Jeszcze w tym roku o bezpieczeństwo Polski mają zacząć dbać pierwsi gwardziści. MON zapowiada szybkie tworzenie sił obrony terytorialnej, które w wypadku wojny mają liczyć nawet 46 tys. ludzi. Jak będą wyglądały? Na świecie przykładów jest niewiele, a w Europie można je policzyć na palcach jednej ręki.
Jeszcze w tym roku o bezpieczeństwo Polski mają zacząć dbać pierwsi gwardziści. MON zapowiada szybkie tworzenie sił obrony terytorialnej, które w wypadku wojny mają liczyć nawet 46 tys. ludzi. Jak będą wyglądały? Na świecie przykładów jest niewiele, a w Europie można je policzyć na palcach jednej ręki.
Plany MON nie są jeszcze szczegółowe. Pewne jest, że polskie wojsko będzie czerpało inspiracje z zagranicy, bo w historii Polski nie ma tradycji podobnych organizacji. Głównym źródłem pomysłów niemal na pewno będą Stany Zjednoczone, których Gwardia Narodowa jest bardzo ważnym uzupełnieniem sił zbrojnych i znacznie zwiększa ich potencjał.
Każdy powiat z kompanią
Pomysł utworzenia w Polsce sił podobnych do amerykańskich nie jest niczym nowym. Głosy wzywające do utworzenia polskiej Gwardii Narodowej tudzież sił obrony terytorialnej nasiliły się zwłaszcza po wybuchu wojny na Ukrainie. Jeszcze za rządów Platformy Obywatelskiej MON deklarował, że trwają stosowne prace, ale konkretów brakowało. Sprawy wyraźnie przyśpieszyły po objęciu władzy przez PiS, którego politycy podczas kampanii wyborczej wyraźnie popierali pomysł utworzenia takiej formacji.
W listopadzie podczas swojego pierwszego wystąpienia przed sejmową komisją obrony jako szef MON, Antoni Macierewicz mówił, że za jedno z najistotniejszych zadań swojego resortu uważa zorganizowanie obrony terytorialnej kraju. - Koszt tego przedsięwzięcia nie przekroczy 300-350 mln zł, a jest ono z punktu widzenia obrony RP jednym z istotniejszych zadań - powiedział Macierewicz.
Teraz MON zapowiada, że pierwsze oddziały powstaną jeszcze w tym roku. Wstępne plany zakładają utworzenie trzech brygad gwardii (to podstawowa jednostka sił zbrojnych licząca 3-4 tys. żołnierzy) w północno-wschodniej Polsce, czyli u granic Rosji i Białorusi. Biorąc pod uwagę, że niecałe 12 miesięcy to nie tak dużo czasu, można się spodziewać, że do końca roku prawdopodobnie powstanie jedynie szkielet organizacyjny owych brygad, który trzeba będzie jeszcze wypełnić ludźmi.
Docelowo wojsko chce utworzyć kilkanaście takich oddziałów, które będą rozsiane po całej Polsce. Ma temu przyświecać wizja "każdy powiat to jedna kompania", czyli kilkudziesięciu, maksymalnie stu ludzi. Łącznie w całej Polsce, po pełnej mobilizacji, gwardia ma liczyć nawet 46 tys. osób. Kiedy ten pomysł zostanie w pełni zrealizowany, nie wiadomo. Jak zachęcić ludzi do zaciągania się w jej szeregi? Tu też na razie brakuje konkretów, choć wiadomo, że zachęta musi być atrakcyjna, o czym dalej.
Uzbrojenie drugiego sortu
Istotną informacją na temat polskiej Gwardii Narodowej jest to, że ma się ona składać z dwóch różnych rodzajów oddziałów. Pierwszym, lepiej uzbrojonym i wyszkolonym, będą "siły mobilne", czyli nieprzywiązane na stałe do konkretnego terenu, ale gotowe do wysłania na front w celu bezpośredniego wsparcia wojska zawodowego. Drugim rodzajem ma być "obrona terytorialna", czyli słabiej uzbrojone i wyszkolone oddziały, których głównym zadaniem będzie dbanie o porządek w swojej okolicy i obrona np. przed dywersantami, lepiej znanymi obecnie jako "zielone ludziki".
Nie wiadomo, jaką konkretnie broń ma otrzymać Gwardia Narodowa. Na pewno będzie to standardowy sprzęt lekki piechoty, czyli broń ręczna i lekkie moździerze oraz ręczne granatniki. Przedstawiciele MON wspominali, że komponent mobilny może między innymi otrzymać nowoczesne rakiety przeciwpancerne Spike oraz przeciwlotnicze Grom. Padł również pomysł przekazania gwardzistom starych czołgów T-72, które obecnie w większości zalegają w magazynach i nie przystają do współczesnego pola walki. Logiczne byłoby wsparcie ich równie starymi transporterami opancerzonymi BWP-1, ale na ten temat nie ma informacji.
Niecodziennym pomysłem MON jest uczynienie Gwardii Narodowej samodzielnym rodzajem sił zbrojnych, równoważnym Wojskom Lądowym, Siłom Powietrznym, Marynarce Wojennej i Siłom Specjalnym. Bardzo podniesie to jej znaczenie i rangę w wojskowej hierarchii. Podobne rozwiązanie zastosowano wyłącznie w Wenezueli, gdzie Gwardię Narodową wzmocniono w celu uzyskania siły wiernej rządzącym socjalistom. Ma tam ona równoważyć skłonne do rewolty normalne siły zbrojne. Użyto jej przeciw opozycji i została obłożona sankcjami przez USA.
Import wzorców z zagranicy
Tworząc wizję polskiej Gwardii Narodowej, MON raczej sięgał jednak do wzorców nie wenezuelskich, lecz amerykańskich. Gwardia Narodowa USA jest bowiem modelowym przykładem tego rodzaju formacji, do którego warto dążyć w celu wzmocnienia potencjału polskiego wojska. Amerykańscy gwardziści stanowią potężną siłę, która samodzielnie mogłaby się rozprawić z wojskami większości państw świata. Podczas ostatnich wojen w Afganistanie i Iraku jednostki Gwardii Narodowej stanowiły połowę całych sił amerykańskich wysłanych do boju.
Stworzenie czegoś na wzór amerykański będzie wymagać jednak znacznej ilości pieniędzy i starań. Gwardia Narodowa USA liczy 460 tys.ludzi i pochłania rocznie około 35 mld dolarów. Na dodatek jest silnie zakorzeniona w amerykańskiej tradycji i kulturze, a przynależność do niej wiąże się z prestiżem, co ułatwia rekrutację. Jeszcze silniej chętnych do służby przyciąga pakiet korzyści finansowych, takich jak gwarantowana emerytura, przyzwoita pensja, tani dostęp do ubezpieczenia zdrowotnego i wiele innych.
Cały system został dopracowany na przestrzeni ponad 300 lat i działa bardzo sprawnie. W USA praktycznie nie ma przeciwników istnienia Gwardii Narodowej, która jest uznawana za optymalny finansowo sposób na wzmocnienie sił zbrojnych. W czasie pokoju gwardziści są tani w utrzymaniu, bo płaci im się tylko za weekendowe szkolenia, a dopiero w razie potrzeby stają się żołnierzami zdolnymi wyruszyć na wojnę, nieść pomoc w wypadku klęsk żywiołowych czy dbać o porządek podczas zamieszek.
W Europie źródeł inspiracji jest niewiele. Gwardie narodowe utrzymują Estonia, Gruzja, Łotwa i Ukraina. Są to przy tym organizacje młode, utworzone po 1991 r. Inne wojska europejskie stawiają raczej na organizacje skupiające rezerwistów, jak np. brytyjska Army Reserve. Poza granicami Europy gwardie ma jeszcze kilkanaście państw, głównie w Azji i Afryce, ale ich zadanie i formy są inne. Mają przede wszystkim służyć jako wierna władzy organizacja zbrojna, która będzie w stanie zapobiec przewrotom i zamachom stanu. Daleko im do wzorców amerykańskich.
Gwardia na gruzach NSR
Zakładając, że polski MON oprze swoją wizję Gwardii Narodowej na rozwiązaniach zza Atlantyku, można spekulować, jak będą wyglądać szczegóły jej organizacji. Najpewniej zostaną też wykorzystane różne rozwiązania opracowane podczas tworzenia Narodowych Sił Rezerwowych, które powołano do życia w 2010 r. po zakończeniu poboru. Podobne organizacje funkcjonują w wielu zachodnich państwach, w tym w USA, równolegle do Gwardii Narodowej.
Celem NSR jest skupianie rezerwistów, czyli osób przeszkolonych wojskowo, które odeszły do cywila. Do sił rezerwowych mogą wstąpić ochotniczo, co wiąże się z możliwością powołania ich pod broń w sytuacji zagrożenia dla państwa. W zamian otrzymują korzyści finansowe i biorą udział w szkoleniach, które mają podtrzymać ich umiejętności wojskowe.
NSR nie okazały się jednak sukcesem. Rezerwiści po obowiązkowej służbie wojskowej nie pałali chęcią do powrotu "w kamasze" i ciągle brakowało chętnych. Otwarto więc drzwi nawet dla osób, które do tej pory nie miały związków z wojskiem, tworząc hybrydę sił rezerwowych i gwardii narodowej. To i tak nie rozwiązało całkowicie problemów, bo brakowało też pieniędzy na sprzęt i ćwiczenia.
W efekcie NSR zyskały funkcję pierwszego stopnia na drodze do wstąpienia w szeregi wojska zawodowego. Rezerwiści po wstępnym przeszkoleniu są dobrymi kandydatami, bo potrafią znacznie więcej niż cywil. W 2013 r. przeszkolono np. 3,7 tys. kandydatów do NSR i jednocześnie 3,1 tys. członków NSR zostało zawodowcami.
Ochotnicy z finansową zachętą
Siły rezerwowe i gwardia najpewniej będą działać równolegle, podobnie jak w USA. Jest jednak możliwe, że zadania NSR zostaną ponownie ograniczone do tych, które przewidziano dla nich pierwotnie, czyli skupiania rezerwistów jako przeszkolonego zapasu kadr dla wojska. Cywile chętni do związania się z siłami zbrojnymi na część etatu najpewniej będą kierowani do Gwardii Narodowej, której podstawową ideą jest oparcie się na ochotnikach jako osobach zmotywowanych i niemających wygórowanych oczekiwań finansowych.
Pomimo tego MON będzie musiał przygotować atrakcyjny pakiet zachęt materialnych, aby przyciągnąć planowane 46 tys. gwardzistów. Prawdopodobnie będzie on podobny do tego, który zaoferowano osobom zaciągającym się do NSR. To między innymi zakaz zwolnienia z pracy w czasie trwania kontraktu, ubezpieczenie zdrowotne, odprowadzanie składek na emeryturę, pieniądze za ćwiczenia oraz szansa na dostanie się do wojska zawodowego.
Kręgosłupem regionalnych brygad gwardii najpewniej będą gwardziści służący na pełnym etacie. W USA są to głównie wyżsi rangą oficerowie, osoby odpowiedzialne za administrację, logistykę i technicy. Ich zadaniem jest tworzyć szkielet jednostki, który na wypadek ćwiczeń czy mobilizacji jest wypełniany normalnymi gwardzistami. Ci w warunkach pokojowych muszą stawiać się jedynie na weekendowe ćwiczenia, ewentualnie raz w roku na dłuższe, powyżej tygodnia. Według zapowiedzi MON w pierwszych trzech latach służby gwardzista będzie musiał ćwiczyć raz w miesiącu, później raz w roku.
Na samym początku służby najpewniej będzie się też odbywać kilkumiesięczne wstępne przeszkolenie (w USA trwa ono 10 tygodni), na wzór byłej obowiązkowej służby zasadniczej i przygotowania do NSR (szeregowi cztery miesiące, podoficerowie – pięć, oficerowie – sześć). W jego trakcie cywil ma się nauczyć podstaw żołnierskiego fachu. W USA później prowadzone są jeszcze zaawansowane szkolenia w zależności od tego, jakie stanowisko ma objąć gwardzista.
Wsparcie dla regularnego wojska
Od wzorców amerykańskich polska gwardia będzie się na pewno różnić strukturą dowodzenia i zasadami, na jakich będzie mogła zostać użyta. W USA Gwardia Narodowa jest podzielona na gwardie stanowe, podporządkowane gubernatorom. To oni decydują o jej użyciu w większości przypadków. W określonych sytuacjach, takich jak na przykład wojna czy inne zagrożenie dla całego państwa, rząd federalny może zmobilizować Gwardię Narodową i użyć jej według własnych potrzeb.
Ponieważ MON planuje uczynić gwardię piątym rodzajem sił zbrojnych, a Polska jest krajem unitarnym, w którym wojewoda ma znacznie mniej władzy niż gubernator, polska Gwardia Narodowa najpewniej pozostanie pod bezpośrednią kontrolą rządu. To Warszawa będzie decydować o ewentualnej mobilizacji gwardzistów i wysłaniu ich na wojnę, do zapewnienia porządku w kraju lub walki ze skutkami klęski żywiołowej.
Można się spodziewać, że zostanie wykluczone wysyłanie Gwardii Narodowej na misje zagraniczne pokroju tych w Afganistanie czy Iraku. Po pierwsze, byłoby to kontrowersyjne, bowiem gwardziści mają co do zasady być narzędziem do wzmocnienia obrony kraju, a nie do zwalczania zagrożeń poza jego granicami. Po drugie, świadomość tego, że nie zostanie się wysłanym na niebezpieczną misję np. w Syrii, znacznie zwiększy atrakcyjność służby w gwardii.
Gwardziści nie będą mieli wielkich szans w starciu z np. doborowymi rosyjskimi dywizjami zmechanizowanymi czy w pacyfikowaniu afgańskiej partyzantki, ale odciążą zawodowe wojsko w zadaniach na terenie kraju, które nie wymagają dużej siły ognia. Np. mogą pilnować odcinków frontu, na których wróg nie atakuje głównymi siłami, czy bronić na tyłach ważnych obiektów takich jak mosty, które mogą zostać zaatakowane znienacka przez lekkie oddziały przeciwnika.
Gwardia Narodowa będzie też dobrym sposobem na ogarnięcie żywiołowego i oddolnego ruchu różnych organizacji paramilitarnych, które zaczęły pojawiać się zwłaszcza po wybuchu wojny na Ukrainie. MON na pewno będzie zachęcał ich członków do włączenia się w struktury gwardii.