W trzy lata osiągnęła to, czego niektórym nie udaje się przez dekady. I zdążyła przekonać się, że sława potrafi doprowadzić na samą krawędź okna. Tylko na Instagramie 18-letnią Billie Eilish śledzi ponad 50 milionów użytkowników, jej piosenki mają ponad trzy miliardy odtworzeń. Jednak na początku stacje radiowe nie chciały ich puszczać, a są nadal rodzice, którzy ostrzegają przed nią dzieci, gdyż "idealizuje śmierć". Ona i tak zrobi po swojemu.
W minioną niedzielę odmieniła na trwałe historię muzyki. Wielkie słowa? Billie Eilish z pewnością się ich nie boi. Już jako szesnastolatka śpiewała: "You should see me in a crown / I'm gonna run this nothing town / Watch me make 'em bow" ("Powinieneś widzieć mnie w koronie / Poprowadzę to nic nieznaczące miasto / Zobacz, jak się kłaniają" - tłumaczenie własne).
I nie kazała słuchaczom długo czekać. Ma 18 lat, koronę na głowę włożyła sobie sama, a wszystkie "wielkie słowa" są uprawnione.
Jej debiutancki album "When We All Fall Asleep, Where Do We Go?", który ukazał się w marcu ubiegłego roku, był jednym z najbardziej spektakularnych debiutów w muzyce rozrywkowej ostatnich dekad. Fakt, nie opinia. Krążek do końca 2019 roku pokrył się w Stanach Zjednoczonych podwójną platyną, podobnie w innych krajach. Eilish stała się najmłodszą osobą i pierwszą kobietą, która w ponad 60-letniej historii nagród Grammy wygrała we wszystkich czterech najważniejszych kategoriach: album roku, nagranie roku, piosenka roku oraz najlepszy nowy artysta. A trzeba pamiętać, że była nominowana jako najmłodsza artystka solowa.
Piątą statuetkę otrzymała za najlepszy solowy występ pop. Mało? Jest też pierwszą artystką urodzoną po 2000 roku, której album trafił na szczyt listy przebojów Billboard Hot 100.
W kilkanaście miesięcy od debiutu fonograficznego Eilish udało się to, co nikomu innemu do tej pory: zmieniła oblicze muzyki popularnej. "Witamy naszą nową pop-władczynię" - pisał Thomas Smith na łamach magazynu "NME", właśnie po premierze singla "You Should See Me In A Crown". A to tylko jedna z setek podobnie pochlebnych ocen, które w opiniotwórczych mediach pojawiają się od mniej więcej półtora roku.
Może to brzmieć nieco dziwnie w przypadku nastolatki, ale wbrew nagłówkom prasowym Billie nie jest nagłym muzycznym objawieniem. Jej kariera zaczęła się już pięć lat temu. I jest efektem nie tylko rzadkiego talentu, ale także świadomych decyzji i wsparcia rodziców. Jaka jest więc jej historia?
Pani "Zrobię To Odwrotnie"
- Jestem typem osoby, której jeśli powiesz, żeby przestała coś robić, zrobi dokładnie na odwrót - powiedziała w jednym z wywiadów. Buntowniczą postawę ma wpisaną w dowód osobisty, bo jej pełne imię i nazwisko brzmi: Billie Eilish Pirate Baird O'Connell.
Jest młodszą córką pary umuzykalnionych aktorów: Maggie Baird i Patricka O'Connella.
Jej dzieciństwo jednak nie było przyspieszonym kursem przygotowawczym dla gwiazd, jak to często zdarza się w przypadku młodych talentów, niemal tresowanych do występów na scenie.
- Highland Park teraz stała się popularna, ale dorastanie tam wcale nie wyglądało tak, jak jest tam teraz - opowiadała w rozmowie z nme.com. – Były strzelaniny i całe to gówno, wiesz, szemrane miejsce. Ludzie mają zupełnie inną, niewłaściwą wizję tego, jak dorastałam. Myślą, że jestem tylko małą bogatą laską z LA – dodała.
Billie, podobnie jak jej starszy brat Finneas (współtwórca części piosenek, jej producent), edukację zdobywali w domu. A ich nauczycielką była matka, która jest również znana jako aktywistka ruchów edukacji domowej.
Czy miało to znaczenie? Z pewnością. - Gdybym poszła do szkoły, nikt nie traktowałby mnie poważnie, co mnie przeraża – wyznała w jednym z wywiadów.
Śpiewanie szybko stało się dla niej jak oddychanie. - Gdy ludzie pytają, kiedy zaczęłaś śpiewać, myślę, że to głupie pytanie. Zawsze śpiewałam i wymyślałam melodie. To było zupełnie normalne w naszej rodzinie. Gdy spotykam rodziny, które tego nie robią, myślę: "co, do k**wy?" – opowiadała.
To Maggie nauczyła dzieci podstaw tworzenia piosenek. I może przez to dzisiaj Billie i Finneas tworzą świetnie zgrany duet artystyczny. O'Connellowie zachęcali dzieci od najmłodszych lat do wyrażania siebie w dowolny sposób, do rozwijania pasji i zainteresowań. Według rodzinnych relacji, Billie swoją pierwszą piosenkę napisała jako czterolatka! Sama mówi jednak, że za pisanie wzięła się później – ale wcale nie tak późno - bo jako jedenastolatka. Pierwszy kontrakt ze studiem nagraniowym podpisała trzy lata później.
Jak 20 lat zrobiła w trzy
"I've been watching you for some time / Can't stop staring at those ocean eyes / Burning cities and napalm skies / Fifteen flares inside those ocean eyes" ("Obserwowałam cię przez jakiś czas / nie mogłam przestać wpatrywać się w te oceaniczne oczy / Płonące miasta i napalmowe niebo / Piętnaście rozbłysków w tych oceanicznych oczach" - tłum. własne)
Billie Eilish
- To wszystko było dość nagłe, chociaż wydawało mi się, że to dzieje się stopniowo. Nagle wszyscy stwierdzili, że jestem "sławna". Ale wiesz, miałam 13 lat, kiedy pojawił się kawałek "Ocean Eyes". Jednak, z drugiej strony, to wszystko się dzieje o wiele szybciej niż w przypadku niektórych osób. Są tacy, którzy potrzebują 20 lat na to, co u mnie wydarzyło się w trzy. Natomiast każdy moment tego roku (2019 - red.) budził we mnie poczucie: "co, do k***wy, się dzieje?" - zarówno pozytywnie, jak i negatywnie – mówiła ledwie kilka tygodni temu w rozmowie z "The Guardian".
Właśnie "Ocean Eyes" można uznać za moment przełomowy w jej karierze. Napisał ją brat Billie, nie dla niej, a dla swojego zespołu. Jednak to Billie ją nagrała i wrzuciła na Soundcloud.
Śpiewała: "I've been watching you for some time / Can't stop staring at those ocean eyes / Burning cities and napalm skies / Fifteen flares inside those ocean eyes" ("Obserwowałam cię przez jakiś czas / nie mogłam przestać wpatrywać się w te oceaniczne oczy / Płonące miasta i napalmowe niebo / Piętnaście rozbłysków w tych oceanicznych oczach" - tłum. własne).
I stało się. 13-latka zaczęła zachwycać w sieci słuchaczy swoim - wtedy jeszcze nie tak bardzo - zachrypłym, ciemnym głosem.
Odtąd nieustannie musi odpowiadać na pytania o wiek. Irytujące? Naturalnie. W rozmowie z "Harper’s Bazaar", na przykład, stwierdziła, że nie ma pojęcia, jak to jest być 15-latką. – Dlaczego ma mnie to definiować? – spytała w końcu rozdrażniona.
Irytuje ją też, że musi walczyć o to, by traktowano ją poważnie. - Gdy starsi ludzie mówią: "co ty możesz wiedzieć o takich rzeczach jak miłość?", to wiem o tym więcej od nich, ponieważ przeżywam po raz pierwszy to, czego oni nie czuli od dawna. To nie znaczy, że cokolwiek jest słabsze, ale są to zdecydowanie inne uczucia. Oni przyzwyczaili się do kochania, złamanego serca, bólu czucia "chcę tylko, k***a, umrzeć", ale dla młodszych to wszystko jest nowe i przerażające – wyjaśniała.
Rodzice ostrzegają przed mroczną księżniczką
Zachwyty zaczęły przeplatać się z ostrzeżeniami. Według niektórych nowa "pop księżniczka" swoim wizerunkiem pseudogotha "idealizuje śmierć". Naprawdę. Nie zmyślam. Są tacy, którzy w to wierzą.
Oversize'owe bluzy i szorty, grunge'owa kolorystyka, wielkie sportowe buty, zmyte, farbowane włosy – to wszystko było i nie powinno w drugiej połowie drugiej dekady XXI wieku dziwić czy szokować. Widzieliśmy już to przecież w latach 90.
A smutek? Kto nie bywa smutny. Billie uważa, że nie należy tego fetyszyzować - Pamiętam, że na początku wszystkie te wytwórnie i rozgłośnie radiowe nie chciały puszczać mojej muzyki, ponieważ była "zbyt smutna". Mówili, że nie dotrze do nikogo. To dla mnie śmieszne, ponieważ każdy z nas czuł kiedyś smutek. Oczywiście, bardzo ważne jest promowanie radości, szczęścia i miłości do siebie, ale wiele ludzi nie kocha siebie samego – przyznała kilka dni temu w rozmowie z Gayle King w "CBS This Morning". Na pytanie, czy uważa się za mroczną osobę, zaprzeczyła. - Nikt, kto mnie zna, nie ma mnie za mroczną osobę. O mój Boże… Cały czas się śmieję ze wszystkiego - dodała.
Ciuchy? Przyznaje sama, że jeśli chodzi o stylizacje, lubi ubierać się tak, żeby zwracać na siebie uwagę. – Chcę się ubierać tak, że gdybym weszła do pokoju pełnego ludzi noszących zwykłe ubrania, mogłabym powiedzieć: "założę się, że wszyscy na mnie patrzą". Chcę się czuć w ten sposób. Dzięki temu czuję się swobodnie – deklarowała. I dodała, że lubi być oceniana.
Ten estetyczny powrót do lat 90. szybko podłapali nie tylko jej fani, ale styliści innych gwiazd i projektanci mody. Sama piosenkarka stworzyła, we współpracy z japońskim artystą Takashim Murakamim, linię ubrań. Wzięła też udział w kampanii Calvina Kleina, przy okazji której wyjaśniała, że nosi oversize'owe ubrania, żeby uchronić innych przed body shamingiem.
W pierwszą trasę koncertową po USA ruszyła w 2017 roku. W tym samym, w którym na rynku pojawiały się jej kolejne przeboje. Zebrała je na EP-ce "Don't Smile at Me". Zdobywała miliony fanów w sieci. Jej rozpoznawalność rosła z każdym tygodniem. Czy była gotowa na taki sukces? Chyba nie. – Nie da się przygotować na coś takiego. Gdy rzeczy się dzieją, musisz po prostu je wyczuć. To szaleństwo, ale cieszę się z wszystkiego – mówiła wówczas.
Gdy kończy się impreza
Jednak rok później sława zaczęła ją przytłaczać. Wiemy o tym, bo kilka dni temu wróciła do tamtych chwil z 2018 roku w rozmowie z Gayle King. Wyznała, że pędząca popularność ekstremalnie ją wyizolowała, a jej przyjaciele, nie mogąc odnaleźć się w tej nowej sytuacji, odeszli.
Poczucie niedopasowania społecznego, które i tak odczuwała, narastało. Nie pomagał instynkt gwiazdy światowego formatu.
Czuła się osamotniona i wyizolowana, przeżyła załamanie nerwowe, co zakończyło się depresją.
- Byłam tak bardzo nieszczęśliwa w zeszłym roku (2018 - red.), nawet na początku tego (2019 roku). Byłam tak bardzo nieszczęśliwa, byłam… pozbawiona radości – wyznała.
Dlaczego? - W zasadzie nie wiem dlaczego, było tak wiele powodów. Oczywiście była depresja, która pojawiła się na samym początku, ale najgorsza była ta sława, której wcale nie chciałam w tamtym momencie. Nie miałam możliwości wyjścia z domu, co było dla mnie torturą. Wszystko, czego chciałam, to wyjść z przyjaciółmi – relacjonowała.
"Today, I'm thinkin' about the things that are deadly / The way I'm drinkin' you down / Like I wanna drown, like I wanna end me" ("Dzisiaj myślę o zabójczych rzeczach / sposób, w jaki cię wypijam / Jakbym chciała utonąć / Jakbym chciała ze sobą skończyć" - tłum. własne)
Billie Eilish
- Byłam w Berlinie, byłam sama w hotelu… I pamiętam, że było tam okno… Pamiętam, że płakałam, ponieważ myślałam o tym, w jaki sposób umrę, mogłam to zrobić – wyznała. Podkreśliła, że nie zdecydowała się na ostateczny krok ze względu na swoją mamę.
Matka Billie, Maggie Baird, uważa, że depresja córki była najcięższą rzeczą, z którą przyszło im się mierzyć. – Cały czas upewnialiśmy się i pytaliśmy ją, czy nadal chce to robić. Jednak ona kocha występować. Koncerty i fanów, dzięki temu mogła przez to przejść – powiedziała matka.
Dziennikarka nawiązała do tekstu jej hitu "Bury a Friend", gdzie kilkukrotnie pada "I wanna end me” ("Chcę ze sobą skończyć"). Billie przyznała, że mogła sobie zrobić krzywdę.
Do ciężkich chwil Billie powraca w wielu piosenkach z płyty "When We All Fall Asleep, Where Do We Go?". "To była najtrudniejsza piosenka, jaką nagraliśmy wspólnie (z Finneasem - red.) (…). Ta piosenka odnosi się do poczucia końca, tego, co czujesz, gdy skończy się impreza. Jest o nieporozumieniach z kimś, o kogo się troszczysz, gdy wiesz, że to już jest koniec" - opisuje Eilish singiel "When the Party's Over".
Piosenkarka wróciła do formy dzięki ogromnej pracy, cierpliwości, wsparciu rodziny i terapii. Nauczyła się odmawiać, zrozumiała, jak przytłaczająca może być trasa. Ale patrząc na to, jak intensywnie miała wypełniony czas na przełomie 2018 i 2019 roku, gdy między innymi supportowała trasę Florence and the Machine, można uznać, że nie zwalnia tempa ani na trochę. Zwłaszcza po premierze krążka w marcu ubiegłego roku.
– Ten przemysł jest k*****ko przerażający, ale gdybym tego nie robiła, pewnie byłabym nieszczęśliwa, ponieważ to jest wszystko, czego pragnęłam. Nieważne, jak straszna bywa sława i jak straszne są niektóre rzeczy, jednak to wszystko sprawia, że (bycie muzykiem – red.) jest tego warte – oceniła Billie.
Temat lekcji: Eilish jak Mozart
- To, jak rozwija się kariera Billie Eilish, jest modelowym przykładem, jak powinno zarządzać się talentem osoby, która wchodzi w świat muzyki w bardzo młodym wieku – ocenia w rozmowie z Magazynem TVN24 Tomasz Leszczyński, nauczyciel muzyki ze Szkoły Podstawowej nr 3 im. kpt. Jana Drzewieckiego w Toruniu. Jeden z klipów Eilish pokazali mu uczniowie. Dziś sam wskazuje na lekcjach na podobieństwa w życiorysach młodej Amerykanki i… Wolfganga Amadeusza Mozarta. – Proszę pamiętać, tu nie chodzi o porównywanie dorobku muzycznego, ale zaskakująco ciekawe jest to, jak podobne są te postaci – dodaje.
"I'm that bad type / Make your mama sad type / Make your girlfriend mad tight / Might seduce your dad type / I'm the bad guy, duh" ("Ja jestem tym złym typem / typem, który smuci twoją mamę / typem, który sprawia, że twoja dziewczyna wariuje / typem, który może uwieść twojego tatę / Ja jestem złym typem")
Billie Eilish "bad guy"
- Mozarta i Eilish łączy wiele faktów. Obydwoje byli późnymi dziećmi swoich rodziców, rodzice Wolfganga mieli mniej więcej 35-36 lat, gdy on przyszedł na świat; Maggie Baird urodziła Billie po czterdziestce. Obydwoje nie chodzili do szkoły, kształceni byli w systemie homeschoolingu. Zresztą Baird jest znaną aktywistką takiej formy kształcenia, udziela się na wielu forach w internecie. Zarówno Billie, jak i Mozart bardzo zżyci byli ze starszym rodzeństwem. Wolfgang Amadeusz był blisko z o pięć lat starszą Marią Anną, która również była uzdolniona muzycznie. Billie zżyta jest ze starszym o cztery lata Finneasem - wylicza Leszczyński.
- Ponadto w obu przypadkach rodzice naszych bohaterów od początku zaszczepiali w nich dążenie za oryginalnością. Zarówno Leopold Mozart, uznany w Europie nauczyciel muzyki, jak i utalentowani aktorsko i muzycznie rodzice Eilish, pisali wspólnie z dziećmi pierwsze autorskie formy - dorzuca.
Gdy w marcu ubiegłego roku pojawił się singiel "bad guy", internet oszalał na jego punkcie (uczniowie Leszczyńskiego też). Prawie miliard odsłon na YouTubie, kolejne 1,15 miliarda odtworzeń na Spotify. Leszczyński tłumaczy, że Eilish wykorzystała pierwotną i naturalną dla słuchacza z całego świata triadę harmoniczną. - Podobnie jak wielu melodię oparła na tercji małej, pisząc po prostu kolejną przebojową aranżację bluesa - dodaje.
Leszczyński przypomina, że z podobnych konstrukcji korzystali The Beatles czy The Doors. - A przecież niejednokrotnie Billie mówiła o swoich inspiracjach. Jest bardzo osłuchana - ocenia toruński nauczyciel.
- Oni też garściami czerpali z tego, co przez lata kształtowało się w muzyce popularnej, tworząc własne autorskie spojrzenie - mówi.- A przecież wszyscy lubimy wracać do tego, co już znamy, co nam się dobrze kojarzy. Eilish nie jest eksperymentatorką, jak choćby mieszkający w tej samej dzielnicy Ariel Pink. Jej estetyka wizualna jest dużo bardziej prowokacyjna niż tworzone przez nią piosenki - dodaje Leszczyński.
- Billie Eilish jest sumą składników talentu, wrażliwości, spojrzenia na świat, bardzo przekonującego wizerunku, które są skazaną na sukces kombinacją w muzyce rozrywkowej. Najważniejsze jest to, jak te wszystkie poszczególne elementy składowe się ze sobą łączą. Można więc powiedzieć, że Eilish jest emanacją muzyki popularnej, choć z pewnością niejeden raz będzie kwestionować swój wizerunek wraz z doświadczaniem dorosłego życia i wszystkich ograniczeń związanych z oczekiwaniami publiczności wobec ikony popu - ocenia Leszczyński.
Można lubić Billie Eilish lub nie. Nie zmienia to faktu, że przez minione pięć lat udowadniała, że jest w stanie tworzyć muzykę na własnych warunkach, w domowej sypialni, bez wchodzenia w utarte szablony i buty starszych koleżanek z branży. Tak jak wszędzie znajdą się tacy, którzy nawet na przekór będą wobec niej niechętni. – Nigdy nie uwierzysz, jakie gówno ludzie o mnie mówią. To bywa k*****ko śmieszne, bo kto ostatecznie zarabia? Kto gra koncerty w różnych zakątkach świata? Kto dostaje buty za darmo? Ja – rzuciła kpiąco w rozmowie z nme.com. – Nie chcę być zarozumiałą, ale… j***ć to – dodała. Nietaktowne? W końcu "all good girls go to hell” ("wszystkie grzeczne dziewczyny idą do piekła") – jak śpiewa w jednej z piosenek.