Debbie Harry razem z zespołem Blondie wprowadziła punk rock do mainstreamu i nadała mu seksapilu. Była muzą Andy’ego Warhola, a o sile swojej urody przekonała się jako tancerka go-go. 75-letnia Debbie nadal jest poszukiwaczką wrażeń skaczącą topless na bungee. Z równym urokiem opowiada o najtrudniejszych momentach swojego życia, jak i wspomina penisa Davida Bowiego.
- Były takie momenty, gdy myślałam: "Boże, ale byłam głupia". Czasem spoglądasz w przeszłość, myślisz o wszystkich błędach: "dlaczego coś takiego zrobiłam?". Ale, koniec końców, myślę, że byłam wielką szczęściarą – wyznała Debbie Harry, komentując pracę nad wydaną w ubiegłym roku autobiografią "Face It". A co uznaje za największy błąd? - Nie przywiązywałam uwagi do biznesów, a jedynie, co mnie naprawdę interesowało, to tworzenie muzyki i występowanie – dodała.
Trudno gdybać, w jakim miejscu byłaby Harry, która 1 lipca skończyła 75 lat, gdyby bardziej zwracała uwagę na biznesową warstwę swojej twórczości. Ale czy wtedy zostałaby "boginią amerykańskiego rocka", "królową punka" czy "nowojorską boginią"? Nie wiem. Jedno jest pewne: przetarła szlak wielu swoim naśladowczyniom, bo z Harry – podobnie jak z Annie Lennox czy Niny Simone – czerpały i czerpią najpopularniejsze dzisiaj gwiazdy: od Madonny począwszy przez Lady Gagę po Miley Cyrus.
Harry i jej piosenki zna każdy, chociaż bardzo często nie łączy jej i jej hitów właśnie z nią. A to ona zaśpiewała "One Way Or Another" na długo wcześniej, nim chłopcy z One Direction przyszli na świat. Ale charyzmatyczna liderka Blondie, która nadała seksapilu nowojorskiemu punkowi, odcisnęła swój ślad także na modzie, filmie, sztuce współczesnej i szeroko pojętej kulturze popularnej.
Brzydkie kaczątko
Jej historia nie przestaje inspirować, o czym można się przekonać w trakcie lektury wspomnianej autobiografii. Książka jest nie tylko krótkim, aczkolwiek intensywnym streszczeniem jej życia, ale swoistą kroniką towarzyską nowojorskiej awangardy lat 70. i 80. Można też odnieść wrażenie, że Harry ma coś do powiedzenia na każdy temat, co – jak stwierdzono w jednej z recenzji – sprawia, że "Face It" staje się momentami zabawną lekturą.
Ciężko uwierzyć, że nikt jeszcze nie sfilmował jej historii, bo to trochę opowieść o brzydkim kaczątku. Urodziła się w Miami jako Angela Trimble, dorastała w stanie New Jersey w rodzinie Catherine i Richarda Harrych, którzy adoptowali ją jako trzymiesięczne niemowlę.
O tym, że właściciele sklepu z prezentami nie są jej biologicznymi rodzicami, dowiedziała się jako czterolatka. W drugiej połowie lat 80. znalazła swoją biologiczną matkę, ale ta nie chciała mieć z Harry żadnego kontaktu. W jednym z wywiadów wokalistka Blondie powiedziała, że nie potrzebuje już żadnych relacji z kobietą, która ją urodziła. Chciała się tylko dowiedzieć, czy jej matka naprawdę była aż tak wobec niej obojętna. Dzieciństwo Debbie było beztroskie. Wychowywała się w szczęśliwej, kochającej się rodzinie z amerykańskiej klasy średniej.
Gdy miała kilkanaście lat – świadoma tego, że jest adoptowana, ale nie znając jeszcze swojej biologicznej matki – fantazjowała, że urodziła ją Marilyn Monroe.
"Chciałam nakręcać ludzi"
Od małego uwielbiała śpiewać. Występowała w kościelnym chórze. Jako nastolatka długo nie wiedziała, co chce ze swoim życiem zrobić. Jedyne, czego była pewna, to tego, że chce zostać artystką. Po latach wyznała, że jeśli nie zaczęłaby śpiewać, pewnie poświęciłaby się innej ze sztuk pięknych.
W 1965 roku ukończyła college artystyczny i przeniosła się do Nowego Jorku. Tu, na Dolnym Manhattanie, dołączyła do miejscowej bohemy, próbując spełnić swoje marzenia o wielkiej karierze.
W jednej z rozmów zapytano ją, jak jej rodzice oceniali to, że została artystką. "Nie chcieli, żebym zdobyła się na odwagę, chcieli, żebym została w miejscu, w którym byłam. Nigdy tak naprawdę nie zaakceptowali mojej kariery. Cóż, powiedziałabym, że musieli ją zaakceptować, bo było już po fakcie, ale zawsze chcieli, żebym miała "normalne" życie. Sądzę jednak, że byli dumni, ale było to dla nich tak obce, że zastanawiali się, kim byłam... Tak jak i ja zastanawiałam się, kim oni byli" – wyznała.
Najpierw przez rok pracowała jako sekretarka w nowojorskim biurze BBC Radio. Później została kelnerką w słynnym Max's Kansas City – nocnym klubie, często odwiedzanym przez największe nowojorskie artystyczne sławy – Roberta Rauschenberga, Willema de Kooninga czy Andy'ego Warhola wraz z jego świtą. Tu też regularnie grał The Velvet Underground. Później Harry pracowała jako tancerka go-go, a w końcu została króliczkiem "Playboya". Dawała się ponieść nocnemu życiu, które kipiało seksem, narkotykami i rock'n'rollem.
W "Face It" zupełnie bezceremonialnie wspomina o seksie i narkotykach. "Wtedy nie robiono badań naukowych czy nie było klinik z metadonem; jeśli chciałeś ćpać, ćpałeś, jeśli odleciałeś albo zachorowałeś, musiałeś liczyć na siebie".
Narkotyki były "częścią życia towarzyskiego, procesu twórczego, częścią szyku i zabawy, po prostu były. Nikt nie myślał o konsekwencjach" – pisze w innym miejscu.
W tym czasie szła za marzeniami. Związała się z folkowo-rockową grupą The Wind in the Willows, w której dośpiewywała chórki. W 1968 roku ukazał się album zespołu, przy powstaniu którego pracowała. Miała wówczas 23 lata. Sześć lat później dołączyła do grupy Stilettoes. Krótko potem do zespołu dołączył gitarzysta Chris Stein. Harry i Stein zostali parą na kolejne 15 lat.
Niebawem drobna blondynka, z zarysowanymi kościami policzkowymi, wspólnie ze swoim chłopakiem stworzyła Angel and the Snake, który po pewnym czasie został przemianowany na Blondie. Nazwa grupy wzięła się od okrzyków, które Debbie często słyszała pod swoim adresem na ulicy.
- Świetnie się uzupełnialiśmy. Pod każdym względem – opowiadała w jednej z rozmów. Wspominając współpracę ze Steinem, podkreślała niejednokrotnie, że łączyła ich relacja symbiotyczna. - To była bardzo prosta więź. Ja go ubóstwiałam, on mnie, tak to było. To było naprawdę niesamowite. Czuję się bardzo szczęśliwa, że to przydarzyło się mnie – wyznała. - Chciałam być dobra, chciałam być popularna, znana. Chciałam nakręcać ludzi – dodała.
W 1975 roku, zanim zespół Harry i Steina uformował swój stały skład, muzycy przesłuchiwali perkusistę Clema Burke'a. Muzyk grał tak dobrze, że obecna w pokoju Patti Smith próbowała go przejąć. Harry ostudziła zapędy Smith, mówiąc: "To ja pracuję z tym gościem", rzucając przy tym spojrzenie surowej matki, które budziło postrach nawet u największych cwaniaków.
Ikona stylu
Najpierw występowali w Max's Kansas City i w CBGB. Oba kluby były kolebką nowojorskiego punk rocka. W CBGB oprócz Blondie regularnie występowali także Talking Heads. Wokół tych klubów rozwijała się nowojorska scena punkowa – głównie za sprawą takich artystów, jak Ramones, Television, Patti Smith czy Blondie właśnie. Jednak w przeciwieństwie do pozostałych Harry i spółka chcieli zerwać z punkową etykietką. - Zawsze chcieliśmy być grupą popową – powiedziała Debbie w jednym z wywiadów. Kryła się za tym chęć dotarcia poprzez radio do szerokiej publiczności.
Debbie Harry już wtedy przyciągała nie tylko charakterystycznym altem, ale również seksapilem. Po debiucie fonograficznym w 1976 roku szybko stała się "ikoną punka". Harry wielokrotnie podkreślała, że dla niej moda jest "formą recyklingu", która polega na tym, że zastane, czasem zużyte elementy przetwarza się, dając im nowe życie. To ona łączyła printy w bardzo nieoczywisty wówczas sposób. Zestawiała różne estetyki: punk czy glamour i uzupełniała je elementami, które czerpała od modsów. To ona wylansowała t-shirty z różnymi nadrukami czy postaciami z kreskówek. Studio 54, którego w latach 70. stała się regularną bywalczynią, kochało jej bezkompromisowe połączenie tlenionych blond włosów, czerwonej szminki ze stylizacjami, których nie powstydziłyby się dzisiaj Madonna, Lady Gaga czy Miley Cyrus.
Sama wspominała, że gdy była uczennicą, miała problem ze swoją powierzchownością. - Jako nastolatka nienawidziłam swojego wyglądu – opowiadała w wywiadzie. - Wyglądałam inaczej niż inne dzieciaki i czułam się z tym niekomfortowo. Nie znosiłam patrzeć w lustro i na pewno nie sądziłam, że byłam piękna. To podejście zaczęło przynosić mi korzyści w rock'n'rollu. Zaczęłam przyciągać uwagę, ale nie nadawałam swojemu wyglądowi żadnej wartości – wspominała. O sile swojego seksapilu przekonała się, dopiero gdy zaczęła pracę jako tancerka go-go.
W jednej z rozmów przyznała, że wzorowała się między innymi na Marilyn Monroe, ale dodawała swoim stylizacjom punkowego charakteru. Nie chciała jednak, żeby ktokolwiek odbierał ją jako osobę słabą, ofiarę. - Przede mną nie było czegoś takiego w muzyce. Janis Joplin była silną kobietą, ale jej teksty były o straconej miłości i o byciu ofiarą – podkreślała.
"Wymyśliłam sobie, że będę bardzo kobiecą frontmanką męskiego zespołu w bardzo maczystowskiej grze" – przypomina w książce Harry. "Poprzez piosenki mówiłam o rzeczach, których ówczesne wokalistki wtedy by nie poruszyły... Moja postać w Blondie to dmuchana lalka, ale z bardzo ciemną, prowokacyjną i agresywną stroną" - dodaje.
W innymi miejscu wyjaśnia: "Znacznie później pomyślałam sobie, że (swoim wizerunkiem – red.) sportretowałam jakąś transseksualną istotę". Pytana o te słowa w niedawnym wywiadzie dla magazynu "NME" tłumaczyła, że w pewien sposób mogłaby wtedy identyfikować się jako osoba niebinarna seksualnie. "Nie wiem, czy wystarczająco dobrze to wyjaśniłam, ale zawsze czułam się związana z tekstami piosenek. Próbowałam w nich oddać siebie i moich kumpli z zespołu. Próbowałam wyrazić nas wszystkich" – mówiła. Ze śmiechem dodała, że przez całe życie wołano na nią albo "Debbie", albo "Harry". "Nigdy nie miałam z tym problemu. Zawsze dziwiło mnie, kiedy ludzie reagowali strachem bądź frustracją na kombinację ich seksualności. Myślę, że lepsze jest dla nas poznanie ich obu" – podkreśliła.
Debiutancki album "Blondie" początkowo nie odniósł komercyjnego sukcesu, ale zwrócił uwagę czołowych krytyków. Muzycy porównywani byli między innymi do The Who i zostali dostrzeżeni zarówno w Europie, jak i w Australii.
Penis Bowiego i świat u stóp
W pierwszą swoja trasę wyruszyli w 1977 roku jako suport Davida Bowiego i Iggy'ego Popa. Po jednym z koncertów Harry i reszta ćpali heroinę. W pewnym momencie Bowie postanowił zaprezentować swojego – sporych rozmiarów, jak wynika ze wspomnień – penisa. W wywiadzie z "NME" Harry opisała tę sytuację, którą potraktowała jako propozycję. "Byłam zaskoczona i pochlebiło mi to. Pomyślałam: "och". Kto by zareagował inaczej? To jest naprawdę świetna rock'n'rollowa historia. A jeśli to był David Bowie, czy mogłoby być coś lepszego? Pomyślałam, że był to w pewnym sensie bardzo dżentelmeński gest. W końcu nie rzucił się na mnie. Po prostu: "oto mój penis". Naprawdę miło" – relacjonowała ze śmiechem.
Największe sukcesy były przed grupą.
W lutym 1978 roku wydali "Plastic Letters", które docenione zostały głównie w Wielkiej Brytanii. Siedem miesięcy później pojawił się trzeci krążek zespołu: "Parallel Lines". To był hit, z którego aż pięć utworów lądowało na szczytach zestawień przebojów. Płyta sprzedała się na całym świecie w nakładzie 20 milionów egzemplarzy.
Album, który zawierał takie hity, jak "One Way or Another", "Heart of Glass" czy "Picture This", stał się - jak pisał "Rolling Stone" - "tym, który przeniósł połączenie nowojorskiej odsłony punka i new wave do mainstreamu". Za międzynarodowym, historycznym wręcz sukcesem krążka stoi między innymi charyzmatyczna Debbie Harry, która inspiruje i zachwyca trzecie pokolenie muzyków i fanów.
Począwszy od "Parallel Lines" w muzyce zespołu – oprócz punkowych i nowofalowych brzmień – coraz częściej było słychać głównie disco, ale również funk, mieszankę wczesnego hip-hopu czy szeroko rozumianego popu. Co ciekawe, część historyków muzyki zwraca uwagę, że Harry była pierwszą wokalistką, która wylansowała numer jeden amerykańskiej listy przebojów częściowo rapowany. Chodzi oczywiście o "Rapture". W teledysku pojawił się między innymi Jean-Michel Basquiat.
Kilka miesięcy po premierze albumu na okładce "Rolling Stone" pojawiło się zdjęcie Harry autorstwa Annie Leibovitz. Charyzmatyczna wokalistka, autorka piosenek, stała się symbolem seksu. Mówiono o niej, że stała się Marylin Monroe swoich czasów. W 1980 roku została uwieczniona przez Andy'ego Warhola. Jeden z najsłynniejszych amerykańskich artystów XX wieku, który był wielkim fanem Harry, wykonał serię jej portretów. Debbie z kolei uważała Warhola za jednego ze swoich najważniejszych mentorów.
- Myślę, że najlepszą rzeczą, jaką mnie nauczył, było otwarcie się na nowe rzeczy, nową muzykę, nowe style, nowe zespoły, nowe technologie i podążanie za nimi. Nie można ugrzęznąć w przeszłości, ale zawsze trzeba akceptować nowe rzeczy bez względu na to, w jakim jest się wieku – przyznała w jednej z rozmów.
Ucieczka w narkotyki
Początek lat 80. w życiu Blondie był dość "przewrotny". Z jednej strony zespół wydawał kolejne albumy, umacniając swoją pozycję w głównym nurcie rozrywki, zwłaszcza gdy nagrali singiel "Call Me", który pojawił się na ścieżce do filmu "Amerykański żigolak" z Richardem Gere'em w roli głównej. Harry, która wspólnie z Giorgio Moroderem napisała tę piosenkę, została za nią nominowana do Złotego Globu.
Z drugiej strony szczególnie mocne piętno na życiu muzyków odcisnęły lata 1982-85. Wtedy to zespół w zasadzie się rozpadł, Stein chorował (szpital nie chciał go przyjmować, twierdząc, że ma AIDS). Zdiagnozowano u niego rzadką i poważną chorobę autoimmunologiczną – pęcherzycę. Debbie, która na koncie miała już jedną solową płytę, ograniczyła swoją działalność artystyczną i poświęciła znacznie więcej uwagi partnerowi.
Nie udało się wtedy także uciec od heroiny. W 2011 roku w jednym z wywiadów przyznała, że przez kilka lat była uzależniona od narkotyków i że "próbowała wszystkiego". Pytana, czy była narkomanką, odpowiedziała: - Absolutnie. Myślę, że przez parę lat.
- To była depresja... Nasza wytwórnia nas porzuciła, menadżer odszedł, a wkroczył urząd podatkowy. Wszystko się rozpadło i ja się rozpadłam – wyznała.
W innym wywiadzie otworzyła się bardziej. - Myślę, że w drugiej połowie lat 80. miałam naprawdę okropny okres w życiu. Musiało to być związane przede wszystkim z tym, że zespół się rozpadł, kiedy Chris był chory, gdy urząd podatkowy zajął dom – przyznała. Jednak nie poddała się i razem ze Steinem zdecydowali się na odwyk. W 1987 roku Harry i Stein się rozeszli. Pozostali bliskimi przyjaciółmi, Harry jest matką chrzestną dwóch córek Steina.
Gwiazda Cronenberga i odrzucona rola w "Blue Velvet"
Harry przez niemal całe lata 80. pracowała przede wszystkim nad solowym materiałem. Coraz częściej jednak pojawiała się jako aktorka w produkcjach filmowych i telewizyjnych. Wzięła udział między innymi w powstaniu niezależnych produkcji krótkometrażowych w reżyserii słynnego Amosa Poego. Zagrała też jedną z głównych ról w szokującym "Wideodromie" Davida Cronenberga. Od Davida Lyncha otrzymała scenariusz do "Blue Velvet", gdzie miała zagrać rolę, która ostatecznie trafiła do Isabelli Rossellini.
- W przeszłości odrzucałam niektóre scenariusze, ponieważ były złe, wyświechtane – wspominała Harry, dodając, że w każdym z nich była przynajmniej jedna scena krwawego morderstwa i jedna straszna scena miłosna.
Publiczność pokochała ją za rolę Velmy Von Tussle w oryginalnej wersji "Lakieru do włosów" Johna Watersa z 1988 roku.
"Chciałabym, żebym to ja wymyśliła seks"
W 2014 roku Harry wyznała, że po tym, jak rozstała się z ukochanym, próbowała nowych związków, także z kobietami. W ten sposób potwierdziła pogłoski, które pojawiały się przez wiele lat. Debbie wyznała również, że chciałaby się jeszcze zakochać i że nie ma jakichś szczególnie wygórowanych oczekiwań. Ważne dla niej jest to, żeby ktoś miał poczucie humoru i kochał seks. Zresztą seks zawsze był dla niej ważną częścią życia. - Chciałabym, żebym to ja wymyśliła seks – powiedziała kiedyś Harry.
Zespół Blondie reaktywował się po 15 latach – w 1997 roku. Dwa lata później pojawił się krążek "No Exit", który promował singiel "Maria". Piosenka zadebiutowała w pierwszej dziesiątce najważniejszych list przebojów na świecie. Kolejne cztery albumy, które wydali w ostatnich 18 latach, nie powtórzyły wcześniejszych sukcesów grupy. Jednak – jak sama Harry podkreślała niejednokrotnie – nie zależy im na odgrzewaniu kotleta. Zespół, który na koncie ma jedenaście studyjnych krążków, w ponad 40-letniej historii sprzedał przeszło 40 milionów płyt. To nie lada wyczyn.
W międzyczasie Harry nagrała pięć solowych płyt studyjnych, angażowała się w liczne projekty muzyczne i okazjonalne duety, na przykład pojawiła się gościnnie na koncercie Arcade Fire podczas Coachelli w 2014 roku.
"Robię te wszystkie rzeczy, które robią ludzie po odwyku"
Od ponad dwóch dekad zaangażowana jest również w działalność charytatywną. Jak sama przyznała, do filantropii skłoniło ją wspieranie walki z HIV i AIDS przez Eltona Johna. Uznała, że również powinna.
- W moim życiu te sprawy stały się teraz ważne. Mam przywilej, że jestem w stanie się zaangażować, więc to robię. Doceniam ludzi takich jak Elton John, którzy wykorzystują swoją pozycję, żeby robić tyle dobrego – podkreśliła.
Jej działalność skupia się głównie wokół organizacji, które wspierają ludzi walczących z nowotworami czy endometriozą. W ostatnich latach Harry nagłaśnia kwestię pszczół zagrożonych wyginięciem i konsekwencji, jakie to niesie dla ludzi.
Pytana o starzenie się wielokrotnie przyznawała, że to "okropne". - W głowie czuję się, jakbym miała ciągle 25 lat. Ale mam wątpliwości, czy ubierać się jak 25-latka – wyznała.
- Mam to szczęście, że zawsze cieszyłam się dobrym zdrowiem. Nie mogę na to w ogóle narzekać. Oczywiście, że narzekam, ale nie powinnam – mówiła w 2017 roku. W innej rozmowie podkreśliła: "Jestem zdrowa, ćwiczę jak diabli i robię te wszystkie rzeczy, które robią ludzie po odwyku".
Werwy jej nie brakuje. Ciągle zachwyca, nigdy nie zwalnia. Z natury zawsze była poszukiwaczką wrażeń, więc kilka lat temu topless skoczyła na bungee. Jak sama podkreśla, żyje z wdziękiem pełnią życia.