15 kwietnia cały świat lamentował nad możliwą stratą jednego z najcenniejszych zabytków średniowiecza. Tymczasem patrząc na paryską Notre Dame, wcale nie widzimy najdoskonalszej reprezentacji francuskiego gotyku, a irytujący przykład zafałszowanej historii, śladów przeszłości zamiecionych pod dywan oraz mieszczańskiej arogancji w stosunku do dawnego kunsztu, która doprowadziła do powstania niby-gotyku w iście disneyowskim stylu. Dla Magazynu TVN24 pisze mediewista Łukasz Kozak.
Jest paradoks zwany "statkiem Tezeusza". Zgodnie z legendą podaną przez Plutarcha okręt, na którym heros powrócił do Aten po pokonaniu Minotaura, stał przez długie lata jako pamiątka. Gdy deski próchniały, Ateńczycy zastępowali je nowymi. Dla filozofów statek stał się podstawą do rozważań na temat istoty zmieniających się rzeczy: czy statek wciąż jest tym samym statkiem, nawet gdy jego budulec został wielokrotnie wymieniony?
Średniowieczne arcydzieło? Już dawno nie
Pożar paryskiej katedry Notre Dame może zmotywować do podobnych nieco rozważań: co właściwie spłonęło? W noc pożaru, wśród rewii mniej i bardziej emocjonalnych, ignoranckich, a nierzadko po prostu głupich komentarzy, dowiadywaliśmy się, że płonie Europa, jej kultura, cywilizacja zachodu bądź chrześcijaństwa, a zdaniem niektórych symbol wielowiekowej opresji. Bardziej trzeźwi mówili o wielkim dziele architektury, najlepiej znanej budowli gotyckiej bądź perle średniowiecznej sztuki. Pojawiły się tysiące wypowiedzi o utraconym pięknie, 850 latach zniweczonych pożarem, nieodwracalnych stratach.
W powszechnej świadomości katedra funkcjonowała jako niezniszczalny i niezmienny monolit, surowe arcyśredniowieczne arcydzieło górujące wraz ze stalową wieżą nad Paryżem.
Nic bardziej mylnego. Myśląc w ten sposób, dajemy się zwieść ułudzie, a może wręcz nawet ignorancji. Katedrze w rzeczywistości daleko jest nawet do statku Tezeusza, nie jest średniowiecznym monolitem, już dawno przestała nim być. Jej historyczna wartość została zniweczona lata temu, i to paradoksalnie w procesie renowacji, który miał przywrócić jej pierwotny, średniowieczny blask.
Z katedrami gotyckimi jest tak, że poniekąd z założenia są dziełami nieukończonymi. Budowa tych świątyń zajmowała przynajmniej dziesięciolecia, najczęściej wieki, a kolejne epoki dokładały do nich swoje mniej lub bardziej dyskretne warstwy. Przykłady praskiej katedry św. Wita i kolońskiej św. Piotra pokazują wręcz, że budowa może być na kilkaset lat wstrzymana, a mimo to świątynia służy swoim celom. Koncepcje architektoniczne i dekoracyjne zmieniały się już od początkowych średniowiecznych faz budowy, a samo dzieło przez kolejne lata poddawane było nieustannym modyfikacjom. W konsekwencji każdy późniejszy styl pozostawiał w strukturze gotyckich budowli swój ślad. Nie inaczej było z paryską Notre Dame.
Choć dla monarchów francuskich paryska katedra nie była tak ważna, jak świątynia w Reims, gdzie byli koronowani, ani bazylika Saint-Denis – miejsce królewskich pochówków, to z inicjatywy Ludwika XIV z końcem XVII wieku rozpoczęto gruntowną przebudowę chóru. Prezbiterium to w większości przypadków najstarsza część kościołów – od niego rozpoczyna się budowę, by świątynia jak najszybciej mogła służyć celom liturgicznym. Ta właśnie przestrzeń została bezlitośnie zbarokizowana. Zdemontowano dawne lektorium oddzielające prezbiterium od korpusu nawowego, a w jego miejsce zamontowano barokową przegrodę ze stalowymi wrotami. Wnętrze chóru opróżniono ze średniowiecznych dekoracji, usunięto ołtarz i nagrobki, a całość pokryto stiukami i marmurami. W nowym wystroju najważniejsze miejsce w głównym ołtarzu zajęła pietà z podobiznami Ludwika XIII i Ludwika XIV.
Zmiany, które przeszła katedra, widoczne są na obrazach, rycinach i rysunkach przedstawiających jej wnętrze w XVIII wieku. Rzuca się na nich w oczy jeszcze jeden szczegół: przestrzeń jest jasna, doskonale naświetlona – ponieważ w katedralnych oknach nie ma słynnych średniowiecznych witraży! Kazali je usunąć w 1756 roku utyskujący na ciemność kanonicy.
Dla lepszego efektu w ich miejsce wstawiono zwykłe szyby, a całe wnętrze pobielono wapnem. Część zdemontowanych średniowiecznych szyb witraży została umieszczona w bezpiecznym miejscu, jednak nawet na pierwszych dziewiętnastowiecznych fotografiach doskonale widać, że rozety katedry wypełnione są zwykłym szkłem.
W kolejnych latach kanonicy majstrowali też trochę przy portalach, usuwając i skuwając rzeźby, które zawadzały im w procesjach. Zniszczono również wielką rzeźbę św. Krzysztofa z XV w, która stała po północnej stronie nawy głównej. Najgorsze miało jednak dopiero nadejść – do władzy dochodziła siła, która nie oszczędziła ani monarchów, ani duchownych, ani samej katedry.
Kult Rozumu i młot rewolucji
Rewolucja francuska niszczyła na ogromną skalę pomniki przeszłości. Katedralny skarbiec został zrabowany w 1792 roku, w tym samym czasie usunięto sygnaturkę (wieżyczkę) na przecięciu naw – według niektórych relacji była mocno uszkodzona i stanowiła zagrożenie, inni twierdzą, że zdaniem rewolucjonistów wysoka konstrukcja "występowała przeciw równości". Rok później, po zgilotynowaniu Ludwika XVI i w obliczu wojny z pierwszą koalicją, grabieże połączyły się z akcją usuwania "pomników zabobonu i feudalizmu".
W królewskiej nekropolii Saint-Denis otwarto groby, zrabowano, co tylko się dało, a monarsze kości wrzucono do dołów z wapnem. Rozpoczęto usuwanie wszystkich elementów kojarzących się z monarchią – każdy posąg z koroną był zagrożony.
28 rzeźb z zachodniej fasady Notre Dame przedstawiających biblijnych królów Izraela i Judy zostało zrzuconych, zdekapitowanych i okaleczonych. Co ciekawe, lud paryski był przekonany, że niszczy podobizny francuskich monarchów.
Roztrzaskane rzeźby wykorzystywano jako budulec, wrzucano do Sekwany, a wiele z nich zrzucono na hałdę, na której urządzono śmietnisko. Pojawiały się różne propozycje wykorzystania tego "materiału", znany malarz Jacques-Louis David zaproponował, by z gotyckich rzeźb z Notre Dame usypać cokół pod pomnik ku chwale francuskiego ludu.
Pewną część dekoracji uratował Alexandre Lenoir – pionier archeologii, który poświęcił się zbieraniu niszczonych zabytków, inne odnajdywano w następnych stuleciach – ostatnie takie znalezisko miało miejsce w 1977 roku.
Katedra (podobnie jak wiele innych najważniejszych francuskich kościołów) została przekształcona w "Świątynię Rozumu", w której czczono personifikację (zwaną czasem nawet boginią!) wolności (jej późna podobizna jest dziś symbolem Nowego Jorku). Mimo że był to obywatelski i ateistyczny kult, to aby wypełnić lukę po katolickiej liturgii, opracował własny system rytuałów. W środku dawnej katedry usypano kopiec, na którym postawiono teatralną scenografię w formie starożytnej świątyni, przyozdobiono ją popiersiami filozofów i oświeceniowymi symbolami. Obok "pochodni prawdy" siedziała aktorka ubrana w tricolore odgrywająca rolę Wolności, którą adorował tłum uczestniczący w obchodach "święta rozumu".
Problem w tym, że splądrowany budynek zaczął stanowić zagrożenie – resztki barokowych dekoracji mogły się w każdej chwili zawalić. Jednocześnie Robespierre uznał, że od ateistycznego kultu rozumu lepszy będzie deistyczny kult Najwyższej Istoty i zakazał "świąt rozumu".
Katedra podupadła i stała się czymś na kształt miejskiego kamieniołomu, z którego przez parę miesięcy pozyskiwano budulec.
Przed tym losem uratował ją przewrót 9 thermidora, czyli 27 lipca 1794 roku, w wyniku którego zostaje obalony Robespierre i jego zwolennicy. Choć świątynia była w bardzo złym stanie, przywrócono jej dawną liturgiczną funkcję i pozwolono na powrót katolickich duchownych. W 1804 roku ze względu na koronację cesarską Napoleona szybko oczyszczono wnętrze i ustawiono dekoracje w stylu starożytnego Rzymu, by nadawały odpowiedni "cesarski" ton ceremonii. Po upadku Napoleona, w czasie restauracji Burbonów, katedra jest poddawana doraźnym renowacjom, które przynoszą jej momentami więcej szkody niż pożytku, później zostaje splądrowana przez tłum w czasie rewolucji lipcowej w 1830 roku. W tym czasie przedstawia już taki obraz nędzy i rozpaczy, że miasto poważnie liczy się z ewentualną rozbiórką. Następuje jednak całkowity zwrot akcji.
Gotyk, który nigdy nie istniał
W 1831 roku zostaje wydana powieść "Notre-Dame de Paris" (w Polsce znana jako "Katedra Najświętszej Marii Panny w Paryżu") Victora Hugo. Pisarz doskonale trafia w mieszczański gust, który rozkoszuje się opowieścią o wesołej kozie, powieszonej cygance, zdeformowanym dzwonniku i ponurym archidiakonie. Katedra staje się symbolem nie ze względu na swoją dramatyczną przeszłość, ale ze względu na fabułę popularnej powieści.
W tym samym czasie powstają pierwsze państwowe instytucje i służby mające na celu zachowanie i renowację zabytków. Notre Dame jawi się jako priorytetowy obiekt na liście do przywrócenia dawnej świetności.
Za renowację zabierają się pionierzy konserwacji: Jean-Baptiste Lassus i Eugène Viollet-le-Duc, którzy wygrywają państwowy konkurs i w 1843 roku przystępują do prac nad fasadą. Powstaje cały zakład kamieniarski, który tworzy "gotyckie" rzeźby i ustawia je w opróżnionych portalach i arkadach. Uszkodzone średniowieczne elementy zastępowane są przez XIX-wieczne "rekonstrukcje". Prace przerywa brak finansowania i śmierć Lassusa, ale Viollet-le-Duc powraca w 1859 roku z nową koncepcją renowacji – która paradoksalnie dopełnia dzieła zniszczenia.
Viollet-le-Duc wymyśla swój własny, zunifikowany stylistycznie gotyk. Gotyk, który nigdy nie istniał. Ma duże wsparcie ze strony świeżo proklamowanego II Cesarstwa i Napoleona III, który wykorzystuje przeszłość do celów politycznych: chce mieć narodowy i historyczny styl. Francuski gotyk idealnie się do tego nadaje, ale jest zbyt zróżnicowany i surowy. Viollet-le-Duc ugładza go, czyni baśniowym – stąd przebudowane w disneyowskim stylu zamki i stąd kolejne nieszczęście katedry Notre Dame. Wszystkie nietypowe rozwiązania średniowiecznych architektów zostają "poprawione", większość rzeźb wymieniona, wracają też witraże – oczywiście niewiele barwnych szyb jest oryginalnych, a i te ulegają "poprawkom". Przywrócona zostaje sygnaturka (wieżyczka) – pierwsza ofiara ostatniego pożaru – choć jest dużo wyższa i otaczają ją spiżowe rzeźby świętych, z których jedna ma rysy samego "konserwatora". W końcu pojawiają się elementy całkowicie zmyślone przez Viollet-le-Duca – zarówno w architekturze, rzeźbie, jak i wyjątkowo kiczowatych projektach dekoracji malarskiej.
Słynne, lubiane i uznawane za "arcygotyckie" rzygacze i "chimery" absolutnie nie są średniowieczne. Jest to jedno z największych przekłamań Viollet-le-Duca – wszystkie gargulce, maszkarony i potworki przymajstrowane do katedry przez próżnego architekta w połowie XIX stulecia dziś postrzegane są jako wręcz emblematyczne dla gotyku.
"Renowacja" oczyściła sponiewieraną świątynię ze śladów przeszłości, nie widać zniszczeń rewolucji, choć oryginalne okaleczone rzeźby można zobaczyć w paryskim Musée de Cluny – Musée national du Moyen Âge i nowojorskim Metropolitan Museum of Art. Dynamika zmian i faz architektury oraz dekoracji gotyckiej przestała być tak dobrze widoczna w strukturze budowli, zniknęły też (choć wielu może to cieszyć) liczne barokizacje.
Katedra według le Duca stała się "gotykiem instant" stworzonym pod mieszczański gust, by zadowolić miłośników powieści Hugo, choć obecnie cieszy raczej widzów jej disneyowskiej adaptacji. Z historycznego monumentu i świątyni stała się wydmuszką pokrytą imitacjami dawnej sztuki i drugą po wieży Eiffla atrakcją turystyczną Paryża.
Dzisiejszy pożar, który co prawda niefortunnie strawił sporo średniowiecznych elementów dachu, nie dotknął wcale najcenniejszego, niezmiennego i wspaniałego okazu gotyckiej architektury, a raczej sentymentalną mieszczańską ikonę, która swojej niesamowitej historycznej wartości została już jakiś czas temu pozbawiona.
Łukasz Kozak - mediewista, ekspert od technologii i mediów. Twórca najpopularniejszych w sieci przeglądów zbiorów zdigitalizowanych (m.in. Discarding Images i Stare obrazki ze zwierzętami). Współpracował z licznymi instytucjami kultury i placówkami naukowymi w zakresie nowych mediów, technologii i wykorzystania zasobów cyfrowych. Od 2017 roku kurator programu muzycznego Festiwalu Nowe Epifanie. W Programie 2 Polskiego Radia współprowadzi pierwszą polską audycję mediewistyczną "Kryzys wieku średniego". Autor licznych prac naukowych i popularyzatorskich, recenzent wykonań i nagrań muzyki dawnej, wykładowca. Związany z Biblioteką Narodową, współpracuje z Pracownią Rozwoju Polony przy tworzeniu nowych rozwiązań dla bibliotek cyfrowych.