Najpierw zupa z szarańczy, potem gulasz ze świerszczy, a na deser kandyzowane termity. Na samą myśl o takim menu dostajesz mdłości? Dla naszych wnuków może być ono codziennością. Wszystko w imię ratowania ludzkości przed głodem i katastrofą ekologiczną.
Najpierw zupa z szarańczy, potem gulasz ze świerszczy, a na deser kandyzowane termity. Na samą myśl o takim menu dostajesz mdłości? Dla naszych wnuków może być ono codziennością. Wszystko w imię ratowania ludzkości przed głodem i katastrofą ekologiczną.
W 2050 r. na świecie będzie żyło ponad 9,5 mld ludzi. Aby wykarmić wszystkich, produkcja żywności musiałaby być niemal dwukrotnie większa niż teraz. Jednak dalsze wycinanie lasów i powiększanie i tak już gigantycznych obszarów upraw soi na pasze oraz pastwiska dla bydła będzie oznaczało katastrofę ekologiczną.
Zły kierunek
Próbując – tak jak dotychczas – wyżywić ludzkość głównie mięsem, tylko mocniej zdegradujemy środowisko i przyśpieszymy globalne ocieplenie. Z danych ONZ wynika, że już teraz globalny przemysł hodowlany odpowiada za 14,5 proc. emisji gazów cieplarnianych wytwarzanych przez człowieka. To więcej, niż emitują wszystkie samochody, samoloty i pociągi razem wzięte. Możemy sobie tylko wyobrazić, jak tragiczne skutki dla środowiska naturalnego i klimatu przyniosłoby podwojenie tego stanu rzeczy.
Nie tylko emisja CO2 jest problemem. Z danych Organizacji Narodów Zjednoczonych do spraw Rolnictwa i Wyżywienia (FAO) wynika, że już w tej chwili 70 proc. wszystkich gruntów rolnych na świecie wykorzystywanych jest do produkcji zwierzęcej. Ten wskaźnik w ostatnich dekadach gwałtownie rośnie. Zresztą tak samo jak spożycie mięsa. Jeszcze 20 lat temu rocznie zjadaliśmy 20 kg na osobę, teraz jest to 50 kg.
By zatrzymać ten trend, ludzkość potrzebuje alternatywy. Według FAO mogą nią być… owady. Agenda ONZ ogłosiła, że wobec wspomnianego wzrostu populacji, kurczenia się zasobów słodkiej wody, przełowienia oceanu i nieubłaganych zmian klimatycznych, to właśnie owady mogą stać się żywnością przyszłości, która uratuje ludzkość przed głodem. A przy okazji może korzystnie wpłynąć na nasz klimat.
Bomba ekologiczna
Doskonale obrazują to chociażby ilości wytwarzanego CO2, które dostają się do atmosfery przy produkcji poszczególnych rodzajów żywności. – Aby przyrosnąć o kilogram suchej masy ciała, krowa produkuje 2850 gramów CO2, świnia – 1130 gramów. Do tego samego owady potrzebują odpowiednio 1,5 grama (prostoskrzydłe) lub 121 gramów (chrząszcze) – wylicza dr Kornelia Kucharska z Wydziału Nauk o Zwierzętach Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego w Warszawie.
Hodowla owadów wytwarza również znacznie mniej amoniaku. – Do wyprodukowania kilograma suchej masy wieprzowiny wytwarzane jest 1100 mg NH4 dziennie. Dla porównania owady wytwarzają 10 mg (chrząszcze) oraz 120 mg (prostoskrzydłe). Co więcej, świerszcze produkują 80 razy mniej metanu niż bydło, a metan jest znacznie silniejszym gazem cieplarnianym niż dwutlenek węgla – podkreśla dr Kucharska.
Owady jako stworzenia zimnokrwiste nie potrzebują takiej ilości pokarmu jak zwierzęta stałocieplne, bo nie muszą pozyskiwać energii do ogrzewania ciała. Znaczne różnice widać też m.in. w kwestii wykorzystywanej w hodowli wody, paszy i energii oraz potrzebnej powierzchni. Do wyprodukowania 1 kg wołowiny potrzeba 10 kg paszy, 22 tys. l wody, 275 MJ energii oraz 250 m kw. powierzchni. Dla bliższej Polakom wieprzowiny potrzeba odpowiednio 5 kg paszy, 3,5 tys. l wody, 240 MJ energii oraz 60 m kw. powierzchni.
– Natomiast do wyprodukowania kilograma owadów potrzeba zaledwie 1,7 kg paszy, niecałe 11 l wody, 175 MJ energii i 20 m kw. powierzchni – wyjaśnia dr Kucharska.
Ekologiczne jak robaki
Hodowlę insektów można prowadzić w każdym pomieszczeniu czy budynku, bo utrzymuje się je w małych pojemnikach lub kontenerach wyłożonych warstwami z grubego papieru bądź wytłoczkami do jajek. Takie owady jak szarańcza czy karaczany naturalnie lubią zatłoczenie
Agnieszka Królasik, Narodowy Instytut Zdrowia Publicznego
Niewielka powierzchnia wykorzystywana w hodowli owadów jest nie tylko korzystna dla klimatu, ale także dla lasów. Nie musimy wycinać tysięcy hektarów drzew, aby stworzyć nowe pola uprawne czy pastwiska. Dlaczego? Otóż owady preferują duże zagęszczenie w hodowli w odróżnieniu od dużych zwierząt, czyli np. świń, bydła czy drobiu.
– U tych zwierząt życie w ścisku powoduje stres, spadek produkcji i wzrost podatności na choroby zakaźne. W tej chwili szacuje się, że na hodowlę zwierząt przeznacza się 70 proc. wszystkich gruntów rolnych, a hodowlę insektów można prowadzić w każdym pomieszczeniu czy budynku, bo utrzymuje się je w małych pojemnikach lub kontenerach wyłożonych warstwami z grubego papieru bądź wytłoczkami do jajek. Takie owady jak szarańcza czy karaczany naturalnie lubią zatłoczenie – wyjaśnia Agnieszka Królasik z Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego – Państwowego Zakładu Higieny.
Kolejny proekologiczny plus? Owady można żywić odpadami, czyli np. resztkami roślin, choćby pochodzącymi z warzenia piwa. Termity z kolei żywią się makulaturą. Ważne jest również to, że przy obróbce tuszek owadów, czyli przygotowaniu ich do jedzenia, powstaje mniej odpadów, bo do kosza trafia tylko 20 proc. Natomiast przy obróbce wieprzowiny na śmietnik trafia jedna trzecia całego zwierzęcia. Części niejadalne z wołowiny i drobiu to 35-40 proc., a z jagnięciny – aż 60 proc.
Ważna jest również kwestia odchodów z hodowli owadów. Zdaniem entomologa Dariusza Kucharskiego nie stanowią one żadnego zagrożenia.
– Odchody owadów mogą być wykorzystywane jako suchy nawóz granulowany dla roślin, bogaty w związki mineralne. A odchody niektórych roślinożernych owadów mogą być wykorzystywane jako herbata – mówi Kucharski.
Świerszcz zamiast mleka
No dobrze. Wiemy już, że hodowla owadów jest bardziej przyjazna środowisku niż chów przemysłowy bydła, świń czy drobiu. Jednak czynniki ekologiczne to tylko jedna strona medalu. Drugą są wartości odżywcze dla człowieka. I tu owady wypadają bardzo dobrze, bo wiele z nich jest bogatym źródłem białka i witamin.
– Owadzia krew zawiera duże ilości soli mineralnych. Białka pochodzące z domowych świerszczy Acheta domesticus są lepsze jakościowo i łatwiej przyswajalne niż białko sojowe. Owady są bogate w wiele aminokwasów egzogennych, których organizm człowieka nie potrafi wytworzyć i musi otrzymać je wraz z pokarmem – wyjaśnia Agnieszka Królasik.
Owadzia krew zawiera duże ilości soli mineralnych. Białka pochodzące z domowych świerszczy Acheta domesticus są lepsze jakościowo i łatwiej przyswajalne niż białko sojowe
Agnieszka Królasik, Narodowy Instytut Zdrowia Publicznego
Przykłady? Konik polny dostarcza aż 20 proc. protein i zaledwie 6 proc. tłuszczu, a przy tym zawiera niewiele cholesterolu. W wołowinie jest więcej protein (24 proc.), ale i tłuszczu (18 proc.). Być może w przyszłości popularne hasło "Pij mleko! Będziesz wielki" zastąpi "Jedz świerszcze". Dlaczego? Otóż zjedzenie czterech dużych egzemplarzy dostarcza tyle samo białka co szklanka mleka.
Królasik podkreśla również, że w hodowli owadów – w przeciwieństwie do zwierząt – nie stosuje się antybiotyków ani hormonów. – Pokarm dla owadów nie może być traktowany chemikaliami (insektycydami), bo owady tego nie przeżyją. Zatem owadzie mięso jest dużo zdrowsze – podkreśla Królasik.
– Mięso owadów nie jest też sztucznie pompowane wodą i solą fizjologiczną. A ze względu na to, że żywe owady można przechowywać w niskich temperaturach, zawsze są one świeże – wtóruje Kucharski.
Problemem nie jest też smak. Większość jadalnych owadów smakuje neutralnie i nasze wrażenia podczas konsumpcji będą zależały od tego, z jakimi przyprawami je przyrządzimy.
Bez bólu?
Ważną kwestią w hodowli zarówno zwierząt, jak i owadów jest etyka. Z badań naukowców z Uniwersytetu w Wageningen w Holandii wynika, że hodowla i obróbka owadów jest dużo bardziej etyczna niż w przypadku zwierząt hodowanych dla mięsa. – Dla wielu osób względy etyczne są głównym motywem, gdy chodzi o ochronę przyrody i troskę o środowisko naturalne. Każda forma życia, niezależnie od użyteczności dla człowieka, ma swoją wartość i zasługuje na ochronę. To samo dotyczy owadów. Hodowla wykorzystuje bowiem ich naturalne potrzeby, takie jak życie w zatłoczeniu czy potrzeby pokarmowe – wyjaśnia Agnieszka Królasik.
Dariusz Kucharski przypomina, że zabijanie owadów to też zabijanie zwierząt. – Jednak pod względem prawnym owady nie są rozpatrywane jako zwierzęta i ze względu na bardzo prosty układ nerwowy nie podlegają tak ścisłym i restrykcyjnym przepisom jak ssaki i ptaki – mówi Kucharski i dodaje, że według wielu prac naukowych nie są one w stanie nawet odczuwać bólu, choć to wciąż kwestia dyskusyjna i ostatecznie nie rozstrzygnięta. Pewne jest natomiast to, że metody ich uśmiercania są prostsze i – jeśli można tak powiedzieć – bardziej humanitarne. – Bo owady po prostu się zamraża, wskutek czego popadają one w stan odrętwienia – wyjaśnia.
Tańsze niż mięso
Oczywiście te argumenty nie przekonają wszystkich. Być może przemówią do nich pieniądze. Według prognoz holenderskich naukowców z Uniwersytetu Wageningen w 2050 r. wołowina będzie kosztowała tyle co kawior. Zatem możliwe, że owady trafią na nasze talerze, bo na mięso po prostu nie będzie nas stać.
– W przyszłości może dojść do sytuacji, kiedy popularny Big Mac będzie kosztował krocie i dużo więcej niż Big Bug, czyli owadoburger. Dlatego owady mają duże szanse stać się alternatywą dla pokarmu odzwierzęcego i jest ona brana pod uwagę – mówi Agnieszka Królasik.
Zresztą to, co dla nas może wydawać się czymś niezwykłym i nowym, jest normą właściwe na wszystkich kontynentach poza Europą. Owady są pokarmem dla ludzi zamieszkujących 45 krajów Ameryki Południowej, Azji, Afryki i Australii. – Liczba jadalnych gatunków na świecie waha się od 1 tys. do 1,8 tys. Owady są świadomie jadane przez 80 proc. populacji na świecie, a w wielu miejscach ma to długą i bogatą tradycję, także kulinarną – wyjaśnia Królasik.
Zupełnie inaczej jest w Europie. Dlatego wprowadzenie owadów do naszej diety będzie niezwykle trudnym zadaniem.
Przełamać tabu
Dzieci od bardzo wczesnych lat swojego życia wkładają do buzi różne rzeczy. Poza patyczkami i kamyczkami są to także owady
Agnieszka Królasik
– Trzeba będzie przełamać głęboko zakorzenione stereotypy, które dotyczą jedzenia owadów. Nam, Europejczykom owady wciąż kojarzą się z czymś obrzydliwym. W naszym kręgu kulturowym wiąże się to z tym, że traktujemy owady czy larwy jako coś nieczystego, brudnego. Dla Europejczyka użycie owadów w diecie to ostateczność – tłumaczy Królasik. Dodaje, że problem z jedzeniem owadów leży w wychowaniu.
– Dzieci od bardzo wczesnych lat swojego życia wkładają do buzi różne rzeczy. Poza patyczkami i kamyczkami są to także owady. Dopiero z wiekiem dowiadują się od rodziców, że jedzenie owadów jest niewłaściwie, że to coś złego. Ten wstręt to spożywania owadów nie jest czymś wrodzonym, lecz nabytym w drodze naszych przyzwyczajeń kulturowych. To problem, który musielibyśmy przełamać, aby spróbować menu złożonego z owadów – tłumaczy.
Dlatego masowe jedzenie owadów w Polsce i Europie to dopiero wizja przyszłości. Wprawdzie w większych miastach pojawiły się już restauracje, w których menu królują owady i robaki, ale większość klientów traktuje je raczej jako ciekawostkę i nie zamierza na stałe wprowadzać np. świerszczy do swojej diety.
Potrzeba przemysłu
Zresztą gdybyśmy nawet chcieli zmienić swój jadłospis i udko z kurczaka zamienić na larwy, świerszcze czy szarańcze, to obecnie moglibyśmy mieć z tym problem. Mało kto ma bowiem czas i możliwość codziennego ich łapania. Dlatego zdaniem Agnieszki Królasik kolejnym wyzwaniem, które stoi przed hodowcami owadów, jest zbudowanie całej ich produkcji – ktoś musiałby je najpierw wyhodować, a następnie zamienić w produkt, który finalnie trafiłby na sklepowe półki.
– Nie możemy przecież wszyscy uganiać się za insektami. W XXI wieku takie sprawy wyglądają inaczej. Niezbędne jest utworzenie wyspecjalizowanego działu gospodarki, który zajmuje się hodowlą, skupem, magazynowaniem, przerobem i w końcu dystrybucją gotowego towaru – wyjaśnia Królasik. Dodaje, że pierwsze takie ośrodki na świecie już działają. W Europie w tej dziedzinie przodują Holendrzy, u których działa już kilka komercyjnych hodowli.
– To pierwsze takie firmy w Europie. Jednak do uruchomienia hodowli na wielką skalę, w Holandii czy gdziekolwiek indziej, wciąż jeszcze jest bardzo daleko, bo trzeba nie tylko udoskonalić metody hodowli i przetwarzania tego typu żywności, ale również wprowadzić nowe przepisy i regulacje prawne – mówi Królasik.
Jej zdaniem jednak warto powoli przygotowywać się do nadchodzących zmian w naszej diecie. – W końcu jeszcze nie tak dawno sushi jadano tylko w Japonii, a teraz jest to potrawa popularna na całym świecie. Z pewnością niedługo równie ochoczo będziemy konsumowali szarańcze, larwy chrząszczy i świerszcze, dziwiąc się, że tak późno odkryliśmy takie delikatesy – podsumowuje.