To była straszna noc. Ewa z przerażeniem słuchała szalejącego sztormu. Ukochany dom rodzinny właśnie znalazł się nad przepaścią. Gdy ona czekała z matką i rodzeństwem na wieści, jej ojciec walczył o każdy centymetr skarpy.
Stanął na skarpie, tuż nad brzegiem Bałtyku, jakby budowniczowie chcieli rzucić wyzwanie żywiołom. Morze zaatakowało. Pierwszy właściciel się poddał. Drugi stoczył zwycięską walkę z potężnym morskim niedźwiedziem. Fale Bałtyku atakowały jeszcze wielokrotnie. Bezskutecznie. Łebski "zamek" od ponad 100 lat opiera się morzu.
Niewiele brakowało, by "zamek" przestał istnieć już kilka lat po powstaniu. Po jednym z potężnych sztormów omal nie osunął się do morza. Właściciel się wtedy poddał. Miał dość walki z morzem. "Zamek" uratował Maximilian Nitschke, który w 1911 r. okazyjnie kupił budowlę od Herberta von Massow. On też musiał toczyć ciężkie boje z żywiołami.
Walkę o dom na skarpie spisała tuż przed swoją śmiercią jego córka Ewa Heinemann.
Spokój rodziny zakłócił zimowy sztorm na przełomie 1913 i 1914 r. Przez kilka tygodni burza szalała na zachodnim wybrzeżu, potem przeniosła się na wschód. W tym czasie bardzo podwyższył się stan wód Bałtyku. Fale niemiłosiernie uderzały o brzeg. To było zjawisko znane w tym rejonie od stuleci i nazywane morskim niedźwiedziem.
W tę straszną noc mieszkańcy Łeby solidarnie pojawili się przed Kurhausem. Dzięki ich pomocy udało się wynieść z budynku całe wyposażenie. Zdawali sobie sprawę, że potężny żywioł zagraża całej miejscowości. Dlatego wszyscy mężczyźni układali przed "zamkiem" worki z piaskiem.
Następnego dnia wiatr nadal dawał się we znaki, a krajobraz po burzy przerażał. Morze zabrało wydmę i okoliczne kąpieliska. Pozostałości po nich znaleziono na wschodnim brzegu jeziora Łebsko. Tymczasem w Kurhausie pojawił się inspektor budowlany i oficjalnie go zamknął.
W Zielone Świątki 1914 r. Dom Zdrojowy znów przyjmował gości. Gorące lato przerwał wybuch I wojny światowej. Po młodych mężczyzn upomniało się wojsko. Na 14 dni wstrzymano ruch kolejowy, zaczęły się pojawiać coraz większe kłopoty z zaopatrzeniem. Do łask wróciły powozy pocztowe.
Gdy wojna się skończyła, życie mieszkańców wróciło do normalności. Zimą rodzina Nietschke mieszkała w posiadłości w Szczenurzu, razem z wdową po bracie Ewy i jego dzieckiem. Gdy tylko robiło się ciepło, wracali do domu zdrojowego. Dlaczego tylko wtedy? Bo w uzdrowisku nie było ogrzewania. Dom wyposażono w nie dopiero w 1934 r.
W okresie międzywojennym Dom Kuracyjny tętnił życiem. To tu zatrzymywali się kuracjusze z wyższych sfer. Sielankę przerwała kolejna wojna. Od 1941 r. Kurhaus nie był już dostępny dla zwykłych kuracjuszy. Pomieszczenia w budynku dzierżawiła Rakietowa Stacja Doświadczalna z Rąbki. Pracujący tam oficerowie i inżynierowie zamieszkali w domu na skarpie. Przestała działać restauracja, a gdy wystrzeliwano rakiety, zamykano plażę. Kiedy w 1945 r. zaczęli zbliżać się Rosjanie, rodzina wyjechała z Łeby. Trzeba było zostawić dom, o który stoczyli zwycięską walkę z morzem.
Tuż po wojnie pensjonat był pusty. Jak podawała lokalna prasa, budynek przejęło Ministerstwo Zdrowia, które utworzyło tam Dom Zdrowia Bałtyk. Z kolei w 1956 r. hotel trafił do Komitetu Centralnego PZPR. Niespełna rok później w domu na skarpie powstał ośrodek wypoczynkowy Neptun należący do Funduszu Wczasów Pracowniczych.
"FWP nigdy nie należało do bogatych instytucji, dlatego Neptun zaczął popadać w ruinę" – napisał Wiesław Baniak w jednej z lokalnych gazet w 1991 r.
Neptun nie miał szans na kapitalny remont czy ponowne zabezpieczenie przed niszczącym działaniem morza. Władze miejskie postawiły warunek: albo remont, albo przekazanie obiektu na rzecz miasta. "Z budynku oprócz mebli wywożono wszystko, co się dało – wyrywano kontakty, wymontowano umywalki i baterie. Nie odpuszczono nawet fragmentom klatki schodowej. Część tych dóbr udało się odzyskać" – pisała dziennikarka Ryszarda Socha.
Ostatecznie w latach 90. XX wieku hotel kupił biznesmen, który zapłacił 3 mld starych złotych w gotówce (300 tys. nowych złotych). Pozostałe 2 mld (200 tys. nowych złotych) zobowiązał się spłacać przez 99 lat wieczystego użytkowania. W budowli teraz znowu mieści się hotel, ale to już zupełnie inna historia.
Dla potomków dawnych właścicieli zamku na skarpie to wciąż bardzo ważne miejsce, do którego chętnie wracają.
– Po wojnie nasza rodzina rozproszyła się po Niemczech. Mój prapradziadek zmarł w 1946 r. w Perlebergu. Nasza rodzina raz w roku przyjeżdża do Łeby i odwiedza dawny Kurhaus. Tu są przecież nasze korzenie – mówi Alexander Nietschke, wnuk dawnych właścicieli.