Leszek Pękalski w śledztwie chętnie przyznawał się do kolejnych zbrodni i o nich opowiadał. W pewnym momencie doszedł do 90 morderstw, które miał popełnić. Jego ofiary nie spodziewały się ataku. Niepozorny, lekko upośledzony chłopak nie budził strachu, ale litość. Kiedy zaczął opowiadać o kolejnych zbrodniach, media okrzyknęły go "Wampirem z Bytowa" i "hurtownikiem śmierci". Na początku lat 90. jego zdjęcia nie schodziły z pierwszych stron gazet, a nazwisko przyprawiało o ciarki na plecach. Ostatecznie skazany został jednak "tylko" za jedno morderstwo i gwałt.
Na wolność miał wyjść 11 grudnia 2019 roku, po odsiedzeniu 25 lat za zabójstwo i dwóch lat za gwałt. Już wiemy, że nie wyjdzie. W poniedziałek sąd uznał Pękalskiego, za niebezpiecznego. Dlatego po odsiedzeniu 25 lat do domu nie wróci - trafi do zamkniętego ośrodka w Gostyninie.
Równocześnie trwa analiza niewyjaśnionych zabójstw z lat 1986-94.
Sprawdzają stare sprawy
Kilka miesięcy temu prokuratura regionalna wróciła do badania spraw z końca lat 80. i początków 90. Wznowione śledztwo dotyczy zabójstw z całej Polski, ale tylko tych, które jeszcze nie uległy przedawnieniu.
Pękalski lubił podróżować. Często wychodził z domu i znikał na kilka dni, czasem tygodni. W śledztwie ze szczegółami opisywał, co zrobił. Gdy zmienił zeznania, nie dało się tego udowodnić. Śledczy liczą, że teraz - przy zastosowaniu nowych technik - będzie to możliwe.
- Policjanci z "Archiwum X" wciąż pracują nad tą sprawą. Sprawdzają, czy za którąś z niewyjaśnionych zbrodni mógł stać Pękalski. Na razie nie możemy mówić o wynikach tych prac - mówi Maciej Załęski z Prokuratury Regionalnej w Gdańsku.
Zgodnie polskim prawem morderstwo przedawnia się po 30 latach. Pękalski miał działać w latach 1984-91.
W śledztwie mówił dużo, bardzo dużo
W 1992 r. Pękalskiego oskarżono o brutalny gwałt. Wpadł, bo zapamiętała go ofiara. 24 listopada 1992 r. został skazany za ten gwałt na dwa lata więzienia w zawieszeniu. Dopiero wtedy wzbudził zainteresowanie śledczych. Miesiąc później Pękalskiego zatrzymano pod zarzutem morderstwa.
W śledztwie mówił bardzo dużo, coraz bardziej szokując. Przyznawał się do kolejnych morderstw w całej Polsce. W Toruniu miał zabić trzy kobiety. Wszystkie młode, ładne i zgrabne – zginęły między 14 lutego 1984 r. a 7 listopada 1985 r. Życie straciły w bardzo podobny sposób - zaatakowane od tyłu, zmasakrowane i zgwałcone.
Pękalski "łapał wiatr w żagle". Pruszcz, Słupsk, Łódź, Szczecin, Suwałki... Lista miast, które "odwiedził", wydłużała się z każdym dniem. – Składał wyjaśnienia luźne: gdzie był, kiedy, w jakich miastach przebywał. Nie mówiliśmy wprost, że mógł się tam dopuścić jakiegoś przestępstwa. Chodziło o to, żeby swobodnie opowiadał. W ten sposób mógł nas naprowadzić na jakieś zdarzenia – mówił prokurator Mieczysław Buksa.
Śledczy weryfikowali opowieści Pękalskiego. W sumie przyznał się on do 90 zbrodni. W historii Polski nie było jeszcze takiego seryjnego mordercy. Nie dziwi więc, że szybko zyskał przydomek "Wampir z Bytowa".
Szczegółami zbrodni dzielił się nie tylko ze śledczymi. Chętnie opowiadał o nich także dziennikarzom, którzy spotykali się z nim w areszcie. Dość szybko okazało się jednak, że fantazjował. Przyznawał się do morderstw, których popełnić nie mógł. Zdarzały się bowiem w tym samym czasie, ale na dwóch krańcach Polski. Skąd o nich wiedział, skąd znał szczegóły? Odpowiedzi na te pytania nie ma.
Pierwsze wrażenie – zaskakujące. Spotkaliśmy się z osobą dojrzałą, wykazującą wszelkie cechy dorosłości fizycznej, ale o poziomie myślenia dziecka. Cały tok postępowania orzeczniczego był dość prosty: w jego przypadku można było postawić jedną diagnozę – osoba upośledzona umysłowo, prawdopodobnie ze zmianami organicznymi
oceniał Pękalskiego psychiatra Stanisław Teleśnicki
W sądzie wszystkiemu zaprzeczył
Sprawa trafiła na wokandę dopiero w 1996 r. Przez kilka lat śledczy przesłuchiwali "Wampira z Bytowa", zbierali dowody i organizowali kolejne wizje lokalne.
Ostatecznie Pękalskiemu zarzucono 17 morderstw, dwa gwałty i uprowadzenie dziecka. Psychiatrzy uznali, że może stanąć przed sądem. Akt oskarżenia odczytywano przez pięć godzin.
W sądzie Pękalski wykonał zwrot, którego nikt się nie spodziewał. Wycofał się ze wszystkich wcześniej złożonych zeznań. Nie przyznawał się już do żadnej zbrodni. Wszystkie miały być tylko jego fantazjami.
Za taką taktyką mogli stać jego doświadczeni koledzy z celi – na początku postępowania był bowiem osadzony z wielokrotnymi recydywistami, którzy udzielali mu "złotych rad". Poradzili mu, że jak chce coś dla siebie ugrać, to warto jak najwięcej namącić w postępowaniu, do czegoś się przyznać, potem to odwołać i wskazać kogoś innego. A on najwyraźniej korzystał z tych wskazówek. Dowiedział się też, że nie grozi mu kara śmierci, a tego bał się najbardziej.
W trakcie postępowania przygotowawczego nie udało się uniknąć błędów, na co zwracał uwagę sąd. Na niektórych dowodach były odciski palców śledczych, co świadczyło o tym, że źle je zabezpieczono. Nie brakowało też zastrzeżeń co do jakości prowadzonych przesłuchań, wizji lokalnych, a nawet okazań. Akt oskarżenia posypał się niemal zupełnie.
Ostatecznie udało się udowodnić Pękalskiemu tylko zabójstwo Sylwii R., za co skazano go na 25 lat więzienia. To była wtedy maksymalna kara, obowiązywało bowiem moratorium na karę śmierci, a dożywocia ówczesny Kodeks karny jeszcze nie przewidywał. Wyrok był szokiem. Takiego finału tej sprawy nikt się nie spodziewał.
Pękalski trafił na oddział terapeutyczny Zakładu Karnego w Starogardzie Gdańskim. Nigdy nie starał się o warunkowe zwolnienie z więzienia - mógł to robić po 15 latach, czyli od 2007 roku.
Zobacz więcej o "Wampirze z Bytowa":
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.