Napędzane rakietami sanie przyśpieszały tak gwałtownie, że prześcigały mający je śledzić odrzutowiec. Przypięty do nich pułkownik John Stapp w ciągu kilku sekund pędził niemal z prędkością dźwięku, choć nie był niczym osłonięty. To było jednak nic w porównaniu z tym, co działo się później. W nieco ponad sekundę sanie hamowały do zera, poddając Stappa przeciążeniom, które wcześniej uznawano za śmiertelne. Nikt inny nie brał dobrowolnie udziału w takich torturach. Po co to robił?
Wyczyny Stappa dały mu przydomek "najszybszy człowiek na świecie". Trafił nawet na okładkę magazynu "Time", co w latach 50. było wyjątkowym wyróżnieniem. Do dzisiaj nikt inny świadomie nie poddał się tak ekstremalnym przeciążeniom.
Udowodnił swoją tezę
Jednak on sam bagatelizował swoje osiągnięcia. Po rekordowym teście, podczas którego na jego ciało działało przeciążenie takie jak podczas uderzenia w betonową ścianę samochodem jadącym z prędkością 200 km/h, Stapp stwierdził, że obrażenia, jakie poniósł, były "pomijalne".
Było to jednak lekkie niedomówienie. – Kiedy sanie uderzyły w wodę, mój wzrok stał się zamglony. Po chwili towarzyszyło temu uczucie, które porównałbym do wyrywania zęba trzonowego bez znieczulenia – mówił po teście wojskowy lekarz. – Poza tym było tylko uczucie ulgi i uniesienia, towarzyszące ukończonemu testowi i temu, że nie było żadnych uszkodzeń wzroku – podsumował.
Nie odniósł trwałych uszkodzeń wzroku, ale do normy wrócił on dopiero około ośmiu minutach. Na dłużej zostały mu dwa krwiaki pod oczami, podobne do tych, które mogą się pojawić po podbiciu oka. Miał też szereg drobniejszych obrażeń, takich jak bolesne obtarcia i krwiaki na ciele w miejscach zapięcia pasów oraz tam, gdzie uderzyły go ziarenka piasku. Wystarczyły pojedyncze, aby zostawić bolesne ślady. Doświadczył też czasowych problemów z zatokami i płucami.
W ogólnym rozrachunku nie odniósł jednak poważniejszych szkód na zdrowiu, co było niezwykłym osiągnięciem, biorąc pod uwagę to, że działało na niego przeciążenie rządu 46 g, czyli, w uproszczeniu, jego ciało na chwilę było 46 razy cięższe niż normalnie. Ważący 80 kg mężczyzna napierał na trzymające go pasy tak, jakby ważył około 3,7 t. Przeżywając takie ekstremalne tortury, potwierdzał tezę, którą propagował już od wielu lat: odpowiednio przygotowany człowiek jest w stanie znieść naprawdę wiele.
Ambicja młodego lekarza
Stapp zaczął poddawać się testom już w 1946 r. Syn pary misjonarzy-baptystów, urodzony w Brazylii, miał wówczas 36 lat. Dwa lata wcześniej ukończył studia medyczne i wstąpił do lotnictwa US Army jako lekarz. Był człowiekiem z silnym poczuciem misji. Za wszelką cenę, nawet swojego zdrowia, chciał badać granice ludzkich możliwości, aby zapewnić bezpieczeństwo innym. Później dał się jeszcze poznać jako człowiek bez reszty oddany swojej pracy, nieliczący się z opinią sceptyków czy krytyków.
Pełnego entuzjazmu doktora szybko skierowano do prób urządzeń, które miały pomóc lotnikom przetrwać w ekstremalnych warunkach. Stapp pomagał przy pracach nad systemem tlenowym do lotów na dużych wysokościach. Wtedy zaczął wystawiać się na skrajne warunki, latając w samolotach na wysokości 12 km jedynie z maską tlenową i badając wpływ choroby wysokościowej na ludzki organizm. Swój organizm. Pomógł opracować systemy tlenowe, które do dzisiaj są wykorzystywane w samolotach wojskowych.
Podczas swojego pierwszego zadania sprawdził się na tyle dobrze, że w 1947 r. skierowano go do programu zajmującego się kwestią gwałtownego hamowania. Chodziło o sprawdzenie, jak ludzkie ciało reaguje na wypadki i jak można zapewnić pilotom maksymalne bezpieczeństwo podczas katastrof lotniczych. Były to czasy, kiedy lotnicy siedzieli na prostych metalowych siedzeniach, przypięci do nich parcianymi pasami. Taki system zapewniał ograniczone bezpieczeństwo podczas wypadku.
Nie przywiązywano jednak wielkiej wagi do wprowadzenia zmian, bowiem powszechnie przypuszczano, że człowiek i tak nie jest w stanie przeżyć przeciążeń przekraczających 18 g. Po co zapewniać pilotowi sprzęt, który utrzyma go na miejscu w ekstremalnej sytuacji, skoro i tak zabije go sam wpływ gwałtownego hamowania? Stapp był przekonany, że to błędne przekonanie, a człowiek jest w stanie znieść znacznie więcej. Jego pogląd nie miał pierwotnie wielu zwolenników, lecz doktor zamierzał udowodnić swoją rację na własnym ciele.
Pierwsze ekstremalne testy
Początkowo do testów wykorzystywano dość prosty sprzęt, np. fotele zawieszane na linach, które puszczano w ten sposób, aby uderzały w stalowy pręt i gwałtownie się zatrzymywały. Z czasem wypracowano jednak lepszą metodę – odrzutowe sanie umieszczone na długich torach. Pierwszy model umieszczony w bazie Edwards był stosunkowo prosty i pozwalał osiągnąć przeciążenia rzędu kilkanastu g. Z perspektywy czasu to skromna wartość, jednak wówczas i tak była to rewolucja.
Podczas jednej z pierwszych serii testów w dół toru wysłano kulę do kręgli przypiętą do siedzenia jedynie standardowymi pasami. Sanie rozpędzono do 250 km/h i gwałtownie zatrzymano. Na kulę zadziałało przez chwilę 30 g. Standardowe pasy poddały się bez większego oporu i pękły. Kula rozbiła grubą na kilka centymetrów drewnianą przesłonę przed fotelem i poszybowała w dal. Znaleziono ją około 250 m dalej. Później do testów (z zamontowanymi znacznie lepszymi eksperymentalnymi pasami) często używano szympansów, ale sam Stapp dał się przetestować co najmniej kilkanaście razy jako główny ochotnik. Przypłacił to dwukrotnym pęknięciem nadgarstka.
W późnych latach 40. badania zaczęły koncentrować się na kwestii tego, jak zapewnić przeżycie pilotom wyskakującym z coraz szybszych samolotów. Codziennością stawały się loty z prędkościami naddźwiękowymi i używanie foteli katapultowanych, co wiązało się z bardzo dużymi obciążeniami dla organizmu. Konieczne było więc opracowanie odpowiednich foteli, pasów i hełmów, które pomogłyby przetrwać lotnikowi ewakuację bez poważniejszego uszczerbku na zdrowiu.
Wraz z postępami prac Stappa i jego zespołu dotychczasowy tor testowy stał się za mały. Przesuwanie granic ludzkiej wytrzymałości wymagało czegoś potężniejszego. Na szczęście dla doktora w 1949 r. ukończono budowę nowego toru testowego w bazie Holloman położonej na pustyni stanu Nowy Meksyk. Był znacznie dłuższy niż dotychczasowy, a co najważniejsze – dostosowany do rozwijania znacznie większych prędkości. Miał on znacznie bardziej masywne i szerzej rozstawione szyny, co umożliwiało używanie większych sań i silników rakietowych.
Znacznie większy tor – znacznie większe prędkości
Do testów koncern Northrop Grumman skonstruował specjalne sanie nazwane Sonic Wind Number 1, napędzane dziewięcioma silnikami rakietowymi. Dawały one dość mocy, aby przyśpieszyć cały zestaw do prędkości bliskich prędkości dźwięku. Gwałtowne hamowanie zapewniał system oparty na wodzie, która wypełniała przestrzeń pomiędzy torami na końcu trasy. Sanie zgarniały ją specjalnym uchwytem i przez system rur wyrzucały do przodu, zapewniając siłę, która mogła zatrzymać je na dystansie nawet kilkunastu metrów. Hamowanie trwało 1-2 s.
Po długich przygotowaniach w 1953 r. rozpoczęto pierwsze jazdy testowe z udziałem szympansów. Stapp nie chciał jednak długo czekać, więc kiedy tylko była pewność, że cały system działa, jak powinien, sam wyznaczył się na pierwszego ludzkiego ochotnika. 19 marca 1954 r. został przypięty do fotela lotniczego umieszczonego na saniach i wystrzelony wzdłuż toru. Pierwsza próba należała do kategorii "lekkich" i miała raczej na celu ostateczne sprawdzenie sań. Stapp został poddany działaniu przeciążenia wynoszącego "zaledwie" 15 g, jednak musiał je znosić przez 0,6 s, czyli dwa razy dłużej, niż to było możliwe na poprzednim torze testowym w bazie Edwards.
20 sierpnia nadszedł czas na kolejny ludzki test i jeszcze raz ochotnikiem był Stapp. Tym razem celem było przetestowanie wpływu na człowieka gwałtownego uderzenia wiatru, które towarzyszy odrzuceniu osłony kabiny szybko lecącego samolotu. Stapp miał na głowie specjalnie zaprojektowany hełm, który sprawił, że w jego ocenie był to "najłatwiejszy test ze wszystkich dotychczasowych", choć po otworzeniu przesłony uderzył go wiatr pędzący z prędkością 750 km/h. Odniósł drobne obrażenia, które zadały mu pojedyncze ziarenka piasku i elementy jego własnego ubrania, które łopotały z taką mocą, iż wywołały bolesne obtarcia.
Rekordowa jazda saniami
Trzecim i ostatnim testem z udziałem człowieka na torze w Holloman był ten opisany na wstępie. Stapp po raz kolejny zgłosił się na ochotnika. 10 grudnia 1954 r., nieco ponad 62 lat temu, wojskowy lekarz ustanowił do dzisiaj nie pobity rekord. Podczas trwającego 1,5 s hamowania został wystawiony na działanie przeciążenia wynoszącego 46,2 g. Specjalnie zaprojektowana uprząż, fotel i hełm sprawiły, że zszedł z sań o własnych siłach, pomimo szeregu opisanych wcześniej obrażeń.
Niemal natychmiast po trzecim teście, jeszcze zanim wrócił do pełni sił, Stapp zaczął szykować dla siebie kolejny eksperyment, jeszcze bardziej ekstremalny niż poprzedni. Tym razem chciał rozpędzić stanie do prędkości naddźwiękowej i sprawdzić jednocześnie wpływ uderzenia wiatru oraz gwałtownego hamowania. Choć Stapp nie miał żadnych oporów przed wystawieniem się na kolejną ekstremalną próbę, to zaczęli się przed tym wahać jego przełożeni. Zwłaszcza że po serii trzech testów wojskowy lekarz stał się rozpoznawalny w całym kraju. Pokazywano go w mediach i nazywano "najszybszym człowiekiem na świecie", ponieważ podczas trzeciego testu jego sanie osiągnęły prędkość 1017 km/h, co było niemal dwukrotnością ówczesnego oficjalnego rekordu prędkości na lądzie.
Dowództwo USAF zaczęło się obawiać, że nieznający strachu Stapp w końcu zrobi sobie krzywdę, co byłoby poważną stratą ze względu na jego wiedzę oraz umiejętności. Byłoby to też niepożądane z punktu widzenia wizerunkowego. Zanim odbył się czwarty test, Stapp został "uziemiony" rozkazem przełożonych. Próbował się buntować, ale bezskutecznie. Nie przeprowadzano już kolejnych jazd testowych na torze Holloman z udziałem człowieka.
Korzyści nie tylko dla wojska
Prace Stappa i jego zespołu miały kapitalny wpływ na systemy bezpieczeństwa stosowane w amerykańskich samolotach wojskowych. Dzięki temu, że osobiście zniósł tak wielkie przeciążenia bez poważniejszych szkód na zdrowiu, przekonały one wojsko, że warto projektować znacznie bardziej zaawansowane fotele lotnicze i uprzęże do nich – tak aby wytrzymały nawet rzędu 32 g. Przeprojektowano też hełmy pilotów, aby jak najlepiej chroniły przed skutkami uderzenia wiatru podczas katapultowania.
Stapp przyczynił się do wzrostu bezpieczeństwa nie tylko wojskowych. Jeszcze podczas testów w Holloman stwierdził, że USAF traci więcej pilotów w wypadkach samochodowych niż lotniczych. Uznał to za niedopuszczalne i ze swoim tradycyjnym zapałem rzucił się w wir badań nad systemami bezpieczeństwa dla kierowców. Kiedy faktycznie wygaszono jego program testów z saniami, poświęcił się temu nowemu zadaniu z jeszcze większą energią.
Wojskowy lekarz szybko stał się jednym z czołowych amerykańskich specjalistów w tej dziedzinie. Zapraszał do Holloman przedstawicieli przemysłu, nauki i polityków, aby dyskutować nad sposobami zapewniania bezpieczeństwa użytkownikom samochodów. Miał wielki udział w rewolucji, która dokonała się w tym zakresie pod koniec lat 50. i na początku lat 60. Pasy i różne inne rozwiązania, które ma obecnie niemal każdy samochód, po części są oparte na wynikach ekstremalnych eksperymentów, którym poddawał się Stapp.