Słucham? Życie kierowcy Formuły 1 to bajka? Sława, podróże, ogromne pieniądze, najszybsze samochody i najpiękniejsze kobiety? Wszystko to prawda – poza tą bajką. Tu trzeba się mocno napracować na każdego dolara czy euro, bo mowa jest o jednym z najbardziej wyczerpujących sportów świata.
Pora na sezon 2016. W pierwszym wyścigu – w dalekim Melbourne – bolidy zmierzyły się w niedzielę 20 marca. Pora też, jak co roku, by odpierać zarzuty, że F1 to nie sport, że ważniejsza jest maszyna niż człowiek. Bzdura, bzdura i jeszcze raz bzdura.
Boks, MMA, nawet wrestling
Lewis Hamilton w ubiegłym sezonie zgarnął mistrzostwo świata – już trzecie w karierze, więc dołączył do legend, w tym do swojego idola Ayrtona Senny. Balował potem tak często i intensywnie, przenosząc się z jednego miejsca świata w drugie prywatnym odrzutowcem, że w końcu sam miał tego dosyć. Ile można?
Z chęcią rozpoczął przygotowania do sezonu 2016, z miejsca zatrudnił nowego trenera boksu. Tak, boksu. To Junmar Emon, były zawodnik kategorii półśredniej, czyli do 66,678 kg. Panowie ostro zasuwali w gymie, nie było zmiłuj. Lewis lubi takie zajęcia, próbował już różnych dyscyplin. Rok temu nawet wrestlingu, w widowiskowy sposób dał się wtedy sponiewierać w ringu anonimowemu rywalowi w masce, a wszystko działo się w Meksyku.
Boxing is hard work! But I'm loving it. Great to find a new, challenging workout! #boxing#trainhard#gohardorgohomepic.twitter.com/LnzbbCYzXw
— Lewis Hamilton (@LewisHamilton) 2 lutego 2016
Boks praktykuje także Australijczyk Daniel Ricciardo reprezentujący barwy Red Bulla. Jest też fanem MMA, więc podpatruje i powtarza ruchy specjalistów tej dyscypliny. W przygotowaniach dbał o każdy szczegół. Była zatem praca nad siłą i wytrzymałością. Biegał, jeździł rowerem, dźwigał ciężary. Godzinami, do znudzenia, wzmacniał mięśnie szyi. Po co? W zakrętach dochodzi do potwornych przeciążeń, nawet 5G. Głowa kierowcy razem z hełmem waży około 6 kg, a zgodnie z prawami fizyki oznacza to, że w tych ekstremalnych momentach szyja utrzymuje ciężar ponad 24 kg. I tak okrążenie za okrążeniem. Obrazowo wyjaśnił to przed laty kolumbijski kierowca Juan Pablo Montoya: - To tak, jakby ktoś próbował odrąbać ci głowę.
Psycholog? Albo zdumienie, albo rozbawienie
Według lekarzy tylko w F1 i w maratonie bicie serca utrzymuje się tak długo na tak wysokim poziomie. I, co ciekawe, są kierowcy, którzy maratony biegają. To nie byle co, bo całe 42 km 195 m. Heikki Kovalainen przebiegł nowojorski maraton w 2007 r., w ramach przygotowań do sezonu. Czas: 3 godz. 36 min. Jarno Trulli, też startujący w F1 w przeszłości, w Nowym Jorku nieznacznie przekroczył 4 godz.
Awesome of @JensonButton from last weekends action! More photos from the day to come.. pic.twitter.com/QQ6Ma2ryK2
— Jenson Button Trust (@JBTrustTri) 17 lipca 2015
Mocarzem w tym temacie jest Jenson Button, mistrz świata z sezonu 2009, teraz kierowca McLarena, który londyński maraton przebiegł w 2 godz. 52 min. Dla Buttona taki wysiłek to nie pierwszyzna, w końcu to wypróbowany triathlonista.
Wszyscy dużo czasu poświęcają też na poprawianie refleksu. Najpopularniejsze są ćwiczenia na
specjalistycznej maszynie, na której co chwila w jakimś punkcie rozświetla się przycisk, a kierowca błyskawicznie musi go wyłączyć, ręką lub nogą. I tak przez minutę. Inne ćwiczenie: trener staje za plecami zawodnika i bez komendy rzuca w ścianę piłkę tenisową, którą, po odbiciu zawodnik musi złapać jedną ręką.
Ricciardo nigdy nie korzystał z pomocy tylko jednego fachowca – psychologa. Nikt w F1 z takiego wsparcia nie korzysta. Pytania o psychologa wywołują albo zdumienie, albo rozbawienie, a najczęściej jedno i drugie. Jeżeli ktoś jest słaby psychicznie, po prostu nie dostanie się do tego kosmicznego świata. Mówił o tym Robert Kubica, kiedy do tego świata należał, przed wypadkiem w rajdzie Ronde di Andora z 2011 r., który złamał mu karierę i o mało nie pozbawił życia. – Nie potrzebuję psychologa. Nie denerwuję się za kierownicą. Większy stres czuję podczas udzielania wywiadów – wyznał polski kierowca.
Nie potrzebuję psychologa. Nie denerwuję się za kierownicą. Większy stres czuję podczas udzielania wywiadów
Robert Kubica
Najbardziej przerażające auto świata
Przygotowanie fizyczne i mentalne to nie koniec. Są jeszcze testy, czyli współpraca zawodnika, maszyny i mądrych głów z zespołu – inżynierów, a nawet naukowców. – Dużo pracy, mało zabawy – tak o tej części przygotowań mawiał Kubica. Kierowca testuje, żeby poznać każdą najdrobniejszą część bolidu, a później udoskonalić ją wspólnie z zespołem.
Na torze musi zjawić się o świcie. Najpierw jest odprawa z inżynierami, potem kilka godzin jazdy. Obiad, krótka przerwa i znowu za kierownicę. Wieczorem kolejne spotkanie z inżynierami. Oprócz tego są jeszcze spotkania z mediami, z kibicami. Rano znowu to samo. Harówka. Podczas testów każdy z zawodników przejeżdża znacznie więcej kilometrów niż w wyścigu. Sprawdzane są rozwiązania, które jesienią i zimą próbowano już w tunelu aerodynamicznym. Bolid musi być dopieszczony.
A jest to maszyna niezwykła. Wyprzedza myśli kierowcy, miażdży jego zmysły. To najbardziej przerażające auto świata. I, co tu dużo mówić – dzieło sztuki. Niby nieduże, niby delikatne, wręcz kruche. Wszystko to pozory.
Moc tego potwora jest ogromna. Aby utrzymać go w ryzach i mieć nad nim kontrolę, trzeba być kierowcą wybitnym. Spóźnisz reakcję o ułamek sekundy i wylatujesz z toru. Nie dogrzejesz hamulców – wylatujesz. Nie dogrzejesz opon – też. A przy tym masz świadomość, że zawaliłeś wysiłek kilkuset ludzi, bo tylu pracowników zatrudnia każdy zespół. Kierowca jest tylko ostatnim ogniwem. – Za każdym razem, kiedy wsiadam do bolidu, czuję respekt przed mocą tej maszyny – powtarza Hamilton.
Za każdym razem, kiedy wsiadam do bolidu, czuję respekt przed mocą tej maszyny
Lewis Hamilton
Mógłby jechać po suficie
Przesiadka do bolidu F1 z innego samochodu, nawet wyścigowego, jest szokiem. Tu wszystko musi się odbywać w odpowiednim momencie, z ogromnym wyczuciem. W 2,7 s przyspiesza do 100 km/h, przy hamowaniu z 200 km/h staje w miejscu po 55 m. Na wynik wpływa każdy drobiazg, ale żaden w takim stopniu, jak opony. Tarcie, ścieranie, przyczepność, zachowanie w deszczu – to ogromne wyzwania dla naukowców. Nic nie ma w tym biznesie takiego znaczenia jak opony. Nazywane bywają primadonnami tego sportu, bo to one grają pierwsze skrzypce. Nawet na prostej działa na nie ogromna siła generowana przez wytwarzające docisk aerodynamiczny skrzydła. Siła tego docisku jest tak wielka, że już przy 150 km/h bolid mógłby jechać po suficie.
Trudno to policzyć dokładnie, ale maszyna, którą ujarzmia kierowca F1, składa się z około 80 tys. części. – Jeżeli przed wyścigiem 99,9 proc. z nich jest OK, to i tak 80 części nie działa jak należy – tłumaczył kiedyś David Coulthard, zwycięzca 13 wyścigów. Wiadomo, że zawsze znajdzie się coś, co można poprawić.
Psycholog sportu Saul Miller przyrównał rywalizację w F1 do gry w szachy przy prędkości – mniej więcej – 250 km/h, choć bolidy spokojnie przekraczają i 300 km/h.
To nie może być proste. I nie jest.
— Lewis Hamilton (@LewisHamilton) 4 lutego 2016