, to – oczywiście poza muzyką – od razu nasuwa mi się skojarzenie z ekologią.
Natalia Grosiak: Super!
Dawid Korbaczyński: Bardzo dobrze, bo tak chcielibyśmy być widziani.
Natalia: To jest tak, że to, kim jestem, definiuje ten zespół. Przewodzę, nieskromnie mówiąc, tej grupie od ponad piętnastu lat. Również ideologicznie, bo jeszcze kilka lat temu były momenty, kiedy przy śniadaniu robiłam kolegom nieprzyjemne pranie mózgu, opowiadając im, skąd się bierze mięso, które jedzą. Do tej pory pamiętam sytuację, gdy jeden z nich był na mnie już tak wkurzony, że jadł kiełbaskę, patrząc mi prosto w oczy w taki sposób, żeby mi dopiec. To był okres, kiedy faktycznie przeginałam z moją działalnością, aż stwierdziłam, że każdy rodzaj skrajności jest zły.
Działanie na siłę przynosi wręcz odwrotne od zamierzonych skutki. Kiedy sobie to uświadomiłam, zluzowałam. Skupiłam się na dbaniu o własny ogródek i przestrzeń, a wiadomo, że każde działanie w pewnej chwili zaczyna mieć swoich obserwatorów. Ktoś patrzy na to, co i jak robię, i może pomyśli: "ale wariatka", ale kolejna osoba powie: "jak fajnie, to tak można?". I wtedy to jest "zaraźliwe". Na przykład Dawid nie je mięsa już od kilku lat.
Dawid: Sześć.
Natalia: Właśnie. I sam mówi, że duży wpływ na jego decyzję miała jego siostra i ja.
Dawid: Wręcz główny wpływ, bo miałem wrażenie, że otaczają mnie zewsząd weganie. W momencie, kiedy sam przestałem jeść mięso, wtedy zorientowałem się, że to nie jest prawda, ale spróbowałem, żeby zobaczyć, jak to jest. Okazało się, że to super uczucie – robić coś dobrego. Tak, jak Natalia mówi: dbanie o własny ogródek. Jeśli chce się coś zmienić, to nie zrobi się tego głosami w wyborach – trzeba zacząć od siebie i najbliższego otoczenia. Tak się staramy robić w Mikromusic.
W jaki sposób?
Natalia: Pomaga nam w tym również nasz manager. Na przykład tak: prosimy organizatorów koncertów, że w miarę możliwości - bo nie robimy niczego na siłę - chcielibyśmy unikać w garderobie plastikowych rzeczy, żeby woda, którą dostajemy, była w szkle. Wszyscy też zaopatrzyliśmy się już we własne butelki wielokrotnego użytku i po prostu na koncertach pijemy kranówkę. To są małe kroczki, ale bardzo ważne, które naprawdę promieniują.
Jeśli przyjeżdżacie do miejsca, w którym już wcześniej graliście, to zauważacie zmiany?
Natalia: Oczywiście. Czasami pojawia się pewien popłoch. Zazwyczaj przed koncertami mamy też zamówiony posiłek. Wiadomo: przyjeżdżamy, robimy próbę, zostaje niewiele czasu na to, żeby wyjść na miasto do restauracji. Dlatego jemy najczęściej tam, gdzie gramy. I organizatorzy już sami z siebie zaczynają mieć wspaniałe inicjatywy z tym związane: wynajdują miejsce z pysznym wegańskim jedzeniem, które sami znajdują i widać, że im również na tym bardzo zależy.
Wszyscy w zespole są już w tej chwili weganami?
Dawid: Na trasach wszyscy, bo takie mamy menu, ale na co dzień… Chociaż zasadniczo większość je albo bardzo mało mięsa, albo wcale.
Natalia: To jest tak, że nie jesteśmy "zespołem wegańskim", ale żeby było prościej i nie mieszać, to prosimy organizatorów koncertów, aby wszyscy dostali posiłek wegański lub wegetariański, bo z tym jeszcze sobie poradzę, ale z kotletem – już nie.
Natalio, czy twoje córki jedzą mięso?
Natalia: Były wegetariankami mniej więcej do końca żłobka, bo wtedy nie miały za wiele do powiedzenia, jeśli chodzi o swoje żywienie, więc żyły na diecie wegetariańskiej. Czasy tak się zmieniły, że nawet w żłobkach można zamówić bezmięsny catering, aczkolwiek pani w żłobku mojej młodszej córki mówiła mi, że wyjada innym dzieciom mięso, które im spadnie. Była oburzona i twierdziła, że powinnam zmienić jej dietę, ale powiedziałam, że nie. Niech sobie zjada to mięso z podłogi, ale na razie trzymamy się diety wegetariańskiej.
W naszym domu nie ma mięsa. Mój mąż je nabiał, którego ja się staram unikać, więc i tak, jeśli ja gotuję, to jest wegańsko, ale jajka są. Oczywiście od kur sąsiadów, które biegają po podwórku, a ich życie nie jest nasączone cierpieniem. Natomiast kiedy dziewczynki poszły do przedszkola i stały się bardziej świadome tego, co chcą, a czego nie chcą jeść, to same zaczęły podejmować decyzje żywieniowe.
Jakie one były?
Natalia: Tłumaczę im, skąd bierze się mięso w bardzo delikatny sposób, ale tak, aby były świadome, co to jest i jak żyją zwierzęta hodowlane. Dzięki temu obie są na to wrażliwe. Moja starsza córka na początku stwierdziła, że chce jeść mięso, ale po jakimś czasie podjęła samodzielną decyzję, poszła do sekretariatu i zmieniła swoją dietę na wegetariańską. Natomiast oczywiście u moich rodziców je szyneczkę, bardzo lubi kabanosy na urodzinach kolegów i koleżanek. I we mnie jest na to zgoda, bo jest myślącą istotą, która ma prawo samodzielnie podejmować decyzję na temat tego, co je. Podobnie moja młodsza córka, która na razie zażyczyła sobie, aby w przedszkolu jeść mięso, bo jak mi sama powiedziała: "w przedszkolu jem, w domu nie".
Ekologia, mimo że jest silnie związana z waszym zespołem, to nie jest szczególnie głośna w waszych piosenkach.
Natalia: Działać w określony sposób i dawać świadectwo swoich przekonań – to jedna sprawa. Natomiast ja mam o wiele więcej do powiedzenia, bo generalnie dbanie o ekologię jest moją codziennością, stało się rutyną i nie jest dla mnie niczym niezwykłym. Na początku, owszem, bywało ciężko, bo musiałam nauczyć się nowego stylu życia i nawyków, ale teraz żyję w ten sposób od wielu lat i - oczywiście - ciągle zdobywam nową wiedzę na temat tego, jak ulepszać świat wokół mnie. Dlatego wcale nie muszę o tym śpiewać. To jest tak, jakbym tłumaczyła komuś, o czym jest piosenka. A mam wiele więcej do powiedzenia: o miłości, lękach, oczekiwaniach i przeszłości. Nie muszę ciągle trąbić o ekologii. To byłoby nudne.
Nad nową płytą "Kraksa" pracowaliście częściowo w pandemii. Jaki wpływ miała obecna sytuacja na waszą pracę?
Dawid: Po pierwsze, przerwaliśmy koncerty. Chyba zadziałało to u nas podobnie jak u wszystkich. Ten początkowy lockdown bardzo ograniczył jakiekolwiek widywanie się z rodziną, ale również z zespołem. Zbiegło się to z tym, że zaczęliśmy kończyć album i trzeba było spotykać się przez Internet, aby wypracować jakiś model działania, który pomoże nam dokończyć materiał w trybie online. Zajęło nam jakieś dwa miesiące, zanim nauczyliśmy się, jak to zrobić.
Początki były najgorsze. Zwłaszcza że człowiek też wiele rzeczy mógł się dowiedzieć o sobie, na przykład tego, że potrzebuje innych do normalnego życia, kontaktów w pracy, bo nie wszystko da się zrobić samemu lub na zasadzie zdalnych konsultacji, bo jednak lepiej móc kogoś widzieć. Później, kiedy minęły te dwa miesiące, wszystko się trochę rozluźniło i spotkaliśmy się w studiu, bo już była taka konieczność.
Natalia: Na początku nieśmiało. W rękawiczkach, maseczkach…
Dawid: Tak, ja dezynfekowałem całe studio. Zaczęliśmy powoli przyzwyczajać się do tej nowej sytuacji. Nasze życie niespecjalnie różniło się od tego, jak przeżywali to wszyscy ludzie – jechaliśmy na tym samym wózku. Może nawet u nas było lżej, bo kiedy nie pracujemy, nie wyjeżdżamy, to jesteśmy w domach. Dla nas poniedziałek w domu nie jest czymś dziwnym.
Natalia: Chyba że w takiej sytuacji, w jakiej ja się znalazłam, kiedy moje dzieci przestały chodzić do przedszkola.
Jak sobie radziłaś?
Natalia: Pierwszy miesiąc był wspaniały, bo mogłam się nimi nacieszyć. Zwłaszcza że ostatnie dwa lata były dla zespołu i dla mnie bardzo intensywne i bardzo tęskniłam za dziećmi. Później jednak przyszła brutalna rzeczywistość: w przedszkolu są wyżywione, wybawione, mają kontakt z rówieśnikami, a nagle to wszystko zostało odcięte. I trzeba było robić śniadanie, obiad, kolację, po wszystkim sprzątać. Sprzątać po dzieciach, które co chwilę robią totalne tornado, a ja w tym wszystkim próbowałam pracować. Mam wspaniałe nagrania mojej córki Wandy, która jak tylko widzi mikrofon, to rwie się do niego tak, że nie mam z nią najmniejszych szans.
Dawid: Kiedy zaczęliśmy nagrywać wokale, Natalia przychodziła i cały czas miała jakieś "ale". Każdy dzień w studiu poświęcaliśmy na testy mikrofonów i zawsze wygrywał ten sam, najlepszy, ale ciągle coś był nie tak. Aż w końcu zorientowałem się, że ona po tych dwóch czy trzech miesiącach jest po prostu tak wyczerpana, że to nie jest kwestia żadnego sprzętu. Była po prostu skrajnie zmęczoną kobietą, która nie miała energii do tego, aby w studiu zaprezentować się na sto procent. A nagrania w studiu nie kłamią – trzeba być jak najlepszym. Szczególnie wokalista – musi mieć dobry dzień, tak żeby to było dobre, a nie średnie wykonanie.
Natalia: I tak połowę wokali nagrałam później w domu, ale już pod nieobecność dzieci, które wróciły do przedszkola. Natomiast umówmy się, że i tak byłam w dobrej sytuacji, bo nie wyobrażam sobie posiadania dwójki tak małych dzieci i pracy online przez osiem godzin, kiedy trzeba siedzieć przy komputerze i jednocześnie zapewnić dzieciom jakiekolwiek zajęcia. My chodziłyśmy na spacery z psami, jeździłyśmy na rowerach i sporo rzeczy razem robiłyśmy, bo mogłam sobie na to pozwolić właśnie dlatego, że nie pracuję na etat w korporacji. Dużo lepsza sytuacja, którą miało wiele pracujących matek, a i tak kładłam dziewczynki spać i sama też wyczerpana zasypiałam.
Mimo przeciwności udało się i płyta ukazała się 25 września.
Natalia: Miksy skończyliśmy w połowie lipca.
Dawid: Czyli praca pandemiczna trwała od połowy lutego do połowy lipca.
Natalia: Trochę to zajęło, ale to jest bardzo przemyślana płyta. Dawid i Piotrek (Pluta – red.), główni producenci naprawdę wykonali ogromną pracę. Każdy dźwięk jest przez nich przemyślany.
Czy podczas pandemicznej części pracy powstały nowe piosenki?
Natalia: Dwie: "Kraksa" – po tym, jak wymyślam tytuł płyty oraz "Brzoza". I ten drugi jest tekstem pandemicznym. O tym, że mam potrzebę bliskości i przytulania się, a wszyscy uciekają (śmiech).
Poza uwiecznieniem w piosenkach ta sytuacja odbija się również na scenie muzycznej, całej branży rozrywkowej.
Dawid: To jest tragedia. Nasza branża na kilka miesięcy została odcięta od życia.
Natalia: A jesteśmy tylko wierzchołkiem góry lodowej, ponieważ pod nami jest całe zaplecze techniczne, gdzie doszło do wielu bankructw i tragedii, bo firmy techniczne, oświetleniowe…
Dawid: Posiadające stałe koszty utrzymania, jak leasingi czy magazyny…
Natalia: My jako muzycy nie mamy takich kosztów stałych. Nic nie zarabiamy, ale też nie tracimy. Musieliśmy oddać kilka zaliczek za koncerty, ale każdy z nas ma swoje zapasy i oszczędności. Jesteśmy muzykami, wiemy, jak to jest w tym zawodzie. Natomiast wielu naszych kolegów z branży potraciło majątki, wielu firm i klubów już nie ma. To jest coś strasznego, co się w tej kwestii wydarzyło.
Wielu artystów decyduje się na przełożenie premier swoich płyt. Braliście pod uwagę, żeby poczekać na lepsze czasy?
Natalia: Skoro już zrobiliśmy tę płytę, to stwierdziłam, że ona powinna wyjść. W ciężkich czasach, ale za dwa, trzy lata będziemy wydawać kolejny materiał i być może to będą czasy postpandemiczne, a może jeszcze gorsze – nie wiadomo. Nie wiemy, co się będzie działo. Trzeba brać życie takim, jakie jest.
Dawid: Trzymanie materiału w szufladzie nie jest dobre, bo za trzy lata będziemy innymi ludźmi i on nie będzie już aktualny. Nie robimy muzyki po to, aby wpisywać się w jakieś trendy – musimy teraz wydać, bo mamy akurat taką płytę. Każdy album jest obrazem tego, kim w danym momencie jesteśmy i lepiej jest wydać niż to trzymać.
Natalia: Kisić. Bo może się zakisić i zepsuć.
Na płycie znalazła się piosenka "Pokochaj to dziecko", która zaczyna się od słów: "Pokochaj to dziecko płaczące nad ranem” i pomyślałam o tym, co mówiłaś o swoich dzieciach, ale to nie piosenka o nich.
Natalia: Nie, to jest utwór o tym, jak bardzo trudno jest pokochać siebie, czyli swoje wewnętrzne dziecko. Bardzo emocjonalny kawałek. Niedawno podczas wywiadu dziennikarz powiedział mi, że go wgniótł w fotel, ponieważ jest to bolesny temat. Raczej się o takich rzeczach nie śpiewa, a ja podjęłam próbę napisania piosenki psychologicznej, można tak powiedzieć.
To oczywiście zależy, jakim się jest artystą. Są tacy, którzy potrafią śpiewać o każdej, nawet najbardziej hardkorowej sprawie, która ich dotknęła. Ja w piosenkach na "Kraksie" też bardzo się otworzyłam. Wyciągnęłam wiele spraw z przeszłości i z mojego wnętrza. I wiem, że takie piosenki często odbiorcom pomagają, bo nie jestem jedyną, która ma takie problemy czy spojrzenie na świat. Sama wiem, jak pomagają mi utwory, z którymi mogę się utożsamić. Pojawia się przy takich piosenkach przesłanie: "nie jesteś sama, nie jesteś sam".
Coraz więcej artystów mówi w coraz śmielszy sposób o swoich problemach, również tych związanych ze zdrowiem psychicznym.
Natalia: Ja akurat jestem na ważnym etapie życia, kiedy zajęłam się naprawianiem swojego ciała i duszy. Intensywnie ćwiczę, wzmacniam ciało, które mnie niesie i muszę o nie zadbać, a nie będę ukrywać, że odkąd urodziłam dzieci, to podupadłam bardzo na zdrowiu i musiałam się wzmocnić. Z drugiej strony każdy z nas niesie jakieś brzemię albo jakąś ranę, która nie pozwala nam na to, aby żyć pełnią życia i być szczęśliwymi. I ja w tym momencie właśnie układam się z samą sobą, ze swoją przeszłością czy emocjami, które uczę się nazywać. Od nowa buduję sama ze sobą relację, żebym mogła żyć w spokoju i zgodzie.
Muzyka jest autoterapią?
Natalia: Może tak być. Piszę teksty po prostu. Nie zastanawiam się nad tym, o czym teraz napisać piosenkę, tylko te słowa ze mnie wypływają. Dlatego prawdopodobnie mam podświadomą potrzebę dzielenia się tym z resztą świata.
Wykonywaniu tych utworów na scenie towarzyszą ogromne emocje. To jest też rodzaj połączenia z ludźmi i pewien ekshibicjonizm – pokazywanie swojego wnętrza jeszcze raz i jeszcze raz. Dla mnie to jest jakiegoś rodzaju terapia, kiedy się tym dzielę, a ludzie, którzy przychodzą na nasz koncert, nie są tam przypadkowo i mają potrzebę wysłuchania tego, co śpiewam, często przez pryzmat własnej osoby.
Czy kiedy Natalia przynosi tekst, to zdarzają się momenty, że koledzy również się w nich odnajdują lub pojawiają się większe emocje?
Dawid: Jeśli o mnie chodzi, to nie mam czegoś takiego. Ja długo w ogóle nie słuchałem tekstów i nie bardzo obchodziło mnie coś poza muzyką, ale już od wielu lat zwracam na nie uwagę, chociaż nie biorę ich do siebie. Bardziej myślę w kategoriach: fajny temat, dobrze podany i zwracam uwagę na sylaby – czy dobrze płyną i czy jest nośny. Natalia jest też na tyle kulturalną tekściarką, że nie obraża się, kiedy ktoś zaproponuje jakieś zmiany w pojedynczych słowach, dzięki którym tekst lepiej by płynął.
Chociaż akurat na tej płycie jest numer pod tytułem "Łajka", który - jako że jestem psiarzem, sam mam pieska, którego bardzo kocham - totalnie mnie wzrusza. Płakałem chyba pierwsze cztery razy, kiedy go słuchałem. Bałem się produkcji tego utworu, ale na szczęście po kilku razach się udało. Tak że zdarza się, że mam ciarki tylko przez sam tekst, ale generalnie raczej nie jestem z tych czytających poezję.