- To zupełne nieporozumienie, że ja jestem w tej epidemii pacjentem pierwszego ryzyka. Pacjentami pierwszego ryzyka są ci, przed którymi jest życie. Przed dziećmi, ludźmi w sile wieku. Natomiast ja jestem pacjentem ostatniego ryzyka. Co ja ryzykuję? Że pożyję trzy lata dłużej albo krócej? Przecież w świetle zwykłych dat to zostało tego niewiele. I to jest fantastyczne, fantastyczne - mówi wielki polski aktor Jan Nowicki.
Jan Nowicki: Jestem zachwycony waszym przyjazdem.
Mateusz Kudła: O!
Tak! Jestem zachwycony waszym przyjazdem. Bo jeden z was ma na imię Łukasz (Łukasz Hero, operator – red.), a ty masz na imię Mateusz (Mateusz Kudła, reporter – red.). Niedawno jakiś taki wysoko postawiony powiedział coś absolutnie zdumiewającego, a mianowicie, że mamy dwóch apostołów. Jeden to jest Mateusz. Jak on się nazywa ten nasz premier?
Morawiecki.
Jak?
Morawiecki.
Ciągle go mylę z Mazowieckim. Może dlatego, że Mazowieckiego kochałem tak strasznie, więc Mateusz Morawiecki i Szumowski...
Łukasz...
Szumowski Łukasz. Nazwał ich parą apostołów. Do tego żeśmy doszli, czyli krótko mówiąc do pełnego zidiocenia.
A jak pan w ogóle odnajduje się w takiej rzeczywistości, w której padają słowa o "chamskiej hołocie"? Obraża to pana?
Nie, nie. Takie rzeczy mnie nie obrażają, przyglądam się temu z dużym zaciekawieniem, z obrzydzeniem bardzo często. Ale takie rzeczy nie są w stanie mnie w ogóle obrazić. Jest takie określenie: "obrażenie uczuć religijnych". Jak ja coś takiego słyszę, to mi się tak chce śmiać, dlatego że nikt nie jest w stanie obrazić moich uczuć religijnych. Powiem więcej, nikt nie ma prawa się do nich dobierać. Tak jak nikt nie ma prawa, żeby mnie spowiadać, dlatego że istnieje coś tak trudnego do przeprowadzenia, bardzo prywatnego, bardzo intymnego jak rozmowa z Bogiem i jeżeli miesza mi się do tego jakiś pośrednik, tak zwany specjalista od wiary, no to po prostu mi ręce opadają. To jest także sprawa wieku. Mieć 80 lat jak ja to dla jednych jest koniec i to jest jakieś przerażenie. Jak sądzę, patrzycie na mnie trochę jak na zwłoki, natomiast chciałem wam oświadczyć, że to jest wiek absolutnie fantastyczny. Absolutnie fantastyczny, dlatego że z tego, jak obserwuję świat, jak stosunek ludzi do przyrody, jak widzę okrucieństwa, które się gromadzą na całym świecie – to naprawdę myślę, że ostatni oddech może kojarzyć się tylko i wyłącznie z poczuciem ulgi.
Więc żyjemy w czasach niebezpiecznych, ale dających wiele od myślenia. Nasi władcy nic nie rozumieją. Krzyczą, wrzeszczą, obiecują, a nade wszystko ubliżają naszej podstawowej inteligencji. To, co się stało, co się dzieje i co się dziać będzie, na dobrą sprawę jest tragikomiczne. Ja nie przypuszczałem, że ludziom aż tak można poprzestawiać w głowach. Mało tego, jak oni brzydną. Oni – możnowładcy, oni – decydenci. Zwróć uwagę, jak władza oszpeca. Rzadko się zdarza, choć zdarza się, że zło bywa podstępnie piękne. Ale przeważnie dewastuje nam rysy. Jak ja się patrzę w telewizor, to ja nie muszę wiedzieć, do której partii kto należy. Widzę już po twarzy, po sposobie bycia, co to za gość albo co to za gościówa, dlatego że chamstwo potrafi się zagościć w rysach i spojrzeniach. U niektórych z nich w ogóle zębów nie widać przy uśmiechu. Oni się uśmiechają bezzębnie. A przecież zęby są nie tylko od tego, żeby rozgryzać orzechy, ale także po to, żeby przekazać drugiemu człowiekowi przychylność. Oni się śmieją bezzębnie. To jest przerażające.
Myśli pan, że te dwie części zwaśnionego społeczeństwa, które widzą pewne rzeczy zupełnie inaczej, są jeszcze w stanie się kiedyś dogadać?
Nie mam większej nadziei, że to się kiedykolwiek zmieni, dlatego że u podstaw tego podziału leży wieloraki interes. Zarówno polityczny, jak i na przykład kościelny. W religii i naszym Kościele upatruję największe, ale to największe przewinienie dotyczące tego, że zostaliśmy podzieleni. To Kościół powinien zrobić wszystko, żebyśmy wspólnie trzymali się za ręce. Kościół, który nie robi w tym kierunku nic, a jeszcze podżega nas do nienawiści, za chwilę będzie świecił pustkami... A przecież Bóg piękny, marzenie o nim jest wspaniałe. Tylko trzeba przeselekcjonować albo wyrzucić w ogóle tych pośredników.
Zobacz Mateuszu, pierwszy film braci (Sekielskich – red.) zrobił potworne wrażenie. Drugi film braci – już mniejsze. A teraz, jak oni się udadzą do Watykanu (bracia Sekielscy zapowiedzieli trzeci film, w którym pojawią się pytania o wiedzę Jana Pawła II na temat pedofilii – red.) i tam się zacznie kontakt z kłamstwem, to będzie najnudniejszy film. I znów powiedzą z ambony, że "prześladują Kościół", zawsze w Kościele tak mówili. No a jak ktoś może mnie, mnie – skromnego człowieka, który próbuje uwierzyć w Boga – jak może ktoś mnie prześladować? Co, powie mi: "nie wierz"? Co mi powie: "nie ma Boga"?
Miałby pan coś do powiedzenia prezesowi Kaczyńskiemu?
Pewnie, że bym miał. Ja w ogóle jestem narkomanem rozmowy. Zwłaszcza że sądzę, że on nie lubi takich ludzi jak ja. A ja uwielbiam rozmawiać z ludźmi, którzy mnie nie lubią, którzy mnie nie akceptują. To zresztą dotyczyło mojego życia w teatrze. Zawsze dopytywałem się, kto jest na widowni, kto mnie nie lubi. Bo jak mnie nie lubisz, to ja cię spróbuję przekonać, żebyś mnie polubił. To mobilizuje.
Co ja bym jemu powiedział? Czy ty nie czujesz samotności, człowieku? Przepytałbym go – bez nadziei na szczerą odpowiedź – gdzie usytuowany jest w nim ból. Dlatego, że każdy człowiek składa się z rozpaczy. Myślę, że w panu Jarosławie też jest duża.
Powiedział pan, że nie chodzi pan do spowiedzi. Ale na pewno robi pan rachunek sumienia.
Ależ oczywiście!
Na cmentarzu?
Cmentarze to jest w ogóle moje, moje ukochane miejsce. Zawsze zresztą było. U nas w Kowalu były trzy cmentarze (Jan Nowicki urodził się w mieście Kowal koło Włocławka – red.). To są ważne miejsca, piękne miejsca, to są sexy miejsca. Nigdzie nie smakuje mi papieros tak bardzo, jak gdy siedzę nad grobem rodziny Nowickich, który wybudowałem. Nigdzie nie smakuje mi tak wódka, jak gdy pójdę tam nocą i strzelę kielicha. Mężczyzna musi mieć miejsce na potem. Należy mu się to miejsce jak psu buda. W ogóle człowiek, który nie jest świadomy swojej śmierci, na dobrą sprawę nie zasługuje nawet na zimne piwo, dlatego że wszystko, co jest namiętne, wszystko, co jest fantastyczne, zawsze zmierza do końca. Tak jak życie ludzkie. Jak orgazm męski. To wszystko zmierza do finału. Nie mieć poczucia finału to znaczy nie umieć przeżyć dnia dzisiejszego.
Myśli pan jeszcze o tym, że może jeszcze kiedyś, dla jednej roli, zostanie pan aktorem?
Nie. Aktorstwo przeszło mi zupełnie, jak przechodzi katar. Mnie w ogóle nie interesuje to, co było. Mnie interesuje ten kwadrans, który jest przede mną. Ten rok. O marzeniach to w ogóle mowy nie ma. Nigdy nie byłem człowiekiem marzącym, zostawiam to licealistkom. Jako chłopak z biedy, z jakiegoś Kowala, zawsze wiedziałem, że trzeba wziąć się do roboty. Że trzeba coś zrobić. A jak się robi, to trzeba zrobić jak najlepiej. Byłem przyzwyczajony do pracy i, o dziwo, zaczęło mi się wieść. Nie oczekiwałem tego, w ogóle nie chciałem być aktorem i nie przypuszczałem, że tyle szczęścia mnie spotka. Wiem, że w Polsce najlepiej jest mówić, że jest źle, że jest do dupy, narzekać i płakać. Nie, stary! Mam 80 lat, 65 lat palę papierosy, chodzę po tym świecie, pamiętam. Nie zapomniałem jeszcze, co to znaczy dotyk. Dotyk, rozumiesz! To czego ja jeszcze mogę chcieć? Grać następne role? Po co mi? Zwłaszcza, Mateusz, że – rzadko to robię – ale jak robię tak zwany rachunek sumienia, to absolutnie uważam, że powinienem zająć się pisaniem, a nie aktorstwem, dlatego że pisanie jest zajęciem męskim. Aktorstwo też, ale powiedziałbym, że mniej.
Panie Janie, a jak pan spędził okres dystansowania społecznego, kiedy wszyscy siedzieliśmy zamknięci w domach?
Mateusz, jakby ci to powiedzieć, jest bardzo niewiele plusów wynikających z mojego wieku. Możesz mi długo opowiadać, że nieźle się czuję, że dobrze wyglądam i że dużo przede mną. Ale ja nie jestem kretynem, ja wiem, że mało przede mną. I powiem ci, że tak na dobrą sprawę nie mogę się do końca przejmować tym, że świat wokół mnie umiera, dlatego że ja sam jestem już półżywy.
Jak masz 80 lat, to już ci zostało parę dni. Jak przeżyłem? Napisałem książkę. Jedno mnie martwi, że z całą pewnością każda łachudra napisała książkę teraz w czasie pandemii. Wymyśliłem sobie książkę, która będzie nosiła tytuł "Spotkania w Raju". Ale "Raj" to jest knajpa – bo jest taka knajpa w Krakowie na ulicy Rajskiej. I tam się spotyka sama starość. Doktor, dla którego pierwowzorem był profesor Vetulani, stary zakonnik po dziewięćdziesiątce, aktor, mecenas. Spotykają się i rozmawiają albo milczą ze sobą. A dookoła dzieje się koszmar.
A piszę zachęcony tym, że jestem czytany. A ponadto, żeby pokonać swoją samotność. A samotność nie wynika z tego, że ludzi wokół mnie nie ma. Nie. Stary człowiek jest bardzo samotny w swoich myślach i nie bardzo ma ochotę, żeby się z tych myśli zwierzać. Powiem więcej – nawet nie masz za bardzo ochoty, żeby poznawać nowych ludzi. Chociażby z tego powodu, że starych zapominasz.
To samo dotyczy lektur. Czytam to i zapominam. I znowu czytam i znowu zapominam. Jakie to fantastyczne! Gruza kiedyś do mnie zadzwonił, mówi: Janek, dzieją się ze mną dziwne rzeczy. Przeczytałem dziesiąty raz "W poszukiwaniu straconego czasu" i nic nie pamiętam! Ja mówię: no widzisz, to znowu możesz przeczytać! Ja tak mam na przykład z "Idiotą" Dostojewskiego. To jest książka, którą ja bez przerwy wożę i bez przerwy otwieram, wszystko jedno gdzie. Czytam, zachwycam się i od razu zapominam. Do niczego nie jest mi potrzebne pamiętanie wszystkiego. Gdyby człowiek wszystko zapamiętał, to by oszalał.
Gdyby człowiek miał serce takie jak człowiek powinien mieć serce, to patrząc na okrucieństwa tego świata – chociażby oglądając je w telewizji czy internecie – powinien płakać cały czas. Powinien być smutny. A co robi? Siedzi w gaciach, trzyma piwo w ręku i patrzy, jak jakieś maszyny czy karabiny rozrywają ludziom flaki. Jak dzieciom muchy wchodzą do oczu i do ust. Staliśmy się obojętni. Te zgony, które nastąpiły, są smutne. Pozbawiły ojców, braci, kochanków, mężów. Ale jednocześnie – w świetle okrucieństwa, jakie się dzieje na świecie – jesteśmy tylko małym bólem. Mój ból jest mniejszy... niż ich.
I jest kompletną bzdurą, iż jestem pacjentem pierwszego ryzyka. To jest zupełne nieporozumienie. Pacjentami pierwszego ryzyka są ci, przed którymi jest życie. Przed dziećmi, ludźmi w sile wieku. Ty jesteś pierwszego ryzyka. Natomiast ja jestem pacjentem ostatniego ryzyka. Co ja ryzykuję? Że pożyję trzy lata dłużej albo krócej? Przecież w świetle zwykłych dat to zostało tego niewiele. I to jest fantastyczne, fantastyczne.