Najmroczniejsze oblicze Zagłady i człowiek w zderzeniu z piekłem – takiego filmu o Holocauście jeszcze nie było. Nagrodzony Złotym Globem, Grand Prix na festiwalu w Cannes i nominowany do Oscara "Syn Szawła" przełamuje utarte schematy filmów o tej tematyce. Reżyser nawet nie chciał próbować pojąć zła, które dotknęło więźniów Auschwitz. Przenosi widzów w świat oddziału Sonderkommando, czyli grupy Żydów zmuszonych asystować hitlerowcom. W sytuacji bez szans na przetrwanie Szaweł próbuje ocalić w sobie to, co zostało z człowieka, którym kiedyś był. Krytycy już mówią, że ten film przejdzie do historii kina. Reporterka TVN24 Ewelina Woźnica rozmawia z Gezą Röhrigiem, odtwórcą głównej roli.
Rok 1944, Auschwitz-Birkenau. 48 godzin z życia Szawła Ausländera, członka Sonderkommando - oddziału żydowskich więźniów zmuszonych asystować hitlerowcom w wielkiej machinie Zagłady - na krótko przed wybuchem buntu. W rzeczywistości, której nie sposób pojąć, w sytuacji bez szans na przetrwanie, Szaweł próbuje ocalić w sobie to, co zostało z człowieka, którym kiedyś był.
Debiut 38-letniego László Nemesa – nagrodzony Grand Prix na tegorocznym festiwalu w Cannes – przełamuje dotychczasowe, typowe dla fabuł o Holokauście klisze narracyjne. Reżyser rezygnuje z epickiej skali, która tworzy iluzję, że jesteśmy w stanie pojąć skalę tej zbrodni. Film Nemesa cechuje maksymalny realizm i perspektywa jednostki patrzącej na fragmenty piekła.Opis filmu "Syn Szawła"
EWELINA WOŹNICA, TVN24: Przez ostatnie 70 lat mogliśmy obejrzeć wiele filmów poświęconych Holocaustowi, zaczynając od "Życie jest piękne", a kończąc na "Pianiście". Jednak "Syna Szawła" wyróżnia to, że nie próbowaliście w żaden sposób racjonalizować okrucieństwa obozów Zagłady. Czemu zdecydowaliście się pokazać horror Holocaustu w ten sposób?
GÉZA RÖHRIG: Byliśmy sfrustrowani tym, jak wyglądały inne filmy o Holocauście. Naszym zdaniem nie oddawały w pełni sprawiedliwości tej tematyce. Wydaje mi się, że to były bardzo hollywoodzkie wersje historii – przesłodzone, wygładzone, sentymentalne i melodramatyczne. A my chcieliśmy zrobić film, który pozwoli doświadczyć czegoś innego. Nie chcieliśmy wywoływać płaczu u widzów na sali kinowej, bo wyciskanie łez to tani chwyt. Ludziom robi się lżej, kiedy mogą wyrzucić emocje przez płacz. Chcieliśmy w mniejszy lub większy sposób sprawić, że coś z tego filmu zostanie z Tobą na wiele tygodni. Uogólniając – inne filmy traktowały tematykę komór gazowych i krematoriów jako strefę tabu i unikały wchodzenia w głąb tego problemu, podczas gdy właśnie w tych miejscach dokonywano Holocaustu. To jest bardzo mały obszar, ale to właśnie tam tysiące ludzi było każdego dnia gazowanych i palonych. Jasne jest to, że nie możemy pokazać tego wprost. To nie jest łatwe, żeby zrobić film o tej tematyce, bo wyszedłby z tego horror. A to nie byłoby dobre, poza dziwakami nikt nie ogląda takich filmów. Jeśli chce się to zrobić dobrze, to trzeba znaleźć nowy język i w inny sposób spojrzeć na ten temat. Pokazać coś, a zarazem nie pokazać, tak by widzowie odbyli podróż i doświadczyli czegoś, czego wcześniej nie znali.
Tytułowy bohater jest członkiem Sonderkommando – grupy więźniów, którzy byli zmuszani do asystowania w zabijaniu ludzi. Dlaczego sportretowaliście członka właśnie tego oddziału?
To nie była moja decyzja. Podjął ją reżyser, ale ja ją całkowicie popieram. Myślę, że to mało znany aspekt Holocaustu. Nie chodziło nam o to, żeby kopiować wytarte schematy, które przylgnęły do tego tematu i były wielokrotnie pokazywane: swastyki, wytatuowane numery, więzienne piżamy w pasy. Sonderkommando to bardzo problematyczna kwestia, bo pokazuje prawdziwie demoniczny aspekt nazizmu. Oni nie tylko mordowali ludzi: Żydów, Romów, Polaków, osoby upośledzone, komunistów i innych. W przypadku członków Sonderkommando naziści zabrali im też niewinność przez to, że zmuszali ich do spalania ciał ich sióstr i braci. Musieli oni pozostawać z nimi do momentu samej egzekucji i asystować w procesie Zagłady. Najgorszą pracę ofiary Holocaustu wykonywały same. To jest to niewyobrażalne okrucieństwo, bo mogłeś ważyć 20 kg i być wrakiem człowieka, ale zachowywałeś swoją godność i nadal byłeś kimś stworzonym na podobieństwo Boga. Jednak gdy zmusza się ludzi do czynienia zła i do uczestnictwa w masowej Zagładzie – nawet jeśli członkowie Sonderkommando bezpośrednio nikogo nie zabijali – to stają się częścią tej machiny unicestwiania ludzkich ciał bez żadnej czci. Oni (naziści – red.) zabierali tym osobom dusze, dzięki którym mogłyby chociaż odrobinę odczuwać niewinność. W pewnym sensie właśnie dlatego zrobiliśmy ten film – żeby zrehabilitować członków Sonderkommando. Dziś żyje już tylko jeden człowiek z tej grupy, ma 93 lata. Spotkałem go trzy tygodnie temu, wtedy obejrzał nasz film. On chwalił tę produkcję. Mówił, że "Syn Szawła" rzeczywiście pokazał, jak wyglądały realia tego czasu.
Operator waszego filmu powiedział, że Ty nie grałeś Szawła, ale po prostu się nim stałeś. Jak to możliwe, że poeta i nauczyciel został wybrany do tej roli?
Myślę, że zrozumienie tego, o czym jest ten film, może wydarzyć się tylko w takich miejscach jak Polska, Węgry czy inne kraje wschodniej Europy. Chodzi mi o państwa, na których terenie dokonywano Zagłady. Byliście wychowani na tej historii, a Polacy doznali niewyobrażalnego cierpienia z rąk nazistów, tak jak i węgierscy Żydzi. To jest katastrofa dla całego polskiego narodu, węgierskiego zresztą też. Pamiętam, że po raz pierwszy przyjechałem do Polski, kiedy miałem 15 lat. Z kolei podczas studiów mieszkałem tu przez dwa lata. W związku z tym Polska stała się częścią mojej kultury i tożsamości. Kocham ten kraj. Myślę, że powód tego, że stałem się bohaterem "Syna Szawła" siedział we mnie na wiele lat przedtem, zanim ta produkcja powstała. Nie tylko dlatego, że odwiedziłem obóz, kiedy miałem 19 lat. Znałem też tych, którzy przetrwali ten czas, wychowywałem się, słuchając historii o tym, co się wydarzyło. To stało się częścią mojej podświadomości. Inaczej mówiąc, zarówno dla Polaków, jak i Węgrów II wojna światowa i Holocaust to międzypokoleniowa tragedia. Ta tragedia mnie dotknęła, chociaż nie miałem z nią bezpośredniej styczności, ale mój dziadek już tak. Jego rodziców, siostrę, która była wtedy w ciąży, i 11-letniego brata zamordowano w Auschwitz. Podobnie stało się z wieloma Polakami i ich rodzinami, którzy byli członkami ruchu oporu albo znaleźli się w obozach. Oni też przeżywali ogromne cierpienie, dlatego myślę, że jeśli ktokolwiek może pojąć to, co się wydarzyło, to właśnie my.
Czy to prawda, że przez jakiś czas mieszkałeś w Oświęcimiu, niedaleko obozu Auschwitz?
Tak, mieszkałem w Oświęcimiu. Nie jestem jednym z turystów, którzy odwiedzają Polskę, żeby zobaczyć, jak wyglądały obozy. Przyjechałem do waszego kraju, bo wyrzucili mnie z liceum za moje antykomunistyczne działania. Usłyszałem od znajomych, że Polacy naprawdę walczą z totalitaryzmem. Przyjechałem tu i byłem zafascynowany "Solidarnością". Pojawiłem się zaraz po zabójstwie Popiełuszki. Pamiętam dywany kwiatów przed kościołem, w którym nauczał. Wtedy zacząłem uczyć się polskiego. Czytałem i tłumaczyłem Edwarda Stachurę i Mrożka. Byłem też pod ogromnym wrażeniem waszej sceny teatralnej – Tadeusza Kantora czy Grotowskiego. Uwielbiałem muzykę jazzową. Byłem z was dumny – z tego, w jaki sposób Polacy sprzeciwiali się komunizmowi. W porównaniu do tego Budapeszt był bardzo nudnym miejscem w tym czasie. Przyjechałem do Polski i uczestniczyłem w masowych protestach. To było wspaniałe doświadczenie. Potem odwiedzałem was często, miałem już przyjaciół w Polsce. W końcu zdecydowałem się pojechać do Auschwitz. Wynająłem w Oświęcimiu pokój i przez miesiąc chodziłem do obozu każdego dnia. Ten okres zmienił moje życie. Wszystkie moje obawy wyciągnął na wierzch. Pozbyłem się wszelkich złudzeń i straciłem wiarę w człowieka. To doświadczenie pchnęło mnie w stronę Boga. Wtedy zacząłem wierzyć i skupiłem się na poznawaniu mojej tradycji. Zamiast wracać do Budapesztu, z Warszawy pojechałem do Izraela. Zacząłem uczyć się hebrajskiego, byłem obrzezany i chciałem zostać rabinem. To wszystko nie wydarzyłoby się, gdybym nie odwiedził Oświęcimia.
Czyli nie zagrałbyś Szawła, gdybyś wcześniej nie odwiedził Polski?
Cóż, na to pytanie nie mogę odpowiedzieć. W okresie, kiedy szukałem mojej tożsamości w aspekcie kulturowym, Polska stała się jej wielką częścią. Moimi ulubionymi pisarzami są Polacy: Borowski, Schulz, Miłosz – to wspaniali twórcy. Polska ma fantastyczną kulturę. Powinniście być dumni z tego, że jesteście Polakami. W aspekcie religijnym odkryłem moją tożsamość właśnie w Auschwitz. W związku z tym jestem za to bardzo wdzięczny.
"Syn Szawła" jest nominowany do Oscara. Myślisz, że ta nominacja może jakoś wpłynąć na odbiór filmu przez widzów?
Każda forma rozpoznawalności i każda nagroda pomagają dowiedzieć się więcej na temat filmu. Z drugiej strony gdyby nie wyróżnienie w Cannes, Złoty Glob czy oscarowa nominacja, to czy ktokolwiek usłyszałby o niskobudżetowym filmie z Węgier? Jednak myślę, że powodzenie tego filmu przekroczyło nasze oczekiwania. Oscary uważam za loterię. Kiedy patrzmy na historię sztuki, widać, że w gruncie rzeczy wszystko zależy od szczęścia. Nie wierzę, że lepsze obrazy, muzyka czy literatura dostają nagrody Nobla, a gorsze nie. Wszystko to jest kwestia szczęścia. To jest loteria. Jeśli nasze numery wypadną, będziemy szczęśliwi. Jeżeli nie, to też będziemy zadowoleni. To nic wielkiego. Nie liczę na Oscara.
Urodzony w 1967 roku węgierski poeta, nauczyciel i aktor. Znany przede wszystkim z roli w nagrodzonym Złotym Globem i nominowanym do Oscara filmie "Syn Szawła". Był działaczem opozycji na Węgrzech. Za antykomunistyczne działania wyrzucono go ze szkoły średniej. Wtedy Géza Röhrig przyjechał do Polski. W latach 80. był frontmanem undegroundowego zespołu "Huckleberry". Studiował filologię węgierską i polską oraz produkcję filmową. Opublikował 2 zbiory wierszy poświęconych tematowi Holocaustu (Hamvasztókönyv, 1995 i Fogság, 1997). Od 2000 roku mieszka w Nowym Jorku.
Geza Röhrig