Sztabowcy uważają, że to oni mogą zdecydować o wyborczym wyniku drugiej tury. Mają setki tysięcy głosów, które w ostatecznym rozrachunku mogą okazać się przełomowe dla któregoś z kandydatów. Ale czy wybiorą się do lokali wyborczych? Może zostaną w domu, bo nie chcą ani Dudy, ani Trzaskowskiego? Jakiej Polski chcą najmłodsi głosujący?
Gdy oni stawiali pierwsze w życiu kroki, Lech i Jarosław Kaczyńscy tworzyli rządzące dziś Prawo i Sprawiedliwość. Gdy w gdańskiej Hali Olivia trzech tenorów – Tusk, Płażyński i Olechowski – prezentowali światu swój nowy projekt polityczny, większości z nich zależało głównie na tym, by wtulić się w bezpieczne rodzicielskie ramiona. Dziś są już pełnoletni, a w tych wyborach pobili swój frekwencyjny rekord. Jakiej chcą Polski?
Ostatnia niedziela to krajobraz pełen kolejek mniej lub bardziej spektakularnie ciągnących się do lokali wyborczych. Ale nie tylko to sprawi, że wybory prezydenckie 2020 roku przejdą do historii. Po raz pierwszy młodzi wyborcy głosowali chętniej niż ci najstarsi. - To właśnie oni mogą przesądzić o ostatecznym wyborczym wyniku – można usłyszeć w jednym ze sztabów. Spektakularny, bo o niemal 18 punktów procentowych, jest wzrost wyborczej aktywności wśród ludzi między 18. a 29. rokiem życia w stosunku do poprzednich wyborów.
Według badań Ipsos w tej najmłodszej grupie w wyborach prezydenckich głosowało 64,5 proc.Według badania late poll Ipsos w pierwszej turze wyborów prezydenckich w grupie w wiekowej od 18. do 29. roku życia najwięcej głosów zdobył Rafał Trzaskowski (24,5 proc.), za nim był Szymon Hołownia (23,9 proc.), a trzecie miejsce zdobył Krzysztof Bosak (21,7 proc.). Czwarta pozycja należała do Andrzeja Dudy (20,3 proc.). Robert Biedroń zdobył 5,7 proc., a Władysław Kosiniak-Kamysz 2 proc. Pozostali kandydaci zdobyli mniej niż 1 proc. w tej grupie wyborców.
Media podkręcają emocje
- Na wysoką frekwencję wśród młodych największy wpływ miały media i bieżąca polityka – uważa dr Sławomir Drelich, politolog, wykładowca akademicki, nauczyciel wiedzy o społeczeństwie w I LO w Inowrocławiu. Dlaczego? - Bo media polaryzują. Pokazują ścieranie się dwóch głównych sił politycznych w kraju. Taki przekaz pobudza emocje, wymusza działanie. Nie bez znaczenia jest fakt, iż coraz więcej mamy do czynienia z mediami tożsamościowymi, które tym emocjonalnym przekazem zarzucają nas jeszcze bardziej. To na młodych działa.
- Ponadto w ostatnich tygodniach cały ten dyskurs wokół tematyki osób LGBT i tak zwanych tradycyjnych wartości zaktywizował nowe grupy sprzeciwu, na których aktywizację rządzący nie byli gotowi – tłumaczy Drelich. Młodzi wyszli z domu i poszli do urn, aby zwerbalizować swój sprzeciw wobec polityki piętnowania kolejnych wymyślonych przez polityków wrogów. I wielu z nich potwierdza to w rozmowach z nami. Rozmawialiśmy z wyborcami wszystkich kandydatów, nie wszyscy jednak chcą publicznie mówić, na kogo głosowali w pierwszej turze. Wolą mówić o motywacjach, które pokierowały nimi, by w ogóle pójść na wybory.
Jagoda Dutkiewicz studiuje psychologię kliniczną w Gdańsku i produkcję filmową w Łodzi. Gdy rozmawiamy, cytuje Edwarda Stachurę: "Jeżeli coś dotyka cię, znaczy: dotyczy cię. Jeżeliby nie dotyczyło cię - nie dotykałoby cię, nie zrażało, nie obrażało, nie drażniło, nie kuło, nie raniło". - Bardzo dotknęły mnie słowa o LGBT. Nie chcę, żeby reprezentował mnie ktoś, kto wyklucza innych ludzi. Z racji urodzenia wszyscy mamy równe prawa i to nie może być nikomu odebrane. To przelało u mnie czarę goryczy – mówi studentka.
Zdaniem Igi Ratajczak, licealistki z Poznania, w Polsce mamy problem z empatią i postawieniem się w sytuacji drugiej osoby. - Tematy wszelkich mniejszości zostały zawłaszczone przez polityków, a oni obcych i innych wykorzystują tylko w partyjnej grze. I to jest straszne – uważa.
A dr Drelich podsumowuje: - Obóz Zjednoczonej Prawicy użył tego tematu, żeby odebrać część tradycjonalistycznego elektoratu Bosakowi. Chciano ponadto utwierdzić starsze osoby, przestraszone epidemią i obawiające się o swoje zdrowie, w tym, że nie wolno im zostawać w domu, że trzeba pójść za wszelką cenę do wyborów i zagłosować na Andrzeja Dudę, obrońcę tradycji.
Jego zdaniem młodzi zobaczyli, jak cynicznie i utylitarnie ten temat został wykorzystany. Do tego okazuje się, że młodzi są dużo bardziej liberalni obyczajowo niż władza. - A przede wszystkim dużo lepiej niż elity polityczne rozumieją, czym są prawa człowieka – mówi dr Drelich.
Ten podział jest taki męczący
Dr Jędrzej Witkowski zajmuje się edukacją obywatelską i wyborczą wśród młodzieży. Jest szefem Centrum Edukacji Obywatelskiej, organizacji pozarządowej, która od ponad 25 lat animuje uczniów i nauczycieli, między innymi w ramach programu "Młodzi głosują". – Jeśli młodzi ludzie nie będą chodzili do wyborów, to będą eliminowani z systemu politycznego. Na koniec dnia w każdej partii przychodzi moment chłodnej kalkulacji i jeśli z niej będzie wynikało, że frekwencja wśród najmłodszych jest mała, to potencjalny uzysk jest nieopłacalny – zauważa szef Centrum Edukacji Obywatelskiej. To z kolei przełoży się na programy wyborcze, które będą krojone pod inne grupy wiekowe, a politycy do młodych będą zwracać się rzadko i najmniej. A ci z kolei, zdaje się, mają coraz więcej do powiedzenia i są coraz bardziej zmęczeni podziałem, który panuje w Polsce.
- Nie podoba mi się ten duopol PO i PiS. Przedstawicielom obu partii bardziej zależy, żeby zrobić na złość przeciwnikom niż faktycznie coś zmienić na lepsze – ocenia Julian Juszczak, licealista z Warszawy. W pierwszej turze zagłosował na Hołownię.
W tym samym tonie wypowiada się Wiktoria Korzecka, licealistka z Wrocławia, wyborczyni Biedronia. - Chciałabym, żebyśmy się w końcu wyrwali z tego PO-PiS-u – mówi.
Przed drugą turą oboje przyznają, że jeśli pójdą zagłosować, to raczej "przeciw". Wiktoria wciąż zastanawia się, czy nie oddać pustego głosu. - Z jednej strony kompletnie nie wyobrażam sobie prezydentury Andrzeja Dudy, ale Rafał Trzaskowski też do mnie nie trafia. Zraziło mnie, gdy usłyszałam, że ma poglądy gospodarcze zbieżne z Konfederacją – dodaje.
Karolina Cetnarska w listopadzie kończy 19 lat, w tym roku idzie do czwartej klasy technikum komunikacyjnego. Później albo studia logistyczne, albo coś w kierunku policyjnym. Pierwszy raz w życiu głosowała w wyborach prezydenckich. A że w jej okolicy od lat działa szef PSL i były już kandydat na prezydenta Władysław Kosiniak-Kamysz, to niemal od dziecka z bliska przyglądała się poczynaniom ludowców. O polityce lubi dużo dyskutować, ale formalnie do żadnego ruchu nie należy. A na polskiej scenie politycznej brakuje jej… świeżości.
– Każde wybory, które pamiętam, to spór między PiS a PO. Cały czas spierają się ze sobą – ocenia krytycznie. Irytuje ją, że młodzi nie przyciągają należytej wyborczej uwagi i – jak dodaje – rozumie, że są programy typu 500 plus czy 13. emerytura – ale brakuje jej oferty dla niej samej. – Te wszystkie programy są z naszych pieniążków, to pieniądze z podatków – zwraca uwagę i z wyrzutem w głosie rozwija myśl: - Nie dostrzegają naszych problemów, nie rozumieją nas. Tego, że teraz jesteśmy młodzi, ale kiedyś to my będziemy pracować na starszych. Nie mamy możliwości rozwoju!
Gospodarka, młody! Klimat, głupcze!
Gospodarka, finanse i ekologia – według Karoliny to na to w kontekście młodych politycy powinni stawiać w pierwszej kolejności. Podobnie sądzi Iga, która przed drugą turą chciałaby słyszeć więcej o zmianach klimatycznych, gospodarowaniu publicznymi pieniędzmi i rozdziale państwa od Kościoła.
Najpewniej dogadałaby się z inną poznańską licealistką Wiktorią Jędroszkowiak, która twierdzi, że to strajki klimatyczne zaktywizowały młodych do wyborów. – Wszyscy chodzą, a jak ktoś ewentualnie nie chodzi, to na pewno zna kogoś, kto to robi. Dzięki polityce klimatycznej cała polityka staje się dla nas istotnym tematem – mówi.
Sama aktywnie działa na rzecz Młodzieżowego Strajku Klimatycznego. – Widzieliście, jak reagowali na nas zagorzali wyborcy Andrzeja Dudy na wiecach? To było skandaliczne, ludzie byli wkurzeni i zniesmaczeni – mówi Wiktoria.
Gospodarka – wielu naszych rozmówców uważa, że to właśnie ona przekonała młodych do Bosaka. Wiktoria Korzecka twierdzi, że wielu jej znajomym "imponuje jego program gospodarczy". – Znajdźcie mi kogoś, komu się nie podoba wolność. Tylko łatwo zapomnieć, że ta wolność w kapitalistycznym ujęciu jest sprzeczna z innymi ważnymi dla nas postulatami, na przykład walką o klimat – ocenia.
- Nie dziwię się, że jego wolnorynkowy przekaz trafił do młodych ludzi. Ten język jest zwyczajnie kuszący. Wydaje się racjonalny i uporządkowany. Za nim kryje się intuicyjnie rozumiana sprawiedliwość pod hasłem "zapracowałeś, to masz" – mówi dr Drelich. - A inna sprawa, że edukacja ekonomiczna w Polsce oraz debata polityczna dotycząca gospodarki są na mizernym poziomie. Politykom nie zależy na merytorycznej rozmowie o gospodarce, bo ten temat nie będzie budził wielkich emocji – kwotą wolną od podatku jakoś nie udało się wyciągnąć ludzi na ulice – dodaje.
Jakub Brząkowski z Wągrowca, choć głosował na Trzaskowskiego, rozumie młodych Konfederatów: - Gdyby Bosak został ministrem finansów, to może nawet coś dobrego by z tego wynikło, ale prezydentem? No, nie – ocenia. - Bosak w kampanii mówił głównie o gospodarce i ja się naprawdę nie dziwię, że to zadziałało. My chcemy żyć i godnie zarabiać w Polsce, nie musieć wyjeżdżać. On o tym mówił. Ale równocześnie wielu moim rówieśnikom nie podoba się to, co dzieje się w kraju. To, jaki mamy wizerunek w świecie, nie jest dobre dla naszej przyszłości – dodaje.
Od czego ten wizerunek zależy? Karolina przypomina o kondycji tolerancji w Polsce. - Jest mi przykro, bo mam wielu znajomych innego wyznania, innych poglądów, a ostatnio są negowani. Brakuje otwartości i zrozumienia. A to fajni i mądrzy ludzie, którzy mogą wiele wnieść – zauważa. - Polityka powinna być dla ludzi. I skupiać się na nich, starać się łączyć, a nie szukać granic i podziałów.
Zgadza się z nią Wojtek, student Szkoły Głównej Handlowej, który zagłosował na Hołownię, bo "zrobił dobrą kampanię i miał pomysł na prezydenturę". O Platformie Obywatelskiej mówi, że ma twarz starej ciotki z nieświeżym oddechem. – Wystawienie przez nich Trzaskowskiego to jak pójście do dentysty. Kamień na zębach jeszcze tej ciotce został, ale już można wyjść do ludzi – śmieje się. I dodaje: - Zna języki, jest świetnie wykształcony, to Europejczyk pełną gębą. Będę głosował bez wyrzutów sumienia.
Wojtek chciałby, żeby politycy potrafili przedstawić program dla młodych z polityką mieszkaniową na czele. – Potrzebny nam solidny program budownictwa mieszkaniowego, żebyśmy nie musieli się wiązać z bankami na 30 lat – mówi.
A Dominika Nita, licealistka z Wrocławia (w pierwszej turze głosowała na Biedronia), dorzuca: - Dla naszego pokolenia liczy się równość, tolerancja, życzliwość. I jeśli chcemy, żeby taki świat nas otaczał, to wiemy, że musimy brać sprawy w swoje ręce.
Czy wybiorą się na drugą turę wyborów? Tak, ale Karolina zastrzega, że to nie będzie prosty wybór. - Ciężko mi wybrać – wzdycha i precyzuje: - Ani jedni, ani drudzy nie przekonują mnie, stara nuda i brak powiewu świeżości.
A co, jeśli z buntu się wyrasta?
Problemu z dokonaniem wyboru w drugiej turze nie będzie miał za to 18-letni Dawid Szala, który w przeciwieństwie do Karoliny formalnie związał się z konkretnym obozem politycznym. Jest członkiem młodzieżówki Platformy Obywatelskiej, a jako asystent wspiera też kilkunastu posłów Koalicji Obywatelskiej. Mając 14-lat, zaczął swoją przygodę z gmachem przy Wiejskiej. – Mieliśmy taką inicjatywę młodzieżową i naszym rówieśnikom przybliżaliśmy politykę – wspomina. I tak przez lata dojrzewały jego polityczne poglądy. Według Dawida dojrzewała też polityczna świadomość młodych ludzi i dzisiaj chętniej prezentują swoje poglądy czy biorą udział w wyborach niż jeszcze kilka lat temu. Chociaż z prezentacją poglądów Dawid czasami się wstrzymuje… dla dobra niektórych znajomości. – Chodziłem do jednej klasy z osobą, która jest w młodzieżówce PiS. Mamy bardzo dobry kontakt. Po prostu staramy się nie rozmawiać o politycznych różnicach – wyznaje.
A różnice są, chociaż układają się inaczej niż w świecie trochę starszych wyborców. - Wielokrotnie organizowałem szkolne prawybory. I nasze wyniki zazwyczaj są o 180 stopni inne niż te w normalnych wyborach. Opcja, która ma największe poparcie wśród młodych, zupełnie inaczej radzi sobie wśród starszych – zauważa Dawid. A to, o czym mówi, od kilku lat obserwują też naukowcy.
– Im młodsi wyborcy, tym częściej głosują na kandydatów spoza mainstreamu. Ktoś teraz powie, że tak było zawsze. Ale gdy spojrzymy na wyniki, to preferencje młodych i starszych wyborców zaczynają się wyraźnie rozjeżdżać dopiero mniej więcej od 2010 roku – zauważa dr Jędrzej Witkowski z Centrum Obywatelskiego. Kluczem do zrozumienia preferencji wyborczych młodych może być antysystemowość. W 2010 wśród przedstawicieli młodego pokolenia sukces odniósł Janusz Palikot. Później przyszedł czas fenomenu Pawła Kukiza czy Janusza Korwin-Mikkego.
- Czy ten w dużej części antysystemowy elektorat Hołowni i Bosaka pójdzie na wybory w drugiej turze? – zastanawia się dr Drelich. - W części pewnie tak. Wyborcy Hołowni – choć demonstrują swoje niezadowolenie z polskiej polityki i rozczarowanie sposobem jej uprawiania zarówno przez obóz władzy, jak i przez krytycznie przez nich ocenianą opozycję – szukają czegoś nowego na politycznej scenie, ale nie domagają się radykalnej przebudowy ustroju. Stawiają na liberalną demokrację i praworządność. Ich Trzaskowski ma szansę ściągnąć do urn. Z wyborcami Bosaka jest inaczej. To w dużej mierze elektorat ustrojowo antysystemowy, krytykujący całą III RP – dodaje.
Ale w tych analizach jest pewna pułapka, która czyha na tych, którzy chcieliby wyciągać proste wnioski. - Grupa wiekowa 18-24 nie powtarza zazwyczaj swoich pierwszych politycznych wyborów, gdy przechodzi w okolice trzydziestki – zauważa profesor Radosław Markowski z SWPS. To z kolei oznacza, że sympatie w wyborach politycznych najmłodszych głosujących są ulotne i często się zmieniają. Dziś młody wyborca może chcieć walczyć z systemem, a za jakiś czas może się okazać, że mimo pierwotnego buntu ten system go po prostu wchłonął.
Różni, ale widzą to samo
Rafał to 18-letni chłopak z Tczewa. Interesuje się poezją, lubi pisać, politykiem raczej być nie chce. Może dziennikarzem. Działa w Młodzieży Wszechpolskiej, a w wyborach poparł Krzysztofa Bosaka. - Dużo rzeczy mnie wkurza obecnie w polityce – rzuca Rafał. - Jestem narodowcem, mam poglądy konserwatywne, chrześcijańskie. Gdy PiS przejmował władzę, miałem 14 lat i politycznie raczkowałem. Byłem ministrantem i zawsze Kościół był mi bliski w moim życiu – wspomina. Co go zawiodło? Chociażby polityka migracyjna, która prowadzi partia rządząca. Albo dyskusja o LGBT i to, że PiS nie zaproponowało czegoś, co promowałoby tradycyjne wartości rodzinne, będące w kontrze do tych lewicowych. Na przykład produkcje telewizji publicznej.
A na co politycy powinny zwracać uwagę, gdy chcą dotrzeć do młodych? - Mamy w Polsce bardzo wysoki wskaźnik samobójstw, generalnie w całej naszej cywilizacji zachodniej. Ludzie mają dziś problem z tym, żeby się odnaleźć. I to nie kwestia braku pieniędzy, bo warunki ekonomiczne mamy najlepsze od lat. Panuje względny dobrobyt – ocenia Rafał i dodaje, że "młodzi ludzie mają problem z identyfikacją". - Mamy problem z kryzysem moralności, zaburzeniem systemu wartości. Nie mając się na czym oprzeć, trudno jest zbudować siebie jako silnego człowieka. Kiedyś taką rolę pełniło chrześcijaństwo – uważa chłopak i z pewnym przejęciem w głosie dodaje: - Nie gospodarka jest najważniejsza, najważniejszy jest człowiek.
W tym momencie Rafał mógłby przybić piątkę z 18-letnim warszawiakiem Bartkiem Kulczyckim, członkiem młodzieżówki SLD. Ideowo i politycznie dwa bieguny, ale łączy ich to, że widzą więcej niż politycy i starsi wyborcy. - Mamy bardzo dużo do nadrobienia, jeśli chodzi o opiekę psychologiczną i psychiatryczną dla dzieci i młodzieży. Rośnie liczba samobójstw, a dostanie się do publicznego lekarza, nawet w dużych miastach potrafi trwać kilka miesięcy – mówi Bartek i wyraźnie przejęty dodaje, że przez to ci, którzy szukają pomocy, mogą jej nie dostać na czas. - To obszar pomijany przez polityków – ocenia.
Tutaj z kolei pewnie by się spierali, bo 18-letni narodowiec z Tczewa widzi też obecnie zagrożenie wolności politycznej. Ta ma być, według niego, ograniczana przez nadmierną poprawność. To z kolei nie pozwala na merytoryczną debatę. - Nie chodzi o hejt, ale o rozmowę – precyzuje Rafał. I na kanwie tego zjawiska popularność miał zdobyć kandydat Konfederacji w wyborach prezydenckich. - Bosak to kandydat, który jest niepoprawny politycznie. Tak mówili mi znajomi, którzy nie interesowali się szczególnie polityką – tłumaczy Rafał i dodaje, że to przekonało ich do oddania głosu na Bosaka.
Iga Ratajczak czasem pyta znajomych, dlaczego głosują na tego czy innego kandydata. - Chciałabym wiedzieć, jakie argumenty stoją za daną postawą czy wyborem, ale trudno jest rozmawiać z kimś, kto mówi: "ja po prostu nie lubię Trzaskowskiego, ale już nie pamiętam dlaczego". I zupełnie nie chodzi o to, czy to akurat jest, czy nie jest mój kandydat – dodaje.
Porozmawiajmy! Ale jak?
Rozmowa na tematy polityczne nie jest łatwa, bo mało kto jej skutecznie uczy. 68 procent młodych dorosłych nie miało w szkole styczności z żadną dodatkową aktywnością związaną z życiem obywatelskim. Nie brali udziału w debatach czy spotkaniach z politykami, a w ich szkolnych gazetkach nie pisało się na tematy polityczne – wynika z najnowszych badań przeprowadzonych przez Laboratorium Poznania Politycznego, działającego w ramach Instytutu Psychologii Polskiej Akademii Nauk.
A co o tym, jak politycy próbują rozmawiać z młodymi, sądzą sami zainteresowani? - Mamy braki w komunikacji – ocenia podejście polityków Bartek z młodzieżówki SLD i wymienia listę zarzutów pod adresem chociażby obecnie rządzących: - Wystarczy spojrzeć na organy, które w ostatnich latach powstawały, żeby odpowiadać za sprawy młodzieżowe. Według 18-latka wszystkie zostały stworzone w ten sposób, żeby zasiadali w nich młodzi, którzy sympatyzują z rządem, sprzyjając jego działaniom. - A przecież powinien być zapewniony pluralizm! – dodaje stanowczo.
Kiedy w ogóle można było w szkole porozmawiać o kwestiach społecznych czy politycznych? 17 proc. twierdzi, że działo się to w czasie luźnych, indywidualnych rozmów z nauczycielami, 16 proc. – w dyskusjach grupowych z udziałem nauczyciela; 12 proc. – podczas szkolnych wydarzeń, na przykład debat, 7 proc. – miało taką okazję na łamach szkolnych mediów, a tylko 5 proc. – w czasie spotkań z działaczami społecznymi czy politykami.
- W szkołach powinniśmy więcej dyskutować, argumentować i krytykować – innej drogi nie ma, jeśli chcemy, by młodzi brali udział w wyborach i by angażowali się społecznie. Młodzież, która bierze udział w debatach, lepiej rozumie świat wokół, trudniej nią manipulować, jest bardziej krytyczna, a zarazem otwarta na inne poglądy, na innych ludzi. Na pielęgnowaniu takich postaw powinno nam wszystkim zależeć, bez względu na to, na kogo głosowaliśmy i głosować będziemy – mówi dr Drelich.
A za badań PAN wynika jasno: istnieje związek pomiędzy zaangażowaniem w szkole a partycypacją w życiu dorosłym.
- Rodzice zawsze starali się wykształcić u mnie obywatelską postawą, zabierali mnie na wybory – wspomina Bartek Kulczycki. W tym roku po raz pierwszy głosował osobiście. Do lokalu wyborczego wybrał się razem z rodzicami. Pierwsze świadome polityczne wspomnienia w jego życiu to katastrofa smoleńska i afera taśmowa. Te dwa wydarzenia w dużej mierze ukształtowały jego spojrzenie na politykę. W przyszłym roku ma zdawać maturę, a już teraz przyznaje, że chciałby próbować swoich sił w polityce zagranicznej – marzy mu się staż w organizacjach takich jak ONZ czy Unia Europejska.
Wiktoria Korzecka zainteresowała się polityką jeszcze w gimnazjum, w okolicach wyborów parlamentarnych w 2015 roku. – Mieliśmy wtedy symulację tych wyborów w szkole, a nauczyciele sporo mówili, że to ważna rzecz, by zabierać głos – wspomina. - Wtedy pierwszy raz zainteresowałam się programami wyborczymi, nabrałam jakiejś takiej politycznej świadomości. Zaczęłam czytać, co to są prawa pracownicze, jak wygląda w Polsce mieszkalnictwo, ważne okazały się dla mnie kwestie obyczajowe.
W tym roku w prawyborach zorganizowanych w liceum Wiktorii Jędroszkowiak Andrzej Duda nie wszedłby do drugiej tury wyborów. - My nie chcemy, żeby szkoła była apolityczna. Chcemy o polityce rozmawiać, żeby traktować nas w tych rozmowach po partnersku. My tylko nie chcemy szkoły partyjnej – dodaje.
Iga Ratajczak poszła głosować w pierwszej turze, choć jako osoba z niepełnosprawnością znajduje się w grupie podwyższonego ryzyka w związku z koronawirusem. - Nie ma kogoś takiego, jak "mój kandydat", ale jest to "mniejsze zło" – mówi Iga. – Przecież jak się nie głosuje, to nadal się jest odpowiedzialnym za to, jak Polska będzie wyglądać. I trzeba sobie zdawać z tego sprawę. Mam wrażenie, że w szkołach za mało się to akcentuje.
Głosujcie dla mnie!
Zgadza się z nimi Basia Malinowska z Krakowa. Uczennica V LO jeszcze nie może głosować, bo 18 lat skończy dopiero w październiku, ale postanowiła mocno włączyć się w kampanię profrekwencyjną przed drugą turą wyborów. Wraz z dwiema koleżankami (tylko jedna jest pełnoletnia) rozhulały w mediach społecznościowych akcję "Czas na zmiany", która ma zachęcić młodych do głosowania.
Ważną częścią ich projektu jest porównanie programów wyborczych. Ale nie Dudy i Trzaskowskiego, tylko kandydatów, którzy odpadli w pierwszej turze, z tymi z finału. - Koledzy, którzy głosowali w pierwszej turze na Bosaka, teraz pomagają mi wykazać, co jego program gospodarczy łączy z Trzaskowskim – mówi Basia. - Nie chcemy, żeby wyborcy Bosaka, Hołowni, Kosiniaka-Kamysza czy Biedronia zostali teraz w domach. A widziałam dziesiątki takich wpisów, że ich kandydat już odpadł, więc nie mają po co iść na wybory.
Młodsza o ledwie kilka miesięcy Basia bardzo im zazdrości, że już mają wybór. - Jeśli namówię ich do głosowania, to prawie tak, jakbym sama głosowała – śmieje się. Ale zaraz poważnieje: - To walka o naszą przyszłość, a w pierwszej turze wyraźnie pokazaliśmy, że chcemy, by była inna, niż nam dotąd proponowano.
Czego chcą i jak mogą w drugiej turze zachować się najmłodsi wyborcy – tego próbują dowiedzieć się teraz sztaby dwóch kandydatów: Andrzeja Dudy i Rafała Trzaskowskiego. I biorąc pod uwagę to, jak rozłożyły się głosy wyborców między 18. a 29. rokiem życia, większe nadzieje na wsparcie mogą mieć sztabowcy prezydenta Warszawy. Chociaż i tutaj w tym najważniejszym dniu może pojawić się niespodzianka.
Bo wydawać by się mogło, że Robert Biedroń, kandydat, któremu trudno odmówić progresywnego podejścia do różnych sfer życia publicznego, będzie przebojem zdobywał wyborcze serca młodych. Tymczasem raptem niecałe 6 proc. najmłodszych wyborców oddało na niego głos. Pytamy więc o to dr. Macieja Gdulę, socjologa, nauczyciela akademickiego, a od zeszłego roku posła Lewicy. - Wynik Roberta Biedronia wśród młodych był i tak wyższy niż pośród innych grup – zauważa dr Gdula. I zwraca uwagę na to, że na scenie pojawili się kilka miesięcy temu inni gracze, którzy mają podobne postulaty, chociażby związane z klimatem, i na nich część najmłodszych wyborców postanowiła przekierować swoje głosy. Ale jednocześnie, jak zwraca uwagę naukowiec i poseł w jednej osobie, najmłodsi wyborcy to "najbardziej pluralistyczny elektorat, a wykres ich poparcia jest wręcz liniowy, bardzo regularny". - Młodzi głosują na różnych kandydatów, nie są częścią duopolu w przeciwieństwie do starszych grup wyborców – zauważa socjolog.
Ale skoro najmłodsi głosujący są antysystemowi, nie są częścią duopolu, to jak zareagują na starcie kandydatów żywcem wyjętych z klasycznego podziału na PO i PiS? - Moim zdaniem młodzi pójdą na drugą turę. Obudził się w nich smak na politykę, czują się związani z tą grą, która się toczy. Chcą być obecni w dogrywce – przekonuje dr Maciej Gdula i dodaje, że najmłodsi wyborcy kojarzą PiS jako establishment. Zaczęło mu się to szczególnie rzucać w oczy, gdy przestał być tylko naukowcem. - To odkrywa się, gdy łączy się politykę i pracę naukową. - Jako polityk spotykam się z wieloma młodymi ludźmi, rozmawiam z tymi, którzy angażują się w kampanię i od nich się uczę – mówi dr Gdula. W ocenie posła i badacza społecznego dla młodych pięć lat to kawał czasu - ledwo pamiętają koniec rządów Platformy Obywatelskiej. Upolityczniali się przez ostatnie lata, a robili to w opozycji do tego, co dziś funkcjonuje jako establishment. I to niezależnie od tego, czy są bardziej lewicowi, prawicowi, czy centrowi.
Grupie najmłodszych głosujących w swoich ostatnich badaniach przyjrzała się też Maria Babińska z Centrum Badań nad Uprzedzeniami UW. - Poziom zaufania społecznego młodych jest niższy niż w pozostałych grupach wiekowych – zwraca uwagę badaczka i wymienia instytucje, którym ludzie między 18. a 29. rokiem życie ufają mniej: rząd, Sejm, Senat czy Parlament Europejski. Co ciekawe, młodzi bardziej od starszych ufają swoim znajomym i temu, co mówią. - Uważają też, że należy być ostrożnymi w kontaktach z innymi ludźmi i że większość ludzi stara się wykorzystać innych, oraz że ludzie przede wszystkim dbają o własny interes – podsumowuje Babińska. W mniejszym niż starsi stopniu zgadzają się ze stwierdzeniem, że system w Polsce jest sprawiedliwy. A co ciekawe z punktu widzenia ich wyborczej mobilizacji, z badań Marii Babińskiej wynika, że młodzi są też mniej skłonni do działania politycznego (takiego jak wzięcie udziału w demonstracji czy zwrócenie się do polityków) w celu rozwiązania ważnej dla siebie kwestii społecznej.
Pytanie więc, czy politycy będą potrafili przekonać młodych, że razem z nimi chcą zmienić system, który ich zaczyna uwierać. Albo czy młodzi sami nie wezmą spraw w swoje ręce i wyborczymi decyzjami nie rozpoczną rozsadzania tego, co w ich świadomym społecznie życiu kojarzy im się jako system.
Z sondażu Ipsos dla OKO.press (przeprowadzonego w dniach 30 czerwca – 1 lipca) wynika, że w drugiej turze w grupie wyborców 18-29 lat 29 proc. badanych zamierza głosować na Andrzeja Dudę, a 66 proc. na Rafała Trzaskowskiego.
PS Chciałem porozmawiać z młodymi ludźmi, którzy zaangażowali się w pracę sztabu prezydenta Andrzeja Dudy. O pomoc poprosiłem w środę wicerzecznika PiS Radosława Fogla. Przypominałem swoją prośbę w czwartek. Do momentu publikacji tekstu nie otrzymałem ani kontaktu do młodych przedstawicieli sztabu, ani propozycji, że możemy się spotkać/porozmawiać. Radomir Wit